czwartek, 16 lipca 2015

23. Nie baw się ogniem, bo się poparzysz



Cześć wszystkim!
Oto rozdział jak widać na załączonym obrazku :D Kolejny mam nadzieję wstawić za dwa tygodnie.

Cans14 - jest rozdział, szybciej się nie dało ;P
Mika - mam nadzieję, że na mazurach jest ładna pogoda :D 
K. - nie lubię za bardzo uśmiercania postaci, bo za bardzo się do nich przywiązuję, więc wiele dramatyzmu nie będzie... chociaż też się zdarzą takie momenty. Co do ilości rozdziałów to jeszcze nie wiem, ale na pewno sporo. Mam mnóstwo pomysłów ;) Jeśli chodzi o główny parring to trochę sobie jeszcze na niego poczekacie. Na ostatnie komentarze nie odpisałam, bo niekiedy nie ma na co odpisywać i potem człowiek się głowi i głowi i napisze tylko "dzięki :D". Tak więc ucieszyłaś mnie tym długaśnym komentarzem :D
EKP - też lubisz Syriego? Ostatnio też szukałam jakiegoś opowiadania z parringiem Harry/Syriusz, ale nie znalazłam nic prócz kilku miniaturek. Jeśli znasz coś ciekawego i mogłabyś posłać mi linki e-mailem... Byłabym wdzięczna :D I tak Harry i Lucas to nie główny parring, chociaż nie wiem, dlaczego nie lubisz Lucasa. Wydawało mi się, że wykreowałam go na przyjemną postać... No nic, każdy ma swoje zdanie :D

Zbetowane przez EKP
^^^
Był wtorkowy wieczór, więc Harry, jak zwykle zapukał do drzwi kwater, nauczyciela Obrony. Wejście otworzyło się prawie natychmiast i profesor wpuścił go do środka. Nie odezwali się ani słowem, póki nie usiedli na wygodnej, jasnobrązowej kanapie.

- Robert bardzo cię polubił – stwierdził z uśmiechem Would, rozkładając się wygodnie na poduszce i patrząc na Harry’ego z lekko przekrzywioną głową.

- Nie był zły za... no wie pan. Ten atak?

- Skądże! Raczej bardziej go to rozbawiło – oczy Woulda błysnęły. – Byliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi w szkole i ludzie często twierdzili, że jesteśmy jak bracia. Niestety, po tym jak odkryłem magię żywiołów, nasze drogi się rozeszły. On został szanowanym uzdrowicielem, a ja szukam po świecie uczniów, by przekazać im tajemnice magii. Właśnie po to tu jestem, Harry, więc może zaczniemy, co?

- Racja, ale czy... Czy moglibyśmy zająć się dzisiaj ogniem? Powietrze już dość dobrze mi idzie, a ogień...

- Całkowicie to rozumiem – uśmiechnął się Lucas. – W takim razie zaczniemy od wzniecania ognia bez użycia różdżki...

                                                                       ^^^

Tydzień nauki minął zdumiewająco jednostajnie i bez większych niespodzianek. W końcu nadeszła upragniona przez wszystkich sobota.

Harry właśnie jadł śniadanie z Huncwotami. Przed paroma minutami siedziała z nimi jeszcze Lily, jednak stwierdziła, że idzie do bibliotece, odrobić zadania na przyszły tydzień.

Od kiedy chłopcy mieli wypadek z eliksirami, ich stosunki bardzo się polepszyły, nawet mimo głupiego komentarza Syriusza. Dziewczyna zaczęła siadać bliżej nich na posiłkach, pomagać chętniej w zadaniach, a nawet czasem odpowiadała żartem na ich słowne zaczepki. Mimo to Harry nadal nie znalazł sposobu na przekonanie by przekonać ją bardziej do Jamesa. Próbował wielu rzeczy, nawet szantażu, ale Evans była zbyt uparta.

Dzisiejszego dnia, Huncwoci mieli zamiar zabrać Harry’ego, na wycieczkę po tajnych wyjściach ze szkoły, a potem jednym z nich dostać się do Miodowego Królestwa, by w Trzech Miotłach napić się  kremowego piwa. Harry, mimo że było to jawne łamanie regulaminu, nie mógł się już doczekać.

I wszystko prawdopodobnie poszłoby tak, jak zaplanowali sobie starsi chłopcy, gdyby nie pewien mały wypadek...

Śniadanie powoli dobiegało końca, niektórzy już powoli zaczynali podnosić się z krzeseł, gdy do Wielkiej Sali wpadła dwójka Ślizgonów z szóstego roku, z przerażeniem wypisanym na twarzach.

- P-pali się! – wrzasnął Nott. Jego spojrzenie skierowało się w głąb korytarza do schodów. Chłopak i jego kompan, pobledli gwałtownie po czym rzucili się do ucieczki przez główne wyjście ze szkoły na błonia. Reszta uczniów, spojrzała na Dumbledore’a, który wstał z miejsca by ich uspokoić. Nim zdążył coś powiedzieć z głębi korytarza wydobył się głośny szum i syczenie.

- Wszyscy odsunąć się od drzwi! – rozkazał głośno, a uczniowie natychmiast wykonali polecenie. Nauczyciele wstali za dyrektorem i wyciągnęli różdżki.

Harry, który zerwał się z siedzenia razem z innymi spojrzał szybko na profesora Woulda. Jego zaniepokojona mina, nie wróżyła niczego dobrego.

- Nauczyciele wyjdą pierwsi i powstrzymają ogień, ale nie na długo – oznajmił Dumbledore. Z jego oczu zniknęły, zwykle błyszczące iskierki.

Zapanowało lekkie zamieszanie. Gdy profesorowie zbliżyli się do otwartych wrót, spanikowani uczniowie zaczęli biec za nimi, by jak najszybciej wydostać się  pomieszczenia. Wyglądający na równie przerażonych co młodzież, nauczyciele starali się ich powstrzymać, ale przerażona zgraja dzieci, naparła na nich, żądając dostępu do wyjścia.

Harry stał w miejscu, ściśnięty między Jamesem a Syriuszem. Oni również nie uważali, że paniczne wybieganie z Wielkiej Sali, jest dobry pomysłem. Przecież komuś może się coś stać, przewróci się, reszta go podepcze... Lepiej nie myśleć, co dalej. Willow uniósł dłoń tworząc w drzwiach barierę z powietrza, od której odbili się spanikowani uczniowie, natychmiast zatrzymując się w miejscu.

- Dyrektor wyraźnie mówił! Najpierw nauczyciele! – wykrzyknął Would, który w tym momencie również opuszczał rękę. Widocznie i on, i Harry wpadli na ten sam pomysł. – Wszyscy spokój, jasne! Cofnąć się!

W korytarzu rozległ się głośny trzask płomieni. Oczy Woulda rozszerzyły się, gdy zobaczył czerwoną poświatę zbliżającą się do drzwi.

- Cofnąć się! Cofnąć! – wrzasnął i wyciągnął dłonie do przodu, tworząc niewidzialną barierę z powietrza. Nie obchodziło go teraz to, że pokazuje uczniom magię powietrza, czego miał nie robić. Liczyło się tylko bezpieczeństwo wszystkich w Sali. Rozszalały ogień, uderzył w tarczę i Lucas aż sapnął z wysiłku. Na jego czole pojawiły się kropelki potu.

- Albusie, to nie jest zwykły ogień. To szatańska pożoga... – wysapał. – Nie... Nie dam rady tego długo powstrzymać.

Harry słysząc to, zrobił krok w stronę nauczyciela, ale powstrzymały go natychmiast silne ramiona Jamesa i Syriusza. Spojrzał na nich przeszywająco.

- Wiem, co robię. Zaufajcie mi.

- Ale...

- Proszę!

Chłopcy spojrzeli na siebie i jednocześnie podjęli decyzję. Uścisk zniknął z ramion Harry’ego. Willow natychmiast rzucił się na pomoc nauczycielowi. Mężczyzna spojrzał na niego całkowicie białymi oczami i po chwili skinął głową.

- Jesteś pewny, że dasz radę?

- Tak – odparł stanowczo chłopak i uniósł ręce naśladując ruchy blondyna.

- Dobrze. Musimy wypchnąć ogień i skierować go z powrotem w głąb korytarza – stwierdził Lucas, ignorując spojrzenia innych nauczycieli i uczniów. Zerknął na skupioną twarz chłopca i jego zmieniające się oczy. Musi im się udać. – Na trzy, Harry, napieramy powietrzem.

Chłopiec skinął głową, nie spuszczając wzroku ze ściany ognia. Po chwili obaj naparli całą swoją magią na powietrze, zmuszając płomienie do powolnego cofnięcia się. W końcu udało mi się utworzyć wąskie przejście na błonia. Obaj jednak czuli, że ich siły powoli się kończą.

- Szybko – wydyszał Would. – Póki jeszcze jesteśmy w stanie to utrzymać.

Dumbledore od razu zareagował. Uczniowie zaczęli gęsiego wydostawać się z płonącego pomieszczenia. Została ich już połowa, gdy Harry poczuł, że zaraz osunie się na ziemię.

- Profesorze – jękną przymykając oczy. Jego ręce drżały. – Ja już nie umiem. Nie potrafię. Boli.

- Dasz radę. Jeszcze chwilka. Pośpieszcie się! – krzyknął do uczniów. Wiedział, że sam nie da rady utrzymać tarczy, na całą szerokość i wysokość wrót. A przynajmniej nie na długo. Spojrzał na McGonagall, która jako ostatnia z nauczycieli miała wyjść z pomieszczenia, starając się ją pośpieszyć wzrokiem i błagając w myślach, by Albus, który wyszedł pierwszy zdążył już powiadomić odpowiednie służby z Ministerstwa. Zauważył, że Huncwoci stoją jako ostatni przy wyjściu i wyraźnie zerkając zaniepokojeni na Harry’ego. Ręce chłopaka drżały, a na po jego policzkach, zaczęły spływać łzy.

- Minerwo, szybciej!

- To poszerz korytarz!

- On już nie daje rady!

Kobieta spojrzała na Harry’ego, z niepewnością. Chłopiec wyglądał źle. W końcu po długich dla Willowa minutach, w Wielkiej Sali zostali tylko McGonagall i James, który czekał do samego końca.

Całe ciało młodszego ucznia, drżało. Łapał łapczywie oddech jakby raz po raz wynurzał się z wody.

- Prof-fesorze, już nie mogę...

- Minnie, James, chodźcie tu!

Mimo zdumienia McGonagall i starszy Potter bez sprzeciwu podbiegli do Woulda.

- Został ktoś jeszcze w tunelu? – spytał Lucas roztrzęsionym głosem, cały czas zerkając na Willowa.

- Nie...

- Gdy osłona Harry’ego zniknie, ja nie dam rady tego powstrzymać, ale będę potrafił osłonić tylko nas. Chwycicie go i postaracie pomóc dojść do drzwi. Ja będę nas chronił – Gdy skinęli głowami, spojrzał na Harry’ego. – Dość, młody. Wystarczy.

Willow utrzymał tarczę jeszcze przez parę sekund, ale w końcu opuścił ręce, osuwając się na kolana. Would zdążył jeszcze zauważyć, że jego tęczówki znów stają się szmaragdowozielone, gdy ogień naparł na niego ze zdwojoną siłą. Cofnął osłonę tak, by stworzyć niedużą bańkę wokół pozostałych w Wielkiej Sali osób. Rozszalałe płomienie, momentalnie zaczęły trawić stoły i ławki.

- Dacie radę? – spojrzał na niezwykle bladą McGonagall i przerażonego Jamesa.

- Tak. A ty? – zaniepokoiła się nauczycielka. – Już długo utrzymujesz osłonę.

- Spokojnie. Jestem przyzwyczajony do używania magii żywiołów, a Harry nie. Idźmy powoli, ale jednostajnie. Uda nam się.

Starszy Potter, chwycił na ręce na wpół przytomnego chłopca i razem z nauczycielami zaczęli się przedzierać w stronę drzwi. Parę razy musieli przystawać, by Lucas odetchnął głębiej i uspokoił bijące szybko z wyczerpania, serce.

Już prawie wyszli, gdy zauważyli, że ogień zaczął się widocznie cofać. Zrobili jeszcze parę kroków i przed ich oczami, zamajaczyły postacie ubrane w kolorowe szaty. Służby specjalne Ministerstwa.

Would westchnął z ulgą i razem z towarzyszami wydostał się z szalejących płomieni. Nieznajomi ludzie, natychmiast doskoczyli do nich i jeden z nich przejął omdlałego chłopaka w swoje ramiona. Młodszy Potter szarpnął się lekko próbując wyrwać, ale gdy tylko poczuł, że w końcu oddalają się od parzącego ognia, znieruchomiał grzecznie. Został położony na trawie i zaraz zajęła się nim pani Pomfrey, wlewając do jego gardła eliksir na poparzenia i wzmacniający. W oddali, Lucas rozmawiał z innymi nauczycielami i Harry zdołał wychwycić pełne ulgi stwierdzenie, że wszyscy wydostali się z Wielkiej Sali, zanim rozszalał się w niej ogień. Willow pozwolił sobie na moment odpłynąć, ale coś nie dawało mu spokoju. Jakaś myśl...

W jednej sekundzie zerwał się do siadu, otwierając szeroko oczy z przerażenia. Lily i Severus zostali w bibliotece...

Wstał  z ziemi czując, że skutki zbyt długiego używania magii żywiołów powoli znikają i podbiegł do nauczycieli. W ostatniej chwili uchwycił się ramienia Woulda, gdy zakręciło mu się w głowie. Mężczyzna spojrzał na niego w szoku.

- Lily i Sever... – wydyszał unosząc rozszerzone w przerażeniu oczy, na blondyna. – Oni... byli w bibliotece.

W tej samej sekundzie podbiegli Huncwoci.

- Lily i Snape’a nie ma! – wykrzyknął spanikowany James.

Dumbledore ruszył szybkim krokiem w stronę ludzi z Ministerstwa. Rozmawiali przez chwilę żywo gestykulując. Wzrok dyrektora wyrażał czyste błaganie, ale szef grupy pokręcił głową. Harry zrozumiał z tego tylko tyle, że muszą zaczekać aż zabezpieczą cały zamek.

Za długo, za długo – pomyślał z paniką i spojrzał na płomienie, buchające z prawie wszystkich okien. W jego głowie pojawił się obraz dziewczyny, całej poparzonej, niesionej przez jednego z ludzi z Ministerstwa. Nie był pewny, czy to wymysł jego bujnej wyobraźni, czy przepowiednia tego, co może się stać. W jednym momencie podjął decyzję. Odsunął się lekko od Woulda i ruszył powoli w stronę Huncwotów. Widząc, że mężczyzna nie nabrał podejrzeń, w jednej sekundzie puścił się biegiem  do wyjścia ze szkoły, przypominając sobie prędko, wtorkową lekcję magii ognia.

„Ogień jest bardzo żywym żywiołem Harry i trzeba się z nim obchodzić bardziej stanowczo niż z powietrzem.”

Willow przebiegł koło mężczyzny w odblaskowe, fioletowej szacie, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę, gdzie dzieciak zmierza.

- Ej! Stój! Tam nie wolno! – wrzasnął za nim.

Ale Harry nie słuchał. Zauważył, że przy każdym kroku, niechcący używa magii powietrza, by odbić się od podłoża i szybciej dotrzeć do celu.

W tym momencie pluł sobie w brodę, że nie wpadł na pewien pomysł wcześniej, a konkretnie w Wielkiej Sali.

Używanie powietrza na ogniu było bardzo wyczerpujące i lepszym pomysłem, było po prostu wykorzystanie magii ognia. Teraz to zrozumiał.

- Harry, stój! – usłyszał za sobą przerażony głos Lucasa, ale jego również zignorował.

Uniósł dłonie przed twarz i rozłożył je stanowczo na boki, a ogień odsunął się lekko pod ściany, tworząc w środku, w miarę bezpieczny tunel. Harry wpadł w niego bez wahania. Przebiegł przez całą długość korytarza, trzymając ręce lekko ugięte nad głową. Wokół niego wirował ogień, tworząc coś w stylu bańki, tyle że nie parzył.

Udało mu się, bez większych przeszkód, dostać do tajnego przejścia, które prowadziło do korytarza bardzo blisko biblioteki. Jednak tam pojawił się problem. Sufit w tamtym miejscu zawalił się przez wysoką temperaturę. Stos gruzów, nie pozwalał przedostać się do wejścia biblioteki.

Harry przystanął, kalkulując swoje szanse. Mógłby przeskoczyć nad palącymi się szczątkami sufitu, gdyby użył magii powietrza, co było prawie niewykonalne, bo cały czas bronił się przed gorącem, używając magii ognia. Dotychczas, nie używał dwóch żywiołów na raz i zastanawiał się czy to w ogóle możliwe.

W końcu jednak stwierdził, że nie dowie się, jeśli nie spróbuje. Zacisnął dłonie w pięści, myśląc o tarczy, a jednocześnie chcąc się mocno odbić za pomocą magii powietrza. Prawie się udało. W momencie, gdy znalazł się nad ogniem, poczuł jak żar pali go w nogi. Skrzywił się z bólu, ale udało mu się wylądować za stertą gruzu. Jego dłonie i twarz piekły równie mocno, jak nogi, ale zignorował to. Wpadł do biblioteki przystając na moment ze zdumieniem.

Wszędzie walały się książki, ale nie paliły się, jakby były chronione przez jakąś niewidzialną tarczę. Za to regałów już nie było. Zostały z nich tylko kupki spalonego drewna. Harry przebiegł przez pomieszczenie, szukając wzrokiem Lily i Severusa. Czuł, że jego przerażenie wzrasta coraz bardziej. Nigdzie ich nie widział. W jego umyśle, pojawiła się nieprzyjemna wizja, spalonych na węgiel ciał przykrytych szczątkami regałów. Potrząsnął głową, czując uścisk w gardle.

Stanął w miejscu, gdy oczy zasnuła mu mgiełka. Dopiero po chwili, zdał sobie sprawę, że to łzy. Otarł je szybko i rozejrzał się. Nagle jego wzrok znalazł się na ścianie, którą niedawno dostali się do tajnego laboratorium. Pchnięty instynktem, otworzył przejście i wszedł w korytarz. Nie było tam ognia, ale gdy zdjął osłonę wokół siebie, poczuł, że nie ma tam czym oddychać. Było okropnie duszno, aż mroczki pojawiły się przed jego oczami. Oprócz tego, było jeszcze nieprzyjemnie gorąco.

Otoczył się znowu osłoną, tym razem z powietrza, czując, jak wokół niego gromadzi się zbawienny tlen. Ruszył szybkim krokiem do drugich drzwi, których nie zdołał strawić ogień. To dodało mu otuchy.

Otworzył drewniane wejście i od razu odetchnął z ulgą. Lily i Severus siedzieli na ziemi, w drugim końcu pomieszczenia. Nie wyglądali za dobrze, ale teraz liczyło się tylko to, że żyli. Podszedł do nich, również otaczając ich osłoną. Oboje odetchnęli głęboko, czystym tlenem. Dziewczyna uniosła wzrok i w jednym momencie rzuciła mu się na szyję, ze łzami w oczach.

- Na Merlina, Harry, powiedz, że nas stąd wyciągniesz – jęknęła chowając twarz w jego obojczyku.

- Postaram się. Dacie radę iść?

Spojrzał na wpół przytomnego Snape’a z niepokojem. Chłopak jednak odetchnął jeszcze raz głęboko i skinął głową.

- Nie martw się.

- Harry, ale Ty... – Lily spojrzała na chłopaka, odsuwając się nieco. – Jesteś poparzony. Na pewno dobrze się czujesz?

- Nic mi nie jest, Lily. Musimy stąd wyjść.

Chwilę później, udało im się dotrzeć do bibliotecznego okna, które dawało widok na błonia. Harry pomyślał, że mógł wcześniej spróbować wejść do pomieszczenia oknem, ale działał pod wpływem chwili, a to nie służyło podejmowaniu racjonalnych decyzji.

Lily i Snape otworzyli okno, podczas gdy Harry osłaniał ich przed palącym żarem. Wszyscy troje spojrzeli w dół na trawę. Było dość wysoko i nie było możliwości wyskoczenia, bez zrobienia sobie krzywdy.

- Spróbuję wylewitować was na dół, za pomocą magii powietrza. Nie wiem, czy mi się uda, ale musicie mi zaufać.

- Może zawołamy nauczycieli – spytała Evans, wskazując na hogwartczyków, siedzących w oddali na ziemi. Byli jednak dość daleko.

Nim Harry zdążył odpowiedzieć rozległ się dziwny trzask. Odwrócili głowy patrząc za siebie.

- Myślę, że nie mamy czasu.

Lily skinęła głową i weszła na parapet. Willow odetchnął cicho. skupiając się jednocześnie na tarczy i na tym, by dziewczyna powoli opadała w dół. Gdy Evans zaczęła się unosić i wirować w kierunku ziemi, Potter usłyszał, że Snape wciąga ze świstem powietrze. Pomyślał, że to pewnie przez jego białe oczy. Nie mylił się w tej kwestii. Przynajmniej nie dużo.

Gdy używał magii ognia i powierza jednocześnie, jego tęczówki zabarwiały się na czerwono, źrenice znikały, a białka oka pozostawały białe. Wyglądał nieco przerażająco.

Lily była już prawie na ziemi, gdy Harry poczuł jak siły opuszczają go gwałtownie. Nabrał głębiej powietrza, skupiając się jeszcze mocniej. Poczuł pieczenie na twarzy i rękach, a z sapnięcia Severusa, wywnioskował, że on też to czuje.

- Harry, puść ją! – dobiegło go z oddali.

Zerknął w dół i zobaczył Woulda, oraz zbliżającą się pielęgniarkę. Był to jednak błąd, bo w następnej chwili, całe jego ręce zostały poparzone. Jęknął tak jak Snape i skupił się tylko na ogniu. W tym czasie, dziewczyna opadła spokojnie na ziemię, przy pomocy nauczyciela Obrony.

- Teraz Severus, szybko! – krzyknął Lucas.

Ślizgon wszedł na parapet, ale nie skoczył. Spojrzał błagalnie na Willowa.

- Pchnij mnie – szepnął i zacisnął powieki.

- Lęk wysokości?

Widząc skinięcie, Potter pchnął przyszłego nauczyciela, słysząc, że ten krzyczy ze strachu. Teraz on sam. Jednak nim zdążył wdrapać się na parapet usłyszał głośny huk, a całego jego ciało pokryło się bąblami z gorąca. Wrzasnął z bólu i odskoczył, wypadając z okna. Przez moment leciał z wielką prędkością, nie będąc w stanie myśleć przez pulsujący ból. Dopiero parę metrów nad ziemią owinął się w powietrze i zaczął opadać wolniej.

Wpadł prosto w ramiona Woulda. Jęknął przy tym, zaciskając powieki. Całe jego ciało piekło okropnie.

- Merlinie, Harry, jesteś cały poparzony – jęknął przerażony Lucas. – Co ci odbiło?

- Wody... – wymamrotał tylko Harry. Spojrzał na swoje ręce, pokryte piekącymi pęcherzami i poczuł, że w jego oczach zbierają się łzy.

Mężczyzna zaczął z nim iść szybkim krokiem w stronę jeziora, omijając zaniepokojonych uczniów Hogwartu. Zanurzył się powoli w wodzie, ignorując to, że będzie miał całkiem mokre ciuchy.

- Lucas, nie! Przecież on dostanie szoku termicznego! – wykrzyknęła za nim Pomfrey.

Would spojrzał niepewnie na chłopca, ale ten ponaglił go wzrokiem. Harry czuł, że powinien znaleźć się w wodzie. Gdy tylko zaczął się zanurzać, poczuł niewyobrażalną ulgę. Powoli znalazł się pod wodą. Jego ciało otoczyła lekka błękitna poświata, tak jak wtedy, gdy pomagał Lupinowi po pełni. W następnej chwili wynurzył się łapiąc głośno powietrze. Profesor wyjął go z wody i przytulił mocno do siebie. Wszystkie poparzenia zniknęły, ale skóra nadal była zaczerwieniona i wrażliwa.

- Zimno – zamruczał Harry oplatając ramiona wokół szyi Woulda.

- Teraz to zimno, co? – parsknął mężczyzna i ruszył z chłopakiem w stronę zaniepokojonych nauczycieli.

                                                                       ^^^

Harry leżał owinięty w koc, na drugim kocu. Obok niego, rozsiedli się Huncwoci, Lily i Snape. Ten ostatni, był lekko niepewny i nie odzywał się.

Właśnie słuchali jak Dumbledore oznajmia, że skrzatom udało się uratować ich bagaże oraz, że z powodu naprawy szkoły będą musieli wrócić na tydzień do domów.

Harry spochmurniał. Nie miał za bardzo gdzie wracać. Spojrzał na Jamesa, Syriusza i Remusa, którzy już umawiali się, że jadą do Pottera. Peter stwierdził, że woli wrócić do swojego domu, bo jego matka zachorowała. Willow zauważył, że Lily i Snape siedzą równie cicho jak on.

- Wracasz do siebie? – spojrzał na Evansównę.

- Wolałabym nie. Moi rodzice wyjechali na pały październik do Francji i w domu została tylko moja starsza siostra. Ona... nie przepada za mną.

- Rozumiem.

Zerknął na Snape’a, ale ten zbył go wzruszeniem ramion.

- A ty, Harry? Jedziesz z nami? – James doskoczył do chłopaka, przyszpilając go do ziemi z wielkim wyszczerzem.

- Ja? Ale...

- No, zgódź się! Chyba że twoi rodzice...

- James, idioto! – warknął Lupin, patrząc na niego krytycznie. Chłopak dopiero po sekundzie zrozumiał.

- Przepraszam, zapomniałem.

- Spoko. Z chęcią się do was przyłączę – uśmiechnął się.

- Świetnie! A ty, Lily?

- No, nie wiem, czy to dobry pomysł...

- Zgódź się, Lily – wykrzyknął Harry, zrywając się do siadu. Zmarł na chwilę czując, że kręci mu się lekko w głowie. – Zostawisz mnie samego z nimi? Chcesz mnie później odwiedzać na cmentarzu?

Dziewczyna zachichotała i skinęła głową.

- Ok, ale pod jednym warunkiem – spojrzała na Jamesa poważniejąc. – Severus też pójdzie z nami.

- Ale... – zaczął Snape.

- Cicho! Doskonale wiem, jak bardzo nie cierpisz swojego ojca, a z nami możesz się nawet fajnie bawić.

- Nie sądzę – syknął przyszły profesor, patrząc na Huncwotów.

- Proszę – jęknęła Lily robiąc tak błagalne spojrzenie, że Ślizgon w końcu skapitulował.

- Dobrze, więc to jest warunek. Albo ja i Severus, albo nikt.

- Niech będzie – westchnął James i usiadł przy reszcie Huncwotów z nietęgą miną.

Harry pokręcił lekko głową i ułożył się wygodnie na kocu, zakrywając się drugim po brodę. Było mu zimno jakby miał gorączkę. Dotknął swojego czoła, ale jego dłoń była równie ciepła jak ono. Nim opuścił rękę poczuł, że ktoś zakrywa ją swoją. Chłodna, większa dłoń pogładziła go po włosach.

- Masz gorączkę, dzieciaku – mruknął Would pochylając się nad nim. – Zaraz przyniosę ci eliksiry.

- Nie trzeba...

- Sza! Zaraz wrócę.

Would odszedł na moment i zamiast niego pochyliła się nad nim Lily.

- Faktycznie, nie za dobrze wyglądasz.

- Oj, bez przesady – wymamrotał Willow, ale nic więcej nie dane mu było mu powiedzieć, bo Would podał mu eliksir.

- Pij i nie marudź – ofuknął chłopca. Gdy wstał zauważył, że przez bramę wchodzą pierwsi dorośli. – W końcu. Za niedługo przyjdą po was rodzice. Dyrektor wysłał po nich sowy.

- Patrz, Łapo! Twoja matka! – wykrzyknął James, wskazując na kobietę.

- Och, nie! – jęknął Black i ułożył się płasko na kocu, by się stać mniejszym. – Ukryjcie mnie.

- Syriuszu Orionie, za mną! – warknęła kobieta, która nagle pojawiła się nad ich głowami.

- Nie ma mowy! – wykrzyknął chłopak odsuwając się gwałtownie.

- Jazda!

- Spadaj, kobieto! Nigdzie nie idę!

Kobieta spojrzała na niego pogardliwie, chwyciła brata Syriusza za ramię i ruszyła szybkim krokiem do wyjścia.

W końcu na błoniach zrobiło się nieco luźniej. Huncwoci z towarzyszami, co chwila spoglądali ze zniecierpliwieniem na wejście. Wreszcie w bramie stanęli rodzice Jamesa rozglądający się z niepewnością. Rogacz wstał szybko, by im wyjaśnić, że nie wraca sam do domu. Małżeństwo tylko uśmiechnęło się i podeszli do dyrektora, by się zameldować.

- To co, dzieciaki? Zbierajcie się – wyszczerzył się Charles Potter.

Harry wstał powoli i chwilę łapał równowagę. Czuł się coraz gorzej. Kręciło mu się w głowie, a gdy zachwiał się przymykając  oczy ktoś nagle wziął go na ręce. Otworzył szeroko oczy ze zdumieniem patrząc na ojca Jamesa.

- Elizabeth, leć z dzieciakami Świstoklikiem, a ja wezmę Harry’ego i się teleportujemy.

Chłopak zarumienił się z zażenowania, ale nie oponował. Po chwili poczuł szarpnięcie w okolicach pępka i znalazł się na trawniku przed wielką willą.

- Witam pana, panie Willow, w Potter’s Mansion.  
 

8 komentarzy:

  1. Hmmm... Właściwie to Lucas z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie do siebie przekonuje, ale wciąż nie pasuje mi za bardzo do Harry'ego. Co do opowiadań o Syriuszu i Harrym to znam głównie po angielsku, a nie wiem jak u ciebie z językiem obcym, cóż po polsku znam kilka one shotów, więc postaram się wysłać ci je jutro na e-maila.

    Mam nadzieję, że pairingiem nie będzie Harry / Severus bo po prostu rzygam tym pairingiem, a ponad to nie lubię Snape'a, choć u ciebie jest kreowany w całkiem przyjemny sposób. Ale nie martw się, jeśli to faktycznie będzie Snarry, to raczej nie porzucę opowiadania, bo za bardzo polubiłam twój styl ;) Niemniej jednak, wierzę, że przełamiesz polską awersję do Syriusz/ Harry i to oni będą główną parą... W końcu nadzieja, mimo że matką głupich to umiera ostatnia ;)

    Odpowiadając na twoje pytanie, tak kocham Syriuszka i mam na jego punkcie obsesję ;)

    Harry'emu znów włączył się syndrom bohatera, Hermiona dałaby mu do wiwatu ;) Ale co się chłopakowi dziwić, w końcu ratował swoją przyjaciółkę i zarazem matkę...

    Huncwoci + Harry + Wakacje = chata rozwalona :D Biedni rodzice Jima

    Pozdrawiam,

    EKP

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział Lucas i Harry to fajna para coś innego od normalnych paringów czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
    Mika

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne ciekawe i wciąga czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Nie jestem do końca przekonana co do parringu Harry/Lucas, ale musze przyznać że jest dość ciekawy.
    Bardzo mnie zaciekawiła postawa Huncwotów do Severusa.
    Ogólnie jak zwykle wspaniały.
    Weny Życze!!!
    W.
    P.S.Przepraszam za późny komentarz nie miałam okazji wejść na twego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    no, no Harry pokazał wiele, uratował Lilly i Severusa, dobrze, że ci ukryli się w tamtej komnacie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, Harry wielkie umiejętności pokazał, uratował Lilly i Severusa, jak dobrze, że ci ukryli się w tamtej komnacie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniale, Harry uratował Lilly i Severusa, jak dobrze, że ukryli się w tamtej komnacie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Taki rozdział że mnie nerwy trzymały weny życzę

    OdpowiedzUsuń