poniedziałek, 22 lutego 2016

36. Kawał kawałowi nierówny



Cześć wszystkim!
Rozdział jest (od razu się przyznaję) bardzo krótki i rozłożony w czasie. Przyczyna? Zbliżamy się do końca, a przynajmniej końca części pierwszej. Myślę, że zostały dwa, góra trzy rozdziały i wszystko się powoli wyjaśni. Dlatego też mam dla was, moi kochani czytelnicy, gorącą prośbę. Ci, którzy dopiero zaczęli czytać i są na bieżąco z historią niech napiszą w komentarzu jakie wątki pamiętają, a nie zostały one objaśnione. Dzięki temu nie zapomnę o niektórych drobnostkach (dziękuję Nati Kati za przypomnienie o komnacie w bibliotece, przy tak wielu wątkach łatwo jest o czymś zapomnieć).
Dziękuję też za każdy pochlebny komentarz pod ostatnim rozdziałem. To wasze opinie motywują mnie do dalszego pisania :D

Rozdział zbetowany przez carmendraconi  
 ^^^
Następne dni były katorgą. James i Syriusz obrazili się na siebie definitywnie i nie wykazywali żadnych objawów chęci pogodzenia się. Harry, który nie potrafił wytrzymać ich słownych utarczek, stwierdził, że nie będzie z nimi rozmawiał. Na każdej lekcji siadał albo z Remusem albo z Severus'em, gdy mieli zajęcia ze Ślizgonami. Z Lily nie mógł siadać, ponieważ dziewczyna brała stronę Pottera i również była obrażona na Syriusza. Gdyby Harry zaczął z nią rozmawiać, było pewne, że Black również z nim się pokłóci, a tego Willow nie chciał. Wolał na razie omijać całą trójkę szerokim łukiem.
Obaj pokłóceni chłopcy nie zapomnieli też o zakładzie, który z nich zrobi lepszy kawał, z którego wszyscy, bez wyjątku, będą się śmiali. Dali sobie jednak parę dni na dokładne obmyślenie pomysłów i wcielenie ich w życie. Oboje starali się uprosić pomoc u Remusa i Harry’ego, ale bezskutecznie. Lupin i Willow absolutnie nie chcieli mieć z tym nic wspólnego, szczególnie, jeśli coś pójdzie nie tak i ktoś będzie musiał odpowiedzieć za oba kawały. Harry czuł, że obaj dowcipnisie chcą mieć go po swojej stronie, co wywnioskował z ich dziwnych dialogów, które wyglądały mniej więcej tak:
- Harruś, ale wiesz, że ja mam rację, prawda? Rogaś się nie zna na żartach, gdy jest z panną Jestem-Idealna. Pomożesz mi z tym kawałem, co nie? No, nie rób takiej minki. Wiesz, że cię kocham, a ja wiem, że ty kochasz mnie. Nie odmówisz mi. Ej! Nie ignoruj mnie! Harruś, dziecinko, pomożesz? Nie odwracaj się ode mnie!
- Black, daj mu spokój. Przecież oboje wiemy, że to mnie Harry bardziej kocha. Ja go nie nazywam „Harrusiem”. Przecież wiesz że tego nie lubi. Pomożesz mi, prawda, Harry?
- Nie, Harry pomoże mi! Odczep się, ja pierwszy się zapytałem!
- Spadaj, Łapciu. Mam dużo lepszy pomysł i Harry mnie poprze! I…I… Harry… Po co ci ta różdżka?
- Tak, dzieciaku, po co ci… Nie, proszę! Tylko nie to!
Koniec końców Harry, zirytowany do granic możliwości, przeklął Jamesa tak, że chłopak nie mógł oderwać rąk od głowy. Za to Syriuszowi zrobił największe świństwo, jakie można zrobić osobie z długimi włosami. Mianowicie sprawił, że z jego włosów zrobił się jeden wielki kołtun, którego Black nie mógł za nic rozczesać. Co prawda, obaj nadal próbowali go namówić na współpracę, ale byli już mniej namolni.
                                                                                      ***
Harry skrył się w bibliotece między książkami o historii magii. Tutaj miał nadzieję, że przyjaciele nie będą go szukać. Minęły prawie trzy tygodnie od feralnych Walentynek, a konflikt Potter-Black tylko się zaostrzył po żarcie Syriusza, że Lily zachowuje się jak stara kwoka względem Jamesa. Willow już wcześniej podejrzewał, że Black nie ma za knut instynktu samozachowawczego, ale po tej odzywce stwierdził, że chłopak jest po prostu albo samobójcą albo jakimś rodzajem masochisty. Choć może był sadystą i robił wszystko, by Harry miał ochotę umrzeć, gdy znalazł się ich towarzystwie, szczególnie gdy zaczynali się kłócić.
Teraz chłopak schował się w bibliotece, bo Syriusz w końcu wpadł na pomysł kawału i wszystkimi sposobami próbował go przekonać do pomocy, mimo że prawdopodobnie jej nie potrzebował. Zależało mu raczej na tym, by pokazać Jamesowi, że nawet Harry, który starał się być neutralnym w ich konflikcie, jest raczej po jego stronie.
Stwierdził, że w dziale poświęconym historii magii nie będą go szukać, bo nawet Remus rzadko tu zaglądał. Jednak się przeliczył. Black znalazł go po niecałych dziesięciu minutach. Gdy Harry go zauważył, w pierwszym momencie chciał wziąć nogi za pas i zwyczajnie zwiać, ale widząc wzrok Syriusza został w miejscu. Łapa zbliżył się do niego mając ból w oczach.
- Nie lubisz nas już? – spytał cicho, podchodząc blisko. Patrzył na Harry’ego lekko z góry, jego ramiona opadły, a usta wykrzywiły w smutną podkówkę.
- Syriuszku, to nie tak. Nie chcę się po prostu wcinać w waszą kłótnię.
- Po prostu uważasz, że James ma rację, prawda? – wymamrotał Black odsuwając się nieco.
- Nie. Żaden z was nie ma racji. Oboje zachowujecie się irracjonalnie. Cały czas zastanawiam się, jak to możliwe, że wytrzymaliście ze sobą przez ostatnie lata. Też się tak kłóciliście?
- Nie, to… Nie wiem, czemu nagle tak na siebie naskakujemy. Po prostu James czasem mnie tak irytuje! Nie rozumiem tego, ale tak jest. Jakby… Coś nagle kazało mi go nie lubić. Ale to nie jest ważne. Chodzi o ciebie.
- Łapo, uwielbiam was obu i nie chcę stracić żadnego. Wiem, że obraziłbyś się, gdybym zaczął normalnie rozmawiać z Jamesem, a on na pewno będzie zły za to, że teraz rozmawiamy.
- Ale…
- Przepraszam, Syriuszu. Pogódźcie się, a wszystko wróci do normy.
                                                                                    ***
- Remi, ja już nie wiem, co robić – jęknął Harry siadając przy stole Gryfonów obok brązowowłosego chłopaka. – Oni są niemożliwi. Jak długo można być obrażonym na siebie i to jeszcze za jakąś głupotę?
- Obaj są okropnie uparci – mruknął Lupin popijając sok dyniowy. – Poza tym, coś się między nimi zmieniło. Kiedyś byli nierozłączni. Teraz wygląda to tak, jakby Syriusz skupił się na tobie, a James na Lilce. Czasem mam wrażenie, jakby Łapa zakochał się w tobie, ale znam go na tyle, by wiedzieć, że on ma cię za młodszego braciszka. Nie potrafi okazywać uczuć, ale to jest oczywiste, że mu na tobie zależy.
- Jest wspaniałym starszym bratem, ale czasem tak głupim, że zaczynam się zastanawiać, czy to on nie jest młodszy.
- Łapa to Łapa. Nie zmieni się łatwo. Ale wygląda to tak, jakby dla ciebie starał się być odpowiedzialniejszy.
- Nie zawsze mu wychodzi. Ta kłótnia z Jamesem…
- Musimy to przetrzymać – westchnął Lunatyk. – Te dwa uparte osły w końcu zmądrzeją i się pogodzą. Nie będą w stanie boczyć się na siebie za długo.
- To trwa od balu, a przecież jest połowa marca! To już trwa „za długo”.
Lupin nagle zachichotał, jakby to było zabawne. Spojrzał na Harry’ego dziwnie błyszczącymi oczami i parsknął.
- Zabiję Blacka – powiedział, ale nadal uśmiechał się szeroko. – Zamorduję go za to – roześmiał się.
Harry spojrzał na niego jak na wariata, ale zaraz zauważył, że nie tylko Remus ma problem z opanowaniem śmiechu. Parsknął cicho.
- To ma być jego żart? Eliksir rozśmieszający w soku dyniowym?
- I w herbacie. I we wszystkim innym – zaśmiał się Remus. – Masz szczęście, że jeszcze nic nie zjadłeś.
Harry roześmiał się.
- Racja. Ale Syri chyba i tak wygrał, bo wszyscy wyglądają na rozbawionych.
- Definitywnie wygrał. I to walkowerem!
- Black! Hihihi, i Potter, Lupin, Willow! – zachichotała McGonagall, starając się opanować śmiech. – Do dyrektora, ale już!
                                                                                    ***
Mimo że chłopcy zarzekali się, że nie mają nic wspólnego z kawałem, a Syriusz oficjalnie przyznał, że to tylko jego pomysł, zostali ukarani całą czwórką. Harry podejrzewał, że to nie jest spowodowane tylko złośliwością McGonagall, ale też tym, że kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z konfliktu. Miała chyba nadzieję, że wspólny szlaban coś pomoże, ale chyba tylko pogorszył sprawę.
Mieli za zadanie pomóc pani Sprout w szklarni, ponieważ właśnie owocowały rośliny bardzo podobne do malin, tyle że dużo większe i podobno bardziej słodsze, prawie jak miód.
Harry wszedł do szklarni na przedzie, odebrał od profesorki miskę na zebrane owoce i rękawiczki, które miały zapobiec zabarwieniu skóry i ruszył do pierwszych krzaczków, rosnących w wielkich donicach. Remus podążył za nim. Syriusz i James również zaopatrzyli się w sprzęt, ale nie przestali piorunować się wzrokiem.
Lupin stanął naprzeciwko Harry’ego i zaczął pracę. Po paru minutach zagaił.
- Czytałeś dzisiejszego „Proroka”? Po śniadaniu szybko uciekłeś i chyba nie miałeś okazji.
- Taa, musiałem ukryć się w bibliotece, ale i tak Syriusz mnie znalazł. Pisali coś ciekawego?
- Raczej strasznego – mruknął Remus. – Podobno jakaś wioska mugoli została zaatakowana. Dużo rannych i ofiar śmiertelnych. Myślisz, że… on tu dotrze? Podobno boi się tylko Dumbledore’a, ale co jeśli będzie chciał zająć Hogwart?
- Jeśli tak to będziemy walczyć – stwierdził Harry wrzucając kilka zebranych owoców do miseczki.
- Wielu zginie – powiedział głucho Remus, a Willow spojrzał na niego uważniej.
- Zaczyna się wojna. To oczywiste, że ludzie będą umierać. To przykre i bolesne, ale nie da się tego zmienić. Póki Voldemort żyje i może niszczyć, będzie to robił.
- W obliczu tego, co może nadejść, ich kłótnia wydaje mi się jeszcze głupsza – powiedział karcąco Lupin zerkając na obrażonych na siebie chłopaków. – Powinniśmy się jednoczyć, a oni akurat teraz wymyślili sobie bezsensowną kłótnię.
- Dajmy im czas. Zmądrzeją – powiedział Harry spoglądając łagodnie na przyjaciół. Miał nadzieję, że jednak się nie myli.
                                                                                    ***
Harry wiedział, że zakład o to, który zrobi lepszy kawał, jest jednym z najgorszych pomysłów Jamesa i Syriusza. Black pokazał, co potrafi, teraz była kolej na Rogacza, który nie chciał przegrać walkowerem. Willow nie miał pojęcia na jaki wpadł pomysł Potter, ale miał nadzieję, że nie będzie to nic niebezpiecznego. James stwierdził, że jego kawał nie będzie od razu po występie Syriusza, żeby go nie przyćmić. Oczywisty prztyk w stronę Blacka wywołał niewielką sprzeczkę, którą na szczęście wstrzymała McGonagall.
Tydzień po kawale Łapy, Harry siedział w Wielkiej Sali przeglądając „Proroka Codziennego”. Nagłówki były coraz bardziej niepokojące. Morderstwa, tajemnicze zniknięcia, masowe tortury i gwałty. Harry zadrżał czytając opowieść jakiejś czarownicy o tym, jak udało jej się uciec przed czwórką śmierciożerców, próbujących namówić ją do przystąpienia do Czarnego Pana. Gdy doczytał prawie do końca, nagle poczuł, jak coś delikatnie opada na jego nos, potem na policzek i rękę. Uniósł zdumiony głowę i zachichotał widząc, że z nieba Wielkiej Sali sypie śnieg, spadając na głowy jedzących śniadanie uczniów. Rozejrzał się. Uczniowie wyglądali na raczej rozbawionych i zadowolonych, póki padający śnieg nie zmienił się w mocną śnieżycę pokrywając stoły i podłogę grubą warstwą białego puchu. Rozległy się piski dziewczyn, którym wilgotna biel zniszczyła fryzury. Harry pokręcił lekko głową stwierdzając, że jednak nie był to zbyt dobry pomysł na kawał. Nagle białe płatki zawirowały i powstały z nich całkiem zabawne postacie podobne do zdeformowanych ludzi. Miały taki komiczny wygląd, że większość uczniów zachichotała. Willow odnalazł wzrokiem Jamesa stojącego przy drzwiach Wielkiej Sali. Był skupiony, rękę zaciskał mocno na różdżce. Nie wyglądał jednak na zadowolonego. Coś poszło nie tak i James już teraz był tego pewny. Harry wstał powoli, ale nagle przed nim pojawił się jedna ze śnieżnych kreatur. Już nie wyglądała komicznie. Były przerażające.
Śnieżna postać wyciągnęła zdeformowaną rękę w jego stronę zmuszając Harry’ego, by się cofnął o krok, wpadając na wstającego za nim Lupina. Remus objął go ramionami chcąc bronić, ale stwór wycofał się i ruszył w stronę Jamesa. Chłopak stał jak wmurowany, nie wiedząc, co robić. Wszystkie kreatury szły w jego stronę i zdawały się nie mieć dobrych zamiarów.
Starszy Potter zaczął się cofać w stronę drzwi, widocznie nie mając już kontroli nad strasznymi istotami. Zaczął szeptać jakieś przeciwzaklęcia, ale niestety nie działały. Coraz bardziej przerażony, chciał rzucić się do ucieczki, ale nagle za nim uformowała się kolejna dziwna kreatura. Rozległy się krzyki, gdy uczniowie w końcu zdali sobie sprawę z tego, że nie wszystko jest w porządku.
- Proszę o spokój! – zagrzmiał Dumbledore i wyciągnął różdżkę, by pozbyć się stworów. Niestety nie zdążył. Podobne do ludzi kreatury rzuciły się w stronę Jamesa, który instynktownie zasłonił głowę rękoma, nie będąc w stanie nawet się bronić. Na pomoc przyszedł mu Syriusz, który pojawił się prawie nie wiadomo skąd. Stanął między Rogaczem a stworzeniami, wyciągając w ich stronę różdżkę, zdeterminowany, by pomóc przyjacielowi. To dodało Potterowi odwagi i zdołał sobie przypomnieć odpowiednie zaklęcie. Machnął różdżką i jeden z potworów upadł na podłogę, całkowicie się rozpuszczając. Po paru chwilach, dzięki pomocy Syriusza, pozbyli się wszystkich stworzeń. Spojrzeli na siebie zasapani i pierwszy raz od paru tygodni, uśmiechnęli się do siebie szczerze.
- Ja… - zaczął James i westchnął. – Dziękuję.
- Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedział Łapa i uśmiechnął się szeroko.
Harry zerknął z ulgą na Lupina. Ich oczy mówiły jedno. Nareszcie.
                                                                                     ***
Willow rozsiadł się wygodnie na łóżku w ich dormitorium i z rozbawieniem patrzył, jak Syriusz i James rozmawiają na jakiś temat z ożywieniem, jakby przez ostatnie parę tygodni nic się nie wydarzyło. Wyglądało na to, że oboje szybko zapomnieli o, dość głupiej, swoją drogą, sprzeczce. Harry miał nadzieję, że nie będą sobie później jej wypominać.
Właśnie miał zamiar chwycić za książkę i pouczyć się na transmutację, bo za niedługo zaczynały się egzaminy, gdy nagle w okno dormitorium zastukała szara sowa, trzymająca w dziobie list. Harry natychmiast rozpoznał w niej sowę Jamesa.
- Jim, list do ciebie – powiedział Harry otwierając okno i wpuszczając ptaka do środka. Zwierzak od razu podfrunął do właściciela i oddał mu przesyłkę.
- Hymm, co my tu mamy? – zastanowił się James, otwierając kopertę. – To od rodziców. Piszą… O Merlinie.
- Co jest, James? – zaniepokoił się Syriusz.
Rogacz spojrzał na nich ze strachem w oczach.
- Rodzice Lilki zostali zaatakowani przez śmierciożerców – wyszeptał.
^^^
Komentujcie! :D

8 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny, genialny i zajebisty. Ale tak szczerze, to już nie mogę się doczekać kolejnej części i momentu, w którym Harry odnajduje Lukasa w swoim czasie {bo tak będzie... Prawda? [Błagam nie uśmiercaj Lukasa ani Willowa. (Za bardzo ich lubię, aby się za nimi nie wstawiać.)]}. I ciekawią mnie też relacje, jakie będą między Severusem a Harrym. I BŁAGAM NIE PLANUJ ŻADNEJ DŁUGIEJ PRZERWY MIĘDZY CZĘŚCIĄ PIERWSZĄ A DRUGĄ!!! Miesiąc, dwa w porządku, ale nie dłużej! W tym momencie przychodzi mi do głowy tylko słowo hipokrytka, ale ono odnosi się do mnie. Więc na tym skończę mój komentarz, za nim pogrążę się całkowicie i będę chciała zapaść się pod ziemię.
    Życzę dużo weny.
    Nati

    OdpowiedzUsuń
  2. A co cię stało z naszyjnikiem AS który Harry znalazł w jeziorze?
    Ps. Świetny rozdział, z niecierpliwością czekam na kolejny ;)Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  3. O kim śnił Harry? Ps.Kocham Cię za to opowiadanie, każdy rozdział świetny, bardzo dużo weny Ci życzę. Będę samolubna chcę szybciej dostawać rozdziały. :) NO i najważniejsze żeby wszystko Ci się w życiu układało pomyślnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałem i jestem pod ogromnym wrażeniem... Nie wiem od czego zacząć. Może od przyznania, że bardzo rzadko pozostawiam swoje komentarze gdziekolwiek, a jeszcze rzadziej ich treść bywa pochlebcza.
    Wiem, ze strony autora to straszliwa wada, ale przeważnie po prostu teksty, na które trafiam są utartą kopią kopii, która jest kopią kopii kopii... i szkoda poświęcać czas na opinie. Tutaj natomiast wszystko wydaje się idealnie wyważone: poczucie humoru, lekkość pióra, stosunek dialogów do opisów... Dawno niczego nie czytało mi się równie gładko i przyjemnie. I największa zaleta: autentyczność. Twoi bohaterowie są niczym żywcem przeniesieni z kart oryginalnej historii do nietuzinkowej fabuły zrodzonej w niebanalnej wyobraźni autorki. Chylę czoła i na pewno tu powrócę po więcej!
    hermiona-hagrid.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział już nie mogę się doczekać finału I co potem stanie się z naszymi bohaterami.Czekam z niecierpliwościa I zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wyobrażałam sobie tą kłótnię jak chcą Harrusia przekonać aby stanął po ich stronie, wyobrażałam sobie, że nagle się ulotni, ale przeklęcie też dobre, wszystko w końcu dobrze, Voldemort działa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniale, ta klotnia i to aby stanął po ich stronie, bosko wyobrażałam sobie to  w stylu, że nagle się ulotni, ale przeklęcie też dobre, Voldemort działa...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    wspaniale, ech ta kłótnia i to aby stanął po ich stronie.... widać, że Voldemort działa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń