sobota, 12 września 2015

27. Przeznaczenie? Los? Że co?!


Cześć wszystkim!!!
Jak minął wam drugi tydzień szkoły? Ja już mam zapowiedziane dwie kartkówki i sprawdzian :( Cholerne rozszerzenia :'(
Wracając jednak do rozdziału, mam nadzieję, że wyjaśni choć odrobinę (nie wszystko, ale malutką część ;))
Kolejne rozdziały będą się pojawiały dość nieregularnie, ale obiecuję, że nie przerwę opowiadania w takim momencie ;)
Liczę na jak najwięcej komentarzy, bo to one motywują mnie do pisania.

Rozdział zbetowany przez carmendraconi
^^^

Wycieczka do Hogsmeade została zaplanowana na ostatni weekend października, trzy dni przed świętem duchów. Huncwoci, gdy zauważyli obwieszczenie na tablicy ogłoszeń w Pokoju Wspólnym, aż podskoczyli z radości. Harry tylko patrzył na nich z politowaniem, kiedy wpadli do dormitorium rozprawiając o tym, co muszą kupić (szczególnie u Zonka).
Harry był jednak lekko markotny. Nie miał przecież podpisanej zgody na wyjście, więc nie mógł iść tam legalnie. Huncwoci machnęli na to ręką. W końcu od czego są tajne przejścia?
^^^
W dzień wyjścia Harry stał w drzwiach wejściowych patrząc jak Huncwoci pokazują Filchowi swoje pozwolenia i ruszają w stronę wioski. Nim zniknęli w oddali pomachali mu jeszcze radośnie. Harry’emu ta sytuacja przypominała trzeci rok, kiedy wuj nie podpisał mu pozwolenia. Wtedy też, tak jak teraz, otworzył przejście w garbie jednookiej wiedźmy i ruszył tunelem prowadzącym do Miodowego Królestwa.
Wszedł w roześmiany tłum idąc w stronę Trzech Mioteł, gdzie miał się spotkać z chłopakami. Huncwoci powinni już zdążyć zająć stolik i zamówić piwo kremowe.
Pub był zatłoczony jak nigdy. Wszyscy pchali się, by znaleźć jakieś miejsce. Harry w końcu dostał się do pomieszczenia i znalazł chłopaków w kącie sali. Wyszczerzył się do nich i przecisnął przez tłumek w stronę stolika.
- No, jesteś w końcu – uśmiechnął się James. – Oto twoje piwo, które ci obiecałem – pchnął kufel w stronę siadającego chłopaka.
- Wiesz, że nie musiałeś – westchnął Willow.
- Doskonale o tym wiem. Pij, na zdrowie! – wyszczerzył się Rogacz i upił ze swojego kufla.
Rozmawiali aż największy tłok minął i uczniowie zaczęli powoli wracać w stronę zamku. Było jeszcze dość dużo czasu, ale pogoda robiła się coraz gorsza. Co prawda nie padało, lecz chłodny wiatr było czuć mimo grubych płaszczy.
Huncwoci zapłacili za piwa, nie pozwalając zrobić tego Harry’emu. Wyszli na drogę rozglądając się z ciekawością.
- To może odwiedzimy księgarnię i... – zaczął Lupin, ale zamilkł widząc cierpiętnicze miny przyjaciół. – Ok, JA pójdę do księgarni, a wy idźcie do Zonka. Spotkamy się za pół godziny przy wyjściu z wioski.
Twarze Jamesa i Syriusza natychmiast się rozpogodziły.
- Chodź, Harruś – wyszczerzył się Black. – Pokarzemy ci nasze ulubione miejsce.
Willow uśmiechnął się lekko, pomachał Lupinowi i ruszył za chłopakami. Okazało się, że wejście do sklepu nie będzie takie łatwe. Dość dużo osób stwierdziło, że chcą chociaż obejrzeć wnętrze, więc Harry, który nie chciał nic kupować, został na zewnątrz czekając na gryfonów.
Oparł się lekko o ścianę budynku, gdy nagle do jego uszu doszedł jakiś dziwny odgłos. Wyprostował się marszcząc brwi. Coś, jakby krzyk, dochodził do niego od strony Wrzeszczącej Chaty. Spojrzał na drzwi do sklepu Zonka i niewiele się zastanawiając puścił się biegiem w stronę odgłosu.
Był już niedaleko, gdy na ulicy pojawiły się z głośnym trzaskiem ubrane na czarno postacie. Zapanował lekki chaos. Willow zatrzymał się na moment chcąc pomóc, ale doszedł do wniosku, że sobie poradzą. Z jednego ze sklepów wybiegła McGonagall, więc on mógł pobiec do Wrzeszczącej Chaty. Stary budynek nadal sprawiał nieprzyjemne wrażenie, a krzyki bólu i okrutne śmiechy cale nie poprawiały mu nastroju. Musiał obejść chatę dookoła, by zobaczyć, co się dzieje.
Na trawie leżał nieznany mu mężczyzna ubrany w białą szatę teraz poplamioną jego krwią. Na jego widok Harry poczuł, że kręci mu się w głowie. Powodem tego była twarz nieznajomego. Willow miał wrażenie, że leżący na trawie mężczyzna nie ma twarzy oraz że ma ich ich nieskończenie wiele.
- Gadaj kim, do cholery, jesteś?! – Wydarł się jeden ze śmierciożerców i znowu potraktował obcego zaklęciem noży. Na plecach torturowanego pojawiły się krwawe szramy, a z jego ust wyrwał krzyk. Spojrzał w tym momencie na Harry’ego, który mimo bólu głowy, który wywołał ten wzrok postanowił mu pomóc.
- Ej! Zostawcie go! – krzyknął i zrobił krok w ich stronę.
Śmierciożerca nie zamierzał czekać na jego ruch i w jego stronę poleciało zielone zaklęcie. Odsunął się w ostatnim momencie. Poczuł ciepło na dłoni, gdy jego oczy zrobiły się całkiem czerwone. Zamachnął się ręką jakby chciał odgonić natrętnego owada i w stronę jednego ze śmierciożerców poleciała kula ognia uderzając go prosto w prawy policzek. Mężczyzna poleciał do tyłu i przestał się poruszać. Drugi wzniósł się w powietrze i runął mocno na ziemię tracąc przytomność. Harry podszedł do poszkodowanego mrugając szybko oczami, by pozbyć się bieli z oczu. Chciał pomóc leżącemu, ale gdy spojrzał na jego twarz jęknął z bólu, który chciał rozsadzić jego głowę.
- Przepraszam – usłyszał pełen winy szept. – Teraz powinno być lepiej.
Willow uchylił powieki, które nawet nie wiedział, kiedy zamknął i zobaczył przed sobą jasnoszare oczy i blond czuprynę.
- Nie przyzwyczajaj się do mojego wyglądu. To twarz pewnego kanadyjczyka, ale w ten sposób nie będzie cię boleć głowa.
- Kim...?
- To trudno wyjaśnić – stwierdził mężczyzna siadając powoli. Jego rany same zaczęły się goić. – Jestem wysłannikiem.
- Czyim?
- Różnie go nazywają. Jedni mówią Przeznaczenie, drudzy Los, ale najczęściej po prostu Czas.
- Jesteś wysłannikiem Czasu? – nie dowierzał Potter.
- Tak. Przysłał mnie tu bym sprawdził, czy nie ma żadnych zaburzeń, ale ci dwaj mnie dorwali – skinął głową na leżących śmierciożerców.
- Dlaczego ty...? Twoja twarz...? – nie wiedział jak to ująć.
- Bo widzisz, ja i wielu mi podobnych nie jesteśmy ludźmi. Nie posiadamy twarzy, ale możemy sobie przywłaszczyć czyjeś. Bolała cię głowa od patrzenia na mnie, bo za wiele widziałeś, a zarazem za mało. Dla człowieka to trudne.
- Możesz mieć każdą twarz?
- Każdego człowieka, który się kiedykolwiek urodził?
- To...
- Nienormalne? – dokończył z uprzejmym uśmiechem.
- Trochę – wyszeptał Willow. Krzyki od głównej ulicy Hogsmeade ucichły. – Czy... Czy ty wiesz, co się z wszystkimi stanie? No wiesz, czy znasz ich... em...
- Przeznaczenie? Los?
- Tak.
Ja nie, ale On tak. Wie bardzo dużo, ale też nie wszystko. Wystarczy jedna mała zmiana, a cała przyszłość będzie inna.
- Ja...
- Wiem, po co tu jesteś.
- Jak mam to wszystko poprowadzić? – jęknął błagalnie.
- Nie wiem tego. Tylko On wie. Jestem pewny, że ci pomaga.
Harry zastanowił się na moment i prawie natychmiast w jego głowie odbił się dudniący głos: „Tam, gdzie jest śmierć, musi być śmierć”. Nie zdawał sobie sprawy, że powiedział to na głos.
- Zgadza się – pokiwał głową mężczyzna. – Jeśli zmieniasz diametralnie przeszłość, śmierć musi być.
- Ale moi dziadkowie, znaczy, państwo Potterowie...
- Nie zginęli, ale umarł ktoś inny. Plusem jest to, że gdy już zakończysz swoją misję te słowa nie będą już obowiązywać.
- Nie rozumiem.
- Eee... Na przykład... Nie zginęli twoi dziadkowie, prawda? Ale umarł śmierciożerca, który w przyszłości wymordowałby całą rodzinę. Ta rodzina będzie żyć i nikt nie umrze za nich. Będzie tak dlatego że nie będzie tam ciebie.
- To chyba dobrze.
- Tak sądzę. Zasada będzie cię obowiązywać aż nie wrócisz do siebie.
- A wrócę? – spytał Harry z westchnięciem. – Nie wiem, czy chcę wracać.
- To już twój wybór. Wszystko jest twoim wyborem. A teraz musimy się powoli żegnać.
- Czekaj! – chwycił mężczyznę za ramię. – To ty byłeś u Potterów?
- Tak, ja.
- A w moim śnie?
- Nie, myślę, że to był On. Jeszcze go spotkasz. Jestem tego pewny.
Harry skinął głową z zamyśleniem.
- Zanim jednak odejdę, chcę ci coś przysiąc – wyszeptał blondyn wstając powoli. Willow podążył za nim.
- Co?
- Za uratowanie życia odwdzięczę ci się kiedyś. Nie wiem, kiedy, ani gdzie, ani w jaki sposób, ale to zrobię.
- Ja... Dziękuję – mruknął Harry zmieszany wpatrzonymi w niego oczami.
- Muszę złożyć ci przysięgę. To sprawi, że odnajdę cię niezależnie od twojego wyglądu, czy wcielenia.
Willow skinął niepewnie głową chociaż nie do końca rozumiał, o co mężczyźnie chodzi. Zamarł, gdy blondyn chwycił delikatnie jego twarz w dłonie. Zarumienił się mocno, a na ustach wysłańca pojawił się uśmieszek.
- Przysięgam ci – wyszeptał jeszcze szarooki i złączył delikatnie ich usta. Przez ciało Pottera przeszedł prąd, a dziwne gorąco ulokowało się w jego klatce piersiowej i zaczęło rozchodzić po całym jego organizmie. Jęknął cicho czując, że mężczyzna się uśmiecha.
- Harry...!
Odsunął się oglądając za siebie w stronę głównej ulicy Hogsmeade. Z oddali słychać było głosy Jamesa i Syriusza. Spojrzał na blondyna niepewnie. Niezwykłe uczucie zmalało, ale dalej czuł je gdzieś w klatce piersiowej.
- Zamknij oczy – wyszeptał mężczyzna.
Willow spełnił prośbę i poczuł kolejny pocałunek na swoich ustach. Tym razem mocniejszy. Sapnął i otworzył oczy, ale... nikogo przed nim nie było.
Po paru sekundach dwójka Huncwotów wybiegła zza rogu budynku i z ulgą podbiegła do niego. James spontaniczne chwycił go w ramiona, a Syriusz odetchnął lekko i podszedł do leżących śmierciożerców. Jednego z nich związał, ale gdy podszedł do drugiego...
- Jim, on nie żyje – wyszeptał przerażony.
Harry zamarł w ramionach Rogacza.
- Co? – jęknął. – Z-zabiłem go?
Black wymienił spojrzenie z Jamesem. Wziął młodszego chłopca w ramiona czując, że Willow zaczyna drżeć. Okularnik w tym czasie pobiegł po aurorów.
Syriusz pociągnął delikatnie Harry’ego, by jak najbardziej oddalić się od martwego śmierciożercy. Cały czas gładził chłopca lekko po plecach, a jego głowę przyciskał do swojego ramienia. Nie chciał, by Willow zaczął płakać, na co się zapowiadało. Bał się tego, bo nie miałby pojęcia, co wtedy zrobić.
Gdy szli powoli w stronę głównej ulicy Hogsmeade minęła ich para aurorów spieszących, by pojmać sługusów Voldemorta. Zacisnął mocniej ramiona wokół barków Harry’ego modląc się, by zdążył dojść do kogoś dorosłego, który by uspokoił młodszego chłopca.
Willow w tym czasie czuł, że coś dławi go w gardle. Świadomość, że zabił człowieka była dla niego nie do zniesienia. Był mordercą. Zamordował z zimną krwią i nawet nie było mu żal tego człowieka. Czuł się jakby był potworem bez serca. Zadrżał mocno i zmusił się, by nie rozpłakać się głośno. Nagle usłyszał, że ktoś woła jego i Syriusza z daleka. Uniósł głowę, ale wszystko było lekko zamazane. No tak. Łzy. Otarł oczy wierzchem dłoni starając się opanować dławienie w gardle i spojrzał na zaniepokojonego Blacka.
- Jak się czujesz?
- Ja... – zaczął, ale zamilkł, gdy zdał sobie sprawę, że jego głos jest zachrypnięty od łez. Zacisnął usta, a jego broda zadrżała. Wyczuł przerażenie Blacka na samą myśl, że mógłby się rozpłakać. Schował się z powrotem w ramiona starszego chłopaka zaciskając dłonie na jego koszulce.
- Już dobrze, Harry. Wszystko ok – wymamrotał Syriusz i spojrzał w stronę biegnącego do nich Lupina. Jego wzrok wyrażał błaganie. Chciał, by Remus jakoś mu pomógł. Przerażała go wizja płaczącego Willowa.
- Co się stało? – spytał Lunatyk kładąc dłoń na głowie Harry’ego. – Słyszałem coś o martwym śmierciożercy... Co...?
- To Harry go... – Syriusz posłał przyjacielowi niepewne spojrzenie. Lupin skinął głową dając znak, że rozumie. Chwycił Willowa i pociągnął chłopaka do siebie. Widział, że Black odetchnął lekko z ulgą.
- Chodźmy. Nauczyciele się o was martwią. Nie powinieneś z Jamesem wybiegać tak nagle – Remus spojrzał na Syriusza karcąco.
- Wiem, wiem – wymamrotał Łapa. – Idźmy do tych profesorów, bo ja nie wiem co z... – zerknął na załamanego Willowa. Remus skinął głową i ruszył szybko ulicą.
Większość uczniów szła już szybko w stronę zamku będąc pod opieką kilku nauczycieli. Reszta profesorów stała wraz z aurorami przy Trzech Miotłach i pomagała zająć się złapanymi śmierciożercami.
Would pierwszy zauważył zbliżających się Huncwotów i podszedł do nich z niepokojem. Nim o coś zapytał za plecami chłopców pojawili się aurorzy wysłani po martwego śmierciożercę.
- Co się stało? – zapytał ich.
- Śmierciożerca umarł na skutek mocnych oparzeń twarzy. Ogień musiał dostać się do jego płuc i dlatego zmarł.
Harry zacisnął powieki. Czyli to przez magię ognia. Odsunął się powoli od Lupina drżąc na całym ciele.
- Harry, czy ty...? – zaczął Would, ale nie dokończył.
- Nie chciałem... Ja nie chciałem – jęknął Willow, a łzy popłynęły po jego policzkach.
- Spokojnie. Wszystko w porządku. On zabiłby cię bez mrugnięcia okiem – wyszeptał Lucas podchodząc do chłopca i chcąc go wziąć w ramiona, ale Harry cofnął się.
- Ja... Jestem mordercą – jęknął młody Potter teraz już nie starając się powstrzymać łez. – Jestem niebezpieczny... Nie chciałem, a on... Nie! Zostaw! – krzyknął, gdy Would znowu się do niego zbliżył. Profesor poleciał do tyłu odepchnięty magią powietrza. Oczy Harry’ego momentalnie rozszerzyły się z przerażenia. Puścił się biegiem w stronę szkoły nie zważając na wołanie Woulda i Huncwotów.
Po chwili zboczył z drogi i wpadł pomiędzy drzewa w Zakazanym Lesie. Biegł długo aż jego płuca odmówiły posłuszeństwa. Opadł pod drzewem zanosząc się płaczem. W tym momencie nie czuł się jak siedemnastoletni chłopak tylko małe dziecko, które mocno nabroiło i boi się kary. Zamordował człowieka, więc teraz na pewno trafi do Azkabanu. Jęknął płacząc głośno. Przypomniał sobie swojego ojca chrzestnego, po tym jak uciekł z więzienia. Nie chciał być w takim stanie jak on. W duchu obiecał sobie, że już nigdy więcej nie użyje magii żywiołów. Nie chciał już nikogo mordować.
Otarł oczy, a jego ciałem wstrząsnęła czkawka. To było takie żałosne. Zachowywał się jak małe dziecko, ale nie potrafił inaczej. Nagle coś mocno chwyciło go za ramiona podnosząc z ziemi aż nie dotykał nogami podłoża. Krzyknął przestraszony, a po jego policzkach popłynęły kolejne łzy.
- Uważaj, Fergal. To ludzkie źrebię. Nie rób mu krzywdy – odezwał się jakiś głos.
- Co z nim robimy, Dolyn.
- Daj mi go.
Harry uniósł wzrok i zobaczył potężnego centaura patrzącego na niego z ciekawością. Pół-człowiek pół-koń wziął go na ręce. Teraz Willow zauważył drugiego stojącego za nim. Ten miał czarną sierść i takiego samego koloru włosy na głowie, w przeciwieństwie do Dolyna, który był jasnobrązowej maści.
- Wezmę go do wioski, a ty porozmawiaj z dyrektorem szkoły.
Fergal skinął głową i ruszył w stronę, z której przybiegł Harry. Dolyn bez słowa chwycił go mocniej i pobiegł w przeciwną. Harry zacisnął ramiona wokół szyi centaura starając się uspokoić. Kołysanie towarzyszące biegowi pomogło. Po chwili przestał płakać i przycisnął się mocniej do centaura. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.
Dolyn wpadł pomiędzy rozłożystymi drzewami na dość dużą polankę z paroma prowizorycznymi domkami. Ruszył w stronę jednego z nich ignorując spojrzenia swoich pobratymców.
- Blaire, zajmij się nim – zwrócił się do swojej partnerki przekazując jej Harry’ego. Centauryda miała ciemnobrązowe włosy i delikatne rysy twarzy. Koło jej kopyt stał mały centaur bardzo podobny do Dolyna.
- Skąd go wziąłeś? – spytała niepewnie patrząc na drobnego chłopca. Źrebak koło jej nóg zainteresował się butami Harry’ego.
- Był w lesie. To prawdopodobnie jeden z uczniów szkoły. Dobrze wiesz, że mamy dług u Dumbledore’a i powinniśmy się zająć tym ludzkim źrebakiem.
- Tak, wiem.
- Fergal poszedł powiadomić ludzi.
Centaurzyca o nic więcej nie pytała. Ruszyła z chłopcem do małej chatki i położyła go na posłaniu przykrywając zdumiewająco miękkim pledem.
- Mamo, on nie ma kopyt. Jest chory? – spytał mały centaur przyglądając się Harry’emu z ciekawością.
- Nie, Edanie. To jest człowiek, a oni nie mają kopyt.
- Ma takie dziwne coś na nogach – stwierdził chwytając buta Willowa.
- Zostaw – ofuknęła go lekko Blaire. – Niech śpi. Może jak się obudzi to ci wyjaśni.
^^^
- Dolyn, to nie dopuszczalne by ludzkie źrebię było w naszej wiosce.
- Dobrze wiesz, Ibor, że mamy dług u Dumbledore’a. Dzięki niemu ludzie nie zabijają nas jakbyśmy byli podrzędnym gatunkiem.
- Jak długo on tu jeszcze będzie?
- A co ci przeszkadza? Przecież śpi. Nauczyciele ze szkoły za niedługo przyjdą wraz z Fergalem i go zabiorą. Nie masz się o co martwić.
Harry otworzył oczy czując się obserwowanym. Rozejrzał się po niewielkiej chatce zatrzymując wzrok na brązowych oczach wpatrzonych w jego własne.
- Hej – odezwał się centaur dziecięcym głosem. Gdy stanął wydawał się być niewiele niższy od Willowa. – Dlaczego to masz na kopytach? – spytał wskazując na buty Pottera. Harry zerknął na nie i uśmiechnął lekko.
- To buty. Chronią moje nogi, bo nie mam kopyt tak jak wy – odparł i zaśmiał się cicho na widok miny centaura. – Mam stopy.
Zdjął buty i uniósł nogi machając lekko palcami. Centaur zachichotał.
- Nazywam się Edan. Mój tata cię tu przyniósł, wiesz? A Fergal poszedł po ludzi.
Harry zagryzł wargę przypominając sobie to, co się stało.
- Gdzie jestem?
- W naszej wiosce – odparł centaur zauważając dziwny nastrój Willowa. – Coś się stało?
- N-nie, tylko...
Na polanie rozległy się głośniejsze okrzyki i zapanował lekki chaos. Nim Potter zdążył jakoś zareagować, do małej chatki wpadł jak burza Would i gdy tylko go zobaczył, podbiegł do niego mocno przytulając.
- Na Merlina, nic ci nie jest. Żyjesz – wyjęczał mężczyzna pociągając go na swoje kolana i wtulił twarz w jego włoski. – Myślałem...
- Nic mi nie jest – mruknął Harry starając się odsunąć, ale blondyn mu to uniemożliwił.
- Teraz mnie posłuchaj – szepnął mężczyzna do ucha chłopca dochodząc do siebie. – Po pierwsze zakazuję ci, ZAKAZUJĘ, obwiniać się za śmierć tego śmierciożercy... Nie przerywaj mi. Ten potwór miał na kącie dwanaście morderstw, w tym trójki dzieci, które najpierw brutalnie wykorzystał. Nie zasługiwał na to, by żyć...
- To był człowiek! A ja go zamordowałem! Nie chciałem tego! Jestem niebezpieczny, bo nad tym nie panuję!
- Spokojnie, Harry – westchnął Lucas mocno trzymając chłopca. – Nikt cię nie wini.
- Zamkną mnie w Azkabanie!
- Co? Dzieci nie zamyka się w więzieniu – powiedział miękko Would ocierając kciukiem łzy, które popłynęły po policzkach Willowa. – Poza tym ten śmierciożerca miał już na sobie wyrok śmierci i gdy tylko ktoś by go złapał dostałby pocałunek dementora. Właściwie to, dzięki tobie, nie będzie cierpiał.
Harry zacisnął wargi powstrzymując łzy.
- Ja...
- Nikt nie chce cię za to krzywdzić. Chcemy, żebyś wrócił bezpiecznie do Hogwartu.
- A ministerstwo? – spytał już spokojniej.
- Nimi się nie martw. Dyrektor już zdążył porozmawiał z Ministrem i nie zostanie wszczęte żadne postępowanie.
- Naprawdę?
- Tak, dzieciaku. Chodźmy. Nie masz się co martwić.
Harry uśmiechnął się lekko i przekręcił w ramionach Woulda oplatając go nogami w pasie, a rękami za szyję. Westchnął z ulgą kładąc głowę na ramieniu mężczyzny. Przełknął gulę w gardle.
- To chodźmy – szepnął.
Usłyszał za sobą ciche westchnięcie rezygnacji. Spojrzał na siedzącego w kącie Edana i uśmiechnął do niego.
- Dzięki, że mogłem tu być – powiedział. Oczy młodego centaura zatrzymały się na jego odzianych w skarpetki stopach. Harry nie wahając się ściągnął je z nogi i podał je Edanowi, przypominając sobie przy okazji Zgredka.
- Trzymaj. Będziesz miał na pamiątkę.
Centaur uśmiechnął się szeroko i przyjął trochę niecodzienny prezent. Był tak samo uradowany jak skrzat Malfoyów.
- Dzięki!
- Nie ma za co. Idziemy? – zerknął na Woulda.
- Tak.
Mężczyzna wstał nadal trzymając Harry’ego w ramionach i wyszedł z chaty. Dumbledore stał na zewnątrz i rozmawiał spokojnie z potężnym centaurem, który wyglądał na wodza.
- Ach, jesteście – uśmiechnął się dyrektor i skinął na Lucasa. – Wracajmy do szkoły, moi drodzy.
Would skinął głową i chciał postawić Harry’ego na ziemi, ale chłopiec uczepił się mocniej jego ciała jak mała małpka. Mężczyzna uśmiechnął się leciutko.
- Tak, chodźmy – mruknął miękko i ruszył za dyrektorem.
^^^
Gdy wrócili do Hogwartu było już dość późno. Harry całą drogę wisiał na profesorze w końcu czując się dobrze. Wychodząc z lasu Willow jednak miał wrażenie, że ktoś go śledzi. Rozejrzał się lekko, ale nikogo nie zauważył.
Mężczyzna zaniósł go aż pod wejście do Pokoju Wspólnego gryfonów i pożegnał się z nim z uśmiechem oraz ulgą w oczach. Harry westchnął i gdy Would odszedł korytarzem odwrócił się i wszedł do pomieszczenia. Oczy wszystkich odwróciły się w jego stronę. Zarumienił się lekko i prawie pobiegł do dormitorium. Było puste. W jego oczach znowu pojawiły się łzy. Co jeśli Huncwoci będą się go brzydzili? Pamiętał przerażenie Blacka na widok martwego śmierciożercy. Nie chciał, by chłopaki się go bali. Padł na łóżko i wtulił twarz w poduszkę.
^^^
Komentujcie :D

14 komentarzy:

  1. Tak sobie tylko zajrzałam i taka niespodzianka mnie spotkała, nowy rozdział już wstawiony, hura. Muszę przyznać ci rację może obyło się bez niesamowitej ilości treści (choć nie było krótko to wartko płynąca akcja sprawia, że takie się wydaje), ale odpowiedzi znalazło się cale mnóstwo. Tożsamość tajemniczego faceta odkryta, właściciel nieznajomego głosu ze snu ustalona, normalnie dwa w jednym. Jest też ten dreszczyk emocji pojawiający się w każdym rozdziale choć w różnych formach. Przykro mi odrobinkę z powodu przerażenia Harry'ego, jednak nie z powodu śmierci śmierciożercy, tylko traumy jaką wywołała ona w świadomości chłopaka. Mam nadzieję, że Huncwoci staną na wysokości zadania i nie wywiną jakiegoś numeru tylko będą stali murem za młodym. Cóż nie wiem co jeszcze napisać, nasuwa się tyle myśli, komentarzy, że chyba na tym poprzestanę. Trochę mi przykro z powodu informacji o prawdopodobnej nie regularności następnych notatek, ale to tylko ta moja samolubna część, która chce wiedzieć co będzie się działo dalej i dalej. Ta większa część rozumie, że szkoła to nie przelewki i jest ważna niestety chyba, nawet na pewno ważniejsza, niż działalność artystyczno-hobbystyczna, nawet wtedy gdy nie jest równie pasjonująca, bo przynajmniej w takim samym stopniu pracochłonna. Cieszę się jednak z obietnic o nieporzucaniu bloga, mam nadziej, że dasz rade wytrwać w tym postanowieniu. Kończąc tą przydługą wypowiedź mogę powiedzieć już tylko jedno: POWODZENIA, zarówno w szkole jak i w pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z najlepszych rozdziałów.Szkoda mi harr`ego.Mam nadzieje ze huncwoci staną murem za Harrym.Życze weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się porobiło z poprzednim komentarzem i połowę urwało, więc muszę pisać jeszcze raz >.<
      Też mam już zapowiedziane kilka kartkówek i sprawdzian. Rozszerzona historia <3

      Życzę dużo, dużo weny i powodzenia w szkole! :*

      Usuń
    2. No nie, znowu? -,- Ech...
      Nie no, historię kocham, ale nie w szkole.
      Genialny rozdział *_* Wątek z centaurami nieźle mnie zaskoczył, ale oczywiście pozytywnie. Tego to się po prostu nie spodziewałam :D A Edan jest świetny, nie da się go nie lubić :3
      Jejku, biedny Harry ;-; Trzymaj się, mały! Wytuliłabym go *-* Pff, a przerażenie Syriusza mnie rozwala :D Ale za to jest Lucas, który to nadrobi i wytuli małego za wszystkie czasy <3

      Może teraz nic nie utnie >.<

      Usuń
  4. Świetny rozdział. Kurcze jak ja Ci zazdroszczę pomyśłowości i kreatywności. Harry zabił tego śmierciożercę... A dobrze mu tak! Harry, nie martw sie, jak mówią, on by sie nie wachał przed zabiciem Ciebie. Bardzo podoba mi się taki wizerunek Harryego: kruchy, ale silny magicznie, uroczy :*, sprawiedliwy, uczuciowy i co najważniejsze podobny z charakteru do Lily. Nie że nie lubię Jamesa. Ja go uwielbiam! Ale jeżeli chodzi o charakter, to lepiej że Harry nie dziedziczy go w całości. Młodego Pottera zawsze wyobrażam sobie jako odważnego, sprawiedliwego i nie czerpiącego radości z nieszczęścia innych (chodzi mi o wyjątkowo przykre kawały... Filch i Irytek sie nie liczą xd). Bardzo podoba mi się twoja historia i liczę, że nowy rozdzial pojawi się niebawem. Weny, weny i jeszcze raz weny! :D pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział po prostu... ŁAŁ aż brak mi słów. Czekam na next i mam nadzieję że jakoś wszystko się ułoży!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Poproszę więcej! Nic innego nie przychodzi mi do głowy jak proszenie o więcej. Twoje opowiadanie jest niezwykle wciągające i nie mogę się doczekać kontynuacji.
    Weny, weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super blog !!!
    Super treść !!!
    Super rozdział !!!
    Weny ❤❤❤
    Aki Aki
    Ps; sorka za anonima, ale dopiero się wylogowałam z blogera i nie chce mi się znowu logować ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ogłoszenie SKP!

    Miło nam poinformować Cię, że na naszym Stowarzyszeniu ruszyła nowa akcja: "Miniaturki na zamówienie", która ma na celu spełnianie Waszych zachcianek! Chcesz przeczytać jednoczęściówkę ze swoimi ulubionym bądź wymarzonym pairinigiem? Masz na nią pomysł, ale nie chcę Ci się pisać? Wystarczy, że dodasz swoje zgłoszenie u nas w zakładce! Więcej informacji na blogu.
    Ponadto! Wciąż czeka na Ciebie zakładka "Ocenialnia", w której możesz zgłosić swojego bloga do krótkiej oceny! To nic nie kosztuje, a możesz zyskać cenne rady i tym samym małą promocję swojej pracy!
    Jedyne co musisz zrobić, to KLIKNĄĆ TUTAJ i znaleźć odpowiednią zakładkę.

    Pozdrawiamy
    Zespół SKP

    P.S.: Przepraszam, za dodanie posta pod rozdziałem, ale nie dostrzegłam nigdzie zakładki SPAM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojej obserwacji wynika, że tą funkcje tu pełni zakładka KSIĘGA GOŚCI ;)

      Usuń
  9. Witam,
    więc to wysłannik czasu, zabił magią żywiołu śmiericożercę i bardzo się za to obwiniał, zawarł nową znajomość...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniale, więc to wysłannik czasu, och Willow zabił magią żywiołu śmiericożercę i bardzo się za to obwiniał, no i już zawarł nową znajomość...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    wspaniały rozdział, więc to był wysłannik czasu, biedny Willow zabił magią żywiołu śmiericożercę i się za to bardzo obwiniał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń