Hejka wszystkim :D
W końcu udało mi się dopisać rozdział (pod koniec wena kopnęła mnie w cztery litery i stwierdziła, że mam sobie radzić sama -_-). Ja osobiście uważam, że to jeden z najgorszych moich postów (moja kochana beta twierdzi co innego), ale to może dlatego, że tak źle się go pisało.
Fajtłapcia - Harry ma syndrom bohatera, przecież nie mógłby nie pomóc ;) Efekty jego działań będą przedstawione, bo przecież jest tam na jedne rok
Marianka - właśnie po to Harry uratował dziadków :D nie zginą, bo za nich umarł ktoś inny ;)
Gosia Kukiełka - chyba coś się zacięło, bo zdaje mi się, że widzę trzy twoje komentarze ;) W każdym razie dzięki za koment
Anonimowy - długo zastanawiałam się, czy uratować państwo Potterów i w końcu stwierdziłam, że skoro zmieniać przeszłość to zmieniać ją całkowicie ;P
K. - wszystkim tak bardzo przeszkadza Lucas, nie rozumiem dlaczego ^^ A co do przeczuwania, że Harry to wnuk Potterów to zauważ, że Huncwoci też od razu polubili Harrusia ;)
Riche - zdawało mi się, że tamten rozdział był dość długi, ale przecież wiadomo, że zawsze jest taki niedosyt ;)
W. - całej paczki gryfonów będzie mnóstwo w całym opowiadaniu :D
A teraz zapraszam do czytania ^^
Zbetowane przez EKP
^^^
Następnego dnia, Harry został przeniesiony do pokoju
Jamesa. Przyjął to z ulgą, bo nie chciał dłużej przeszkadzać małżeństwu. Ułożył
się na łóżku, stwierdzając, że jest równie wygodne, jak to poprzednie.
Przeciągnął się, z zadowoleniem zakładając ręce pod głowę. Przyjrzał się
plakatowi jakiejś drużyny Quidditcha, którą Rogacz najwidoczniej uwielbiał, bo
pokrywała prawie całą powierzchnię ścian.
Harry bardzo chciał znowu zagrać. Lot na miotle był czymś
niesamowitym, co sprawiało, że miało się wrażenie bycia całkiem wolnym - wolnym
od wszystkiego. Od wojny, smutków, zadań domowych.
Nagle do pokoju wpadł Syriusz i jakby czytając w jego
myślach, wykrzyknął:
- Lily i Snape zgodzili się zagrać w Quidditcha! Idziesz?
- Pewnie! – Harry zerwał się z posłania i ruszył za
Blackiem. – Jak wam się udało ich przekonać?
- Cóż... James stwierdził, że Lilka pewnie boi się z nami
zagrać, bo nie chce zrobić sobie kuku. Chyba to na nią podziałało.
Harry zaśmiał się dźwięcznie i zbiegł razem z Łapą na
dół. James, Remus, Severus i Lily już czekali w salonie. Cała czwórka trzymała
już w rękach miotły.
- To co? Jak ustalamy drużyny? – spytał Rogacz z
entuzjazmem.
- Zaklęcie losujące? – podsunął Black.
- Nie możemy używać czarów poza szkołą – zaoponowała
Lily.
- A może po prostu weźmiemy pergamin, podzielimy go na
sześć części, każdy napisze na kawałku swoje imię i będziemy losować?
- Przydałby się kapelusz albo tiara – dodał Lupin.
- W takim razie zaraz wracam.
James wbiegł na piętro i chwilę później wrócił z
potrzebnymi rzeczami. Każdy podpisał się na kawałku papieru i wrzucił go do
tiary.
- To jak losujemy? – spytał rozentuzjazmowany Rogacz.
- Myślę, że najsprawiedliwiej będzie, gdy Harry będzie
losował trzy karteczki. Wylosowanie utworzą jedną drużyną, a drugą reszta.
- Dlaczego Harry? – oburzył się lekko Syriusz.
- Bo nie będzie kręcił. A poza tym nie jest... hmm...
stronniczy.
Willow zarumienił się lekko słysząc to. Chwycił bez słowa
tiarę, potrząsnął nią lekko, by wymieszać kartki i po chwili wyciągnął trzy.
- A więc – zaczął Harry jak najpoważniejszym tonem –
drużyna pierwsza to James, Lily i Remus, a drużyna druga Syriusz, Severus i ja.
Mina Blacka lekko zrzedła. Już otwierał usta by
zaoponować, ale wzrok Harry’ego i Lily skutecznie go uciszył.
- Ani słowa – warknęła cicho Evans. – Jeden mecz i
zmiana, jasne dla wszystkich?
- Jak słońce – wymamrotał Syriusz, wiedząc, że dziewczyna
mówi głównie do niego.
W końcu ruszyli żwawym krokiem na boisko. Harry szedł
koło Łapy, trzymając w ręku tiarę z kartkami i starając się jakoś przemówić
przyszłemu ojcu chrzestnemu do rozumu. W końcu zrezygnował, będąc kompletnie
ignorowanym. Przyspieszył kroku i zrównał się Lily zaczynając z nią rozmowę.
Pogoda była w sam raz na mecz Quidditcha. Było przyjemnie
ciepło i wiał lekki chodny wiaterek.
Na boisko prowadziła żwirowa ścieżka, węższa od tej przed
willą. Najpierw szli przez idealnie skoszony trawnik, by zagłębić się w
niewielkim, ale gęstym sadzie. Wokół rosły same drzewa owocowe, i mimo że był
październik wszystkie aktualnie kwitły. Harry rozglądał się z zaciekawieniem,
mocno wciągając w płuca powietrze przesycone zapachem kwiatów. W końcu sad się
skończył i żwirowa ścieżka skończyła się gwałtownie przy murawie boiska do Quidditcha.
Miało prawie taką samą wielkość jak to w Hogwarcie, ale oprócz sześciu słupków
na dwóch końcach boiska, na jego środku, w równej odległości od siebie stało
kolejne sześć obręczy, niżej niż tamte. Były dostosowane do grania w mniejszej
grupie.
Harry aż pisnął cicho na ten widok. Momentalnie wsiadł na
miotłę, odbił się i poszybował w górę. Pęd powietrza zagłuszył radosny śmiech
reszty nastolatków.
Kątem oka zauważył, że kartki wyfruwają z trzymanej przez
niego tiary i lecą powoli ku ziemi. Zrobił gwałtowny zwrot i wyłapał wszystkie
nim dotknęły trawy.
- Nieźle! – wykrzyknął Rogacz podfruwając bliżej. –
Grałeś już kiedyś?
- Jasne. To zaczynamy?
- Chwila. Syriusz leci do schowka pod trybunami, po
piłki.
- Gramy ze złotym zniczem?
- Za mało nas – wymamrotał James z niezadowoleniem. – Ale
rodzice obiecali, że jak wrócą to do nas dołączą. Wtedy możemy wypuścić znicza.
- Jesteś szukającym w drużynie gryfonów, prawda?
- James jest najlepszym szukającym na świecie! – krzyknął
Syriusz, podlatując z wielką prędkością i podając starszemu Potterowi kafla. –
Wypuścić tłuczki?
- A czemu nie? – zaśmiał się okularnik. – Będzie weselej!
Wszyscy podlecieli na środek mniejszego boiska. Black
wypuścił tłuczki, które momentalnie wyleciały w górę i na moment zniknęły im z
oczu w ostrym słońcu.
- Nie mamy pałkarzy, więc każdy uważa na siebie –
ostrzegł James, a jego oczy błysnęły podekscytowaniem. – Gramy do piętnastu
goli, a potem zmiana drużyn.
- A kto będzie obrońcą? – Lily zmarszczyła brwi.
- Wszyscy... i nikt. Każdy broni i każdy rzuca.
- Rozumiem.
- Dobra. To zaczynamy.
Wznieśli się w powietrze. Syriusz dalej patrzył
nieprzychylnie na Snape’a, ale postanowił nie psuć sobie i innym zabawy, i
współpracować z nim.
Kafel leżał na ziemi w samym środku boiska, oznaczonym
białą plamą. Piłka po paru sekundach, pod wpływem zaklęcia, wystrzeliła w górę
nad ich głowy. James pierwszy ją złapał i zaczął lecieć do obręczy
przeciwników. Drogę zagrodził mu Syriusz i musiał podać do lecącego pod nim
Remusa. Po paru podaniach znaleźli się na tyle blisko celu, by Rogacz zamachnął
się i rzucił, by dobyć gola. Prawie znikąd pojawił się Harry i z tryumfalnym
uśmieszkiem złapał piłkę. Podał do Snape’a. Tego widocznie James się nie
spodziewał i Ślizgon bez problemu przeleciał koło niego w stronę drugich
obręczy. Harry zaśmiał się głośno na widok miny przyszłego ojca i śmignął obok
niego, by w razie potrzeby pomóc Severusowi.
Gra toczyła się szybko. Snape podał do Harry’ego, zanim
Lily odebrała mu piłkę. Willow śmignął pod zdezorientowanym Remusem, zbliżając
się do bramek. Rzucił, do Syriusza, który tylko na to czekał. Zdobył punkt nie
będąc przez nikogo krytym.
- Tak! – krzyknął Harry i podleciał do Blacka, by przybić
mu piątkę. – Jeden-zero!
- Nie na długo! – odkrzyknął James i rzucił się po kafla.
Bawili się znakomicie, latając w tę i z powrotem, podając
sobie piłkę, unikając tłuczków i zdobywając gole. Tego przedpołudnia wszyscy ze
sobą współpracowali.
Koło pierwszej, przy niewielkich trybunach pojawił się
skrzat z tacami wypełnionymi jedzeniem. Wszyscy mocno już głodni, jednogłośnie
stwierdzili, że czas na przerwę i obiad. Rozsiedli się na ławkach i zaczęli
wcinać pieczone kiełbaski z porcją tłuczonych ziemniaków. Najedzeni rozłożyli
się wygodnie na trawie. Harry położył się na plecach zakładając ręce pod głowę.
Oczy mu się zamykały, więc pozwolił sobie na chwilę odpłynąć. Obudził go
Syriusz, który pochylił się nad nim z radosnym wyszczerzem.
- Gramy! – pochylił się jeszcze bardziej łaskocząc go
włosami po twarzy. – Wstajemy, śpiąca królewno! Losuj!
Harry westchnął z udręką i przekręcił się na brzuch
zakrywając głowę rękami. Śnił mu się taki wspaniały sen, a jego lekko
nadpobudliwy, przyszły ojciec chrzestny musiał go obudzić akurat w tym
najlepszym momencie. Willow nie miał pojęcia, co mu się śniło, ale wiedział, że
było to coś wspaniałego.
- Harry, no! Nie wypinaj się do mnie tyłkiem tylko losuj!
- Jeszcze pięć minut – wymamrotał chłopak i jęknął niczym
męczennik, gdy Syriusz usiadł okrakiem na jego biodrach i zaczął
podskakiwać z entuzjazmem.
- Jak chcesz go zgwałcić, to go najpierw rozbierz –
parsknął Rogacz, patrząc na przyjaciela z politowaniem. Reszta tylko westchnęła
i opadła z powrotem na trawę. Black spojrzał na nich z oburzeniem.
- Mieliśmy grać!
- Odpoczynek jest dobrym pomysłem – stwierdziła Lily,
układając się wygodnie na trawie. Reszta poszła za jej przykładem.
Syriusz popatrzył na przyjaciół z miną, zbitego
niesprawiedliwie szczeniaka. Wyprostował się lekko, dalej siedząc okrakiem na
biodrach Harry’ego. Usłyszał, że chłopak stęknął cicho i w następnej chwili
spróbował go z siebie zrzucić. Syriusz jednak się nie dał.
- Black, złaź ze mnie! Ciężki jesteś!
Syriusz zaskomlał cicho i podciągnął się lekko w górę, by
jego kolana znalazły się pod pachami chłopaka. Nadal klęcząc w takiej pozycji,
położył ręce po obu stronach głowy Harry’ego opierając się na łokciach. Willow
odetchnął lekko, bo mimo że Łapa na nim siedział to nie przygniatał go całym
swoim ciężarem do ziemi. Black wiedział, że jest dość ciężki, a nie chcąc
zrobić małemu przyjacielowi krzywdy cały ciężar ciała przeniósł na uda i
łokcie. Przytulił policzek do włosów chłopca, nie przestając mamrotać jaki to
świat jest niesprawiedliwy dla niego.
Harry leżał spokojnie i starał się stłumić chichot. Łapa
był pocieszny. Naprawdę stawał się niezwykle uroczy, gdy zaczynał roztkliwiać
się nad swoim losem.
Po paru minutach
Syriusz zamilkł w końcu i uniósł głowę zerkając na przyjaciół. Wszyscy
drzemali. Black przeniósł wzrok na leżącego pod nim chłopca spostrzegając, że
ten też zaczyna usypiać.
- Aż tak jestem nudny? – zajęczał czarnowłosy, robiąc
zranioną minkę. Harry zachichotał miękko i przekręcił lekko głowę, by na niego
spojrzeć.
- Jesteś słodki.
- Nie jestem... słodki – oburzył się Syriusz, krzywiąc
lekko. – Jestem przystojny, ale na pewno nie słodki.
Willow zaśmiał się głośno i bez większego problemu
przekręcił się na plecy, patrząc na pochylonego nad nim Blacka z rozbawieniem.
- Jesteś niesamowity, Syri.
- Wiem – odparł chłopak, unosząc dumnie brodę.
- Dobrze. A teraz ze mnie złaź!
Łapa zrobił urażoną minkę i zamiast z niego zejść
przesunął się lekko do tyłu, wyprostował nogi i położył się na młodszym
chłopaku. Nadal nie przyciskał go do ziemi cały ciężarem ciała i po chwili jego
nogi i ręce zaczęły lekko drżeć z wysiłku.
- Uch, ale ty jesteś wkurzający – wymamrotał Harry,
napinając mięśnie, by się uwolnić z żywej pułapki. Bez skutku.
- Ale i tak mnie lubisz – wyszczerzył się Łapa. – Poza
tym jesteś uroczy, gdy się denerwujesz.
Willow parsknął cicho i przestał się wyrywać. Nagle Black
przekręcił się razem z nim na plecy. Teraz to Harry leżał na Syriuszu.
- Jak chcesz to śpij. Byłeś zmęczony.
- Nie, ja... Czy to czasem nie są rodzice Jamesa? –
spytał nagle podnosząc głowę. Faktycznie od strony sadu w ich stronę zmierzało
małżeństwo. Oboje mięli w rękach miotły.
- Co jest, dzieciaki? Koniec gry? – spytał pan Potter z
rozbawionym uśmiechem.
- Poobiednia sjesta – zachichotał Syriusz. – Lenie jedne.
Mieliśmy grać, a oni co?
Mężczyzna roześmiał się na widok oburzenia Łapy i wsiadł
na miotłę.
- Możemy grać we czwórkę – stwierdził.
Przez następne kilka minut latali, podając sobie kafla i
unikając tłuczków. I mimo że pan Potter był dość ostrożny w stosunku do
Harry’ego, grał tak dobrze, że Willow parę razy omal nie spadł z miotły.
Mężczyzna był świetnym Ścigającym, tak jak Harry Szukającym.
Reszta dołączyła do zabawy zaraz po tym, jak się
przebudzili i zauważyli rodziców Jima.
- Dzielimy się na drużyny? – spytał w końcu Rogacz.
- W porządku – uśmiechnął się pan Potter i wszyscy
podlecieli do trybun. Małżeństwo dopisało swoje imiona na kartki i wrzuciło je
do tiary. Harry losował.
- Więc... Drużyna pierwsza to Lily, Severus, Eliz...
eeem... – chłopak spojrzał szybko na rozbawioną kobietę, pokrywając się
rumieńcem.
- Elizabeth, Harry – uśmiechnęła się.
- Tak. Eee i ja. Drużyna druga: Syriusz, James, Remus i,
ym, Charles.
- Okej, Naszym szukającym jest James – pan Potter
uśmiechnął się z lekką złośliwością. Doskonale zdawał sobie sprawę z talentu
syna.
Blond włosa kobieta spojrzała szybko na swoją drużynę
pytającym wzrokiem.
- A u nas będę ja – stwierdził Harry, wybawiając ją z
kłopotu wyboru.
- Dobrze! To grajmy!
Gra się rozpoczęła. Willow wraz z Jamesem wznieśli się
nieco wyżej, wypatrując latającego gdzieś znicza. Młodszy chłopak rozglądał się
czujnie. Nagle coś przykuło jego wzrok. Przy sadzie, ukryty lekko za jabłonką,
stał jakiś człowiek i przyglądał im się. W tym samym momencie, gdy go
dostrzegł, nieznajomy podniósł spojrzenie na niego. Oczy obcego rozszerzyły się
gwałtownie i w następnej sekundzie mężczyzna rzucił się do ucieczki. Harry,
niewiele myśląc poleciał za nim. Gdy wpadł między drzewa, w ciągu sekundy
zeskoczył z miotły i popędził za mężczyzną. Powoli go doganiał, gdyż był
mniejszy i zwinniejszy. Mógł bez problemu przebiec między drzewami, nie
zahaczając o niższe gałęzie głową. Obcy przed nim był wyższy i mimo, że chudy,
to co chwila obrywał liśćmi w twarz. Harry już wyciągał rękę, by złapać za
błękitną koszulkę obcego, gdy nagle nieznajomy odwrócił się, wyciągnął rękę i
wszystko, razem z nim, stanęło. Drzewa przestały się poruszać od lekkiego
wietrzyku, owady zamarły w jednym miejscu, a Harry stał na jednej nodze z
wyciągniętą ręką w kierunku tajemniczego nieznajomego, czując zaskoczenie
pomieszane z przerażeniem. Nagle wszystko powróciło do życia, a on nie
przygotowany na to upadł na trawę. Podniósł wzrok, ale obcy już zdążył zniknąć.
Jak to możliwe? To wyglądało tak, jakby
on zwyczajnie... zatrzymał czas...
Nim Harry się nad tym zastanowił usłyszał, że ktoś za nim
biegnie. Odwrócił się, szybko podnosząc z ziemi i zauważając pana Pottera.
Mężczyzna, gdy tylko do niego dobiegł wziął go w ramiona.
- Gdzie jest ten mężczyzna? Powiedz, że nic ci nie zrobił
– jęknął Charles przerażony.
- Nic mi nie jest. Pan też go widział?
- Tak. Dosłownie sekundę później go zauważyłem, ale ty
już poleciałeś. Czy ty, Harry, nie masz ani odrobinę instynktu
samozachowawczego? Przecież mógł zrobić ci krzywdę.
- Nic mi nie jest – powtórzył wyplątując się z ramion
dziadka. – Ale... Chyba bym wolał wrócić do domu.
- Tak. Czekaj sekundę.
Mężczyzna wysłał mówiącego patronusa do swojej żony i
ruszył razem z Harrym w stronę willi.
^^^
Harry wraz z wszystkimi domownikami siedział w salonie.
Pan Potter krążył po pokoju, czekając aż jego przyjaciel z Ministerstwa
sprawdzi wszystkie osłony wokół domu. Młodszy chłopiec czuł jednak, że
mężczyzna nic nie znajdzie. Coś mu mówiło, że obcy nie był tak do końca
człowiekiem. Jakoś nie sądził, by zwykły czarodziej mógł zatrzymać czas. Jednak
nie powiedział nic na ten temat, bo zdawało się, że reszta nie zauważyła tej
chwilowej przerwy. Poza tym, było w nieznajomym coś dziwnego, bo gdy Harry
próbował przypomnieć sobie jak wyglądał rysy twarzy, stawały się całkiem
zamazane. Nie był nawet w stanie określić jakiego koloru mężczyzna miał włosy.
Pan Potter wyszedł na chwilę, by porozmawiać z
przyjacielem i po paru minutach wrócił z nietęgą miną.
- Nic. Osłony są na swoim miejscu, więc teoretycznie nikt
obcy nie powinien się tu pojawić.
- To jak to możliwe? – dopytywał się James.
- Nie wiem, ale poprosiłem Tima, by wzmocnił tarcze.
Ostrożności nigdy za wiele.
- Tak – westchnęła Elizabeth. – Coraz częściej słyszy się
o tych dziwnych morderstwach. To niepokojące.
- Zgadzam się. Dzieciaki,
dzisiaj już nie wychodźcie z domu. Wolałbym was mieć na oku.
Wszyscy skinęli głowami
choć z lekko niezadowolonymi minami.
- To co robimy? – spytał
James, gdy pan Potter z żoną wyszli do kuchni, by jeszcze omówić całą sprawę.
- Nie wiem jak wy, ale ja
mam ochotę się odprężyć i posłuchać muzyki – stwierdziła Lily.
- Masz tutaj mp3? –
zainteresował się natychmiast Harry, siadając obok dziewczyny.
- A mam. Posłuchasz ze
mną?
- Pewnie!
Chwilę później, Gryfonka
przyniosła niewielkie pudełeczko i słuchawki. Harry przysunął się bliżej
przyszłej mamy, zerkając z ciekawością na wyświetlacz. Włożył jedną ze
słuchawek do ucha, czekając aż dziewczyna puści muzykę.
- Honey why are you
calling me so late? It’s kind a hard to talk right now.*
Harry uśmiechnął się lekko
i usiadł wygodnie. Nawet nie zauważył kiedy usnął.
Lily zachichotała cicho,
widząc, jak głowa Willowa opada lekko na bok. Pociągnęła go delikatnie i
chłopak ułożył policzek na jej kolanach. Patrzyła jak zwija się w kulkę i śpi
dalej spokojnie. Natychmiast też zauważyła zazdrosne spojrzenie Jamesa. Zerknęła
na niego z politowaniem.
- James, proszę cię,
przestań. Przecież doskonale wiesz, że jest dla mnie tylko przyjacielem.
- Chciałbym być na jego
miejscu – wymamrotał Rogacz robiąc lekko naburmuszoną minę. Dziewczyna
zarumieniła się, odwracając głowę.
- Nie chciałbyś, bo
traktuję go jak przyjaciela, a nie chłopaka.
Potter westchnął cicho,
opierając skroń o oparcie sofy.
- Chodzi mi o sam fakt, że
on może się do ciebie, no nie wiem, przytulić.
- James...
- Dlaczego nigdy nie dasz
mi szansy? Ja rozumiem, że jestem czasem irytujący, ale... Po prostu, dlaczego?
Lily spojrzała na niego z
westchnięciem.
- Zawsze mnie wkurzałeś
tym lataniem za mną i popisywaniem się. A te kawały... Może się zdziwisz, ale
wcale mnie nie bawią. Jakbyś zachowywał się jak cywilizowany człowiek to
może...
- Dałabyś mi szansę? –
spojrzał na nią z nadzieją.
- Może.
To widocznie wystarczyło
Rogaczowi, bo wyszczerzył się radośnie, a jego oczy błysnęły szczęściem.
Syriusz pokręcił głową z
niedowierzaniem, widząc spojrzenie przyjaciela. Doprawdy nie rozumiał jak można
cieszyć się z głupiego „może”. Mimo to wspierał Jamesa całym sercem. Jeżeli już
zakochał się w Evansównie, to niech dąży do celu.
Do salonu wrócili państwo
Potterowie, niosąc w rękach miski z ciasteczkami i słodyczami z Miodowego Królestwa.
- Och, jaki słodki aniołek
– zachichotała pani Potter przyklękając przy sofie i patrząc na Harry’ego z
uśmiechem.
- Mamo... – jęknął James,
chcąc bronić małego przyjaciela przed upokorzeniem.
- Daj spokój, Jim. Jest
słodziutki, gdy śpi.
Kobieta nagle lekko
zmarkotniała.
- Co jest mamo?
- Gdybyśmy mogli mieć
więcej dzieci, to myślę, że chciałabym, by twój braciszek był taki jak Harry.
- On już jest dla mnie
bratem, tak jak Syri i Remi. Nieważne, że nie jest ze mną spokrewniony.
Blondynka spojrzała na
syna z delikatnym uśmiechem, a w jej oczach błysnęła duma. W duchu nadal czuła
wyrzuty sumienia, z powodu tego, że nie są w stanie dać Jamesowi rodzeństwa.
- Mam nadzieję, że się nim
w szkole opiekujecie.
- To raczej Harry opiekuje
się Syriuszem i Jamesem – parsknął cicho Lupin. – Czasem mam wrażenie, że to on
jest od nas straszy.
- Dobrze, że jest ktoś,
kto potrafi wam przemówić do rozsądku – stwierdziła Lily. – Harry jest dużo
inteligentniejszy niż się wydaje. Poza tym jest dość... niezwykły.
- Co masz na myśli? –
zainteresował się Charles.
- Harry potrafi jakieś
niesamowite rzeczy. Pamiętasz Severusie jak nas ratował? Odsuwał od nas ogień,
a w ręce nie miał różdżki. To niezwykłe, nie uważacie? A jego oczy! Miały wtedy
całkiem czerwony kolor.
- Czerwony kolor? To ja
już rozumiem, dlaczego Lucas tak bardzo się o niego martwił – westchnął pan
Potter.
- Wyjaśnij, tato.
- Wasz profesor potrafi
władać żywiołami. Ale ani mru mru. Nikt nie powinien o tym wiedzieć. W każdym
razie znam Lucasa jeszcze za czasów szkoły. Co prawda jest trochę starszy ode
mnie, o jakieś 9-10 lat, ale...
- Ile? – sapnął Lupin.
- Przecież on musi być
młodszy! – zaoponował James.
- On tylko tak wygląda. W
rzeczywistości będzie miał jakieś 50 lat. Jest tak przez magię żywiołów. Ale
tak jak mówiłem nikt nie może o tym wiedzieć. Jasne?
Huncwoci pokiwali głowami.
Nagle Severus zmarszczył brwi.
- Co on ma wspólnego z
Harrym?
- Wasz mały kolega też
prawdopodobnie włada magią żywiołów. Lucas właśnie po to przyszedł uczyć. Żeby
znaleźć takich jak on.
- Czyli się nie myliłam:
Harry jest niezwykły – zaśmiała się Lily i pogładziła chłopaka po blond
włosach.
^^^
Harry’ego obudziło wycie
rannego zwierzęcia... a, nie, sorry, to tylko James próbował śpiewać.
Willow zagryzł wargi
dusząc się ze śmiechu. Uchylił powieki. Nie leżał już na kolanach Lily, a to
była ostatnia rzecz, którą pamiętał. Uniósł się do siadu i zauważył, że jego
przyjaciele zrobili sobie małe karaoke. Piosenki chyba należały do magicznych
zespołów, bo w tekście była mowa o magii, ale James i tak gubił się w tekście i
improwizował.
- Oł, je! Machnijmy
różdżkami wraz i... eee... lalalala... umów się ze mną Lilkaaa!!!
Wszyscy wybuchnęli
śmiechem.
- Fantastyczny fałsz,
James – zaśmiał się Syriusz, klaszcząc w dłonie. – Bis!!!
- Nie!!! – krzyknęli
wszyscy naraz i zaraz zaśmiali się z tego.
- To kto teraz? – spytała
Lily.
- A może nasza śpiąca
królewna? – zachichotał Łapa, a jego oczy błysnęły, gdy spojrzał na lekko
zaspanego Willowa.
- Ale ja nie...
- Nawet nie próbuj mi tu
kłamać, Harry – ostrzegła rudowłosa. – Doskonale wiem, że umiesz śpiewać.
Chłopak westchnął ze
zrezygnowaniem, ale wyciągnął rękę i chwycił mp3.
- Włóż słuchawki do uszu,
wybierz piosenkę i naciśnij ten środkowy guziczek. My usłyszymy melodię, a ty
będziesz miał tekst na ekranie – wyjaśniła Lily.
- To na tym był tekst? –
jęknął James.
Willow zachichotał i
zaczął szukać jakiejś piosenki, którą zna. Większość była mugolska, więc już je
kiedyś słyszał. W końcu przez pierwsze jedenaście lat mieszkał z mugolami.
Gdy Harry zaczął niepewnie
śpiewać, Huncwoci aż unieśli brwi ze zdumienia. Chłopak miał naprawdę ładny
głos.
~~~
* Hinder – Lips of an
angel (Kochanie, dlaczego tak późno do
mnie dzwonisz? Trochę trudno mi teraz rozmawiać.)
^^^
Komentujcie!!!
Ponad 10 komentarzy = rozdział za tydzień, a nie za dwa ;)
Kochana,
OdpowiedzUsuńjak już pisałam, ten rozdział jest jednym z moich ulubionych - czuje się w nim taką radosną atmosferę, że aż chce się czytać :) Ja też mam czasem wrażenie, że naprawdę dobre rozdziały wychodzą mi fatalnie, więc nie martw się :)
Nie wiem dlaczego Lucas tak wszystkim przeszkadza (W tym i mnie) ale cieszę, że to nie on będzie z Harrym na dłuższą metę. Co cudownie, że państwo Potter tak polubili Harry'ego - znów ta ciepła atmosfera :) Zazwyczaj czytam smutne opowiadania, przy których mogę sobie poryczeć, ale to taka miła odmiana :)
Mam coraz większe wrażenie i nadzieję, że coś będzie między Harrym i Syriuszem - tak, tak, wiem jestem spaczona, ale ta dwójka jest jak dla mnie, dla siebie stworzona :) Nie przejmuj się moją gadaniną i pisz po swojemu, ja muszę sobie pogadać :D
Najbardziej z całego rozdziału, podobało mi się karaoke, zwłaszcza to w wykonaniu Rogacza :D
Pozdrawiam,
EKP
Ja chcę rozdział wcześniej, piszesz cudownie. Jedyną wadą jest to, że trzeba czekać na kolejne rozdziały...Chcę więcej!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Powiadasz że 10 komentarzy i tydzień? ^^
OdpowiedzUsuń*nosebleed* Syriusz i Harry *.* Kocham ich *.* Dobra, jak sie ogarne to napisze cos tresciwego!
Gomen, nic treściwego nie będzie bo leń, ale wiedz że genialny rozdział <3
UsuńChyba jeszcze to nie komentowałam, bo zawsze brak czasu... Ale jeżeli stosujesz taką zachętę to ja się zgadzam :D Myślę że Harry powinien bardziej się ukrywać z tą swoją magią. W końcu niektórzy mogą nie być szczęśliwi razem z nim... I ja na miejscu Pana Pottera nie powiedziałabym o tym dzieciom. Fajniej byłoby jakby sami się nad tym głowili. :) A Harry jakoś ciągle przysypia. Przypadek, czy zamierzony cel...? Czemu Harry nie tęskni za Lucasem!? :( I ciekawe kim był ten człowiek... Ktoś chciał sprawdzić Harrego...? A może to ma coś wspólnego z tym gościem uwięzionym...gdzieś tam :P No to zrobiłaś nam zagadkę... Ach. Jeszcze jedno. W każdym dobrym opowiadaniu główni bohaterowie mają przyjacieli gejów. Gdzie jest jego gejowski przyjaciel...?! Czyżby to był Severus? A może Remus z Syriuszem...?
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny!
Weny!
Tracheotomie
Cudo! Kocham!
OdpowiedzUsuńPrzebije się przed innych lubię Lucasa. Oby nowy rozdział pojawił się szybko
OdpowiedzUsuńWspaniały :D
OdpowiedzUsuńkim jest ten gościu!?!
OdpowiedzUsuńCudo ♥ ♥ wrzucaj nowy rozdział szybko ♥
OdpowiedzUsuńHaha, no a kto by nie polubił Harry'ego? :D A czy ja wiem,Lucas jest nawet sympatyczną postacią i nie mam pojęcia, dlaczego nie może nam tak do końca spasować :P a rozdział, jak to rozdział, zwłaszcza w twoim wykonaniu...czyli wspaniały! :) Czy tobie się nigdy nie kończą pomysły? Jestem pełna podziwu dla twoich zdolności pisarskich, jak i niesamowitej wyobraźni :) ciekawe co to za postać była....ja już z utęsknieniem wyczekuję tej postaci, z którą Harry ma w końcu być ( pewnie stąd ta niechęć do Lucasa xd ), wiec może to była własnie ta osoba...oj, nie wiem, a jak się niecierpliwię, to lubię snuć domysły, więc już próbuję wymyslić własną teorię :D a mecz Quidditcha był super ! i czy tylko mnie ta scena Syriusza i Harry'ego wydała się...nieco.....uciekło mi słowo i nie wiem jak to nazwać inaczej więc: nieco podtekstowa? xd i irytuje mnie to, że twoje rozdziały są takie długie, a wątków mimo wszystko tylko przybywa i nic prawie się nie wyjaśnia, tylko gmatwa coraz bardziej :D chciałabym już nieco dowiedzieć się o tym,co jeszcze jest niewyjaśnione. O, a śpiewający Harry to Harry, którego uwielbiam! :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dodasz jutro rozdział i będę oczywiście na to czekać :)
K.
"Wycie rannego zwierzęcia" było tym co mnie osobiście powaliło. Naprawdę szkoda że Harry i James nie zmierzyli się jako szukający, ale niespodziewany tajemniczy gość jest interesującym tematem alternatywnym, choć sądząc po tytule rozdziału to raczej głównym :D. Co do pytania dlaczego ludziom przeszkadza Lucas to czuje się w obowiązku zaznaczyć, że osobiście lubię jego postać, choć rzeczywiście cieszę się, że to nie On będzie parą dla Harry'ego w dalszej części. Niechęć ta może być prozaiczna, przecież nie od dziś wiemy, że lubimy tych miłych ale kochamy drani, bo to oni są ciekawsi i nieszablonowi. Inną intrygującą mnie sprawą jest jak u licha Harry przystosuje się do zmienionej przyszłości kiedy już do niej wróci. to wszystko jest ważne i nieważne zarazem ;D, liczy się żeby wena cie nie opuściła, wakacje nadal trwały i ogólne szczęście i radość, więc tego ci życzę. Powodzenia i do przeczytania :D
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo fajny rozdział czekam na kolejne. Motyw ze zmianą przyszłości był świetny i czekam na kolejne wydarzenia z nim związane.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńciekawe kim był ten człowiek, może kimś z przyszłości, wszyscy dowiedzieli się, ze Lucas włada żywiołami jak i Harry, szkoda, że nie odbył się ten mecz, jestem ciekawa kto by wygrał....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, zastanawiam się kim był ten człowiek, może to ktoś z przyszłości, no i wszyscy dowiedzieli się, że Lucas włada żywiołami jak i Harry, buu wielka szkoda, że nie odbył się ten mecz... ciekawe kto by wygrał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, kim był ten człowiek, może to ktoś z przyszłości, wszyscy już teraz wiedzą, że Lucas włada żywiołami jak i Harry, mecz się nie odbył ciekawe kto by wygrał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza