wtorek, 12 maja 2015

20. Noc pojedynków



Cześć wszystkim!
Na moje usprawiedliwienie mam tylko to, że chciałam, żeby rozdział był dłuższy, ale przeceniłam swoje możliwości i ilość wolnego czasu :(

Nie będę się bardzo rozpisywać:
Natasza - mam nadzieję, że będę miała jeszcze więcej "perełek" na swoim koncie :D
Marianna lis - och, zdjęcia wykorzystają na pewno :D
Gabriela Black - ja też wolałam Huncwotów jako małe dzieci, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy ;)
Fajtłapcia - no niestety nie udało się zebrać 20 komentarzy, ale i tak wątpię czy bym się wyrobiła, zważając na termin dodania tego rozdziału
K. - cóż ja osobiście uważam, że tamta scena nie wyszła tak jak miała wyjść, ale nie sprzeczam się ;) 
BlackMelodie - dzięki, to wiele dla mnie znaczy :D

 Specjalnie ominęłam w odpowiedzi Nati Kati, bo chciałabym jej podziękować za to że się o rozdział upomniała :D Twój drugi koment pchał mnie do przodu i motywował. Dziękuję!

A teraz nie przedłużając, Oto rozdział :P
^^^
Huncwoci i Severus mogli wyjść ze skrzydła szpitalnego dopiero w poniedziałek rano. Jednak zanim to zrobili musieli wysłuchać prawie godzinnego wykładu pani Pomfrey na temat uważania z niebezpiecznymi eliksirami.
Wyszli z pomieszczenia, starając się nie wybuchnąć za wcześnie śmiechem. Gdy minęli zakręt wpadli na Harry’ego i Lily. W tym momencie James i Syriusz nie wytrzymali i zaczęli głośno się śmiać. Willow popatrzył na nich, jak na idiotów, ale tylko pokręcił głową, nie komentując ich zachowania.
- Idziemy? Wy macie dzisiaj wolne, ale ja i Lily musimy iść na lekcje.
- Mamy wolne? – upewnił się Severus.
- Tak – uśmiechnęła się dziewczyna i ruszyła korytarzem wraz ze Snapem.
Harry westchnął i zerknął na Huncwotów z rozbawieniem.
- Tylko nie rozwalcie wieży, jak mnie nie będzie. Jak przyjdę to pokażę wam, co musicie nadrobić.
Chłopcy jęknęli głośno i popatrzyli na Willowa z urazą.
- Właśnie zniszczyłeś nam dzień – wymamrotał James.
- Nie marudźcie – ofuknął ich chłopak, w duchu głośno chichocząc. – Pogadamy, gdy wrócę.
^^^
Siedzieli w Pokoju Wspólnym już od prawie czterech godzin. Huncwoci zawzięcie skrobali piórami po pergaminach, pisząc esej na transmutacje. Lily i Harry siedzieli na przeciwko nich z rozbawionymi uśmiechami na twarzach, zerkając na siebie co jakiś czas.
Nagle Syriusz rzucił pióro, jak najdalej od siebie i z jękiem walnął czołem o stolik.
- Mam dość  - warknął z cierpiętniczą miną.
- Dajesz, Syri. Zostało się jeszcze jakieś pół stopy – zachichotał Harry i podał Blackowi coś do pisania. Chłopak jęknął i pokręcił zrezygnowany głową. Jego czarne włosy zakryły jego twarz i wpadły do oczu.
- Remus...? – zajęczał chłopak.
- Nie zrobię tego za ciebie – warknął Lupin, nie przestając pisać.
- Ale... ok, ale ja chciałem spytać, którego dzisiaj jest?
- Hymm... 2 października, a czemu? – odpowiedział Lunatyk i zerknął na przyjaciela.
- Jak to, czemu? – ożywił się nagle Black. – W ten piątek jest Noc Pojedynków!
- Co jest? – zdumiał się Harry.
- Noc Pojedynków. Nie słyszałeś o tym?
- Nie – wymamrotał chłopiec. – Kiedy to jest?
- W nocy z pierwszego piątku października na sobotę – powiedział Syriusz, patrząc na młodszego czarodzieja z błyszczącymi oczami. – Zaczyna się o 19, a kończy o 5 w sobotę. Można wyzwać na pojedynek każdego, absolutnie każdego! Nawet nauczyciela!
- Taa. Pamiętasz, jak wyzwaliśmy na pojedynek Dumbledore’a? – wyszczerzył się James, odkładając pióro i rozmasowując dłoń. – To było epickie!
- Pokonał waszą dwójkę w dwóch ruchach – zachichotała Lily.
- I co z tego? – ofuknął ją Łapa. – Ważne, że z nim walczyliśmy, nie?
- I wszystkie klasy w tym uczestniczą? – zapytał Harry, któremu coraz bardziej podobał się ten pomysł.
- Nie – mruknął Lupin pakując do torby skończony esej. – Od piątego roku wzwyż.
- Super. Piszę się na to – wyszczerzył się Harry.
- A nie mówiłem – Black uśmiechnął się do Jamesa. – Zarezerwuj sobie jeden pojedynek dla mnie – dodał, spoglądając na młodszego czarodzieja.
^^^
Wielka Sala wyglądała niesamowicie. Stoły zostały usunięte, a przy lewej ścianie oraz tam, gdzie zwykle stoi długi stół Puchonów, ustawiono trzypoziomowe trybuny. Okna były zasłonięte granatowym materiałem, który nie wpuszczał go środka ostatnich promieni zachodzącego słońca. U sufitu wisiały tysiące jasnych świec. Na środku stał niewysoki podest do pojedynków, ozdobiony kolorami czterech domów.
Gdy weszli do środka, Harry aż przystanął, otwierając szeroko oczy z podziwem.
- Wow. To wygląda...
- Wiemy – zachichotał James. – Zajmijmy sobie miejsca gdzieś z przodu. Lepiej widać.
Skinęli głowami i chwilę później siedzieli już na wygodnych siedzeniach, wiercąc się z niecierpliwością. Harry kręcił się, oglądając dookoła w poszukiwaniu Lily i Severusa. Miał nadziej, że Snape nie odmów siedzenia tak blisko Huncwotów. Po chwili zobaczył ich. Szli obok siebie, rozmawiając o czymś z podnieceniem. Willow zaczął szybko do nich machać, podskakując na siedzeniu. Gryfonka i Ślizgon uśmiechnęli się o niego, w końcu go zauważając. Ruszyli w jego stronę.
- Siadajcie – wyszczerzył się do nich, wskazując im dwa miejsca obok siebie. – Kiedy to się zacznie? – jęknął po chwili.
- Za jakieś 10 minut – zachichotała Lily. – Jeszcze będziesz błagał, żeby to się skończyło. Nad ranem wszyscy będziemy wykończeni.
- Taak, ale rano zaczynają się te najciekawsze pojedynki – odparł James. – Pamiętacie zeszły rok i pojedynek Dumbledore’a i McGonagall? To było niesamowite!
- No! Myśleliśmy, że całą salę rozwalą tymi zaklęciami – dodał z entuzjazmem Black.
- A... Jak się wybiera? No wiecie? Kolejność w pojedynkach?
- Na siedzenia są nałożono zaklęcie losujące. Wybiera jedną osobę i ona może wskazać swojego przeciwnika – odparła Lily.
- Cicho! Zaczyna się – wyszczerzył się Lupin.
Wszyscy w pomieszczeniu szybko zajęli miejsca, gdy do środka weszli nauczyciele ubrani w luźne stroje, idealne do pojedynków. Dumbledore stanął na podeście i uśmiechnął się szeroko do zgromadzonej młodzieży.
- Witam wszystkich na corocznej Nocy Pojedynków! Mam nadzieję, że wszyscy będziemy się dobrze bawić.
Przez następne 10 minut profesor McGonagall odczytywała im wszystkie zasady zapisane na długim pergaminie. Większość była oczywista („Zakaz używania zaklęć niewybaczalnych i czarnomagicznych”), więc Harry po chwili wyłączył się przymykając oczy. Nagle poczuł, że Lily lekko trąca go w ramię.
- Zaczynają losować – pisnęła cicho. Wszyscy nauczyciele siedzieli już na trybunach ustawionych tam, gdzie stał stół prezydialny. Tylko Dumbledore stał jeszcze na podwyższeniu i właśnie machał lekko różdżkę.
- A więc zaczynamy! – Powietrze zadrżało delikatnie i wszyscy czekali w napięciu na pierwszego walczącego. Nagle Krukonka z 7 roku pisnęła i uniosła w górę błyszczącą na złoto rękę.
- Zapraszam! – wykrzyknął Dumbledore i zaczęła się Noc Pojedynków.
Większość walk trwała mniej niż 5 minut, ale i tak były niesamowicie ciekawe. Ranni trafiali do niewielkiej salki przylegającej do Wielkiej Sali, a tam czekała pani Pomfrey z najpotrzebniejszymi eliksirami. Na razie wszyscy z niej wracali i siadali na swoje miejsca przyglądając się kolejnym pojedynką i licząc na to, że znowu zostaną wybrani.
Jak na razie żaden z Huncwotów nie został wylosowany, a Harry bardzo się z tego cieszył. Gdy szedł z nimi do Wielkiej Sali sprzeczali się, który pierwszy wyzwie jego, Harry’ego, na pojedynek. Poza tym był pewny, że po pojedynku ze Snapem*, który notabene wygrał w wielkim stylu, nie tylko jego przyjaciele będą chcieli go wyzwać, ale też Ślizgoni. I nie mylił się.
Koło 21 został wylosowany Avery, a zaraz po nim Nott, którzy chcieli jego na przeciwnika. Nie były to długie czy spektakularne pojedynki, ale mimo to Harry był po nich bardzo zmęczony. Robił wszystko, by wygrać i zetrzeć ten ohydny uśmieszek z twarzy starszych chłopaków. Nie było mu dane po tym odpocząć, bo trzy walki później została wybrana Lily. Dziewczyna zapiszczała głośno unosząc błyszczącą rękę.
- Chodź, Harry. Teraz walczysz ze mną.
Willow westchnął, ale nie oponował. Stanął naprzeciw koleżanki na podium i wyjął różdżkę. Walka była zażarta i Harry wiele razy musiał powstrzymać się od użycia magii powietrza, by znokautować przyszłą matkę. Koniec końców udało mu się jednak rozbroić ją i zwalić na podłogę. Widownia biła głośno brawo, a Huncwoci wykrzykiwali jego imię, podskakując na siedzeniach. Młodszy Potter uśmiechnął się do nich, starając się ukryć fakt, że słabo się czuje. Kręciło mu się lekko w głowie i z trudem udało mu się dojść na trybuny i usiąść na swoim miejscu. Miał szczęście i nikt tego nie zauważył. Odetchnął lekko i w końcu opanował karuzelę w swojej głowie.
Około północy na Sali pojawiły się sześcioosobowe stoliki i każdy usiadł, by coś zjeść. Harry zajął miejsce wraz z Lily, Severusem i trójką Huncwotów (Peter już się zmył do dormitorium, bo chciał iść spać). Podane były różne kanapki, sok dyniowy i szarlotka na deser. Willow postanowił nie jeść za dużo, stwierdzając, że jeśli wyzwą go na kolejne pojedynki to lepiej, żeby nie miał zbyt dużo w żołądku. Poza tym, choć nie chciał się do tego przyznać, dalej nie czuł się za dobrze. Jadnak postanowił ignorować to i bawić się dalej.
W końcu skończyła się późna kolacja i wszyscy wrócili na swoje miejsca, czekając z niecierpliwością na kolejne losowanie. Stoliki zniknęły i zaczęło się.
Harry po każdym skończonym pojedynku błagał, by nie został wybrany ktoś, kto wyzwie jego. Nie miał pojęcia, dlaczego jest aż tak bardzo zmęczony. Może nie powinien ćwiczyć z chłopakami zaklęć w Pokoju Życzeń tuż przed Nocą Pojedynków...
Jednak jego błagania nie były długo wysłuchiwane.
Koło pierwszej zaklęcie losujące wybrało profesor McGonagall. Ta już spojrzała na Dumbedore’a, gdy Lucas zerwał się z miejsca i zaczął jej coś szybko mówić. Kobieta najpierw spojrzała na niego jak na wariata, ale w końcu ustąpiła i rozejrzała się Sali.
- Harry Willow! Zapraszam.
Młody Potter jęknął i zerknął na Woulda, w duchu życząc mu rychłej śmierci. Wstał starając się nie chwiać za bardzo i ruszył w stronę podestu. Nauczycielka jednak machnęła różdżką i obiekt zniknął.
- Nie lubię na nim walczyć – stwierdziła.
Harry tylko skinął głową.
- Posędziuję wam – wyszczerzył się profesor Obrony i podszedł szybko do Pottera. – Nie miej mi tego za złe – szepnął. – Po prostu chcę wiedzieć, czy to ja jestem tak słabym pojedynkowiczem, że mnie prawie pokonałeś na naszej pierwszej lekcji, czy to ty jesteś zwyczajnie silniejszy magicznie.
- W porządku. Ale ostrzegam, że będzie mnie pan zbierał z podłogi.
- Zobaczymy. Uwierz w siebie – wyszczerzył się Would i stanął z boku. – Dobra. Na trzy. Raz... Dwa... Trzy!
Zaklęcia wystrzeliły z ich różdżek w tym samym momencie. Harry musiał cofnąć się o parę kroków, bo fala magii chciała go powalić na podłogę. Zakręciło mu się lekko w głowie, ale zignorował to. Zaatakował ponownie z determinacją. Chwilę później zaklęcia śmigały to w jedną stronę to w drugą, a ani McGonagall ani tym bardziej Harry nie mieli zamiaru się poddawać.
Kolejne zaklęcie świsnęło blisko jego ramienia rozcinając rękaw koszulki. Czuł, że pot spływa po jego twarzy, a mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Mimo to zmusił się do odskoczenia przed kolejnym zaklęciem i posłania w stronę nauczycielki swojej klątwy. Nie trafił i był coraz bardziej zmęczony. Kolejny raz już mu się nie udało. Czerwony promień uderzył go w klatkę piersiową. Poleciał na zamknięte drzwi Wielkiej Sali uderzając w nie mocno plecami i potylicą. Przed oczami pojawiły mu się gwiazdy, a różdżka wyślizgnęła mu się z ręki. Osunął się na tyłek z jękiem. McGonagall  pochylił się nad nim i przyłożyła mu patyk do gardła.
- Poddaje się pan, panie Willow?
- Tak – sapnął chłopak, oddychając ciężko. Świat wokół niego delikatnie wirował. Przymknął oczy i poczuł, że nauczycielka zabiera różdżkę. W następnej chwili ktoś delikatnie podniósł go, chwytając za ramię. Harry uchylił powieki, zerkając na Woulda, który uśmiechał się kwaśno.
- Wychodzi na to, że to jednak ja nie umiem się pojedynkować – mruknął profesor, prowadząc go do pani Pomfrey. Kobieta podała mu eliksir regenerujący i kazała na razie usiąść na siedzeniu i nie przyjmować już żadnych wyzwań. Nie było to jednak takie łatwe. Parę minut później został wybrany Syriusz i Harry nie był w stanie odmówić mu pojedynku. Walczyli kilka minut i w końcu Willow rozbroił Blacka i posłał na ścianę. Uśmiechnął się delikatnie i pomógł współlokatorowi wstać.
- Wszystko ok?
- Tak, ale pobiłeś moje nadęte ego. Właśnie ryczy w rogu mojego umysłu – wymamrotał Łapa, starając się przybrać minę wielkiego poety. Harry zachichotał i odprowadził go do pani Pomfrey (która zmierzyła go wściekłym spojrzeniem za to, że nie posłuchał jej rozkazu), po czym wrócił na swoje miejsce. Rozsiadł się wygodnie przymykając oczy i nawet nie zauważył, kiedy odpłynął.
Przebudził się słysząc głośny szum. Uniósł głowę, która podczas snu znalazła się na ramieniu Lily i rozejrzał się nieprzytomnie.
- Co się dzieje? – zapytał swoją przyszłą matkę.
- Dochodzi 5 i nauczyciele postanowili, że zrobią pokazówkę. Would, McGonagall i Dumbledore będą ze sobą walczyć.
- W trójkę?
- Dwóch na dwóch – mruknęła. – Sprzeczają się właśnie o coś.
- Ciekawe, o co – mruknął Harry i oparł z powrotem głowę o ramię rudowłosej, przymykając oczy. Usłyszał, że dziewczyna cicho zachichotała, ale nie przejął się tym. Zignorował też przeczucie, że James będzie okropnie zazdrosny. W tym momencie miał to gdzieś. Chciał spać.
- Harry Willow, do mnie!
Młody Potter aż podskoczył w miejscu, spoglądając na nauczycielkę transmutacji. Ta przywołała go gestem, więc chcąc nie chcąc musiał podnieść tyłek i podejść. Spojrzał na nauczycieli niepewnie.
- Ja przepraszam, pani profesor...
- Nie chodzi o to, że pan śpi, panie Willow. Profesor Would chce, żebyś był jego partnerem w tym pojedynku – oznajmiła kobieta z kwaśną miną. – Odmów mu, Willow.
- Ja...
- Mi odmówisz, Harry? – blondyn spojrzał na ucznia wzrokiem zbitego psa.
- Eee... Dlaczego ja? –jęknął
- Bo wiem, że umiesz walczyć. Proszę – błagał nauczyciel.
- Noo, nich będzie – westchnął Potter, a Would w odpowiedzi wyszczerzył się szeroko.
- Nie wiem, czy jest to najlepszy pomysł – mruknęła McGonagall.
- Daj spokój, Minnie. Harry sobie da rady. Ręczę za niego – uśmiechnął się nauczyciel Obrony i ruszył w stronę drugiego końca Wielkiej Sali. Willow ruszył za nim.
- Profesorze?
- Oberwie mi się w pokoju nauczycielskim – mruknął Would, ale nie wyglądał na bardzo przejętego tym. Wręcz przeciwnie. Ogromnie go to bawiło. – Ok, Harry, obaj wiemy, że pokonanie Dumbedore’a i McGonagall to nie będzie bułka z masłem. Znają dużo więcej zaklęć i ofensywnych i defensywnych, ale nie wiedzą, że mamy tajną broń...
- A mamy? – Potter spojrzał na Lucasa sceptycznie.
- No, oczywiście! Oni nie mają pojęcia, że władasz żywiołami. Możemy ich zaskoczyć.
- Więc mogę jej używać?
- Pewnie, że tak. Nie rozumiem, dlaczego nie zrobiłeś tego dotychczas, ale nie wnikam. Wiem, że sobie dasz radę z wszystkimi żywiołami, bo widziałem jak ćwiczysz.
- Jak to? Kiedy? – zdumiał się Harry.
- Zaraz po lekcji ze mną poszedłeś nad jezioro. Wyczułem, że ktoś tam używa magii żywiołów, więc poszedłem cię trochę ochrzanić za to, że nie słuchasz i sam się uczysz, ale gdy zobaczyłem, że fajnie ci to wychodzi to uznałem, że daruję ci tą niesubordynację.
- Przepraszam...
- W porządku, ale jak następnym razem będziesz chciał się pobawić żywiołami to mi o tym powiedz na wszelki wypadek, gdyby coś ci się stało.
- Ok. Ja...
- Gotowi?
Odwrócili się w stronę dyrektora i nauczycielki transmutacji.
- Tak – stwierdził głośno Lucas, a do Harry’ego dodał cicho: - Magię żywiołów zostaw na koniec. Niech myślą, że mają przewagę.
Willow zachichotał, kręcąc lekko głową, ale nie sprzeciwiał się. Stanęli koło siebie, wyciągając różdżki i czekając na sygnał Flitwicka, który miał sędziować.
- Gotowi? – zapiszczał mały profesor. – Na trzy! Raz... Dwa... Trzy!
W obie strony błysnęły zaklęcia. Harry pierwszy utworzył tarczę broniąc siebie i Woulda przed wrogimi czarami. Posłał klątwę w stronę McGonagall, zmuszając ją do uniku. Kobieta przystanęła na sekundę zdumiona faktem, że Willow o mały włos nie znokautował jej przy pierwszym podejściu. Jej zawahanie chciał wykorzystać Lucas, ale Dumbledore zorientował się w ostatnim momencie, tworząc tarczę. Minerva spojrzała na niego z wdzięcznością, po czym oboje zaatakowali z jeszcze większym zapałem. Lucas i Harry musieli prawie cały czas się bronić. Nie mieli najmniejszej szansy na kontratak.
- Dobra, koniec zabawy – warknął profesor Obrony, ustawiając przed nimi osłonę, która pochłaniała wszystkie zaklęcia przeciwników. – Odepchnij powietrzem Dumbedore’a tak, by znalazł się jak najdalej. Najlepiej żeby się przewrócił...
- Ale...
- Nic mu nie będzie. Dasz radę – zerknął na chłopaka z determinacją.
- Tak, profesorze – odparł Harry. Nie czuł się jednak za dobrze. Miał tylko nadzieję, że nie przewróci się w trakcie pojedynku i nie pogrzebie ich szans na zwycięstwo.
- Ok. W takim razie, jak tylko usunę tarcze to zaatakujesz.
- Dobrze.
Harry spojrzał na dyrektora, starając się skupić. Rękę, w której nie miał różdżki zaciskał raz po raz w pięść. Musi mu się dać. Musi. Gdy zobaczył, że pierwsze zaklęcie przechodzi przez tarczę i mknie ku Lucasowi wyciągnął dłoń przed siebie i machnął nią mocno. Dumbledore poleciał do tyłu na jakiś metr i upadł na posadzkę. Niestety Would nie zdążył obronić się przed lecącym w jego stronę zaklęciem i upadł nieprzytomny na podłogę. Harry jęknął cicho. Został sam, a dyrektor zaczął się podnosić z ziemi. Dobra, bez paniki. Odskoczył przed kolejną klątwą i znowu zaatakował powietrzem. Ci, co nie zauważyli, co zrobił wcześniej, teraz doskonale mogli zauważyć jak jego oczy zmieniają barwę. Parę osób aż jęknęło ze strachu, ale Harry zignorował to. W McGonagall uderzyła kulka powietrza pozbawiając ją na moment tchu. Willow wykorzystał to i sekundę później kobieta leżała na ziemi, nie mogąc się poruszyć. Został tylko Dumbledore, który właśnie podniósł się z ziemi i stanął prosto, gotowy do dalszej walki. Staruszek machnął różdżką. W następnej chwili Harry aż cofnął się o dwa kroki. Przed nim zaczął się formować wielki ognisty wąż, taki jak ten z Ministerstwa, którego stworzył Voldemort. Potter opuścił różdżkę wiedząc, że na nic mu się nie przyda. Spojrzał z przerażeniem na dyrektora.
- Poddaje się pan, pani Willow?
Tłum zastygł w milczeniu czekając na decyzje młodego czarodziej. Chłopak spuścił na moment głowę, a w jego oczach błysnęła determinacja. Skoro wąż jest z ognia, a ja władam ogniem, podniósł twarz patrząc prosto w oczy dyrektora, to nie przerwę walki w takim momencie.
- Nigdy! – krzyknął i w następnej sekundzie musiał zacząć się cofać. Gad zaczął sunąć powoli w jego stronę sycząc wściekle. Harry przełknął cicho ślinę, gdy uderzył plecami o drzwi Wielkiej Sali.
- Ostatnia szansa, mój chłopcze. Poddajesz się?
- N-nie!
- Cóż, w takim razie...
Wąż rzucił się w stronę chłopca, który uniósł z paniką ręce. Nastała dziwna cisza. Potter uchylił oczy, które nawet nie wiedział kiedy zamknął i aż zachłysnął się powietrzem z wrażenia. Gad przestał przypominać węża, stał się ognistą kulą. Harry nie zastanawiał się długo. Zamachnął się mocno i ogień poleciał w stronę Dumbledore’a. Dyrektor w ostatniej chwili odskoczył, ale Willow nie zamierzał rezygnować z dane mu szansy. Znowu machnął dłońmi i kula rozszczepiła się i otoczyła staruszka uniemożliwiając mu poruszenie się.
- Poddaje się pan, dyrektorze? – wysapał chłopak, patrząc na siwowłosego z tryumfem.
- Tak, Harry, poddaję się.
- Naprawdę?
- Tak, mój drogi chłopcze.
Potter opuścił ręce i ogień zniknął. Nagle wokół wybuchły głośne brawa. Wszyscy aż podnieśli się z miejsc. Huncwoci krzyczeli najgłośniej, podskakując w miejscu. Harry uśmiechnął się delikatnie i ruszył lekko chwiejnym krokiem w stronę nieprzytomnego Woulda. Po paru krokach dopiero zdał sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczony. W głowie mu huczało, a cały świat lekko wirował. Zatrzymał się przed nauczycielem, nie będąc w stanie robić ani kroku więcej. Adrenalina opadła i wszystko wokół niego zaczęło ciemnieć.
- Harry...?
Spojrzał na Dumbledore’a i zdążył tylko zobaczyć jego zaniepokojone spojrzenie, gdy ogarnęła go całkowita ciemność.
^^^
Nie był długo nieprzytomny, bo gdy się ocknął nadal leżał w Wielkiej Sali, a co więcej na klatce piersiowej Lucasa. Najwidoczniej upadł na nią, gdy mdlał. W pomieszczeniu nie było już takiego hałasu jak przed chwilą, więc Harry uchylił powieki zastanawiając się, co się stało. Wszyscy uczniowie siedzieli na swoich miejscach patrząc na niego z niepokojem, tylko nauczyciele szybko szli w jego kierunku. Pani Pomfrey pierwsza dopadła do niego.
- Jak się pan czuje, panie Willow?
- W porządku – wychrypał chłopak i uniósł się delikatnie na łokciach. Lucas leżący pod nim sapnął cicho i uchylił powieki.
- Przegraliśmy?
- Nie wierzy pan w moje możliwości, sir? Jak pan może – ofuknął nauczyciela Potter. Na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech.
- Czyli wygraliśmy?
- Chyba tak.
- Panie Willow, czy ja nie mówiłam panu, że ma pan nie przyjmować wyzwań? – odezwała się surowo pielęgniarka.
- No, mówiła pani, ale...
- Ale?
- Nie mogłem przecież odmówić – jęknął Potter. – To byłoby tchórzliwe!
- Ech, no już dobrze. Teraz najlepiej będzie jak wszyscy pójdą już spać.
- Mesz całkowitą rację, Poppy – odparł Dumbledore i chwilę później młodzież posłusznie szła do ciepłych łóżek.
- Profesorze? – Harry spojrzał na Woulda, który już zaczął iść w stronę drzwi.
- Tak?
- Czy... Czy widzimy się dzisiaj na dodatkowej lekcji?
- Jeżeli masz ochotę to nie widzę problem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- W tym momencie idziesz do łóżka i śpisz – wyszczerzył się Would patrząc na chłopaka miękko.
- Ok. To... Do zobaczenia, profesorze.
- Dobranoc, mój mały.
^^^
*chodzi o ten podczas lekcji Obrony

Pamiętajcie, że komentarze karmią wenę :D

20 komentarzy:

  1. Tak!Tak! Kurwaa Jest! Idę czytać! ~WMM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro skomentuje , ale znalazłam błędzik. "Mesz całkowitą rację, Poppy " - Masz ;) ~WMM

      Usuń
  2. Ojejku, jestem zakochana, jak długo by nie było to naprawdę warto było poczekać na ten ABSOLUTNIE CUDOWNY ROZDZIAŁ. Jakkolwiek Harry już dawno nie został tak wymordowany ;). Ależ to musiała być satysfakcja tak spektakularnie pokonać Albus'a, hihihi, teraz młody Willow będzie bardziej rozpoznawalny niż by tego chciał. Mogę zapewnić cię że ten rozdział absolutnie można uznać za perełkę, ponadto gwarantuję wierne oczekiwanie na kolejny tekst oraz życzę siły i wytrwałości dla twojej weny. Mam nadzieję, że zostanie godnie dokarmiona przez nas czytelników :)
    ZACHWYCONA fajtłapcia

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne tylko szkoda że odbywało się takie pojedynki w przeszłości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj długo mnie tu nie było... Ale już nadrobiłam zaległości i jestem szczęśliwa. Nie zawiodłam się każdy rozdział mi się podobał. Cieszę się że maluchy wróciły już do normalności. Co do tego rozdziału to podobał mi się ostatni pojedynek. Był super.
    Pozdrawiam F :)

    OdpowiedzUsuń
  5. *Podaje karmę wenie* Jedz żarłoku... >.<

    Harry, mordo moja kochana, co z tobą?! :C Syri forever (alone xd)~!
    Uroki Siedzenia do późna i robienia projektu na zajęcia... Moje biedne oczy :/ Nastrój mi poprawiłaś ^^ Świetny pomysł z Nocą Pojedynków! szkoda że takie coś nie odbywało się w przyszłości :/
    Właśnie przypomniałam sobie że muszę przepisać opowiadanie z Wattpad'a na polski.. Załamię się :/ :c

    Miss. Slytherin której siostra zajęła kompa ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. JIiiiiiiiiiii~!!!!!!!! C.U.D.O!!!!! Po prostu genialnee..~!!! Jeejjj, faktycznie strasznie szkoda, że takie wydarzenia miały miejsce w przeszłości, ale później to już nie... :( Ale rozdział zdecydowanie zasługuje na miano "perełki".. Heheh.. :D Mam nadzieję, że twoja wena cię nie opuści i będziesz miał mnóstwo pomysłów na rozdziały!! I mam też nadzieje,że chęci na dalsze pisanie również cie nie opuszczą!! Właśnie tego ci życzę. No i jeszcze CZASU też.. ^.^'
    P.S. przepraszam jeszcze raz, że tak dawno ,nie tu nie było... :( Naprawdę strasznie... :c (Pod poprzednim rozdziałem też przeprosiłam... Ehheheheeh...v.v"

    OdpowiedzUsuń
  7. JIiiiiiiiiiii~!!!!!!!! C.U.D.O!!!!! Po prostu genialnee..~!!! Jeejjj, faktycznie strasznie szkoda, że takie wydarzenia miały miejsce w przeszłości, ale później to już nie... :( Ale rozdział zdecydowanie zasługuje na miano "perełki".. Heheh.. :D Mam nadzieję, że twoja wena cię nie opuści i będziesz miał mnóstwo pomysłów na rozdziały!! I mam też nadzieje,że chęci na dalsze pisanie również cie nie opuszczą!! Właśnie tego ci życzę. No i jeszcze CZASU też.. ^.^'
    P.S. przepraszam jeszcze raz, że tak dawno ,nie tu nie było... :( Naprawdę strasznie... :c (Pod poprzednim rozdziałem też przeprosiłam... Ehheheheeh...v.v"

    OdpowiedzUsuń
  8. Nienawidzę pisać kom. więc uwinę się z tym szybko.
    Rozdział jest świetny, chociaż mam ochotę opieprzyć cię, że tak długo kazałaś na niego czekać ;) Ale rozumiem, wena czasem się wypnie na autora i dupa... Sama piszę dwa opowiadania i wiem jak to jest, zwłaszcza, że czas na pisanie też jest potrzebny a nie zawsze da się go znaleźć. Merlinie, znowu odbiegam od tematu. Jest kilka literówek, ale nawet najlepszym się zdarza. Czekam niecierpliwie na kolejny i rozdział i mam nadzieję, że nie gniewasz się, że tak rzadko komentuję.
    EKP
    P.S. Scena erotyczna z poprzedniego rozdziału naprawdę dobrze ci wyszła, nie wiem czemu marudzisz :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam! Bardzo dziękuje za specjalne podziękowania. Przeczytałam chyba z 3 razy to opowiadanie na raz. Genialny rozdział! Te pojedynki! Chyba najbardziej podobały mi się walki z Minerwą i Albusem gdzie Harry mógł sprawdzić swoje umiejętności. Komentarz Syriusza mnie rozwalił. Jego biedne ego. W końcu Harry mógł bezkarnie leżeć na Lucasie. Hi hi. Życzę weny i pozdrawiam oraz czekam na kolejny rozdział. Nati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że komentarz bez składu i ładu. Ale tak jakoś wyszło. Wszystkich zapraszam do Olsztyna! Na najlepsze juwenalia w Polsce! Trwają one od 13 do 17 maja. Zapraszam!

      Usuń
    2. Właśnie założyłam swego bloga więc podaje link
      http://hp-is.blogspot.com/

      Usuń
  10. Wreszcie !!!! Wiesz ja na to czekałam? Ale wybaczam, tą notką zmyłaś wszystkie moje żale.Świetny pomysł na odkrycie kolejnego żywiołu przez Harry'ego. Po prostu cud miód i orzeszki na twoim blogu .

    OdpowiedzUsuń
  11. Nominowała cię do Liebster Blog Award, szczegóły znajdziesz tutaj: http://james-i-lily.blog.pl/liebster-blog-award/
    Pozdrawiam i czekam na nową notatkę,
    EKP

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    wspaniały rozdział, noc pojedynków, biedny Harry musiał ich tyle stoczyć a ten ostatni to zapiera dech w piersiach...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Eee, WOW? nie jesten pewna czy to w pełni opisuje moje odczucia, ale niech będzie! Świetny, rozdział!!! Zajebisty...i mogłabyma taka jeszcze długo! Czekam, na kolejnym rozdział!!!
    ~ Julia

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiesz, nie żebym chciała się narzucać czy coś ale JA tu USYCHAM z tęsknoty za twoją twórczością... nazwy przyszłych rozdziałów podsycają jeszcze tylko ten płomień niecierpliwości. Czy jest szansa na jakiś choćby przybliżony termin "wkrótce" ???
    Twoja fanka :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,
    wspaniały rozdział, noc pojedynków... a Harry sporo musiał ich stoczyć, ale ten ostatni to zapiera dech w piersiach...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej,
    wspaniale, dobry pomysł z tą nocą pojedynków... Harry musi ich sporo stoczyć, a ten ostatni pojedynek och... zapiera dech w piersiach... wspaniale walczył...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten pojedynek z dyrektorem był... nie da się tego opisać, musiał Harry'ego wyczerpać .Powodzenia z weną.

    OdpowiedzUsuń