niedziela, 23 sierpnia 2015

26. Kontuzja



Cześć  ludzie i nieludzie!
Obiecałam rozdział wcześniej i jest wcześniej (co prawda miał być w piątek, ale okropnie źle mi się ten rozdział pisało). Kolejny pojawi się dopiero za jakieś dwa-trzy tygodnie, bo muszę go dobrze przemyśleć. Będzie wyjaśniał pewne sprawy i muszę go dobrze napisać ;)
W zakładce "Informacje " macie mój numer gg i e-mail. Jeśli chcielibyście dostawać powiadomienia o rozdziałach to napiszcie. 
Liczę na jak największą ilość komentarzy :D

^^^
Tydzień wolnego minął im okropnie szybko i nagle okazało się, że trzeba wracać do szkoły.
Gdy weszli do Wielkiej Sali, Harry od razu zauważył, że coś jest nie tak. W pomieszczeniu wrzało jak w ulu. Nim zdążyli usiąść, do Jamesa podbiegła jakaś dziewczyna z czwartego roku. Aż podskakiwała z ekscytacji.
- Dumbledore ogłosił, że jutro jest mecz! Gryffindor kontra Slytherin!
- Co? Ale jak to? Mecz miał być za dwa tygodnie.
- Ale dyrektor go przełożył.
- Mieliśmy tylko dwa treningi – zaniepokoił się starszy Potter.
- Daj spokój, Jim. Drużyna nie zmieniła się od zeszłego roku. Nie masz się co martwić.
Nim zdążył odpowiedzieć, dziewczyna pobiegła do reszty drużyny Gryfonów. Rogacz westchnął z frustracji i usiadł na swoim stałym miejscu.
- Nie masz się co martwić, Rogaś – stwierdził Syriusz. – Latacie przecież jak w zegarku. Takiej drużyny nie mieliśmy od dawna!
- Ech, no niby tak, ale...
- Żadnych „ale”! Jedz. Mecz to będzie dla was pestka.
^^^
- To co robimy? – spytał Syriusz, gdy już rozpakowali swoje kufry w dormitorium.
- Może pójdziemy do Hagrida? – zaproponował James. – Dawno go nie odwiedzaliśmy, a chciałbym choć przez chwilę nie myśleć o meczu.
- Świetny pomysł! – wyszczerzył się Black. – Idziesz, Luniu?
- Idźcie beze mnie. Muszę dokończyć esej na zaklęcia.
- Ale przecież miał być do oddania na za dwa tygodnie – skrzywił się Rogacz.
- Ja z wami pójdę – uśmiechnął się Harry. Chciał „poznać” Hagrida, bo przecież w tych czasach go nie zna.
- Okej, w takim razie możesz sobie tu siedzieć, Luniu – stwierdził z obrażoną miną Syriusz i chwycił Willowa za ramię, wyprowadzając go z pokoju. James wywracając oczami, ruszył za nim.
^^^
Szli korytarzem, rozmawiając wesoło, gdy na ich drodze stanęli Nott i Avery z wrednymi uśmieszkami na twarzach.
- Nie uważacie, że głupio robicie? – zagadnął ten pierwszy, z błyskiem w oku.
- No. Waszemu szukającemu mogłoby się coś przypadkiem... stać – dodał drugi.
- Dotknijcie go, a... – syknął Syriusz sięgając po różdżkę. Ślizgoni zrobili to samo.
Zaatakowali nagle i Harry jak w zwolnionym tempie widział, że nieznane mu zaklęcie mknie w stronę Jamesa i uderza w niego z całą mocą. Rogacz poleciał do tyłu i upadł na podłogę przestając się poruszać.
- Sukinsyni! – syknął wściekły Black mierząc w przyszłych Śmierciożerców różdżką, ale Harry chwycił go mocno za ramię.
- Co jest, Black? – zaszydzili Ślizgoni. – Dajesz sobą kierować temu małolatowi?
Łapa szarpnął się lekko, ale Willow wzmocnił uścisk. Zrobił krok do przodu, a gdy spojrzał na przeciwników, jego oczy stały się zupełnie białe. Gwałtowny podmuch powietrza posłał dwójkę Ślizgonów na podłogę parę metrów dalej. Syriusz spojrzał na nich z wrednym uśmieszkiem.
- Chyba go nie docenialiście – stwierdził i wraz z Willowem odwrócił się, by pomóc Jamesowi.
Harry ukląkł przy chłopaku i poklepał go delikatnie po policzku.
- Jim, wstawaj. Budź się.
Nagle zmarszczył brwi. Pochylił się lekko i przyłożył ucho do ust Rogacza, patrząc na jego klatkę piersiową. Zbladł nie wyczuwając oddechu.
- Czym wyście w niego rzucili?! – krzyknął, do zbierających się z ziemi Ślizgonów. – On nie oddycha!
Syriusz słysząc to rzucił się z pięściami na chłopaków, kompletnie zapominając o różdżce.
- No, James, przestań. Musisz oddychać. Musisz żyć. Jeśli teraz umrzesz to ja... ja się nie urodzę, James. No, dalej, budź się – szeptał przerażony Harry. Przyłożył palce do szyi starszego Pottera, ale nie wyczuł pulsu. Jęknął mając ochotę położyć się koło przyszłego ojca i rozpłakać się. Starał się przypomnieć sobie jakiekolwiek zaklęcie, które mogłoby mu teraz pomóc, ale nie był w stanie. Nagle przypomniał sobie mugolską podstawówkę i lekcje pierwszej pomocy. Skoro James nie dostał Avadą Kedavrą, to może uda mu się przywrócić mu oddech.
Ale...
Jeśli nic nie zrobi – James umrze. Jeśli zrobi coś nie tak – James może i tak umrzeć. Ale jeśli mu się uda – James będzie żył.
Wziął drżący oddech i rozpiął szatę Pottera na piersi.
Jak to było? Ach! Trzydzieści uciśnięć i dwa wdechy.
Z niepewną miną położył jedną dłoń na końcu mostka Pottera, nakrywając ją drugą i splatając palce. Zaczął równo uciskać, licząc w myślach. Nawet nie zauważył, kiedy po jego policzkach popłynęły łzy.
- Trzydzieści – szepnął zdławionym głosem i delikatnie odchylił głowę Jamesa zatykając mu nos. Wdmuchał mu powietrze do płuc, patrząc jak jego klatka piersiowa unosi się lekko.
Słyszał, że parę metrów dalej Syriusz i Ślizgoni głośno się biją i miał nadzieję, że zwróci to uwagę któregoś z nauczycieli.
Jego błagania zostały wysłuchane dopiero dziesięć minut później. Usłyszał narastające krzyki McGonagall. Jęknął doliczając do trzydziestu i znowu robiąc dwa wdechy w usta Jamesa.
- Panie Willow, co się...? – zdumiony głos Minervy rozległ się parę kroków dalej. Spojrzał na nią załzawionymi oczami. Kobieta widocznie zrozumiała, co robi, bo podeszła szybko bliżej i wyjęła różdżkę. – Proszę się odsunąć, panie Willow – powiedziała surowo, ale prawie natychmiast złagodniała, gdy kolejne łzy zaczęły spływać po policzkach chłopca. – Spokojnie, Harry. Jakim zaklęciem dostał?
- N-nie wiem – wyjęczał ocierając twarz rękawem szaty. – Oni czymś w niego rzucilo i on... nie oddycha i...
- Spokojnie, będzie dobrze – kobieta zaczęła machać różdżką nad ciałem Rogacza. Syriusz podszedł bliżej ignorując zbierających się z ziemi Ślizgonów. Miał rozciętą wargę.
- Pani profesor, czy on...?
- Niech się pan zajmie panem Willowem, panie Black. Robię co mogę.
Łapa chwycił delikatnie chłopca i podniósł go z klęczek. Harry natychmiast przylgnął do jego klatki piersiowej starając się nie rozpłakać ponownie. Było mu słabo i duszno. Oparł się mocniej o Blacka mając mroczki przed oczami.
- Syri...
- Tak? – Black spojrzał na chłopaka w momencie, w którym ten osunął się bezwładnie w jego ramionach. – Harry, co ci jest? Pani profesor!
- Prawdopodobnie stracił przytomność z powodu szoku i niedotlenienia organizmu. Zanieś go szybko do pani Pomfrey – powiedziała kobieta nadal machając różdżką nad poszkodowanym chłopakiem. Nagle ciało Jamesa podskoczyło lekko i gryfon w końcu wziął samodzielnie oddech. Profesorka westchnęła z ulgą.
- Chodźmy z obydwoma do pani Pomfrey.
^^^
Harry przebudził się, czując delikatne klepanie na policzkach.
- No już, budź się, Harruś – usłyszał przestraszony głos Syriusza. – Pani Pomfrey, dlaczego on się nie budzi?
- Obudzi się jak dojdzie do siebie, panie Black. Proszę spróbować nawiązać z nim kontakt.
- Syrii... – wymamrotał Willow po paru sekundach. Uchylił powieki zerkając na przyszłego ojca chrzestnego.
- Jak dobrze, że się obudziłeś – odetchnął Black. – Pamiętasz wszystko?
- Tak. Co z Jamesem?
- Śpi – uśmiechnął się Łapa, ale zaraz zmarkotniał. – Ale obawiam się, że jutrzejszy mecz będziemy musieli oddać walkowerem.
- Niekoniecznie – mruknął Lupin nagle pojawiając się w zasięgu wzroku Harry’ego. – Jak się czujesz?
- Dobrze. Już nic mi nie jest.
- Myślałem, że przy tobie nie dadzą się sprowokować – westchnął Lunatyk. – Gdybym wiedział, że są aż takimi idiotami to bym z wami poszedł.
- To nie my zaatakowaliśmy – oburzył się Syriusz.
- Tak, wiem, ale moglibyście od razu ich zignorować, a nie dyskutować z nimi.
- Dobrze, nieważne. Jim żyje, Harry również, więc wszystko jest ok. Musimy wymyślić, co zrobić z szukającym na ten mecz!
- Przecież Harry może zagrać – stwierdził Lupin.
- Co? Ale...
- W sumie czemu by nie – ożywił się Black. – Latasz tak dobrze jak James, parę razy wygrałeś z nim w Quidditcha u Potterów... Przefarbujemy cię jeszcze na czarno i nie będzie wielkiej różnicy – wyszczerzył się Syriusz.
Remus spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Wszystko okej, ale farbowanie to już chyba lekka przesada.
- Może i racja. To jak będzie, Harry? Zagrasz?
^^^
Harry wrzucał wszystkie swoje ubrania z powrotem do kufra, po tym jak wyciągnął z samego dołu miotłę. Nie był pewny, czy to Dumbledore ją załatwił, czy też ktoś inny, ale nie obchodziło go to. Nagle usłyszał cichy brzdęk jakby coś metalowego upadło na kamień. Rozejrzał się i dostrzegł wisiorek, który znalazł na dnie jeziora. Inicjały „AS” nadal go intrygowały. Chwycił błyskotkę do ręki przyglądając jej się z bliska. Ciekawiło go to, do kogo należał. W końcu westchnął i delikatnie schował naszyjnik między koszulki. W tym samym momencie do pokoju wpadł Syriusz.
- Gotowy?
- Chyba tak – uśmiechnął się choć z lekką niepewnością. Miał wrażenie, że stresuje się bardziej niż przed swoim pierwszym meczem. Razem z Lupinem i Blackiem ruszył do Wielkiej Sali, by zjeść śniadanie. Syriusz uprzedził go, że nikt nie wie, że on ma zastąpić Jamesa, ale dodał też, że jeśli ktoś się będzie sprzeciwiał to Łapa osobiście się z nim policzy.
Wchodząc do Wielkiej Sali, Harry zauważył, że wszyscy zwrócili oczy ku niemu.
- Black, a gdzie Potter? – krzyknął jakiś Gryfon.
- Przykro mi to mówić, ale James jest w skrzydle szpitalnym – powiedział Syriusz i zaraz skrzywił się słysząc radosny wrzask Ślizgonów. – Nie cieszcie się tak! Mamy zastępcę!
- Kogo? – spytała dziewczyna, która wczoraj przekazała Jamesowi wiadomość.
- Harry’ego. Nie rób takiej miny, Missy. On świetnie gra.
- James jest kapitanem i...
- Naprawdę zależy ci na wysłuchiwaniu mowy przedmeczowej Jamesa? –spojrzał na nią z uniesioną brwią.
Dziewczyna westchnęła.
- Mam nadzieję, że jest choć w połowie tak dobry w Quidditcha, co słodki.
^^^
W szatni wrzało, ale gdy Harry do niej wszedł wszyscy ucichli. Patrzyli na niego nieprzychylnie. Postanowił to zignorować, chwycił strój i zaczął się w niego przebierać. Poczuł delikatny podmuch magii na plecach, kiedy na czerwono-złotym stroju pojawiło się jego nazwisko. Westchnął cicho próbując się zrelaksować. W końcu odwrócił się w stronę drużyny.
- Zamierzasz nam strzelić jakąś mowę? – spytał czarnowłosy chłopak  siódmego roku, który, według relacji Syriusza, grał na pozycji obrońcy.
- Nie jestem Jamesem, a co za tym idzie – waszym kapitanem. Moim zadaniem w tym meczu jest tylko złapać znicz. Wy wiecie jak dobrze grać i nie potrzebujecie do tego przemowy kapitana.
Od strony boiska doszły ich głośne krzyki kibiców.
- Ślizgoni wlecieli na boisko – stwierdził Harry. – Chyba nie powinniśmy kazać im czekać, prawda?
Na twarzach członków drużyny pojawiły się lekkie uśmiechy.
- Racja. Dajmy im popalić.
Harry wyszczerzył kiełki i razem z resztą drużyny wleciał na boisko.
- A więc jednak to prawda – rozległ się głos komentatora, gdy Gryfoni okrążali boisko. – Harry Willow zastąpi dzisiaj Jamesa Pottera na pozycji szukającego. Z tego, co mi wiadomo nasz najlepszy szukający jest w skrzydle szpitalnym z niewiadomych powodów. Myślę, że to ma związek z dwójką zawieszonych Ślizgonów. Dobrze im tak! Powinni zgnić w lochach i...
- Mecz, Simphone, komentuj mecz! – syknęła McGonagall.
- Ale jeszcze się nie zaczął! Znaczy... Oczywiście, pani profesor – wymamrotał, pod wpływem wzroku kobiety.
- Dobrze. Kapitanii, podajcie sobie ręce – powiedziała pani Hooch, kiedy wylądowali dookoła niej, ale zaraz się zakłopotała. Nim zdążyła coś dodać czarnowłosy Obrońca Gryfonów, pchnął Harry’ego w jej stronę.
- No idź – mruknął do niego.
Willow zarumienił się lekko, ale ruszył dumnym krokiem do kapitana Ślizgonów. Uścisk jego ręki prawie zmiażdżył mu palce, ale nie pokazał tego po sobie. Chwilę później wszyscy wznieśli się w powietrze, a nauczycielka latania dała znak do rozpoczęcia gry. Willow wzniósł się nieco wyżej niż reszta rozglądając się czujnie. Przez chwilę obserwował grę widząc kątem oka, że drugi szukający w ogóle się nim nie interesował. Widocznie nie widział w nim zagrożenia.
Nagle jego uwagę przykuł delikatny ruch w okolicach Zakazanego Lasu. Owe coś było za daleko, by dokładnie wiedział, co to, ale był niemal pewny, że to ten nieznajomy mężczyzna, którego widział u Potterów. Zdusił w sobie chęć polecenia za nim i skupił się na szukaniu znicza, jednak co chwila zerkał na obcego. W którymś momencie mężczyzna zniknął i Harry odetchnął lekko. Miał nadzieję, że nieznajomy nie pojawił się tu, by zrobić komuś krzywdę.
Gdy dostrzegł znicza momentalnie wiedział, że wygrał. Jego przeciwnik był parę stóp dalej odwrócony tyłem do latającej piłeczki, która właśnie przelatywała blisko trybun nauczycieli. Harry przyspieszył, kątem oka widząc, że Ślizgon go nie dostrzegł. Leciał z wielką prędkością w stronę nauczycieli, wpatrzony w złoty punkcik. Musiał zrobić gwałtowny unik przed tłuczkiem, później beczkę i...
- TAK! Willow ma znicz! Gryffindor wygrywa! – wydarł się komentator.
Harry wisiał przez moment do góry nogami tuż nad głowami rozbawionych profesorów ściskając w ręku złotą piłeczkę. Wyszczerzył się do Woulda i zawrócił, chwytając mocno rączkę miotły i szybko zbliżając się do trybun Gryfonów. W locie przybił Syriuszowi i Remusowi piątkę (Peter nie doskoczył) i pognał w stronę drużyny. Szykowała się impreza.
^^^
Harry wraz z Syriuszem i Remusem pędził w stronę skrzydła szpitalnego, z radosnymi uśmiechami na twarzy. James podobno już się obudził i był okropnie przygnębiony tym, że przez niego Gryffindor przegra mecz.
Wpadli do szpitala z wielkim hukiem, bo Black potknął się o próg i próbował ratować się przed pocałowaniem podłogi. James siedzący na łóżku z niemrawą miną, spojrzał na nich z politowaniem.
- Aż tak bardzo się spieszycie, by mi powiedzieć, że przeze mnie przegraliśmy mecz?
- Co ty pieprzysz, Jim? Wygraliśmy! – wykrzyknął Syriusz.
- Ale... Jak to?
- Musisz koniecznie podziękować Harrusiowi, Jimmy. Gdyby nie on, musielibyśmy oddać mecz walkowerem.
- Zagrałeś za mnie? – spojrzał na Willowa z uniesioną brwią. – I na dodatek wygrałeś?
Gdy Harry niepewnie skinął głową, starszy Potter natychmiast rozpromienił się i wyszczerzył.
- W takim razie wiszę ci piwo kremowe w Trzech Miotłach!
^^^
Komentujcie ;)

10 komentarzy:

  1. Siedzę i myślę:,,A wejdę zobaczę może wstawila,może nie" i bardzo miła niespodzianka.Rozdział jeden z lepszych.Wiedziałam,że Luniowi przyjdzie na myśl,żeby Harry zagrał zamiast Jamesa.Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle znakomity i jak zwykle nie mogę się doczekać kolejnego. Jestem niezmiernie ciekawa kto okaże się być tajemniczym nieznajomym oraz jeszcze kilku innych rzeczy jak na przykład to czy Harry powie huncwotom o tym, że jest z przyszłości a jak tak to kiedy? Zachwyciłaś mnie swoim opowiadaniem i mam nadzieję, że wena dopisze i już wkrótce pojawi się kolejna notka :)
    Weny, weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział i fajnie że Harry zagrał w tym meczu !!! Czekam na kolejny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. że ja znowu nie skomentowałam?! kurczę, a myślałam, że to juz zrobiłam :D wystraszyłam się trochę, co bedzie z Jamesem, ale na szczęście jest ok, uffff :D No i ten mecz, był super! uwielbiam Quidditcha, a twój opis meczu był niebywale wciągający! teraz czekam oczywiscie na ciąg dalszy i proszę bardzo, dodaj nowy rozdział szybko :]
    K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się w pełni z tym, że James jest winny kremowe młodemu, ale raczej nie tylko za złoty znicz a raczej za dzikie próby uratowania mu życia. Naprawdę przeraziłam się kiedy Harry miał ten atak, czyżby było możliwe, że obaj chłopcy byli tylko krok od śmierci??? Zastanawiam się też czy ten tajemniczy mężczyzna jest jakoś związany z tajemniczym naszyjnikiem znalezionym w jeziorze, ewentualnie z nieznajomą postacią ze snu, tego z wizyty u "dziadków". Gryfoni mieli szczęście w tym nieszczęściu trafił im się najlepszy zastępca spośród możliwych. Eh, nie wiem co jeszcze napisać porucz tego co oczywiste: JESTEM JAK ZAWSZE ZACHWYCONA KOLEJNYM ROZDZIAŁEM. Życzę powodzenia, weny, zdrowia i wszystkiego co może się przydać przy pisaniu kolejnego rozdziału. Piszę więc "do przeczytania" ;D, czekając cierpliwie na ciąg dalszy... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    droga autorko postanowiłam tutaj napisać teraz, abyś przypadkiem nie pomyślała, że zrezygnowałam z czytania, niestety nie mam kiedy czytać i nie wiem kiedy znajdę ten czas, ale jak tylko mi suę uda wydębić choć parę minut to nadrobię te zaległości...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    ciekawe dlaczego dyrektor przyspieszył termin meczu, Ślizgoni chcieli wyeliminować Gryfindor, ale pojawił się Willow i pokazał, że jest urodzonym szukającym.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się  dlaczego dyrektor przyspieszył termin meczu... no Ślizgoni chcieli wyeliminować Gryfindor, ale niestety nic z tego... pojawił się Willow i pokazał, że jest urodzonym szukającym... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. No to się podpisali trzymaj się weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniale, zastanawia mnie kwestia tego przyspieszenia terminu meczu... no, no... nieładnie Ślizgoni chcieli wyeliminować Gryfindor, ale niestety nic z tego... pojawił się Willow i pokazał, że jest urodzonym szukającym... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń