niedziela, 6 marca 2016

37. Coraz bliżej wojny


Witam!
To już przedostatni rozdział pierwszej części (choć w sumie nie wiem, czy kolejnego nie podzielę na dwie...)! Dziękuję za każdy komentarz i za przypomnienie w nich o szczegółach, które nie zostały wyjaśnione. Nawet jeśli nie zostaną rozstrzygnięte w finale pierwszej części, to pojawią się te wątki w drugiej ;)
Kolejny rozdział pewnie pojawi się po trochę dłuższej przerwie. Muszę wszystko przemyśleć, wyłapać wszystkie wątki i wyjaśnić je w przystępny sposób ;) Mam nadzieję, że będziecie czekać ;D

Rozdział zbetowany przez carmendraconi.
^^^
- Co jest, James? – zaniepokoił się Syriusz.
Rogacz spojrzał na nich ze strachem w oczach.
- Rodzice Lilki zostali zaatakowani przez śmierciożerców – wyszeptał.
- O Merlinie – jęknął Harry. – Co dokładnie piszą?
- Niewiele – James przebiegł wzrokiem po tekście. – Mówią, że chcieli ich odwiedzić i poznać…
Nie wiem, po co, ale mniejsza o to… I gdy teleportowali się do Cokeworth okazało się, że jest tam
pełno śmierciożerców. Udało im się uratować rodziców Lilki i… uff. Są w Mungu, ale nie jest z
nimi tak źle. Mama nie pisze, co dokładnie im jest.
- Trzeba znaleźć Lily – stwierdził Willow. – Musi wiedzieć.
- Tak – zgodził się Rogacz. – Sprawdzę, czy jest w dormitorium.
Harry nie skomentował tego, że starszy Potter potrafi dostać się do pokoi dziewczyn. Razem z
resztą poczekał na niego i rudowłosą w Pokoju Wspólnym. Usiadł na kanapie i spojrzał na
Syriusza, który wyglądał na niezwykle zamyślonego.
- Coś się stało? – spytał niepewnie Willow.
- Nie, po prostu… Gdyby nie rodzice Jamesa to pewnie Lily byłaby teraz sierotą. Śmierciożercy nie
biorą jeńców – stwierdził.
Harry zamarł. Przecież państwo Potterowie w tym momencie, gdyby nie zmienił przeszłości,
byliby martwi. A skoro dzięki temu… Willow westchnął cicho nie wiedząc, czy ma się cieszyć czy
nie. Uratował Potterów, a oni uratowali Evansów. Kolejni ludzie umrą zamiast jego dziadków, tylko
że tym razem tych od strony jego matki.
W tym momencie do pomieszczenia wpadł James, ale bez Lily. Pokręcił lekko głową.
- Nie ma jej. Ann powiedziała, że wyszła zaraz po nas z Wielkiej Sali i nie powiedziała, gdzie idzie.
- Wiesz, gdzie może być? – spytał Syriusz wstając. Był gotowy pomóc przyjacielowi znaleźć jego
dziewczynę.
- Może… w bibliotece?
- To w sumie logiczne rozumowanie, ale jest SOBOTA – parsknął Black. – Kto normalny chodzi w
soboty do biblioteki?
- Ja – zauważył Remus z rozbawieniem.
- A, no tak. To właściwie prawdopodobne, że Lily się uczy nawet wtedy, gdy nie musi.
- I właśnie dlatego ma lepsze wyniki niż my – powiedział starszy Potter uśmiechając się szeroko.
Niestety w bibliotece nie było nawet śladu po dziewczynie. Chłopcy wyjęli Mapę Huncwotów i
zaczęli ją przeszukiwać, ale nic nie znaleźli.
- Może wyszła poza teren zamku? – zaproponował sceptycznie Syriusz.
- Lily? Znasz ją. Nie lubi łamać regulaminu – pokręcił głową James.
- A może jest w Pokoju Życzeń? Wtedy nie widać nikogo na mapie – stwierdził Remus, marszcząc
lekko brwi w zamyśleniu.
- Tak. Chodźmy!
- Wy idźcie – powiedział Harry. – Poszukam jeszcze w innym miejscu.
- Ale gdzie? – zdumiał się Rogacz.
- W tajnym miejscu – wyszczerzył się chłopak. – Idźcie. Jak jej nie znajdę to spotkamy się w Pokoju
Życzeń.
- No dobra, ale… - James nie dokończył, bo Harry już biegł korytarzem, z powrotem do biblioteki.
Przeszedł do odległego jej końca i pociągnął za właściwą pochodnię. W ścianie ukazało się
przejście, w które Harry natychmiast wszedł, nim się zamknęło. Przebiegł przez niewielki korytarz
i wpadł przez ciężkie drewniane drzwi do przestronnej biblioteczki. Lily siedziała wraz z
Severusem przy stole i kartkowała jakieś notatki. W momencie, gdy Harry otworzył drzwi,
dziewczyna uniosła wzrok i uśmiechnęła się szeroko.
- O, Harry. Przyszedłeś nam pomóc? Już prawie skończyliśmy przepisywanie tych notatek. Wiesz,
że ktoś próbował znaleźć zaklęcie podobne do eliksiru wielosokowego i eliksir, który pomógłby…
- Lily – przerwał jej chłopak. Spojrzał na niego uważniej widząc, jak chłopak patrzy na nią
niepewnie.
- Co się stało?
- James dostał list od swoich rodziców. Pisali, że był atak na twoje miasteczko. Twoi rodzice…
- Nie! Proszę, powiedz, że oni żyją.
- Żyją – uspokoił ją Harry. – Są w Mungu, na obserwacji. Podobno nie jest z nimi źle, ale rodzice
Jamesa nie napisali dokładnie, jak się czują.
- O Merlinie. To dobrze, że żyją. Już myślałam… - opadła na krzesło i odetchnęła z ulgą.
Spojrzała na Harry’ego z wdzięcznością. – Dzięki, że mi przyszedłeś powiedzieć. Myślisz, że
Dumbledore pozwoli mi ich odwiedzić?
Harry przypomniał sobie swój piąty rok i atak na pana Weasleya. Pokiwał pewnie głową.
- Na pewno. Jeśli chcesz to pójdę z tobą do jego gabinetu.
- Tak, proszę – dziewczyna podniosła się z krzesła. – Severusie, dokończysz to sam?
- Jasne. Idźcie już – powiedział cicho Snape i chwycił jakąś kartkę, chwilę rozglądając się, gdzie
będzie dla niej najlepsze miejsce.
Harry z Lily popędzili korytarzami do gabinetu dyrektora. Po drodze mijali zdumionych uczniów,
którzy posyłali im rozbawione spojrzenia i widocznie starali się domyślić, gdzie dwójka lepszych
uczniów pędzi w taki sposób w sobotnie popołudnie. Wszyscy widocznie mieli dość dziwne myśli,
bo zerkali z wszystkowiedzącymi minami, jakby Lily biegnąca gdzieś z Harrym była oznaką jednego:
kawału. W końcu, w większości wypadków, biegli w taki sposób, by złapać Huncwotów i albo
powstrzymać ich od zrobienia jakiejś głupoty, albo by im w czymś pomóc. Nikt się nie domyślał,
że poważna mina panny Evans nie jest wywołana wygłupami jej chłopaka.
Zignorowali te spojrzenia. Dopiero, gdy dobiegli do chimery chroniącej wejście do gabinetu
dyrektora, zdali sobie sprawę, że nie znają hasła. Jęknęli cicho.
- Hasłem będzie jakiś słodycz – stwierdził Harry pamiętając upodobania Dumbledore’a.
- To może być wszystko – jęknęła dziewczyna i oparła się o ścianę ze smutną miną.
- Możemy spróbować wymyślić…
- A co wy tu robicie? – spytała McGonagall wyłaniając się zza zakrętu.
- Jak dobrze, że pani przyszła, pani profesor – uśmiechnął się Harry. – Musimy natychmiast
porozmawiać z dyrektorem.
- Rozumiem, ale czy mogę wiedzieć, o czym?
- Chodzi o rodziców Lily.
- Hasło to „musy-świdrusy” – powiedziała i spojrzała na nich uważnie. – Mam nadzieję, że nic
złego się nie stało?
- Nie jesteśmy pewni – powiedziała słabo dziewczyna. – Czy możemy…?
- Idźcie – powiedziała zdumiewająco łagodnie i ruszyła w swoją stronę.
Chwilkę później dwoje Gryfonów stało przed drzwiami do gabinetu. Harry zapukał lekko i odsunął
się, by przepuścić przodem dziewczynę, gdy wejście się otworzyło. Dumbledore podniósł wzrok
znad stosu dokumentów leżących na jego biurku i uśmiechnął się promiennie.
- Ah, moi drodzy, co was sprowadza? – spojrzał na nich z iskierkami w oczach.
- Chodzi o moich rodziców, profesorze – wyszeptała Lily. – Do Jamesa napisali rodzice. W liście
pisali, że na moje miasteczko był atak śmierciożerców i że moi rodzice są w magicznym szpitalu.
Chciałam zapytać, czy mogłabym…
- Oczywiście, że możesz ich odwiedzić – powiedział Dumbledore patrząc na nią ze współczuciem.
– Chcesz zabrać ze sobą Harry’ego?
- Może lepiej, by szedł James – zaproponował Willow skrywając uśmiech. – W końcu to on jest
twoim chłopakiem.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Musiałabym go poszukać. Nie wiem, gdzie może być.
- Szuka cię – powiedział Harry. – Zostań tu, przyprowadzę go i będziecie mogli iść…
Nagle drzwi otworzyły się i do środka wpadł zdyszany Potter. Odetchnął z ulgą na widok
dziewczyny.
- Szukałem cię – wysapał.
- Pójdziesz ze mną? – spytała cicho, podchodząc do niego i przytulając się do jego piersi. – Profesor
Dumbledore powiedział, że mogę iść odwiedzić rodziców.
- Jasne, że pójdę – powiedział otaczając ją ramionami. – Kiedy tylko zechcesz.
- Choćby teraz – wyszeptała i zerknęła na dyrektora szukając potwierdzenia. Staruszek
uśmiechnął się łagodnie i wyjął z szafki świstoklik.
- Proszę – podał im niewielki przedmiot, który okazał się być kapslem po jakimś napoju. – gdy
będziecie chcieli wrócić powiedzcie „Hogwart” i pojawicie się w moim gabinecie. Do zobaczenia,
moi drodzy.
Chwilę później Harry został sam z dyrektorem, który zaczął przyglądać mu się z czymś pomiędzy
ciekawością a współczuciem. Willow zastanawiał się przez moment, czy nie wyjść po prostu bez
słowa, ale stwierdził, że to byłoby zbyt niegrzeczne. Poza tym, potrzebował z kimś porozmawiać,
a tylko Dumbledore wiedział o przyczynie jego pobytu w Hogwarcie. Usiadł na krześle i spojrzał
na starca z niepewnością.
- Myślę, że umrę – powiedział cicho, wypowiadając na głos to, co najbardziej go od jakiegoś czasu
gryzło. Dumbledore pokiwał głową.
- To bardzo możliwe – stwierdził łagodnie. – Wszystko musi się kiedyś skończyć.
- Boję się. Myśli pan, że jak umrę to… no wie pan, wrócę do swoich czasów, czy raczej… będę po
prostu martwy?
- To może byś sposób powrotu – zamyślił się mężczyzna. – Ale nikt tego nie wie. Równie dobrze
możesz nie mieć, po co wracać. Nie chcę cię dołować, mój drogi, ale samym pobytem tutaj,
zmieniłeś przyszłość.
- Zrobiłem błąd przyjaźniąc się z nimi tak blisko, prawda? Będą cierpieć, gdy umrę. Nie myślałem,
że kiedyś… będę musiał ich zostawić. Nie chcę, by ich to zabolało – spojrzał na dyrektora czując
łzy w oczach na samą myśl, że możliwym jest, że za jakiś czas sprawi taki ból swoim bliskim.
- Każda śmierć boli, Harry. I będzie ich to ranić. Ale w końcu dojdą do siebie i jeśli faktycznie
umrzesz, będą cię wspominać, jako kogoś niesamowitego i bliskiego ich sercom. Dałeś im
prawdziwą lekcję miłości, mój chłopcze. Huncwotów nauczyłeś, że nie wszystko idzie rozwiązać
siłą, że inni też mają uczucia i należy się z nimi liczyć, a oni zapamiętają to do końca życia. Będą
sobie to przypominać za każdym razem, gdy o tobie pomyślą. Jestem ci niezwykle wdzięczny,
Harry, za to, że pokazałeś im i Severus’owi, że wartość ludzi nie należy oceniać po domu. Nigdy
nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
Harry zacisnął usta czując dławienie w gardle. Czy naprawdę zrobił tak wiele dla przyjaciół, czy
Dumbledore przesadza? Byli dla niego tak bliscy jak Ron i Hermiona, a może nawet jeszcze bliżsi.
Kochał ich nie tylko ze względu na to, że są jego rodziną, ale tyle dla niego zrobili, byli zawsze tak
blisko, na wyciągnięcie ręki, gdy tylko miał jakieś kłopoty. Nie chciał ich stracić i nie wyobrażał
sobie, co będą czuli, jeśli umrze. Podniósł wzrok na dyrektora i westchnął cicho.
- Powinienem już iść.
- W takim razie do zobaczenia, mój drogi – powiedział miękko staruszek, a w jego głosie
zabrzmiała dziwna melancholijna nuta.
Harry wyszedł, zamykając za sobą drzwi i zostawiając dyrektora samego z jego myślami.
***
Od ataku na państwa Evansów minęły niemal trzy miesiące. Rodzicom Lily na szczęście nic takiego
się nie stało i mogli wrócić do domu po tygodniu rekonwalescencji. Wtedy dziewczyna znowu
prosiła Dumbledore’a, czy mogłaby iść ich odwiedzić razem z przyjaciółmi, ale Harry nie mógł
wtedy, bo miał zaległy szlaban z McGonagall za kawał, w którym pomagał Huncwotom. Poza tym
nie chciał za bardzo iść. Owszem, miał ochotę poznać dziadków od strony mamy, ale
podejrzewał, że im mniej osób ma z nim styczność tym lepiej. Chociaż nadal nie wiedział, czy
zdołał wypełnić swoją misję i czy… Zresztą tego dnia nie miało to już znaczenia.
Był już koniec roku. Egzaminy napisane, zadania domowe w większości oddane, nauczyciele
przestali tak bardzo naciskać. Wszyscy rozmawiali tylko o nadchodzących wakacjach i nikt nie
zauważał dziwnych i niepokojących doniesień w gazetach. Morderstwa, torturowani ludzie, gwałty i jeszcze raz morderstwa. Harry zastanawiał się, jak to możliwe, że mugolski świat jeszcze
się tym za bardzo nie interesował. Wiedział, że nie ma o tym nawet wzmianki w niemagicznych
gazetach, bo Lily co tydzień dostawała od rodziców kilka gazet z całego tygodnia. Podejrzewał, że
to Ministerstwo jakoś kontroluje te informacje i nie pozwala wydostać się im na zewnątrz.
Harry zauważył też z niemałym niepokojem, że te różne straszne rzeczy dzieją się coraz bliżej
Hogwartu. Obawiał się, że zbliża się to, co pojawiło się w jego wizji. Przerażała go ta
perspektywa, ale również wiedział, że nie ma innego wyjścia.
Willow siedział właśnie pomiędzy Syriuszem a Jamesem i jadł obiad. Nagle poczuł, jakby ktoś
przejechał po jego skórze paznokciami, a jednocześnie po tablicy, gdy w jego uszach zabrzmiał
piskliwy dźwięk. Skulił się lekko i od razu zauważył, że wszyscy w pomieszczeniu tak reagują. Nie
był jedynym, który to czuł. Spojrzał na stół nauczycielski i ze zdumieniem zauważył, że na
twarzach wszystkich nauczycieli widnieje skrajne przerażenie. Chwilę później stało się jasne, o co
chodzi. Osłony Hogwartu zostały naruszone.
Dumbledore natychmiast nakazał wezwać aurorów, choć po jego minie było widać, że mogą nie
zdążyć na czas. Uczniowie zostali szybko zebrani i odeskortowani do Pokoi Wspólnych. Huncwoci
byli tym niezmiernie oburzeni, bo chcieli walczyć, a dodatkowo, gdy Syriusz stwierdził, że możliwie
będą walczyć rodzice Pottera, Jamesa nie dało się usadzić na miejsce. Chodził w tę i z powrotem,
myśląc, jak wymknąć się prefektom pilnującym wyjścia. Harry pomyślał, że za wszelką cenę nie
może pozwolić przyszłemu ojcowi wyjść z pomieszczenia, ale gdy stracił go na moment z oczu,
zdał sobie sprawę, że już za późno. James wymknął się.
Po chwili Harry, Remus i Syriusz biegli korytarzem w stronę Wielkiej Sali. Dochodziły z niej odgłosy
wielu ludzi, krzyczących coś do siebie.
Harry pierwszy wpadł do pomieszczenia, gdzie zostało zorganizowane skrzydło szpitalne.
Widocznie aurorzy zdążyli na czas, bo w zamku roiło się od nieznanych mu czarodziejów. Jednak w
pomieszczeniu nie było Jamesa. Chłopak zignorował krzyki dorosłych i pobiegł na zewnątrz przez
drzwi wejściowe. Na błoniach szalała zaciekła walka między dobrem a złem. Chłopak uskoczył
przed odbitym zaklęciem, zauważając przy okazji, że Remus i Syriusz zostali zatrzymani w Wielkiej
Sali, po czym ruszył biegiem w stronę jeziora. Coś mu mówiło, że właśnie tam powinien się
znaleźć. W oddali zauważył walczących dziadków, którzy doskonale radzili sobie z trójką
śmierciożerców jednocześnie. Ruszył dalej nad sam brzeg, gdzie walczył dzielnie James, odbijając
i nieraz uskakując przed wymierzonymi w niego klątwami.
Niedaleko walczył Lucas, ale Harry teraz zbyt skupiony na pomocy Rogaczowi, nie zauważył, że
mężczyzna, co chwila zerka na Pottera, pilnując, by nie stała mu się za duża krzywda.
Nagle jeden ze śmierciożerców odwrócił się w jego stronę i zaatakował klątwą rozcinającą. Harry
w ostatniej chwili ją odbił i oddał zaklęcie. Zawiązał się zażarty pojedynek, a każdy z nich nie
chciał przegrać. Gdyby sługa Czarnego Pana przegrał z czternastolatkiem, byłby skończony, a
gdyby to Harry przegrał, na pewno byłby martwy.
Nagle Willow kątem oka zauważył, że w stronę jego przyszłego ojca mknie zielone zaklęcie, który
nie był w stanie ani drgnąć. Zareagował momentalnie. Odepchnął śmierciożercę, z którym
walczył magią powietrza i rzucił się pomiędzy Jamesa a zaklęcie. Starszy Potter upadł na ziemię.
Harry zauważył, że Would chciał zrobić to samo, ale w tym momencie leżał niedaleko patrząc na
Willowa z przerażeniem w oczach.
Wszystko działo się w ciągu jednej sekundy. Harry nawet nie wiedział, kiedy odepchnął magią
Woulda, kiedy Jamesa, i kiedy znalazł się na drodze zaklęcia. Chciał odskoczyć, wiedział, że teraz
nie stanie się nikomu krzywda, ale coś mu nie pozwoliło.
Świat jakby zwolnił, a potem zatrzymał się. Wokół niego ludzie zamarli w dziwnych pozach, w
połowie rzucania zaklęcia lub upadania na ziemię. Zaklęcia też zatrzymały się w powietrzu.
Harry rozejrzał się przerażony. A więc tak wygląda śmierć? Co teraz się stanie? Ktoś zabierze go
do nieba, czy piekła i tak to się skończy?
Nagle obraz przed jego oczami zaczął drgać i zmieniać się. Chłopak zamrugał i wtedy zdał sobie
sprawę, że znajduje się na statku z jego snu, zamkniętym w butelce statku, dryfującym na
bezkresnym morzu. Rozejrzał się i ujrzał Jego. Swój Los.
^^^
Proszę o jak najwięcej komentarzy! :D

18 komentarzy:

  1. Czytam już długo ale że nie umiem pisać komentarzy to do tej pory tego nie robiłam.
    Rozdział ciekawy jak zresztą całość jeśli dobrze rozumiem to w tym momencie Harry po rozmowie z Losem/Czasem czy jak mu inaczej powróci do własnych czasów by kontynuować walkę z Voldemortem? zastanawia mnie kilka rzeczy czy Harry powróci do własnego wieku i czy spodka ludzi z przeszłość ponownie na swej drodze na przykład profesora od OPCM? jak wiele zmienił? i czy odnajdzie tego zaginionego władce żywiołów z legendy? życzę weny i nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;-)
    Zuza

    OdpowiedzUsuń
  2. dobra, naprawdę długo (chyba) nie komentowałam i raczej tego nie nadrobię,bo nie mam czasu niemal na nic, ale czytałam wszystkie rozdziały raczej na bieżąco i stwierdzam, że opowiadanie cały czas trzyma swój poziom, naprawdę tyle się w nim dzieje, że z chęcią czytałabym jeszcze dłuższe rozdziały :) także ten był niesamowicie emocjonujący i wprost nie mogę się doczekać finału tej części opowiadania!
    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Tu mnie zskoczylas, szczególnie koncowka. Harry spotkał się z swoim Losem...czyli jak z Voldemortem, czy z Losem jako jego osobą piszącą przyszłość? Uwierzył różne bloogi czytałam i wolę się upewnić :)
    Bardzo ładnie, obrazowo przedstawiłas chwile w której Harry powinien oderwać zakleciem. Moja wyobraźnia zaczęła tak działać, że czułam się jakbym oglądała film i nagle wszystko zaczelo zwalniać, a główny bohater walczy o swoje życie i przyszłość :)
    Co do samego opisu walki nie mam także żadnych zastrzeżeń, bo jak wspominałam piszesz bardzo obrazowo.

    Ciekawi mnie chorobliwie, czy teraz Harruś wróci z powrotem do swojego czasu, czy może jakoś to rozwiniesz i jednak Harry zostanie i wszystko troszkę jeszcze się skomplikuje :D

    Pisz tak dalej, bo naprawdę wciąga. Życzę Ci multum weny, mnóstwo czasu i tysiac pięćset sto dziewięcset pomysłów na sekunde.
    Z poważaniem Kaiko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, robi się ciekawie :) Tylko szkoda, że zbliżamy się do końca, ale skoro ma powstać druga część, to kimże ja jestem, żeby się sprzeciwiać :)
    Czekaj... czekaj... właśnie coś do mnie dotarło... EJ! Harry nie może umrzeć!!! Nie, no, non, nein! I powiedziałabym to jeszcze po chińsku, ale nie umiem XD Jednak zostawmy moją marną edukację i wróćmy do powodu mojego oburzenia. No chyba sobie żartujesz? Harry ma żyć! No chyba, że go zabijesz, wtedy nie mam nic do gadania... Bo ale on nie możeeeee umrzeeeeć... I wtedy nie byłoby drugiej części (chyba), więc nie tracę nadziei :)
    A tak w ogóle, to chyba dość przerażające, ujrzeć los, brrr... zwłaszcza, że jestem ogrooomnym tchórzem :D
    Pozdrawiam i duuuużo weny życzę,
    EKP
    PS
    Zapraszam na mojego nowego bloga, może cię zainteresuje ;)
    http://syriusz-black-gwiezdny-pyl.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana,
    nominowałam cię do LBA — szczegóły znajdziesz tutaj:
    https://www.wattpad.com/229414002-happy-ending-lba
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  6. No, to się dopiero porobiło. Ciekawi mnie po co dokładni Los Haryy'ego do siebie ściągnął. Mam jakieś takie nieodparte wrażenie, że po to, żeby z nim porozmawiać i może mu coś wytłumaczyć, wyjaśnić... i odesłać z powrotem. W sensie, że do jego czasu. Mam nadzieję, że to się w następnym rozdziale wyjaśni. I to super, że będzie druga część, bo już się przestraszyłam jak zobaczyłam, że to "przedostatni rozdział". Na szczęście nie ogółem... Cóż, w każdym razie życzę Ci mnóstwa weny, czasu i chęci na dalsze pisanie. Pozdrawiam!!
    Przepraszająca-za-długą-nieobecność~Daga ^.^"

    OdpowiedzUsuń
  7. Hey. Jak zwykle świetny rozdział.Bardzo ciekawy nie moge sie doczekać następnego, podejrzewam że harrego uratował Czas czy jakoś tak który był mu winny przysługe, bo harry uratował mu życie :). W każdym razie świetne.
    Życze weny.
    Cans

    OdpowiedzUsuń
  8. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ostatnio zastanawiać czy Harry się przeniesie do swoich czasów czy zostanie... Ciekawa jestem jak to rozegrasz. Życzę dużo weny i pozdrawiam Nati :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę daj mi więcej! Chcę wiedzieć co będzie dalej, muszę to wiedzieć!
    Weny, weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  10. OMG tak długo na to czekałam cudowne już nie mogę doczekać się następnego rozdziału pozdrawiam I życze dużo weny
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć świetne opowiadanie kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  12. Piszesz wspaniałe opowiadanie. Przeczytałam wszystkie rozdziały. Z niecierpliwością czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pisz, pisz, pisz. Proooooszę!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć, jestem tu nowa. Bardzo spodobał mi się pomysł na opowiadanie, bo w końcu niewiele osób pisze o podróżach Harry'ego w czasy jego rodziców. Cała cześć z żywiołami, Czasem (tym kimś o wielu twarzach) i innych wydały mi się bardzo fascynujące i chciałabym poznać resztę.
    Wstawiłaś tu parring Harry'ego z Lucasem. Nie przepadam za yaoi, więc fragmenty o np. seksie pomijam. Obrzydza mnie trochę kiedy 50-letni nauczyciel myśli o 14 latku "Mam zamiar go wykorzystać"... ale nie przejmuj się, bo skoro ty to lubisz, to pisz o tym, o na pewno znajdą się zwolennicy tego. :)
    Potter i jego rodzice. Ciekawy, aczkolwiek nie oryginalny pomysł żeby go wysłać do czasow huncwotów. Jak dla mnie, chłopiec który nigdy nie poznał mamy i taty, tęsknił za nimi, i jego największym pragnieniem było ich mieć (lustro ein eingarp) to jak ich w końcu zobaczy to nie będzie mógł powstrzymać wzruszenia i będzie się cieszył nią się każdą chwilą z nimi.
    Oczywiście są to moje spostrzeżeni, Ty możesz myśleć inaczej i nikt ci to nie zabroni. :)
    Idę czytać kolejny rozdział.
    pozdrawiam Cię bardzo
    Pełnia Księżyca
    :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,
    i rozpoczęła się bitwa, Harry odepchnął Lucasai Jamesa i sam stanął na drodze tego zaklęcia, trochę mi smutno, bo z Lucasem dobrze razem wyglądali...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejka, hejka,
    wspaniale, i już rozpoczęła się bitwa... och Harry odepchnął Lucasa i Jamesa a sam stanął na drodze tego zaklęcia... buuu smutno mi, bo z Lucasem dobrze razem wyglądali... co teraz wróci do swoich czasów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  17. Hejeczka,
    i już rozpoczęła się bitwa... och, och Harry odepchnął Lucasa i Jamesa a sam stanął na drodze tego zaklęcia... bardzo mi smutno... co teraz wróci do swoich czasów?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń