czwartek, 24 marca 2016

38. Dzień ma znaczenie - cz. 1


Cześć wszystkim!
Na początek: WESOŁYCH potterowskich  ŚWIĄT! 
Przedstawiam pierwszą cześć ostatniego rozdziału. Druga pojawi się za jakiś tydzień (góra półtora).
Liczę na jak najwięcej komentarzy z przemyśleniami ;)
Do następnego!
Rozdział zbetowany przez carmendraconi.
^^^
Harry patrzył przez dłuższą chwilę na niezwykłą postać stojącą na przeciwko niego. Przez chwilę miał wrażenie, że ma ona wiele twarzy, które zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale po chwili zmieniło się to w jedne konkretne rysy. Osoba miała wygląd staruszka z siwymi włosami i uprzejmym uśmiechem, ale Harry wiedział, że jest to tylko iluzja, dzięki której nie bolała go głowa. Podejrzewał, przed kim stoi. Przed samym Czasem.
- Witaj, Harry. Dobrze się w końcu z tobą zobaczyć.
- Um, dzień dobry - wyjąkał chłopiec, niepewny, co się z nim teraz stanie.
- Nie musisz się bać - zapewnił Czas. - Jesteś tu, by podjąć decyzję, co dalej.
- Jak to? Mogę wybrać?
- Oczywiście, ale twój wybór zaważy na przyszłości. Będziesz mógł odskoczyć i uniknąć zaklęcia albo zostać i zginąć na oczach ojca i kochanka.
- Co się stanie, jeśli uskoczę? Będę żył? - spytał z nadzieją chłopak.
- Tak, ale będą tego konsekwencje. Lucas w końcu się w tobie zakocha, a ty w nim. Jednak za parę lat obaj umarlibyście w nieszczęśliwym wypadku, tuż przed twoim urodzeniem i wszystko działoby się od początku – powiedział cicho starzec i podszedł bliżej, kładąc mu rękę na ramieniu.
- A jeśli nie uskoczę…?
- Umrzesz. Wpadniesz do jeziora i twoje ciało nie zostanie znalezione.
Harry zacisnął usta i odwrócił się zerkając na ścianę butelki, w której zamknięty był statek.
- Zastanawiam się, skąd w ogóle profesor Dumbledore miał taką moc, by przenieść mnie do tych czasów. Przecież już raz używałem zmieniacza i każde przekręcenie dawało godzinę. A mnie cofnęło o paręnaście lat!
- Dzięki mnie – uśmiechnął się Czas i oparł się o burtę. – Pokazałem się Albusowi we śnie i dzięki pomocy jednego z moich wysłanników, przekazałem mu zmodyfikowany zmieniacz. Dzięki niemu, nie musisz w tych czasach nosić okularów.
- Dlaczego?
- Żebyś jeszcze mniej przypominał ojca – odparł. – Zmieniacz też cię pomniejszył.
- Tak, wiem. Ile mam dokładnie lat?
- Gdyby przełożyć twój wiek na lata w Hogwarcie, właśnie kończyłbyś czwarty rok – spojrzał na chłopak i uśmiechnął się lekko. – To ma związek z twoim powrotem. Którego dzisiaj mamy, Harry?
- Um… 24 czerwca – powiedział Willow marszcząc lekko brwi.
- Zgadza się. A co się działo 24 czerwca na twoim czwartym roku?
- Turniej… To data trzeciego zadania – olśniło chłopaka.
- Aha. Wtedy wrócisz. Nie do czasów, gdy masz siedemnaście lat, tylko wtedy, byś mógł jeszcze uratować parę istnień.
- Czy wtedy nadal będzie mnie ograniczała zasada „Tam gdzie jest śmierć, musi być śmierć”?
- Nie, właśnie dlatego wrócisz w tym momencie – uśmiechnął się Czas. – Pewnie masz jeszcze mnóstwo pytań, więc zadaj je.
- Dlaczego akurat ten rok? Z jakiego powodu?
- Myślałem, że tego już się domyśliłeś. Z uwagi na profesora Woulda. Dzięki temu, że przeżyje, pomoże w przyszłości.
- Umarłby? Kiedy? – spytał chłopak, choć podejrzewał odpowiedź.
- Poświęciłby swoje życie w obronie Jamesa – szepnął starzec uśmiechając się smutno. – Ale przeżyje i za parę lat, gdy Lily będzie z tobą w ciąży, użyje na niej magii żywiołów i już w jej łonie, aktywuje u ciebie magię żywiołów. Co prawda ujawni się dopiero za parę lat, ale to pokażę ci za chwilkę.
- Pokażesz mi moją przyszłość? – nie dowierzał Willow.
- Tak, ale tylko do czasu twojego planowanego powrotu. Nie masz nad tym okresem żadnej kontroli, nie będziesz wtedy pamiętał, kim byłeś, jesteś i co się stało przed podróżą w czasie. Dopiero, tak jakby, pojawisz się z taką wiedzą, podczas trzeciego zadania turnieju.
- Dobrze, rozumiem. A rodzice? Umrą?
- Nie, mimo że Voldemort napadnie na wasz dom, gdy Peter poda mu lokalizację.
- Snape powie mu o przepowiedni? – spytał z niedowierzaniem Willow. Myślał, że Severus jednak nie będzie chciał wstąpić do śmierciożerców.
- Nie – rozwiał jego obawy Czas, ale zaraz dodał: - Zrobi to inny śmierciożerca. Severus Snape będzie szpiegiem Dumbledore’a od samego początku i dość dobrze dogada się z twoimi rodzicami, a przynajmniej na początku.
- Jak to na początku?
- Wydarzy się parę rzeczy, które odsuną od siebie wszystkich Huncwotów i Snape’a też – powiedział łagodnie starzec. – Chciałbym pokazać ci wydarzenia chronologicznie, ale najpierw muszę wiedzieć, czy na pewno chcesz wiedzieć, co się stanie od razu po twojej śmierci?
-Chyba tak… Bardzo będą cierpieć? – spytał chłopak, ale Przeznaczenie pokręciło głową.
- Wolę ci to pokazać.
Nagle na tafli szkła zaczął pojawiać się mglisty obraz Pokoju Wspólnego. Harry podszedł bliżej burty, patrząc na wizję z bólem w oczach.
                                                                                     ***
„ James opadł koło swojej dziewczyny na kanapę i widocznie starał się powstrzymać łzy. Kręcił głową, jakby starał się odegnać od siebie nieprzyjemne myśli.
- Nie znaleźli go jeszcze? – spytała cicho Lily przytulając się do jego boku. Pokój Wspólny był całkiem pusty, za oknem wydać było gwiazdy i mocno świecący księżyc zapowiadający pełnię. Ogień w kominku trzaskał wesoło, jakby nie zdawał sobie sprawy z ciężkiej atmosfery w pomieszczeniu.
- Nie. Ale mówią, że na pewno nie żyje – szepnął James zaciskając szczęki. – Odwołali poszukiwania ciała do rana.
- Jim… Przestań, kochany. To nie twoja wina. Widzę, że masz wyrzuty sumienia, ale przecież…
- Jak mogłem w ogóle być tak głupi i wyjść ze szkoły!? Obronił mnie! Gdyby nie on, ja… To moja wina, do cholery. Zabiłem go!
- Przestań! Wiesz, jaki on był, nie chciałby żebyś się obwiniał. Kochał cię jak brata i…
- Nie mów tak o nim – sapnął chłopak. – Nie mów w czasie przeszłym. Może…
- James… Przykro mi. Też go kochałam, ale musimy się pogodzić z tym, że… odszedł.
Z gardła Pottera wyrwał się zduszony szloch. Odwrócił się do dziewczyny i wtulił twarz w jej ramię. Gdy Lily pogładziła go po plecach, chłopak wybuchnął głośnym płaczem, nie będąc w stanie się powstrzymać.”
                                                                                      ***
„ – Syriuszu, usiądź w końcu – wyszeptał zmęczonym głosem Remus, patrząc, jak jego przyjaciel chodzi w tę i z powrotem po dormitorium.
- Nie, nie chcę – powiedział Łapa, a jego głos wydał się brzmieć wręcz płaczliwie. – Nie chcę, nie chcę – zaczął szeptać jak mantrę, ale w końcu opadł obok Lupina na łózko i spojrzał na niego błyszczącymi dziwnie oczami. – Znajdą go, prawda?
- Wiesz, że nawet jeśli znajdą, to…
- Nie! Znajdą go! I… i… - Syriusz zagryzł wargi prawie do krwi, by powstrzymać rozpaczliwy szloch. – On musi żyć. Przecież to mój mały braciszek. On nie mógł umrzeć.
Lupin zacisnął usta i przełknął gulę w gardle.
- Syri, musimy…
- Nie mów, że mam się z tym pogodzić!!! On żyje i pewnie czeka na dnie tego cholernego jeziora, by pojawić się i zrobić nam kawał! – wykrzyknął Black, ale głos mu się złamał. Zacisnął powieki i  pierwsze łzy potoczyły się po jego policzkach. Zagryzł wargę starając się opanować szloch. – On nie mógł… nie mógł…
Zaszlochał opierając się o Remusa i chowając twarz w jego ramieniu. Jego gorące łzy spłynęły na szyję Lupina. Lunatyk objął przyjaciela i starał się opanować łkanie wyrywające się z jego gardła.
- Syriuszku… - szepnął zdławionym głosem.
Blackiem wstrząsnął głośny szloch.
- Luni, Luni, jak on mógł? Mój Harry, mój braciszek – jęknął Łapa, kręcąc głową. – Powiedz, że to nie prawda, błagam.
- Syriuszu…
Black zacisnął powieki, gdy nagle dotarło do niego wszystko, wywołując ogłuszający ból w piersi. Zaszlochał gwałtownie, przytulając się do Lupina.”
                                                                                   ***
„Lucas opierał się rękami o parapet w swojej sypialni, patrząc w dal z bólem w oczach. Łzy powoli i nieprzerwanie spływały po jego policzkach. Mężczyzna nawet nie powstrzymywał szlochów. Patrzył na błonia rozciągające się za oknem i płakał cicho, drżąc. Nie mógł uwierzyć w oświadczenie Dumbledore’a. Dlaczego akurat Harry? Dlaczego on, a nie ktokolwiek inny? Lucas wziął drżący oddech i zacisnął powieki. Coś przecież musiało zmniejszyć ten ból…”
                                                                                     ***
Harry stał zaciskając powieki. Okropnie ranił go ból jego bliskich. Spojrzał na Przeznaczenie i westchnął drżąco, powstrzymując łzy.
- Pozbierają się?
- Lily, James i Remus w końcu się z tym pogodzą. Z Syriuszem będzie gorzej. Będzie próbował zapomnieć, ale jeszcze długo nie zazna spokoju. Co do Lucasa, wyjedzie z Anglii i będzie krążył po Europie.
- Nie chciałem ich tak bardzo do siebie przywiązać – wyszeptał chłopak czując wyrzuty sumienia. – W ogóle nie powinienem się z nimi przyjaźnić, ale nie mogłem… To była jedyna szansa, by poznać ich bliżej, by dowiedzieć się, jacy byli.
- Wiem, mój drogi – powiedział łagodnie Czas i położył mu dłoń na ramieniu. – Chcesz zobaczyć, co poróżniło Jamesa i Syriusza?
- Pokłócą się? Przecież zawsze byli dla siebie jak bracia!
- Pamiętasz, że przez ostatnie miesiące dość dużo się kłócili, prawda? Te przykre emocje są jakby odbiciem tego, co się dopiero wydarzy. Sprzeczali się, bo czuli do siebie niechęć z przyszłości.
- Dlaczego? – nie rozumiał chłopak.
- Bo, żeby zabrać cię z powrotem musieliśmy „przybliżyć” do siebie te czasy. To dlatego miałeś sny o przyszłości, których później nie pamiętałeś.
Harry przypomniał sobie dziwne wizje, które sprawiały, że w nocy budził się zlany potem i zbyt przestraszony, by ponownie usnąć. Czyli jego przyszłość będzie aż taka straszna?
- Pokażę ci teraz twoje narodziny. Śniłeś o nich już kiedyś. Może sobie przypomnisz.
Willow skinął głową i odwrócił się do tafli butelki, na którym już pokazał się obraz sali szpitalnej św. Mungo.
                                                                                  ***
„Syriusz patrzył w lekkim szoku na maleńki cud leżący w ramionach Lily. Wyciągnął powoli rękę i dotknął niesamowicie miękkich czarnych włosków. Jego serce zabiło odrobinę szybciej, gdy zdał sobie sprawę, że jest to jego chrześniak, którego przyjścia na świat wyczekiwał już od miesięcy. W tym momencie poczuł, że dziwna pustka, o której istnieniu nie zdawał sobie sprawy, wypełniła się, nadając większy sens jego życiu. Uśmiechnął się, czując, że coś dławi go w gardle. Podniósł wzrok na szczęśliwych rodziców i przełknął gulę.
- Jak mu dacie na imię? – spytał lekko zdławionym głosem. Lily uśmiechnęła się szeroko.
- Dałam Jamesowi wolną rękę – szepnęła.
- Stwierdziłem, że będzie miał na imię Harry – odparł Potter z błyskiem w oku.
Syriusz zamarł i poczuł, że coś boleśnie kuje go w serce.
- Jak to Harry?
- Tak to – odparł Rogacz. – To mój wybór.
- Zwariowałeś!? – warknął Black, kręcąc lekko głową i odsuwając się. – Nie możesz go tak nazwać!
- Mogę zrobić, co mi się podoba! – syknął James. Miało się wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu gwałtownie spadła. – I chcę, by tak miał na imię! Nie zabronisz mi, do cholery!
- To bez sensu! To mu nie wróci życia! – krzyknął Syriusz, mając wrażenie, że otwierają się w jego sercu jakieś stare rany. Był wściekły, że James na to pozwolił.
- PRZESTAŃ! Nie interesuje mnie twoje zdanie!
- Jesteś idiotą! Nie…
- To, że ty wciąż rozpamiętujesz śmierć Willowa i z chęcią postawiłbyś mu ołtarzyk, nie znaczy, że ja nie mogę uczcić go w inny sposób! To moja sprawa!
- To cholernie nie…
- Panowie! – do pokoiku zajrzała uzdrowicielka, patrząc na nich karcąco. – Słychać was w całym szpitalu. Proszę o spokój, bo inaczej będą musieli panowie opuścić to miejsce.
Syriusz zacisnął zęby i odwrócił się z zamiarem wyjścia. Nie mógł uwierzyć, że James może robić coś takiego. Jemu samemu tylko to imię sprawiało tak wielki ból, że nie mógł nad nim zapanować. Dlaczego teraz James każe mu cierpieć każdego dnia, gdy tylko zobaczy swojego chrześniaka?”
                                                                                  ***
- Nie mogę uwierzyć – szepnął Harry kręcąc lekko głową. – O to się pokłócili?
- Syriusz wtedy nadal cierpiał po twojej śmierci i w głębi duszy obwiniał o nią Jamesa – powiedział w zamyśleniu Czas. – Mimo to, nadal będzie twoim ojcem chrzestnym, bo Jamesowi będzie głupio zmieniać swoją decyzję.
- Będzie… mnie kochał?
- Och, będziesz całym jego światem – uśmiechnął się Los. – Będzie cię kochał ponad życie, a po jakimś czasie zda sobie sprawę, że ból po śmierci Harry’ego Willowa niemal zniknął.
- A co z rodzicami? Po ich śmierci zostanie ze mną?
- Twoi rodzice nie umrą – szepnął Czas patrząc na niego badawczo. – Zresztą, pokarzę ci to.
                                                                                ***
„Halloween'owa noc. James ostatni raz machnął różdżką przed rozradowanym synem, wyczarowując snop iskierek, a chłopiec śmiał się machając rączkami i starając się złapać migające kolory. Potter w końcu odłożył różdżkę i uniósł chłopca uśmiechając się czule. Do pokoju weszła Lily i odebrała od niego dziecko.
- Położę go spać. Już najwyższa pora – stwierdziła z uśmiechem.
Nagle usłyszeli głośny huk od strony drzwi wejściowych. James rzucił się w tamtą stronę i krzyknął.
- Lily, bierz Harry’ego i uciekaj! To on! Idź! Uciekaj! Ja go zatrzymam…
Lily ruszyła biegiem na schody na piętro i wpadła do pomalowanego na niebiesko pokoiku Harry’ego. Z dołu dobiegł ją szyderczy śmiech i krzyk:
- Avada Kedavra!
Krzyknęła, gdy oczami wyobraźni zobaczyła upadające ciało męża. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Mieli być bezpieczni. Peter miał nie dopuścić, by Voldemort ich znalazł. Jak mógł ich zdradzić. Dlaczego?
Położyła Harry’ego do łóżeczka i zaczęła układać pod drzwiami najcięższe rzeczy, jakie znalazła w pokoju. Wiedząc, że to i tak nic nie da, odwróciła się i uklękła naprzeciwko łóżeczka.
- Harry bardzo cię kochamy. Bardzo. Mamusia cię kocha. Tatuś cię kocha - szeptała. – Harry bądź dzielny. Bądź silny.
Chłopiec patrzył na nią zaciekawionym spojrzeniem, nie rozumiejąc, co się dzieje. Wyciągnął rączkę do mamy i uśmiechnął się szeroko, tak jak tylko dziecko potrafi. Kobieta zaszlochała, czując łzy płynące po policzkach.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, wszystkie rzeczy odsunęły się i ciemna postać weszła do pomieszczenia. Lily wstała i rozłożyła szeroko ramiona, by za wszelką cenę bronić synka.
- Nie Harry, błagam, tylko nie Harry! – szepnęła zdławionym głosem, patrząc w bezlitosne czerwone oczy.
- Odsuń się, głupia… Odsuń się, i to już…
- Nie Harry, błagam, weź mnie, zabij mnie zamiast niego…
- To ostatnie ostrzeżenie…
- Nie Harry! Błagam… zlituj się… zlituj… Nie Harry! Nie Harry! Błagam… zrobię wszystko…
- Odsuń się… Odsuń się, dziewczyno…
Kobieta pokręciła panicznie głową i sekundę później pokój rozświetliło zielone światło. Harry ani razu nie zapłakał. Stanął w łóżeczku, trzymając małymi rączkami poziomy szczebelek i patrząc na dziwną postać z wyraźnym zainteresowaniem. Jednak gdy Czarny Pan podniósł różdżkę, chłopiec pociąga noskiem i wybucha płaczem.
- Avada Kedavra! – syknął Voldemort i zaklęcie uderza w chłopca, odbija od niego i wraca do właściciela. Ciało Czarnego Pana rozpada się na kawałki, a to, co z niego zostało ucieka w panice, znikając za oknem w ciemności nocy.
Płaczący chłopiec zostaje sam. Staje chwiejnie w łóżeczku i patrzy na mamę, jakby oczekując, że kobieta zaraz ocknie się i wybuchnie śmiechem.
Ale tak się nie stało.
- M-ma! – pisnął cicho Harry.
Nagle na schodach rozległy się powolne, długie kroki. Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna o wielu i zarazem żadnej twarzy. Spojrzał na maleńkiego Pottera i przybrał konkretną postać. Miał taką twarz, jak kiedyś, przy Wrzeszczącej Chacie, gdzie pewien blond włosy gryfon uratował mu życie.
- Witaj, Harry Potterze – szepnął. – Przysięgałem ci, że odnajdę cię i spłacę dług. Oto moja zapłata.
Wysłaniec Czasu powoli zaczął się zamazywać i w końcu zniknął. W tym samym momencie, Lily poderwała się do siadu głośno wciągając powietrze do płuc. Jęknęła i rozejrzała się.
- Kochany – wyszeptała i wzięła chłopca z kołyski, przytulając go mocno. – O Merlinie, Merlinie… Co tu się stało? – odgarnęła czarne włoski z czoła chłopca patrząc na nie ze zdumieniem. Była na nim wyraźna rana w kształcie błyskawicy. – Co tu się stało? – powtórzyła.
Ktoś wbiegł na schody.  Lily przytuliła do siebie mocniej chłopca i odwróciła się do drzwi. Wpadł przez nie James z przerażeniem wypisanym na twarzy.
- Lily, Harry! O Merlinie – odetchnął i podszedł do nich zamykając ich w uścisku. – Żyjecie…
Rozejrzał się i jego wzrok padł na kupkę czegoś, co wyglądało na popiół, naprzeciwko łóżeczka Harry’ego. Spojrzał ze zdumieniem na synka, a potem na żonę. Oboje zastanawiali się, jak to możliwe, że żyją.”
                                                                                    ***
- Przeżyją? – spytał z niedowierzaniem Harry, przenosząc wzrok na Czas.
- Tak. Dzięki temu, że uratowałeś jednego z moich wysłanników, miał u ciebie dług i w taki sposób go spłacił. Zamiast twoich rodziców, tego dnia umarła starsza kobieta śmiertelnie chora i ojciec dwójki dzieci, który wykorzystywał ich seksualnie. Myślę, że to sprawiedliwa wymiana.
- Tak – szepnął chłopiec, choć poczuł lekkie wyrzuty sumienia, że umarli inni, (prawie) niewinni ludzie. – Będę mieszkał z rodzicami?
- Oczywiście – uśmiechnął się lekko Czas, choć trochę smutnie. – Ale nie wszystko będzie tak, jakbyśmy tego chcieli. Będziesz miał brata.
- Naprawdę? – rozpromienił się Willow.
- Tak, ale obawiam się, że zmienisz swoje nastawienie, gdy pokażę ci kolejne wspomnienia…
                                                                                  ***
„Mały, około czteroletni Harry stał w kącie salonu w domu Potterów i patrzył zranionym wzrokiem na rodziców, którzy właśnie pokazywali swojego nowego synka koledze Jamesa z Biura Aurorów, Danielowi Outragerowi*. Mężczyzna miał krótkie blond włosy, obcięte na jeża i bardzo jasnoniebieskie oczy. Harry czuł dziwne dreszcze, gdy ten facet ich odwiedzał, ale nic nie mówił, bo rodzice okropnie się denerwowali, gdy tylko niepotrzebnie otwierał usta. Gdy mama była w ciąży strasznie źle się czuła, ale teraz już urodziła, więc chyba wszystko powinno wrócić do normy, prawda? Otóż nie. Noworodek, którego rodzice Harry’ego przynieśli ze szpitala, niezwykle zafascynował starszego chłopca, ale nie mógł się do niego zbliżać z jednego powodu. Chłopiec w ramionach Lily miał szmaragdowozielone oczy, jak Harry, ale również blond włoski, które odziedziczył po babci**. Harry już wiedział, że taki kolor bardziej odpowiada jego rodzicom, bo gdy tylko maleńki chłopczyk pojawił się w ich domu, zdawali się stracić większe zainteresowanie Harrym.
- Mamusiu? – wyszeptał czterolatek, ale zaraz zamilkł, gdy usłyszał, że jego młodszy brat wybucha płaczem.
- Wynocha na dwór – powiedziała ostro kobieta, kołysząc młodszego synka w ramionach.
- Może zabiorę go nad rzekę – zaproponował Outrager. – Będziecie mieli choć na chwilę większy spokój.
- Jeśli chcesz – uśmiechnęła się nieco Lily, nawet nie zerkając na chłopca. James wzruszył ramionami, wpatrzony w młodszego malca.
- To chodź, Harry. Pokażę ci fajne miejsce.
Chwycił dzieciaka za rękę i wyprowadził tylnymi drzwiami na ogród i dalej, do niewielkiego lasku. Szli kilka minut, a Harry czuł coraz większy niepokój. Bał się sprzeciwić rodzicom i wrócić do domu, z dala od tego mężczyzny. W końcu dotarli do niewielkiej polanki, przy której płynął niewielki strumyk.
- No, jesteśmy. Ładnie tu, prawda?
- Tak, proszę pana – powiedział niepewnie chłopiec i ruszył w stronę wody, mając nadzieję, że mężczyzna pozwoli mu chociaż pomoczyć nogi.
- A ty dokąd? – mężczyzna złapał go za kołnierzyk koszulki i pociągnął do siebie. – Teraz się pobawimy. Będzie fajnie, ale musisz mnie słuchać, dobrze?
- D-dobrze.
- To najpierw ściągniemy koszulkę – powiedział Outrager z lubieżnym uśmiechem.
Harry zmarszczył brwi, ale pozwolił mu na zdjęcie z niego górnej części ubrania. Będą się bawić w wodzie? Pewnie tak, no, bo po co inaczej ściągać ubrania? Ręce mężczyzny prześlizgnęły się po brzuchu chłopca, który zachichotał, czując łaskotanie.
- Nie rób. Łaskocze – pisnął i cofnął się lekko, ale Daniel przyciągnął go mocniej do siebie. Harry sapnął i zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, co się dzieje.
- Teraz buciki. Nie chcesz ich chyba zamoczyć. Rodzice byliby źli.
Malec przygryzł wargę i w duchu przyznał rację dorosłemu. Do wody nie wchodzi się w butach. Ściągnął je, męcząc się przez chwilkę, póki Outrager mu nie pomógł. Ruchy dorosłego były dziwnie szybkie i naglące, co zaniepokoiło lekko Harry’ego.
- No, i spodnie – stwierdził mężczyzna i wręcz zdarł z dziecka ubranie. Harry krzyknął cicho i spojrzał na Daniela z urazą, zaraz jednak na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Mężczyzna chwycił go mocno i docisnął do siebie. Potter mógł poczuć dziwną twardość na swoim brzuchu.
- Co pan robi? Nie chcę – pisnął, gdy ręce mężczyzny ześlizgnęły się na jego pośladki i mocno je ścisnęły. – To boli! Puść.
- Nie wyrywaj się, bachorze, to nie będzie bolało… bardzo.
Harry zapłakał, gdy Outrager zaczął błądzić ustami po jego drobnym ciałku. Wyginał się, by uniknąć nachalnych rąk ślizgających się po jego skórze. Poczuł, że mężczyzna zaczyna ściągać mu majtki.
- Nie chcę, nie chcę. Puść!
- Zamknij się, gówniarzu! – syknął starszy czarodziej coraz bardziej sfrustrowany. – Nie obchodzi mnie, co chcesz! Dawaj to! – szarpnął za materiał i ściągnął go z chłopca.
- Nie… P-proszę… Nie chcę… Au!
Harry szarpnął się, gdy poczuł obezwładniający ból w tyłku. Krzyczał, ale nie miał siły na wyrywanie się. Po chwili zachrypł i tylko cicho łkając osunął się niemal bezwładnie w ramiona mężczyzny. Po chwili poczuł, że po jego udach spływa jakaś ciecz, a po kolejnych minutach męczarnia się skończyła. Outrager jęknął głośno i w końcu się odsunął. Położył słabego chłopca na ziemię i oparł o drzewo wzdychając z ulgą.
- Jeśli piśniesz choć słowo o tym, co się działo, zrobię to jeszcze raz, ale dużo mocniej – syknął mężczyzna po chwili. – Rozumiemy się?
- T-t-tak – zakwilił chłopiec drżąc na całym ciele.
Nagle dorosły spojrzał na niego z obrzydliwym uśmiechem.
- I tak zrobię to jeszcze raz, ale jeśli powiesz, już nigdy się nie uwolnisz – zaczął powoli się zbliżać nie przestając się uśmiechać.
Harry pokręcił gwałtownie głową i cofnął się, na tyle, ile mógł.
- Nie… Nie. Nie! – krzyknął i poczuł dziwne mrowienie w rękach, które uniósł obronnie nad głowę. Podniósł wzrok i ze zdumieniem stwierdził, że mężczyzna się zatrzymał i patrzy na niego w szoku. Z ust Outragera wyrwał się jęk. Chwycił się za gardło, nie mogąc złapać oddechu. Po chwili posiniał na twarzy i opadł bezwładnie na ściółkę, już się nie poruszając. Harry podniósł się na kolana, starając się ignorować oszałamiający ból. Podpełzł powoli do leżącego ciała i ze zdziwieniem stwierdził, że mężczyzna nie oddycha. Wiedział, że to raczej nie dobrze. Dotknął ramienia Outragera i nagle zapragnął, by dorosły zniknął. Nie chciał, by zrobił mu kolejną krzywdę.
Gdy to pomyślał, ciało zapadło się pod ziemię, nie pozostawiając nawet śladu.
Harry zacisnął powieki, spod których popłynęły kolejne łzy. Wiedziony instynktem, podniósł się na nogi i podszedł do strumyka. Zanurzył się w nim powoli, a gdy otoczyło go niebieskie światło, poczuł niesamowitą ulgę.
Po paru minutach wypełzł na brzeg i ubrał się najlepiej jak potrafi czterolatek. Prawie nic go nie bolało, więc ruszył biegiem w stronę domu. Wpadł do salonu przez tylne drzwi zaraz został zatrzymany przez ojca.
- Co to za harmider?! Jeśli obudziłeś Harresa…
Z góry rozległ się płacz noworodka. Twarz Jamesa Pottera wykrzywiła się w gniewie.
- Ile razy ci powtarzałem, że teraz masz się w domu zachowywać cicho?! – syknął na syna chwytając go boleśnie za ramię. Nie słysząc odpowiedzi, mężczyzna odwrócił chłopca tyłem i mocno uderzył go w tyłek. Harry krzyknął ponownie czując rozrywający ból między pośladkami. Łzy popłynęły po jego policzkach.
- Na górę, do pokoju! – warknął starszy Potter. – Masz tam siedzieć do kolacji, czy to jasne?”
                                                                                  ***
„- I nigdy już nie będzie mówił? – spytała cicho Lily patrząc to na uzdrowiciela to na swojego starszego syna.
- To wina jakiegoś psychicznie ciężkiego przeżycia – powiedział starszy mężczyzna. – Harry nie mówi, bo nie chce. Teoretycznie wszystko jest w porządku, a jednak nie.
- Nie mówi, bo nie chce? – warknął cicho James. – To go zmuśmy.
- To nic nie da – odparł łagodnie uzdrowiciel. – To psychiczny problem. Jedyne, co może pomóc to terapia.
- Rozumiem – powiedziała Lily. – Zgłosimy się do pana za jakiś czas.
Gdy wyszli z gabinetu, teleportowali się prosto do domu, gdzie był Syriusz, pilnujący Harresa. Mężczyzna momentalnie zbliżył się do Harry’ego i wziął go na ręce, parząc na niego z niepokojem.
- I co?
- Nie mówi, bo jest chory psychicznie – mruknął James i dziwna niechęć pojawiła się w jego oczach. – Nie można mu pomóc.
- Nie będzie już mówił? – spytał Syriusz z niedowierzaniem i mocniej przytulił do siebie chrześniaka.
- Nie – warknął starszy Potter i odwrócił się od Blacka, znikając w kuchni.
Łapa popatrzył na czterolatka w jego ramionach i poczuł lekkie dławienie w gardle. Oczka chłopca były tak smutne, tak puste, że czarnowłosy aż się wzdrygnął.
- Idziemy do pokoju, Słoneczko? – zapytał chłopca, a ten pokiwał lekko główką.
Black wszedł na piętro, gdzie znajdował się niewielki pokoik Harry’ego. Postawił malca na podłodze i zajrzał do skrzynki na zabawki, która stała w kącie.
- Pobawimy się, Słońce? – spytał chłopczyka, wyjmując z pudełka magiczne zabawki (zignorował fakt, że jest ich dużo mniej niż w pokoju półrocznego Harresa). Odwrócił się gwałtownie, gdy mały Potter wybuchnął głośnym płaczem. Mężczyzna rzucił zabawki na ziemię i natychmiast znalazł się przy chrześniaku. Wziął go na ręce i przytulił mocno.
- Już dobrze. Nic się nie dzieje. Cichutko, maluszku – wyszeptał Black kołysząc lekko chłopcem. – Co się stało? Powiedziałem coś nie tak? Zrobiłem? Powiedz mi, Słoneczko. – Posadził chrześniaka na łóżku i ukląkł przed nim. – Proszę, choć słówko. Proszę, powiedz choć jedno słowo – Harry popatrzył na niego załzawionymi oczkami, ale nawet nie otworzył ust. – Słoneczko, błagam, choć jedno – prosił, czując dławienie w gardle. - Powiedz, jak mam na imię. Przecież wiesz – stłumił szloch. - Powiedz to... Błagam…
                                                                                ***
„- Wujku, wujku! Weźmiesz mnie na motor? – piszczał trzyletni Harres, którego Black obrzucił niechętnym spojrzeniem.
- Nie teraz – powiedział i ponownie skupił się na Harrym, któremu właśnie pokazywał kilka zaklęć. Chłopiec wyglądał na niezwykle zadowolonego, co zawsze przyspieszało bicie serca Syriusza.
- Ale wujku! JA CHCĘ TERAZ! – krzyknął młodszy z braci i wyglądał tak, jakby chciał kopnąć Blacka w kostkę.
- Mówię, że nie teraz,  bo pomagam Harry’emu.
- Harry się nie liczy!
- Dość! Nie będziemy tak rozmawiać – powiedział Łapa czując coraz większą irytację. Nie przepadał za młodszym synem Lily i Jamesa. Chłopiec był dużo głośniejszy niż Harry, był okropnie rozpuszczony i myślał tylko o sobie, mimo że miał niecałe cztery lata. Tak jak Harry miał szmaragdowe oczy, ale starszego Pottera były duże w kształcie migdałów, a Harresa były małe i miało się wrażenie, że cały czas patrzy na wszystko złośliwie. I już teraz był dość spory, żeby nie powiedzieć gruby. Syriuszowi przypominał nieco Petera, którego niestety jeszcze nie złapali za zdradę Potterów.
- Ale ja chcę na motor!
- Nie będzie żadnego motoru, bo na mnie krzyczysz – powiedział spokojnie Black, mimo że w środku się gotował ze złości. Przewrócił stronę książki, z której uczył Harry’ego i zignorował wściekłe piski młodszego z braci. – To na czym skończyliśmy, Słoneczko?
Chłopiec uśmiechnął się do niego szczerze i wskazał paluszkiem miejsce w książce.”
****************************************************************************
* outrage – ang. gwałt
**nie wiem, czy jest to możliwe, ale potrzebne mi do opowiadania.
CDN…HaHHarrzZhH
HaHHarrzZhH

15 komentarzy:

  1. Wow...
    Mega mi się podobało :) Pisz szybko dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest po prostu piękny. Harres bardzo mi przypomina Dudleya. Chyba nawet wiem, co a raczej, kto poróżni Jamesa i Syriusza. Zastanawiam się, komu Harry powie, że był Willowem. Tobie również wesołych, pogodnych i rodzinnych świąt oraz mokrego Śmigusa Dyngusa!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za nie komentowanie notek ale niestety maturalna klasa ma się do tego,że ma się czas szybkie przeczytanie a potem do nauki(bije pokłony). Z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zadziwiasz i to pozytywnie XD. Życzę Wszystkiego dobrego w te święta (nie umiem składać życzeń)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział! I te wspomnienia... Na miejscu Harry'ego nie wiem, co bym zrobiła. Chyba bym wybrała śmierć. No, ale gwałt... I właśnie za tę opiekuńczość uwielbiam Syriusza. Czy nie da się przyspieszyć publikacji kolejnego rozdziału?
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko o matko, czyli istnieje szansa że Harry zakocha się w Lucasie. Nawet nie wiesz jaka to radość, co do rozdziału jest naprawdę mega. Kiedy pomyślę co może się stać z Harrym w przyszłości, to naprawdę strasznę. I ten jego nieznośny brat, ugh już go nie lubię. A co się stanie z Remim w przyszłości? Bo były wspomnienia Jamesa, Lily i Syriusza a o naszym wilkołaku nic a nic.
    Pozdrawiam i weny życzę ����

    Mirabella

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego, wspaniała fabuła. Ciekawi mnie co zrobi Harry i komu powie co się zdarzyło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wkurw. Wielki, ogromny WKURW! Jak oni się do jasnej cholery zachowują?! Arggggrrrrh~!!!! Jasna cholera, najchętniej to bym tam wparowała na tą polankę i sprała tego cholernego ćwoka na... nie wiem, dżem choćby albo co... no ale chodzi mi o to, że po prostu najchętniej to bym go sprała. Albo chociaż sprowadziła tam Syriusza, jakbym mogła. W ogóle strasznie mnie wnerwia też ten młodszy. Noż masakra jedna, mała, wkur*iająco- irytująca, itd., itp. Choć to wina Lily i Jamesa, za bardzo go rozpieścili, zresztą w ogóle to mnie wkur...rzyli i mam ochotę im też je*nąć.
    No, ale ogólnie t rozdział mi się podobał. Mam nadzieję, że mimo wszystko Harry będzie w końcu szczęśliwy, no i że zacznie znów mówić (może przez to, że spotka pononie Woulda, może ptzez to, że teraz będzie znał... yhm, coż, przeszłość... a może też spotka miłośc swego życia i przez to zacznie mówić). Chociaż najbardziej zależy mi na tym, żeby po prostu mógł być szczęśliwy. I mam nadzieję, ze tak się stanie. Zdecydowanie będę czekać na nexta, zresztą ogólnie na ciąg dalszy. :) Pozdrawiam, życzę Ci WENY, CZASU oraz CHĘCI. :)
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło ci o konfiture? Albo o świeżo wyciskany soczek? Jak tak, to chętnie pomogę :3

      Usuń
    2. Hah.. Ja za to chetnie przyjme twoja pomoc ;D

      Usuń
  8. Ojejujujuju... Przeczytałam wszystkie rozdziały dzisiaj i jestem zachwycona! Masz niezwykły talent i robisz coraz mniej błędów ;) Twoje opowiadanie tak wciąga, że achhh:D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział. Jestem niesamowicie ciekawa kolejnej części całego opowiadania. Zapowiada sie niesamowicie. Syriusz jest genialny, a z Jamesem i Lily no cóż,nie można mieć wszystkiego.
    Życze weny :*
    Cans

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest genialne. Nic więcej nie można o tym powiedzieć. Czysty geniusz.

    Dużo weny życze i błagam o szybkie pojawienie nowego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    aż sama płakałam, było im smutno, Lucas, James, Syriusz, a potem narodziny Harrego, a później brata, aż się przypomina zachowanie Dursleyów, tak czy siak nie ma znyt miłego dzieciństwa, chociaż jest Syriusz obok...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejka,
    wspaniały rozdział płakałam... no było im smutno, Lucas, James, Syriusz, a potem narodziny Harrego, a jeszcze później jego brata, przypomina się zachowanie Dursleyów, tak czy siak nie ma zbyt miłego dzieciństwa, chociaż jest Syriusz obok...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo płakałam... było im smutno.... Lucas, James, Syriusz, a potem narodziny Harr'ego, a jeszcze później jego brata, przypomina mi się zachowanie Dursley'ów, tak czy siak nie ma tutaj jednak zbyt miłego dzieciństwa, chociaż Syriusz jest obok i troszczy się o Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń