niedziela, 13 grudnia 2015

31. Nie ma to jak rodzinne święta



Cześć wszystkim!

Czy tylko mi się zdaje to nierealne, że za dwa tygodnie święta? Masakra. Nie mam nawet jednego prezentu na Boże Narodzenie... Kiedy ja to kupię...?
Dobra, nieważne.
Rozdział udało mi się napisać, ale męczyłam się z nim niemiłosiernie. Jednak się udało :D
Mam nadzieję, że ten rozdział was zaskoczy i znajdziecie choć część odpowiedzi na dręczące was pytania :)

Zbetowane przez carmendraconi
^^^

- Zwariowałeś!? Nie możesz go tak nazwać! Nie możesz...
- Mogę zrobić, co mi się podoba! I chcę, by tak miał na imię! Nie zabronisz mi, do cholery!
- To bez sensu! To mu nie wróci życia!
- PRZESTAŃ! Nie interesuje mnie twoje zdanie!
- Jesteś idiotą! Nie...
Harry obudził się gwałtownie. Obraz snu szybko zaczął się zamazywać, a zdania wypowiedziane przez osoby w nim uczestniczące traciły sens. Po sekundzie nie miał już pojęcia, kto krzyczał w tej sennej marze ani tym bardziej gdzie się to działo. Potrząsnął lekko głową skonsternowany. O co te osoby w ogóle się kłóciły? O nazwanie czegoś... a może kogoś... Westchnął i usiadł na posłaniu, po czym odsłonił kotary łóżka. Skoro tak szybko zapomniał, co było w tym śnie to znaczy, że nie było to takie ważne. Ważniejsze było to, że nie obudził się z krzykiem, więc nie był to jakiś koszmar. Wstał z łóżka i ze zdumieniem stwierdził, że dormitorium jest zdumiewająco czyste. To tak, przecież dziś wracają do domów na święta. Ta myśl poprawiła mu humor. Szybko ubrał się i wykonał poranną toaletę. Gdy wyszedł z łazienki na swoim łóżku siedział już Syriusz, jak zwykle rano z niesamowicie rozczochranymi włosami. Harry zastanawiał się, co takiego Black robi w nocy, że ma większy bałagan na głowie niż on i James. Po chwili jednak stwierdził, że może lepiej  nie wiedzieć.
- Hej, gotowy? – uśmiechnął się Łapa z lekką sennością w głosie.
- Tak. Możesz iść – wyszczerzył się Willow wskazując na drzwi do łazienki.
- Myhymm – mruknął czarnowłosy, a gdy wstał zachwiał się lekko. Harry zachichotał cicho i odprowadził wzrokiem zataczającego się Blacka. Młody Potter stwierdził, że chłopak musiał coś ćpać w nocy. I na dodatek się nie podzielił.
Willow pokręcił lekko głową i ruszył z wielką misją obudzenia reszty Huncwotów.
                                                                                  ***
Harry wraz z Jamesem, Remusem i Syriuszem zajęli przedział prawie na samym końcu pociągu. Wpakowali bagaże do środka i z zadowolonymi minami opadli na siedzenia. Z czystych nudów wyciągnęli Eksplodującego Durnia i grali aż do przedziału weszła Lily i szerokim uśmiechem na twarzy. James odłączył się od gry i usiał z nią przy oknie zaczynając cicho rozmawiać. Z jego rozmarzonej miny jasno wynikało, że dobrze się bawił. Harry zauważył, że Łapa rzuca im dziwne spojrzenie i odwraca wzrok. Postanowił wypytać przyszłego chrzestnego jak tylko uda im się zostać sam na sam.
Gdy dojeżdżali na peron 9 i ¾ na dworze było już ciemno. Sypał gęsty śnieg, co wywołało u Harry’ego uśmiech na twarzy. Jeśli u Potterów też tak sypie to jutro będą mogli wyjść na zewnątrz. James nie zapomniał o obietnicy, że Willow pokaże im magię żywiołów.
Na peronie, wśród gwaru, czekał na nich pan Potter wraz z panem Lupinem. Gdy pociąg wtoczył się na miejsce i stanął przerwali rozmowę, by powitać swoje pociechy. Ku zdumieniu Harry’ego, gdy wysiadł z wagonu jako pierwszy, został pociągnięty przez Charlesa i zamknięty w silnych ramionach. Mężczyzna uśmiechnął się do niego szeroko i objął ramieniem, patrząc, jak Huncwoci wynoszą swoje kufry.
- Cześć, dzieciaki. Gotowi? – spytał, gdy już stanęli przed nim prosto, lekko zasapani.
- Tak, tato – uśmiechnął się James, a Harry doskonale mógł zobaczyć błysk w jego oczach, gdy na niego spojrzał. Willow nie miał pojęcia, co sobie pomyślał jego przyszły ojciec, ale było to coś, co wprawiło starszego chłopaka w widocznie lepszy nastrój.
- Syriuszu, ty idziesz z nami, jak rozumiem?
- Jeśli to nie problem... – wymamrotał Łapa i zerknął niepewnie na pana Pottera. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, że nie. Ty Remusie, dołączysz do nas w drugi dzień świąt, tak?
- Tak, proszę pana.
- A Lily? – To pytanie było raczej skierowane do Jamesa. Chłopak wyszczerzył się szeroko obejmując dziewczynę w pasie.
- Pojawi się w Sylwestra – odpowiedział ojcu.
- Dobrze. W takim razie zbierajmy się – uśmiechnął się dziarsko pan Potter i pożegnawszy się z Lupinami i Lilką, ruszył razem z resztą do wyjścia z peronu. Nim przeszli przez barierkę pomniejszył kufry chłopaków.
- Wyjdziemy z dworca i pójdziemy w jakąś uliczkę, by nas nie zobaczyli mugole, gdy nas teleportuję.
- Dobrze. A gdzie mama? – zapytał James. – Zwykle też po nas przychodziła.
- Mama musiała zająć gości...
- Chcesz mi powiedzieć, że już przyjechali? – jęknął Rogacz. – Mieli być w Wigilię, a to dopiero za trzy dni!
- Jest na razie Andrea z Kasparem, a Julith i Erick z synem pojawią się pojutrze – powiedział pan Potter i spojrzał na syna bystro. – Wiem, Jim, że za nimi nie przepadasz, ale choć spróbuj udawać, że ich przyjazd sprawia ci minimalną przyjemność.
- Doskonale wiesz, tato, że jestem uczulony na Jerome’a. Zresztą nie tylko ja – zerknął na Black'a, który szedł z niepocieszoną miną. – To może się odbić na naszym zdrowiu psychicznym. Dlaczego jesteście dla nas tacy nieczuli? Zrobiliśmy coś nie tak, że chcecie nas torturować – jęknął James.
- Wybacz, Jim. Nic nie poradzę na to, że mamie zachciało się odnawiać więzy rodzinne. Powiedziała, że zaczyna się wojna i nie powinniśmy być z nimi skłóceni.
Rogacz westchnął. Faktycznie, od jakiegoś czasu ‘Prorok Codzienny’ zaczął pisać o dziwnych atakach, w których ginęli mugole, a czarodzieje byli torturowani. Według gazety Lord Voldemort zbierał coraz większe ilości sprzymierzeńców i robił się silniejszy z dnia na dzień. Zaczynały się niespokojne czasy.
                                                                                   ***
W willi Potterów, pierwszym,co powitało Harry’ego, był fantastyczny zapach, który wywołał u niego burczenie w brzuchu. Zresztą, nie tylko u niego.
James i Syriusz spojrzeli po sobie i, nie ściągając wierzchnich ciuchów rzucili się do kuchni, wywołując tym wybuch śmiechu Harry’ego i pana Pottera. Willow pokręcił głową i zdjął powoli buty układając je równo w szafce na buty. Charles wziął od niego kurtkę i zawiesił do niewielkiej garderoby pełnej wierzchnich ubrań mieszkańców domu. Do ich uszu doszedł głośny kobiecy pisk i jęki Jamesa i Syriusza. Szybko weszli przez jadalnię do kuchni i... wybuchnęli gromkim śmiechem.
Rogacz był mocno trzymany przez swoją mamę, która jedną ręką tuliła go do swojego ramienia, a drugą trzymała Łapę nie pozwalając mu uciec. Po paru sekundach też zaczęła go tulić.
Harry dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę, że nie tylko Elizabeth jest w pomieszczeniu. Przy kuchennej wyspie siedziała jeszcze wysoka blondynka o jasno-niebieskich oczach, a obok niej rozbawiony chłopak z ciemnymi włosami, których końcówki były pofarbowane na ciemną czerwień. Mógł mieć około dwadzieścia lat, a może nawet mniej. Jego jasne oczy w tym momencie spojrzały na Harrym, który zarumienił się pod wpływem tego oceniającego wzroku. Wyprostował się dumnie unosząc zadziornie nosek, a na usta starszego chłopaka wpłynął pełen uznania uśmiech. Kuzyn Jamesa wstał i podszedł do Willowa wyciągając do niego rękę.
- Kaspar Agares – przedstawił się wzrokiem rzucając Harry’emu wyzwanie.
- Harry Willow. – Zielonooki przyjął ofiarowaną dłoń i uścisnął ją lekko.
- Miło mi – Kaspar zerknął na Huncwotów. – Długo się znacie?
- Od początku roku szkolnego – odparł chłopiec.
- Ciotka już zdążyła opowiedzieć jaki to nie jesteś fantastyczny i jak dobrze wpływasz na Jimmi’ego – ciemnowłosy uśmiechnął się ironicznie. – Ale jak widzę z ciebie też jest niezłe ziółko.
Harry wyszarpnął dłoń i cofnął się nie będąc pewnym, czy został skomplementowany czy wręcz przeciwnie. Ten ruch wywołał krzywy uśmieszek na twarzy Agaresa. Chłopak odwrócił się i wrócił na swoje miejsce obok swojej matki.
Harry wymknął się szybko i zabrał z holu swój kufer zaczynając go taszczyć na górę. Po paru schodkach jednak stwierdził, że sobie lekko pomoże. Odwrócił się za siebie, by upewni się, że nikt za nim nie poszedł i machnął ręką, a kufer uniósł się w powietrze i poszybował na samą górę schodów. Zadowolony z efektu Harry wszedł za nim i zaprowadził go do pokoju Jamesa, gdzie już czekały dwa dodatkowe łóżka. Willow zajął pierwsze z brzegu i opadł na nie z westchnięciem.
Był zmęczony po długiej podróży, ale jego myśli w przestrzeń i zatrzymały się na Lucasie. Ostatnio coraz częściej zastanawiał się, co się stanie z mężczyzną i jak się zachowa, gdy się dowie, że jego młody kochanek jest jeszcze młodszy niż myślał, bo praktycznie się jeszcze nie urodził? Nie miał pojęcia, czy w ogóle mówić Wouldowi o swojej misji. Coś mówiło mu, że nikomu nie powinien mówić o swojej prawdziwej tożsamości. Ani Lucasowi ani tym bardziej Huncwotom. Jakaś część niego skutecznie zniechęcała go do powiedzenia im czegokolwiek za każdym razem, gdy o tym pomyślał.
Ale czy powinien zostawiać ich w całkowitej nieświadomości? Tak. Tym bardziej, że nie wiedział, jak się to wszystko dla niego skończy. Równie dobrze może się nigdy nie urodzić, a to by pomieszało Huncwotom w głowach. Harry Willow powiedział im, że w przyszłości będzie dzieckiem Lily i Jamesa, a tu klops, Lily i James mają, na przykład, córkę.
Potter zachichotał cicho i odwrócił się na plecy patrząc na całkiem biały sufit. Chciał wiedzieć, co go czeka, gdy już zakończy swoją misję. Czy będzie żył, czy w ogóle się urodzi? Westchnął nie będąc w stanie nawet się głębiej zastanowić nad tymi pytaniami. Dużo ważniejsze w tym momencie było pytanie, dlaczego kuzyn Jamesa zachował się w taki sposób? Wyglądało na to, że chłopak nasłuchał się historyjek o wspaniałym Harrym, który jest taki a taki i teraz chce je porównać z rzeczywistością. Willow nie zamierzał dać mu satysfakcji i możliwości do wyśmiania go i postanowił pokazać się z jak najbardziej zadziornej strony, ale zarazem zrobić wszystko, by państwo Potterowie nadal byli przekonani o jego słodkiej niewinności. Teraz tylko pozostawało pytanie, jak się do tego zabrać? Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że dalecy krewni Jima zostają u Potterów aż do końca przerwy świątecznej miał dość sporo czasu i zamierzał go produktywnie wykorzystać.
                                                                                    ***
Harry zszedł do kuchni, gdy do pokoju Jamesa wparował jego właściciel i zaczął przerzucać ubrania z kufra do kosza na pranie jednocześnie robiąc bałagan innymi przyborami, które miał w bagażu. Na schodach Willow minął Syriusza i stwierdzi, że ucieczka z pokoju Rogacza była dobrym pomysłem.
Harry usiadł cicho na stołku zerkając na panią Potter, która zajęta była gotowaniem. Widocznie go nie zauważyła, bo gdy się odwróciła krzyknęła cicho łapiąc się za serce.
- Na Merlina, Harry! Przestraszyłeś mnie.
- Przepraszam, proszę pani – powiedział skruszony. – Nie chciałem pani przeszkadzać. To może ja...
- Siedź, Harry. Jesteś głodny? Właśnie robię kolację, więc...
- Poczekam – przerwał jej uśmiechając się ślicznie. – Nie jestem tak bardzo głodny.
- Ale...
- Może pani w czymś pomogę? Trochę umiem gotować.
- Dziękuję, kochany, ale poradzę sobie. Jeśli nie chcesz patrzeć, jak Jim robi rozgardiasz w pokoju to może idź poszukaj Kaspara. Wypytywał się trochę o ciebie. Zdaje mi się, że cię polubił – uśmiechnęła się z zadowoleniem kobieta.
- Um... Dobrze – zgodził się, ale wcale nie miał zamiaru szukać starszego chłopaka. Jeszcze nie do końca wiedział, czego się od niego spodziewać, więc wolał być ostrożny.
Wszedł do salonu z zamiarem rozłożenia się przed kominkiem. Niestety nie miał szczęścia i na sofie siedziała Anderea, a Kaspar stał przy niewielkiej biblioteczce. Kobieta rozmawiała spokojnie z panem Potterem, a gdy zobaczyła Harry’ego przerwała w połowie zdania.
- Och! To ty jesteś ten sławny Harry Willow – zachichotała zerkając na Charlesa, w którego oczach błysnęło rozbawienie. – Liz trochę mi o tobie poopowiadała. Faktycznie jesteś słodki jak cukierek – zagruchała z uwielbieniem i wstała, by się mu lepiej przyjrzeć. Harry tymczasem stał z zarumienionymi policzkami i starał się nie usilnie nie popatrzeć na Ksapara. Nie udało mu się i zobaczył w jasnych oczach iskierki złośliwości i zadowolenia. Widocznie bardzo bawiła go ta sytuacja. Harry postanowił, że nie pokaże po sobie wstydu i wyprostował się dumnie zerkając na kobietę ze słodkim uśmiechem. Ta rozczuliła się jeszcze mocniej i dopiero po paru chwilach Harry został wybawiony przez pana Pottera.
- Przepraszam, Andree, że ci przerywam, ale Harry, czy mógłbyś sprawdzić, co tam porabiają chłopcy? Jakoś za cicho jest.
- Oczywiście, proszę pana – młody Potter odwrócił się, by wyjść, ale usłyszał za sobą głos Kaspara.
- To może ja pójdę z tobą? Dawno się nie widzieliśmy z Jamesem i wypadałoby powspominać dawne czasy.
- Oczywiście, masz rację – zagruchała pani Agares i wróciła do przerwanej rozmowy z Charlesem.
Willow nachmurzył się lekko, ale nie pokazał po sobie niezadowolenia. Ruszyli w ciszy po schodach na górę. Nim weszli na piętro doszedł do nich głos pani Potter.
- Zawołajcie chłopaków z góry. Zaraz kolacja!
Willow uśmiechnął się lekko zadowolony, że nie będzie musiał spędzić dużo czasu w towarzystwie Kaspara i ruszył szybko do pokoju Jamesa.
Wewnątrz panował niesamowity bałagan. Książki wyrzucone z kufra walały się na podłodze wraz z kawałkami pergaminu, niektóre ciuchy nie wylądowały w koszu na pranie, a sami James i Syriusz siedzieli na łóżkach i rzucali w siebie czymś, co wyglądało na lekko przeterminowane waniliowe babeczki. Harry powstrzymał chichot i pokręcił lekko głową.
- Chłopaki, pani Potter woła na kolację – powiedział tylko, ale to wystarczyło. Huncwoci natychmiast przestali i rzucili się do drzwi łapiąc w biegu Willowa, który wybuchnął śmiechem i dał się pociągnąć na dół przy akompaniamencie śmiechów chłopaków.
                                                                                      ***
Następnego ranka Harry obudził się z lekkim bólem brzucha, bo wczoraj wieczorem chłopcy wytrzasnęli skądś sporo słodyczy z Miodowego Królestwa i do późna w trójkę objadali się nimi. Teraz w pokoju panował niezły bałagan, wszędzie walały się puste pudełka i papierki po słodkościach. Harry stwierdził, że należałoby je posprzątać zanim rodzice Jima postanowią ich obudzić, bo nigdy nie wiadomo jak zareagują na informację o wczorajszej „słodyczowej orgii”.
Willow zaczął zbierać śmieci i po paru chwilach musiał stwierdzić, że nawet dobrze się czuje, jak na kogoś, kto zjadł tyle słodyczy na raz.
Nie zdążył wszystkiego uprzątnąć, gdy usłyszał cichutkie pukanie do drzwi. Zerknął spanikowany na zegar, który wskazywał godzinę siódmą rano. Pani Potter nie przyszłaby budzić ich tak wcześnie, bo przecież mówiła, że postara się zrobić śniadanie na dziewiątą. Harry szybko porzucił swoje zajęcie i rzucił się pod kołdrę, zawijając się w nią i udając, że śpi. Ktoś cicho wszedł do pokoju i przystanął na chwilkę wsłuchując się w powolne oddechy Huncwotów. Po chwili podszedł do łóżka Jamesa i zaczął mamrotać jakieś zaklęcia, których Harry nie był w stanie usłyszeć. W pierwszej chwili chciał zerwać się z posłania i krzyknąć na obcego, by odwalił się od Rogacza, ale nim zdążył to cokolwiek zrobić mamrotanie ucichło i osoba czym prędzej wyszła z pomieszczenia.
Willow odwrócił się zerkając na Jamesa. Chłopak spał spokojnie jakby nic się nie stało. Harry dla upewnienia rzucił na przyszłego ojca Finite Incantatem, a gdy nic się nie stało postanowił wrócić do sprzątania.
Przed ósmą do uszu Harry’ego dotarł dzwonek do drzwi, który przebudził również jego współlokatorów. Chłopcy spojrzeli na niego lekko nieprzytomnie.
- Może to Remus – zastanawiał się Willow i wyszedł z pokoju, by to sprawdzić. Jednak to nie był Lupin. W drzwiach wejściowych stała wysoka czarnowłosa kobieta patrząca na pana Pottera z chłodem w brązowych oczach, a obok niej kulił się lekko ciemnowłosy mężczyzna, dużo od niej starszy i tęższy. Za nimi, z miną podobną do kobiety, stał około dwudziestoletni chłopak o brązowych włosach i zimnych oczach.
- No więc? – spytała lodowato kobieta i Harry od razu wiedział z kim ma do czynienia. W drzwiach stali Julith i Erick oraz ich (nie)sławny syn Jerome. Willow stwierdził, że po jego okropnie błękitnych rurkach powinien się zorientować od razu.
- Co wy tu robicie, Julith? – zdumiała się pani Potter stojąca koło męża w koszuli nocnej i szlafroku. Twarze obojga gospodarzy wyrażały czystą dezorientacje.
- Dostaliśmy list. Podobno koniecznie chcieliście żebyśmy przyjechali wcześniej, bo obawiacie się o swoje życie i chcecie się z nami pożegnać – odparła Julith, a w jej oczach na moment błysnęła niepewność natychmiast zastąpiona pogardą. Harry nie dziwił się, że jej syn ma taką, a nie inną, opinię. Mógł się założyć, że nie polubi rodziny z Ameryki.
- Ale... My nie wysyłaliśmy żadnego listu – powiedziała cicho Elizabeth, ale odsunęła się i wpuściła gości do środka.
- Cóż, nie ma sensu byśmy wracali do domu, więc chyba znajdzie się dla nas jakiś pokój, prawda?
- Tak, oczywiście – wtrącił się Charles. – Zaprowadzę was.
Gdy przeszli koło Harry’ego prawie w ogóle go nie zauważyli. Tylko Jerome posłał mu pogardliwe spojrzenie, którego nie powstydziłby się Snape z przyszłości. Gdy tylko rodzinka zniknęła na piętrze, Harry zerknął na panią Potter. Widać było, że jest przerażone szybszym przyjazdem krewnych, ale usilnie starała się to ukryć, choć z marnym skutkiem. Spojrzała na Willowa i uśmiechnęła się do niego, bardziej starając się pocieszyć siebie niż jego. Harry odwdzięczył się jej tym samym.
- Jesteś głodny? – spytała go miękko.
Willow na samą myśl o jedzeniu poczuł mdłości. Jedzenie wczoraj tych wszystkich cukierków i łakoci zdawało się teraz o wiele gorszym pomysłem niż wieczorem.
- Nie, proszę pani. Może obudzę Jamesa i Syriusza i spytam się ich? – zaproponował, ale z góry wiedział, jaka będzie odpowiedź Huncwotów.
- Tak, tak. Powiedz im, że przygotowuję naleśniki z czekoladą – powiedziała i zniknęła w jadalni.
Harry skrzywił się. Wolałby chyba naleśniki na słono. Wizja jedzenia czekolady sprawiła, że jego żołądek szarpnął się lekko. Westchnął i ruszył na górę. Gdy stanął przed drzwiami do pokoju poczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się i napotkał pełne rozbawienia, jasne oczy Kaspara. Coś mu mówiło, że to nie koniec niespodzianek na dzisiaj.
Wszedł szybko do pokoju i dość brutalnie obudził chłopaków. Coś dziwnego błysnęło w oczach Jamesa, gdy Willow się do niego uśmiechnął, ale stwierdzając, że nic go nie zaskoczy, Harry zostawił wstających chłopaków samych i zszedł na dół do jadalni.
Na stole już czekała część obiecanych naleśników, ale Harry jakoś nie miał na nie ochoty. Z westchnięciem usiadł na jednym z bliższych krzeseł i nalał sobie wody z cytryną. Po paru minutach do jadalni przyszła z kuchni pani Potter razem z panią Agares. Obie uśmiechnęły się do niego promiennie.
- Jedz, Harry – nakłaniała go Elizabeth. – Nie jesteś głodny?
- Jakoś nie, proszę pani – uśmiechnął się do niej nieśmiało. Nie chciał, by zmuszała go do jedzenia czegokolwiek.
Nim kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć, do jadalni zawitała rodzinka z Ameryki. Cała trójka spojrzała na niego chłodno, chociaż mężczyzna musiał się mocno starać, by zrobiło to jakiekolwiek wrażenie. Usiedli bez słowa na krzesłach i zerknęli z wyczekiwaniem na resztę.
- Eee... Julith, pewnie pamiętasz Andree? – spytała niepewnie pani Potter.
- Oczywiście. A to jest...? – spojrzała krytycznie na Willowa, który natychmiast poczuł się gorzej.
- To Harry Willow, przyjaciel Jamesa z Hogwartu. Harry, to Julith, Erick i Jerome Goldenking.
- Miło mi państwa poznać – powiedział cichutko i skulił się pod wpływem ich skanujących spojrzeń. Mimowolnie zerknął na drzwi szukając drogi ucieczki i z niezadowoleniem odkrył, że stoi w nich Kaspar z rozbawieniem wypisanym na twarzy. Zastanawiał się, co tak bawiło chłopaka oprócz jego widocznej niepewności, co do Goldenkingów.  Westchnął i odwrócił wzrok, a pani Potter położyła mu na talerz naleśnika, na co Harry się skrzywił. Zerknął na kobietę chcąc tym wyrazić wszystko co czuje, ale ona już na niego nie patrzyła wracając do kuchni po nową porcję jedzenia.
Na schodach rozległy się szybkie kroki i do jadalni wpadli James i Syriusz. Przystanęli na moment wpatrując się w rodzinę Goldenkingów w lekkim szoku.
- W-wuj i ciotka – wyjęczał Rogacz i w końcu udało mu się przywołać na twarz prawie szczery uśmiech. – Jak miło was widzieć!
- Witaj, James – powiedziała sztywno.
Chłopak spojrzał na stojącego obok przyjaciela, który wpatrywał się w Jerome’a idealnie arystokratycznie chłodnym wzrokiem. Harry zauważył, że daleki kuzyn Jamesa posyła Syriuszowi pogardliwe spojrzenie przesycone tłumioną wściekłością. Black stłumił w sobie chęć wyklnięcia najmłodszego z gości i ruszył do stołu siadając obok Harry’ego, któremu po chwili posłał dziwne spojrzenie. Willow zerknął na przyszłego chrzestnego ze zdumieniem, ale ten już zdążył odwrócić wzrok i zacząć niemrawo skubać naleśnika.
                                                                              ***
Harry od razu po śniadaniu zauważył, że coś jest nie tak. James ze zdumiewającym spokojne, w ogóle do niego nie podobnym siedział przy kominku i wpatrywał się w ogień, jakby czekając aż coś z niego wyskoczy. Za to Black cały czas był w ruchy. Nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że poruszał się tylko w promieniu metra lub dwóch od Harry’ego i zdumiewająco często wpadał na niego, niby przypadkiem. W tym momencie krążył po salonie między stolikiem a kanapą, na której siedział Willow, co chwila siadając i zaraz z niej wstając. W momentach gdy siadał jego dłoń całkiem „przypadkiem” dotykała kolana młodego Pottera, albo ramienia, gdy Black się podnosił. Harry w końcu tego nie wytrzymał i gdy Syriusz ponownie chciał wstać złapał go za przedramię i usadził z powrotem.
- Co jest grane, Łapo? – spytał. Gryfon spojrzał na niego lekko nieprzytomnie, ale zaraz uśmiechnął się szeroko.
- Nic.
I Syriusz znowu zaczął krążyć po pokoju.
Harry westchnął zirytowany i zerknął na Kaspara siedzącego w rogu salonu w fotelu, stojącym przy biblioteczce. W oczach chłopaka rozbłysło rozbawienie. Wskazał głową na Jerome’a, po czym potrząsnął czarno-czerwonymi włosami i przeczesał je dłonią niedbałym gestem. Willow spojrzał na młodego Goldenkinga i zamrugał zdumiony. W oczach chłopaka błyszczała pogarda większa niż kiedykolwiek widział u Snape’a. Tylko co on takiego zrobił, że ciemnowłosy tak bardzo nim gardzi. Gdy po raz kolejny poczuł dłoń Blacka na swoim udzie, zdumiewająco blisko krocza, natychmiast pojął, o co chodzi Jerome’owi. Przecież chłopak nie cierpiał gejów. Posłał wkurzone spojrzenie Syriuszowi, ale ten już wstawał i robił kolejną rundkę wokół stolika i kanapy.
Coś stanowczo było nie tak w zachowaniu Huncwotów.
                                                                                       ***
Harry wymknął się cicho do łazienki i z westchnięciem ulgi oparł się o zamknięte drzwi. Zachowanie Syriusza zaczęło go już mocno męczyć. Zastanawiał się, co napadło Blacka? Zdawało mu się, że wyjaśnili sobie, że to nie pociąg seksualny tylko zwykła, jakby ojcowska miłość. Co się nagle zmieniło, że Łapa stwierdził, że powinien go dla odmiany poobmacywać? Nagle Harry drgnął. Przypomniał mu się incydent z samego rana, gdy ktoś wszedł do ich pokoju i zaczął coś czarować. Dotychczas myślał, że to Jamesa ktoś zaczarował, by Rogacz nie zachowywał się dziko podczas odwiedzin rodziny z Ameryki, ale dopiero teraz do niego dotarło, że to Syriusz miał na sobie jakąś klątwę. Dodatkowo ten ktoś wiedział, że Goldenkingowie przyjadą akurat dzisiaj z wizytą, więc to prawdopodobnie ten ktoś wysłał im list. I Harry już wiedział, kto to.
                                                                                     ***
Upewniwszy się, że trzej Huncwoci twardo śpią Harry wyszedł cicho z pokoju. Gdy zamykał za sobą drzwi zauważył, że Lupin poruszył się lekko niespokojnie, ale na szczęście się nie obudził. Przybył do willi Potterów późnym popołudniem, co było dość niespodziewane, bo miał być dopiero drugiego dnia świąt, i od razu zauważył, że coś się dzieje złego z Syriuszem. Okazało się, że ponury nastrój Jamesa nie był spowodowany żadnym zaklęciem tylko Potter po prostu tęsknił za Lilką. Za to z Blackiem nie było dobrze. Harry zauważył, że gdy na niego patrzy ma mocno rozszerzone źrenice, a jego wzrok staje się nieprzytomny. Willow postanowił, że w nocy porozmawia sobie z prawdopodobnym sprawcą tego zamieszania.
Przemknął bezszelestnie korytarzem i wszedł do pokoju Kaspara. Chłopak siedział na łóżku i zdawał się czekać na niego. Uśmiechał się szelmowsko, a w momencie, gdy Harry zamknął za sobą drzwi wstał odgarniając czarno-czerwoną grzywkę z oczu.
- I jak ci się podoba żart? – spytał Kaspar z kpiną w głosie.
- Jaki żart? Co niby w tym wszystkim jest zabawne? To, że Syriusz się do mnie przystawia, czy fakt jak bardzo irytuje to Jerome’a? – parsknął Harry.
- Nieee... Żartem jest to, że to ty stoisz pośrodku tego bałaganu – uśmiechną się Kaspar. – Ciekawe jak ty, słodki, niewinny Harry, poradzisz sobie z Blackiem i zarazem Jeromem. Zobaczymy czy naprawdę jesteś tak cnotliwy i śliczniutki jak się wydaje mojej ciotce.
- Dlaczego?
- Co „dlaczego”?
- Dlaczego to robisz? Co ci zrobiłem?
- Nic. Wystarczy mi to, że to zabawne – odparł chłopak, a w jego oczach błysnęły złośliwe iskierki. – Chyba już pora spać, nieprawdaż?
Harry wiedząc, że Kaspar nie odpowie mu już na żadne pytanie stwierdził, że czas się ewakuować. Wyszedł cicho i stanął na moment na środku korytarza zanim ruszył do pokoju Jamesa. Kompletnie nie rozumiał o co chodzi Agaresowi. Dlaczego głupie zaklęcie i obecność Jerome’a miałyby pokazać państwu Potter, że nie jest bezbronnym malcem? I dlaczego tak bardzo zależało na tym Kasparowi? Nie wiedział. Jako że zbliżała się powoli północ stwierdził, że najwyższa pora się położyć.
                                                                                   ***
Rano obudził go delikatny dotyk na policzku. Ciepły oddech musnął jego szyję i dopiero po paru sekundach Harry przypomniał sobie, że nie leży w łóżku Lucasa i to na pewno nie jego oddech owiewa jego skórę. Podskoczył lekko i otworzył gwałtownie oczy. Nad nim pochylał się Syriusz, a jego oczy tak jak wczoraj miały dziwny, nieprzytomny wyraz. Willow odsunął się powoli, ale Black podążył za nim nie zrywając kontaktu wzrokowego. Nagle coś w spojrzeniu Łapy stwardniało i chłopak rzucił się gwałtownie na niego i mocno pocałował. Harry próbował się wyrywać, krzyknąć, zwrócić czyjąkolwiek uwagę, ale nie był w stanie przez żarłoczne usta starszego chłopaka i jego silne ciało dociskające go do materaca. Im mocniej Willow się szarpał, tym mocniejszy stawał się uścisk Blacka.
W końcu Harry się poddał. Opadł bezwładnie w ramiona Syriusza i bez jakiegokolwiek jęku pozwolił na to, by uparty język chłopaka penetrował jego usta. Nagle wargi Blacka przeniosły się na jego szyję i zaczęły ją lekko kąsać. Harry to wykorzystał. Nabrał powietrza w płuca i krzyknął jak najgłośniej:
- JAMES! REMUS!
Natychmiast jego usta zostały zatkane brutalnym pocałunkiem, ale jego krzyk dotarł do adresatów. Wpadli do pokoju i momentalnie rzucili się na Blacka zrzucając go z Harry’ego i łóżka.
- Co ci odbija? – wrzasnął Rogacz przytrzymując w miejscu Syriusza, który wyrywał się nie odrywając iskrzącego wzroku od Harry’ego. – Co mu jest?
- N-nie wiem – jęknął Willow. – Chyba ma na sobie jakieś zaklęcie. Ale nie wiem...
Nagła fala magii odtrąciła lekko Huncwotów od Blacka i ten  momentalnie rzucił się na młodego Pottera. Brutalne usta znowu zmiażdżyły jego wargi w mocnym pocałunku.
- Harry! Coś nam nie pozwala podejść! – krzyknął James z przerażeniem w głosie. Jego ręce dotykały jakiejś niewidzialnej bariery pomiędzy nimi a łóżkiem. Harry poczuł się kompletnie bezbronny. Wiedział, że mógłby użyć na Syriuszu magii żywiołów, ale nie chciał zrobić przyszłemu chrzestnemu krzywdy. Nie mógł mu zrobić krzywdy. Nie potrafiłby.
Usłyszał, że do pokoju wpadają dorośli zaalarmowani krzykami i hałasem. Razem z nimi przyszli Kaspar i Jerome. Na twarzy tego pierwszego pojawił się rozbawiony uśmieszek. Za to młody Goldenking patrzył na Blacka z jawną pogardą. Harry słyszał, że dorośli próbują przemówić Blackowi do rozsądku, ale nic to nie dawało. Dłonie Syriusza wślizgnęły się do bokserek Harry’ego i jego palce zacisnęły się boleśnie na pośladkach chłopca. Willow tym razem nie powstrzymał tłumionego szlochu. Zacisnął dłonie na włosach Łapy starając się go odsunąć od siebie, ale nie miał tyle siły.
- Syri, proszę, puść – jęknął. Poluźnił uścisk na włosach chłopaka i przytulił się do niego, mając nadzieję, że to da jakiś efekt. I faktycznie Syriusz odsunął się powoli i zamrugał, jakby dopiero co się obudził.
- H-Harry? C-co...? – Black odsunął się i przyjrzał zapłakanym oczom Willowa. W tym momencie zdał sobie sprawę, że trzyma dłoń w bokserkach młodszego chłopca. Odskoczył w tył, prawie nie spadając z łóżka. – Co... Dlaczego...?
- Spokojnie, Syri, już wszystko ok – szepnął kojąco Harry i przytulił się do Blacka. Łapa owinął ramiona wokół niego i schował twarz we włosy chłopca. Widać było, że drży i z trudem łapie oddech. Harry usłyszał, że Potterowie cicho wzdychają z ulgą. Zerknął na Kaspara, którego mina wyrażała znudzenie ukrywające złość, ledwo widoczną w jego oczach. Willow zrozumiał, że nie wszystko poszło tak, jak zaplanował sobie Agares. Teraz wiedział instynktownie, co. Kaspar skądś wiedział o jego umiejętnościach magii żywiołów i chciał, by pokazał jak bardzo jest dzięki niej niebezpieczny. Chciał pokazać Potterom, że Harry nie jest taki słodki i niewinny, jak im się zdaje. Willow nie był pewny, co ma z tym wspólnego Jerome, ale podejrzewał, że pod koniec wizyty będzie to wiedział.
- Syriuszu?
- Co się ze mną działo? Pamiętam tylko, że na śniadanie były naleśniki, a potem wieczorem... mówiłeś mi żebym usiadł, ale... dlaczego? – wyszeptał Łapa głosem nabrzmiałym od łez. Starszy chłopak był widocznie przerażony tym, że nie pamiętał co się z nim działo.
- Ktoś widocznie rzucił na ciebie jakieś zaklęcie – wyszeptał Harry, bez przerwy gładząc Blacka po plecach. – Nie wiem dokładnie, jakie, ale obiecuję, że się dowiem.
- To musiał być jakiś czar z zakresu magii kontroli – stwierdził cicho pan Potter. – To niebezpieczny dział i w większości zaklęcia z niego są zakazane częściowo lub całkowicie. Gdy dowiem się, jakie to zaklęcie i kto je rzucił w moim domu, obiecuję, że ten ktoś poniesie surowe konsekwencje.
Harry pokiwał lekko głową i spojrzał prosto w oczy Kasparowi, który nie wyglądał na zadowolonego wyznaniem Charlesa. Willow po chwili odwrócił wzrok i przeniósł go na twarz pana domu.
- Mogliby państwo nas na chwilę zostawić? – spytał cicho wskazując brodą na drżącego lekko Syriusza. Chciał z nim porozmawiać.
- Dobrze, ale... Jakby się coś działo...
- Myślę, że nie musi pan tego mówić – stwierdził Willow i po chwili został sam na sam z Syriuszem.
W momencie, gdy drzwi się zamknęły z gardła Blacka wyrwał się szloch. Chłopak przyciągnął do siebie Harry’ego i wtulił twarz w jego klatkę.
- Wy-wybacz mi – wyjęczał Łapa. – Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Przysięgam. Nigdy bym świadomie... Błagam... Przepraszam...
- Ciii – zamruczał Harry i delikatnie przeczesał włosy Syriusza dłonią. – Nie jestem zły, ani nic. Jest w porządku.
- Płakałeś...
- Trochę mnie przestraszyłeś – wyznał. – Ale to nic. Już jest okej.
- Powiedz, że... Że nie skrzywdziłem cię... no... w taki sposób – poprosił Łapa, nagle nie będąc w stanie się w ogóle wysłowić. Harry chwycił jego drżące dłonie i uśmiechnął się do niego uspokajająco.
- Nie. Nie zdążyłeś – powiedział, ale zaraz wiedział, że nie powinien tego dodawać. Zauważył, że Syriusz blednie mocno i zagryza wargę prawie do krwi. Chłopiec przytulił się mocno do przyszłego ojca chrzestnego i pozwolił mu ponownie wybuchnąć płaczem. Widać było, że nawet dla kogoś o tak silnym charakterze, jak Syriusz, to co się stało, było zbyt wielkim obciążeniem. Dopiero po dobrych paręnastu minutach Black uspokoił się na tyle, by się odsunąć.
- M-marny ze mnie starszy brat, prawda? – wymamrotał czarnowłosy i oparł policzek na poduszce, leżąc koło Harry’ego, ale już go nie dotykając.
- Bzdura – parsknął Willow. – Jesteś najlepszym starszym braciszkiem, jakiego mogłem sobie przywłaszczyć – uśmiechnął się szeroko, ale widząc, że oczy Łapy nadal są ponure, jego uśmiech zniknął. – Przestań się tak zadręczać. Nic mi nie jest. Czuję się dobrze.
- Ja... Po prostu nie rozumiem, jak mogłem pozwolić, żeby coś mną zawładnęło i dodatkowo ulec temu czemuś i zrobić ci krzywdę.
- Nie zrobiłeś mi krzywdy! Owszem, nie mówię, że to było przyjemne, czy coś, ale to dla mnie nic. Nie chcę, byś się z mojego powodu zadręczał.
- A co jeśli bym chciał cię zabić? Co jeśli to coś kazałoby mi cię zabić? Co wtedy? Też miałbym się nie zadręczać?
- Nie, wtedy użyłbym na tobie magii żywiołów, przykuł do podłogi i nie pozwolił wstać, póki by nie przyszła pomoc.
- Dlaczego teraz tego nie zrobiłeś? – spytał zdezorientowany Syriusz.
- Chciałem najpierw sprawdzić, czy absolutnie konieczne jest robienie ci krzywdy. Udało mi się cię obudzić bez niepotrzebnej przemocy i tylko to się liczy – uśmiechnął się Harry i przysunął się bliżej Syriusza opierając głowę o jego ramię. Poczuł, że Black owija ramiona wokół niego i już całkowicie spokojny przytula czoło do jego blond włosów, wzdychając z ulgą.
- Czyli nie byłeś tak całkowicie bezbronny?
- Nie. Po prostu nie chciałem robić ci krzywdy – odparł Harry rozkoszując się przyjemnym ciepłem.
- Cóż, to miło z twojej strony – mruknął miękko Łapa i Willow poczuł, że chłopak uśmiecha się lekko do jego włosów.
- Tak. Przynajmniej nie boli cię tyłek od zbyt mocnego spotkania z podłogą – zaśmiał się Harry i odsunął pomału. – Powinniśmy chyba zejść na dół. Mogą się niepokoić.
- Racja – uśmiechnął się Syriusz siadając. Wszystko powoli zaczęło wracać do względnej normy. Względnej, ponieważ wszystko jest względne.
^^^
Liczę na jak najwięcej komentarzy!!! :D

8 komentarzy:

  1. Po poprzednim rozdziale miałam obawy czy może przypadkiem już niezbyt pozytywnie przedstawiony Jerome może coś nawywijać skoro nie przepadają za sobą z chłopakami. Nie spodziewałam się aż takiej dozy dreszczyku wędrującego po kręgosłupie jaką wywołała akcja Kaspara. Cieszę się że Harry poradził sobie z Syriuszem bez użycia przemocy, i to nie ze względu na jego wizerunek słodziaka, ale na fakt jak trudno by mu było sięgnąć po brutalną siłę w stosunku do kogoś kogo kocha. Zastanawia mnie skąd ten draniowaty typek może wiedzieć o mocy Harry'ego. Czyżby ta informacja wydostała się ze szkoły i obiegła już świat? Przykro mi że to właśnie Syri został wykorzystany w ten sposób. Pamiętając że nieraz budził się z koszmaru w którym dziewczyna dobierała mu się do spodni, samo nasuwa się pytanie jakim koszmarem musiała się dla niego okazać świadomość że nie będąc nawet świadomym próbował zrobić to samo swojemu "młodszemu braciszkowi". Dobrze jednak że świadomość iż młody nie byłby bezbronny w sytuacji zagrożenia życia podniosła go na duchu i uspokoiła.
    W rzeczywistości "nie ma to jak rodzinne święta" potwierdza raczej opinie że z rodziną to najlepiej wychodzi się na zdjęciach... :D.
    To był bardzo interesujący rozdział, taki który skłania do raczej niecierpliwego oczekiwania co będzie dalej, co przyniosą następne dni, czy Kasper odpowie za swój "żart" kosztem chłopaków, czy dowiemy się dlaczego tak mu zależy na pokazaniu że Willow jest niebezpieczny??? A to tylko część pytań jakie mi się nasuwają.
    Podsumowując to wszystko życzę ci weny, czasu na pisanie oraz tego na inne ważne dla ciebie rzeczy i ogólnie powodzenia, niecierpliwie oczekując na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojojoj, wiedziałam, że z Kasparem będą same problemy, już samo imię wydawało się takie....mroczne. Zauważyłam, ze choć Jerome na pewno ma dość dużo do powiedzenia na niektóre tematy to siedzi cicho. Co do sytuacji eee nwm jak to określić...sytuacja pod działaniem magii? Biedny Syriusz się załamał biedactwo, mam dziwne przeczucie że teraz do naszego anioła żywiołów będzie podchodził bardziej z....dystansen?
    Sama już nie wiem, to są tylko moje głupie rozkminy. Mnóstwo weny, miliard pięćset sto dziewięcsetny pomysłów na sekundę i pełno wolnego czasu ;)
    Z poważaniam Kaiko

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będzie następny rozdział już się nie mogę doczekać ������

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedno mnie dziwi, Harry w ogóle nie tęskni za Ronem i Hermioną?

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy będzie nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    rodziny z Ameryki też nie polubiłam, Kaspara również, to on wysłał listy i ci prędzej przyjechali... skąd ten o tym wie, imczdmu Harry nie powiedział kto za tym stoi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    rozdział wspaniały, ale ten rodziny z Ameryki nie polubiłam, Kaspara tak samo, to on wysłał listy i ci prędzej przyjechali... czemu Harry nie powiedział kto za tym stoi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    rozdział wspaniały, zupełnie nie polubiłam tej rodziny z Ameryki jak i Kaspara, buu czemu Harry nie powiedział kto za tym stoi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń