Cześć wszystkim!!!
Tak wiem, rozdział powinien być prawie dwa tygodnie temu, ale jakoś nie było czasu, by go dopisać. Poza tym wena mnie opuściła, a na pożegnanie dała jeszcze porządnego kopa w tyłek...
Pozwalam wam jednak na mnie nakrzyczeć :) Może to mnie zmobilizuje xD
Komentując wasze komentarze:
Daga - jak widać ani wena ani chęć na pisanie nie wróciły :'(
Gabriela Black - ja też na razie wolę ich w wersji mini :) Są dużo mniej skomplikowani ;)
Fajtłapcia - kolejna osoba woli małe dzieci od dużych Huncwotów (nie tylko ja! Jupi!), co do przygód - będzie ich dużo. Obiecuję :D
Basia - przeczytałam każdy komentarz, który zostawiłaś :D Miło mi, że skomentowałaś każdą notkę. Dzięki :)
Amei - cóż mam napisać... krótko zwięźle i na temat ^^ Dzięki za koment :D
K. - dzięki, że sygnalizujesz fakt, że czytasz moje wypociny. Byłaś moją pierwszą stałą czytelniczką i przykro by mi było gdybyś nagle zniknęła bez śladu :)
Nati - cóż... bliska przyszłość to to nie jest, ale starałam się ;)
Anonimowy - po raz drugi przeczytałam komentarze wszystkich i dopiero wtedy zauważyłam, że faktycznie to, że Harry poznał dziadków prawie wszędzie się powtarza... Ale o to chyba chodziło w tym rozdziale, no nie? Jednak mimo wszystko poprawiła mi humor :D
Więc... Nie będę dłużej zanudzać. Zapraszam do czytania :)
^^^
Martwił
się. Okropnie się martwił. Patrzył na śpiącego w kołysce Remusa i nie potrafił
pozbyć się tego cholernego uczucia niepokoju.
Był
czwartek, a o ile dobrze pamiętał, w sobotę miała być pełnia. W takim wypadku
miał niecałe trzy dni, by wymyślić, co zrobić z maleńkim Lupinem, co zrobić, by
nie cierpiał za bardzo. Przecież półtoraroczne dziecko nie ma szans przeżyć
takiego bólu.
Nie
był do końca pewny, ile lat miał Lunatyk, gdy został pogryziony przez
wilkołaka, ale na pewno nie był taki mały. Musiał coś wymyślić!
Westchnął sfrustrowany, ale zaraz zamarł, czując obejmujące go w pasie ramiona. Dopiero po
sekundzie zdał sobie sprawę, że to Would położył się za nim na łóżku i przytula
się do jego pleców.
- Coś
wymyślimy. – Ciepły oddech poruszył jego włoski na szyi, wywołując delikatny
dreszcz. Odprężył się i pozwolił, by mężczyzna objął go mocno.
Uniósł dłonie i chwycił ręce Lucasa leżące na jego brzuchu, ściskając je lekko.
-
Musimy coś zrobić. Cokolwiek – jęknął cicho, czując narastającą rozpacz. – On
jest taki mały.
- Coś
wymyślimy – powtórzył stanowczo blondyn i delikatnie pocałował chłopca w szyję.
– Nic nam nie da zamartwianie się, a szczególnie nie o 3 w nocy. Jutro nad tym
pomyślimy.
Harry
westchnął i odsunął się lekko od Woulda, odwracając do niego przodem. Popatrzył
mu błagalnie w oczy.
- Będę
miał wyrzuty sumienia, jeśli coś mu się stanie – wyszeptał.
-
Wiem, dzieciaku. Tak jak mówiłem, pomyślimy nad tym rano. Obiecuję. A teraz
śpij.
Pocałował
delikatnie chłopaka w czoło i wstał z posłania, wracając do swojego łóżka. Harry
skrzywił się lekko i owinął się w kołdrę, chcąc zachować choć odrobinę ciepła,
które dawało mu ciało Woulda, gdy było przyciśnięte do niego.
Dopiero
po chwili udało mu się niespokojnie zasnąć.
^^^
Rano
Harry obudził się kompletnie niewyspany, ale mimo to zerwał się z łóżka jeszcze
przed 7. Popędził do biblioteki zaszywając się w niej aż do 10.
Gdy
wrócił do skrzydła szpitalnego był całkowicie zrezygnowany. Nie znalazł
niczego, co mogłoby mu pomóc.
Usiadł
na brzegu łóżka, wpatrując się w śpiących chłopców. Najwidoczniej jeszcze się
nie obudzili albo pani Pomfrey już zdążyła położyć ich znowu. Nigdzie też nie
było Lucasa, więc prawdopodobnie poszedł na lekcje... A obiecywał, że rano
posiedzą i pomyślą razem.
Westchnął
cicho, ale nie czuł złości. Rozumiał, że Would musi chodzić na lekcje, że nie
jest z nich zwolniony. Położył się wygodnie na łóżku i zapatrzył w
naprzeciwległą ścianę, nie widząc jej. Myślami był całkiem gdzie indziej. Zastanawiał
się nad jego misją. Ok. Dumbledore niby uważa, że musi coś zrobić, by wrócić do
przyszłości, ale co to takiego? Na 99% był pewny, że chodzi o Woulda, tylko
dlaczego? Nie pamiętał go z przyszłości, więc pewnie mężczyzna nie żył, albo...
Albo co? To jedyna możliwość. Powinien go poznać w przyszłości, jeśli jest aż
tak bardzo ważny w jego misji. A skoro go nie poznał to znaczy, że nie żyje...
Hymm... Może po prostu musi zapobiec jego śmierci? Może ktoś go będzie chciał
zamordować? Albo... Harry aż usiadł mając nadzieję odgonić tym od siebie tą myśl.
Przecież Would wspominał o jakimś Mike’u. Pamiętał ogromny smutek nauczyciela
na jego wspomnienie. Może, gdyby nie jego obecność tutaj, Would nie wytrzymałby
smutku i... Nie... Lucas taki nie jest! Nie zabiłby się z powodu straconej
miłości. Jest przecież taki pełny życia, radosny... Potrząsnął głową. Would nie
wygląda na samobójcę. Czyli jedyna opcja to ta z morderstwem. Ktoś w
niedalekiej przyszłości zamorduje Lucasa i... Tylko dlaczego to ma takie
znaczenie?
Jęknął
cicho, kładąc z powrotem głowę na poduszce. Musi się teraz skupić na czymś innym,
a konkretnie na małym Lupinie. Zerknął w stronę kołysek, ale żaden pomysł nie
wpadł mu do głowy. Nagle drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się cicho i do
środka wszedł Lucas. Mężczyzna wszedł za kotarę, która zasłaniała to jedno
łóżko, na którym leżał Harry i cztery kołyski i uśmiechając się szeroko, zdjął
wierzchnią szatę, rzucając ją na oparcie krzesła.
-
Gdzieś ty się podziewał rano, Harry? – zapytał blondyn zamiast powitania. –
Czułem, że wychodzisz, ale nie zdążyłem cię powstrzymać.
-
Byłem w bibliotece i szukałem jakiś eliksirów, które mogłyby pomóc Remiemu, ale
nic nie znalazłem – mruknął Potter.
- W
takim razie razem pomyślimy – wyszczerzył się nauczyciel i położył na łóżku
koło Harry’ego, przyciągając go do swojej klatki piersiowej i całując łagodnie.
Willow westchnął cicho w usta Woulda i lekko pokręcił głową.
-
Myślę, że to jest przeciwieństwo myślenia – wymamrotał, kładąc dłonie na piersi
Lucasa i odsuwając się delikatnie.
-
Myślisz? – spytał z szerokim, chłopięcym uśmiechem na ustach. – Podobno lepiej
się myśli jak się po przebywa trochę na świeżym powietrzu, ale skoro nie mamy
możliwości wyjścia ze skrzydła szpitalnego, bo musimy pilnować dzieci, to może
zaproponuję ci inną aktywność fizyczną?
Harry
zachichotał cicho, gdy dłonie Woulda zacisnęły się na jego pasie i po chwili lekko uszczypnęły pośladek. Wykręcił ręce do tyłu i chwycił nadgarstki mężczyzny, czując, że jego oczy zaczynają błyszczeć z rozbawienia.
- Tak
pan uważa? – zamruczał i prowokacyjnie o krocze Woulda. –
Jeśli tak to, to musi być racja.
Lucas
uśmiechnął się szeroko i pochylił się całując usta chłopaka. Smakował je
nieśpiesznie, delektując się ich miękkością i słodyczą. Z pomiędzy warg Pottera
wyrwał się cichutki jęk, który został natychmiast stłumiony przez głębszy
pocałunek. Profesor złożył ostatni delikatny całus na zaczerwienionych ustach
ucznia i odsunął się na parę milimetrów.
- Masz
jakiś pomysł, Harry? – zapytał z szelmowskim uśmiechem. Potter spojrzał na
nauczyciela zamglonymi z przyjemności oczami i dopiero po chwili zdał sobie
sprawę z tego, że Would o coś go pytał. Zarumienił się mocno, widząc rozbawione
spojrzenie Woulda.
-
Jakoś nie miałem sposobności – wymamrotał. – Nie wie pan czasem czyje usta mi
to utrudniły?
Lucas
wyszczerzył się szeroko i pocałował ucznia w czoło. Sekundę później spoważniał.
-
Myślałem trochę nad naszym problemem...
-
Teraz? – przerwał mu z rozbawieniem Harry.
- Nie,
nie teraz. Byłem za bardzo zajęty słodkimi usteczkami pewnego ślicznego, blondwłosego
ucznia – stwierdził z powagą, ale jego oczy zdradzały rozbawienie.
Willow
pokręcił z politowaniem głową.
-
I do jakich wniosków pan doszedł, gdy pan myślał?
-
Mam pewien pomysł, ale boję się czy nie wyrządzę większej szkody niż będzie z
tego pożytku.
-
To znaczy? – zmarszczył brwi.
- Myślałem,
czy nie podać mu wywaru żywej śmierci na czas pełni – mruknął nauczyciel. – Tylko
boję się, czy się po nim wybudzi.
Harry
westchnął i zagryzł wargę, chwilę się nad tym zastanawiając.
- Jak
na razie nie mamy lepszego pomysłu – szepnął. – Możemy spytać panią Pomfrey, co
ona o tym myśli.
-
Porozmawiam z nią – powiedział Lucas i wstał z łóżka. – Mam nadzieję, że będzie
miała lepszy pomysł.
^^^
Harry
chodził w te i we twe wydeptując w podłodze dziurę. Co jakiś czas zerkał za okno, patrząc jak pomarańczowe słońce powoli chowa się za horyzontem. Za niedługo
miał wzejść całkiem okrągły tej nocy księżyc.
Lucas
i pani Pomfrey przygotowywali małego Lupina do snu. Mieli zamiar podać mu tyle
Wywaru żywej śmierci, by zasnął aż do rana i ominął pełnię, ale by nie zapadł w
śpiączkę. Postanowili, że na wszelki wypadek włożą kołyskę do sali
przylegającej do skrzydła szpitalnego, gdyby eliksir w ogóle nie zadziałał.
Po
chwili Willow zatrzymał się na moment, patrząc jak Would niesie Remusa do
drugiej, mniejszej komnaty, kładzie chłopca w łóżeczku i zamyka za sobą ciężkie
drzwi. Popatrzył na mężczyznę zdumiony.
-
Zamyka go tam pan? A co jeśli coś się będzie działo?
-
Spokojnie. Założyłem zaklęcie alarmujące. Jak będzie coś nie tak, od razu się
o tym dowiemy.
Harry
skinął głową i odwrócił się do okna. Srebrna tarcza księżyca powoli zaczęła
wyłaniać się zza horyzontu. Patrzył na nią przez chwile, czując jak jego oddech
przyśpiesza. Miał wrażenie, że za chwilkę usłyszy głośny krzyk bólu i będzie musiał patrzyć na przemianę małego Remusa.
Jednak
w skrzydle szpitalnym pozostało cicho. Tą ciszę zakłócały jedynie miarowe
oddechy niemowlaków leżących w swoich kojcach i drżące westchnięcia ulgi.
Jak na
razie wszystko było w porządku.
^^^
Obudził
go głośne dzwonienie. Ale nie dzwoniło wokół niego tylko w jego głowie. Uniósł
się lekko i potrząsnął czupryną, starając się wyłączyć ten irytujący wysoki
dźwięk. Zmarszczył nos niezadowolony z
braku efektu. Nagle ktoś na łóżku obok zerwał się z niego z lekką paniką
i rzucił w stronę przylegającej do skrzydła szpitalnego komnaty. Dopiero po
paru sekundach Harry zorientował się, co się dzieje. Zerwał się z posłania i
ruszył za Lucasem.
Niewielka
sala była utrzymana w dużo ciemniejszych barwach niż skrzydło szpitalne. Ściany miały ciemnobrązowy kolor, sufit był
szarobury, a podłoga całkiem czarna. Okna były małe, a szare zasłony nie
przepuszczały zbyt wiele światła. W tej scenerii jasnozielona kołyska sprawiała
jeszcze jaśniejszej. Harry podszedł do niej jeszcze bardziej zaniepokojony niż
wcześniej. W całym pomieszczeniu słychać było głośny płacz małego dziecka,
który aż ściskał za serce. Willow nachylił się nad łóżeczkiem, patrząc z niepokojem
na Lupina. Chłopczyk, mimo że głośno kwilił, nie poruszał ani nóżkami ani
rączkami.
- Co się
dzieje? – jęknął Harry, zerkając na Woulda z rosnącym przerażeniem.
- Myślę,
że wszystko go boli. Nie porusza się, żeby nie robić sobie krzywdy.
- Skoro
go boli to dlaczego nie podacie mu jakiegoś eliksiru?
- Nie
możemy – wyszeptała pani Pomfrey ze łzami w oczach. – Mimo że się obudził to
nadal może mieć w organizmie trochę wywaru. Gdy się go połączy z eliksirem
rozluźniającym mięśnie albo z przeciwbólowym to może dojść do bardzo
niebezpiecznych powikłań.
- I
nic się nie da zrobić? Po prostu go tak zostawimy?
- Nie
wiem, co możemy zrobić – wyszeptała kobieta. – Pójdę spytać Horacego, jakie
skutki może mieć pomieszanie tych eliksirów... Może nie będzie to aż tak
szkodliwe.
Gdy
zniknęła za drzwiami, Potter spojrzał błagalnie na Woulda.
- Nic
nie może pan zrobić?
- Władam
magią powietrza, a nie wody. Nie potrafię – mruknął Lucas ze smutkiem.
- Nie
rozumiem.
-
Kiedyś widziałem jak Michael, który włada wodą, leczy nią drobne rany. Mówił
mi, że potrafi jeszcze więcej, ale nie miałem okazji tego zobaczyć. Może jakbym
go poprosił...
- Ja
mogę spróbować – przerwał mu Harry. – Przecież też umiem władać wodą.
Lucas spojrzał na Pottera zdumiony. Zamrugał parę razy, jakby przetrawiał tą
informacje.
- No,
tak. Kompletnie zapomniałem – zmarszczył brwi lekko niedowierzając. – Okej.
Delikatnie przeniesiemy go do łazienki i tam ci pomogę.
Mężczyzna
uniósł dłoń i Remus zaczął lewitować. Cała trójka skierowała się do niewielkiej
łazienki, wyłożonej błękitnymi kafelkami. Harry napuścił ciepłej wody do wanny, po czym spojrzał niepewnie na Woulda, który nadal utrzymywał płaczącego Lupina
w powietrzu.
- Co
teraz, profesorze?
- Nie
jestem pewny – wymamrotał Lucas delikatnie opuszczając Remusa do wanny.
Chłopiec zakwilił jeszcze głośniej i zacisnął maleńką rączkę na rękawie
nauczyciela. Mężczyzna pogłaskał go uspokajająco po główce i zerknął na
Pottera. – Spróbuj się skupić na tym, co chcesz osiągnąć. Na magię żywiołów nie
ma konkretnego sposobu, zaklęcia... Musisz wiedzieć czego chcesz i zmusić
żywioły, żeby ci w tym pomogły.
Harry
skinął głową i ukląkł koło Woulda. Profesor delikatnie odsunął się, ale nadal
starał się trzymać leżącego malca tak, by jego głowa nie zniknęła pod wodą.
Willow odetchnął głęboko, starając się uspokoić szybko bijące serce. Powoli
włożył rękę do wody zastanawiając się na czym konkretnie ma się skupić. Na
rozluźnieniu mięśni? Na usuwaniu bólu?
Potrząsnął głową i delikatnie dotknął dłonią nóżek malca, chcąc go po prostu
wyleczyć. Nagle woda wokół jego palców zrobił się bardziej niebieska niż
przezroczysta i przylgnęła do jego dłoni tworząc coś, co wyglądało jak lekko
prześwitująca lateksowa rękawiczka. Harry zachęcony tym zaczął masować całe
ciałko Lupina począwszy od stópek aż po ramionka. Gdy skończył płacz zaczął
powoli cichnąć, a w końcu ucichł zupełnie. Remus spojrzał uważnie na Harry’ego,
a gdy chłopak się uśmiechnął z gardła malca wyrwał się szczęśliwy pisk. Maluch
zaczął zadowolony taplać się w wodzie.
- Udało
się – wyszeptał Lucas, a jego oczy zalśniły radośnie.
- No –
mruknął Harry, zerkając na swoją dłoń. – Ciekawe, jakie to daje możliwości?
- Ogromne,
mój mały – wyszczerzył się nauczyciel. – Tylko trzeba je odkryć.
Potter
uśmiechnął się szeroko i chwycił leżący obok ręcznik, a Would wyciągnął z wody
Lupina. W momencie, gdy udało im się go, wspólnymi siłami, wytrzeć i ubrać w
błękitne śpioszki do skrzydła szpitalnego wróciła pani Pomfrey ze zrezygnowaną
miną. W sekundzie, w której zobaczył roześmianego Remusa, podskakującego w
ramionach Woulda na jej twarzy błysnęła olbrzymia ulga.
- Na
Merlina, Lucas, Harry! Jak wam się to udało?
Wzięła
chłopca od profesora i rzuciła na niego kilka zaklęć diagnostycznych, by
upewnić się, że na pewno nic mu nie jest. Nie musieli odpowiadać. Ważne było, że dziecku nic nie jest.
Willow uśmiechnął się z rozbawieniem
i zerknął na Lucasa, który właśnie w tym momencie przewrócił oczami. Chłopak
stłumił chichot i ruszył w stronę łóżeczek zauważając, że reszta małych
rozrabiaków zaczyna się budzić. Zapowiadał się kolejny wesoły, ale jakże
męczący dzień.
^^^
Jeszcze taki PSik: Jak pod postem zobaczę ponad 10 komentarzy to obiecuję, że się zmobilizuję i postaram się dodać rozdział nie za dwa tygodnie w sobotę tylko za tydzień :D Tak więc komentujcie.
Jeju, jak ja kocham to opowiadanie! Koniecznie musisz napisać następny rozdział i dodać jak najszybciej! ❤️
OdpowiedzUsuńCóż trochę długo trzeba było czekać ale było warto. Mam nadzieję ze następny rozdział ukaże się za tydzień no ewentualnie mogę się zgodzić na za dwa tygodnie. Czemu ja nie władam żywiołami ? Też bym chciała uleczac. Dobrze że Remusowi nic nie jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gabriela Black
Wow ja naprawde kocham te opowiadanie i juz nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu ^^
OdpowiedzUsuńDuzo weny zyczy BlackMelodie :D
Czytając to mimo spokojnych dni, czuje się, że coś się zaraz stanie. Przynajmniej ja tak mam. Rozdział jak zawsze genialny.
OdpowiedzUsuńChesterfilg
trochę teraz musieliśmy poczekać na rozdział, ale było warto :) w ogóle nie czuć, że straciłaś wenę, rozdział jest tak samo dobry jak i poprzednie! cieszę się,że z Remusem wszystko ok ;) nie wiem czemu, ale czekam aż coś więcej zacznie się dziać :D oczywiście, komentuję i czytam wciąż i będę dalej, pamiętaj proszę, że jeśli zdarzy mi się nie skomentować rozdziału, to po prostu nie miałam takiej możliwości :) mam nadzieję, że uda mi się przeczytać twoje opowiadanie do końca,bez ważnego powodu na pewno nie przestanę nagle czytać, musiałoby się stać coś poważnego.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :)
K.
Hej. Przepraszam jeśli nie komentowała poprzednich rozdziałów, ale nie mogłam niestety. Rozdział ogólnie świetny, bardzo mi się podobał, choć wydawał mi się krótki, w związku z tym proszę o dłuższe! :D cieszę się, że Remiemu nic się nie stało i mam nadzieję, że nie będzie żadnych powikłań. Przyznam, że długo czekałam i było warto :) ale naprawdę zrobiłam się niecierpliwia przez to Twoje opowiadanie, chyba się uzależniłam :( ;) mam nadzieję, że ludzie się narzekali i z chęcią pokomentują, bo ja nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam!!!
Weny!
~Julia
Naczekali*
UsuńObiecałam sobie, że jak dodasz następny rozdział to go skomentuje więc oto jestem. Od czego by tu zacząć. Na twoją historię trafiłam niedawno ale bardzo szybko przeczytałam wszystkie rozdział. Bardzo podoba mi się pomysł z przeniesieniem w czasie i z tym, że Harry jest władcą żywiołów. Sama jestem ciekawa jaką Potter ma misję już nie moge się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Nemi
Mogłabym się rozpisywać o czekaniu, ale wole zamiast tego cieszyć się z pozytywnego przejścia przez pełnie Remiego i nowym osiągnięciom Harry'ego, jestem mega ciekawa jak wybrniesz z tej sytuacji z słodkimi maleństwami. Teraz życzę ci weny i oczekuje na więcej ....
OdpowiedzUsuń(uzależniona)
Napisałam okropnie długi komentarz i korki wysiadły... ;-;
OdpowiedzUsuńJak zwykle super, opłacało się czekać i jakaś rak akcja jest.Też mam zaniki weny ;-; Biedny Lupin (znów się upił! #Irytek xD) taki ból dla małego dziecka...
Przeczytałam rozdział jak tylko go wstawiłaś, ale byłam ciekawa w jakim czasie uzbierasz te 10 komentarzy ^^
OdpowiedzUsuńJako że w chwili obecnej jest 9 postanowiłam dołączyć i tym razem również coś zostawić od siebie, a przy okazji zyskując kolejny rozdział szybciej.
Rozdział przyjemny i na całe szczęście, bo bym chyba zabiła gdyby Luniowi coś się stało podczas przemiany. Wywar żywiej śmierci to doskonały pomysł, aby jej zapobiec.
Ludzie pod presją robią wiele rzeczy jeśli nie stracą opanowania, na szczęście Harry go nie stracił i udało mu się pomóc Lupinowi.
Co jeszcze można zrobić za pomocą magii żywiołów? Jestem pewna, że jeszcze nie raz nas zaskoczysz.
Powodzenia w komponowaniu następnego rozdziału. Niech Wena będzie z Tobą! :)
Rzadko coś komentuje ale na to opo mogę się coś wyprodukować.
OdpowiedzUsuńŚledzę ten blog od chyba 7 rozdziału i mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić: Masz talent! Z niecierpliwością czekam na kolejne"perełki"
Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńSiema! Przeczytałam ten rozdział w czwartek, koło 16 (chyba) na komórce. Cóż powiedzmy sobie szczerze miałam ciężki dzień. Bardzo ciężki! Po pierwsze nie miałam sił pisać a po drugie czekam aż dojedzie do mnie kabel od internetu, który został w domu i czeka aż ja przyjadę i go zabiorę do akademca. Aktualnie pożyczyłam kabel od współlokatorki.
OdpowiedzUsuńI po prostu to było najlepsze, co mnie tego dnia spotkało. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Ten był po prostu wspaniały, że aż warto było czekać. Wdzięczna za rozdział Nati.:D
PS. Co za zdjęcia?
Biedny Remi :(
OdpowiedzUsuńMoce Harry'ego przydały się :)
Przeczytałam ten rozdział tak szybko, że aż się zdziwiłam, że to koniec. Powodzenia i weny -
Amei
... Kurczę, teraz to ja straciłam wenę na pisanie komentarzy.. :/ Może za chwilę wróci.. A póki co: Iiiiiiiiiiiiiiiiiiii~, jest rozdziałłłłł~!!!!! Heheh.. No dobra, ale teraz już poważniej: jak ja się cieszę, że Remusowi się nic nie stało!!! *Uuullgaaa~* I cieszę się, że umiejętności Harry'ego się przydały.. Choć szczerze nie spodziewałabym się, że akurat coś takiego będzie możliwe, niemniej jednak OGRROMNIE się cieszę, że jest. ;) .. Tatara, jestem ciekawa, jak teraz z tego wybrniesz: w poprzednim rozdziale było zdaje się wspomniane, konkretniej przez Lucasa, że jeśli Harry zrobi postępy w nauce żywiołów to dostanie nagrodę, a ja jestem strasznie ciekawa, jaką to nagrodę dla niego wymyślisz..Heheheh~ ;P Nie no, dobra.. Znaczy jestem ciekawa, ale zastanawia mnie też, jak dalej rozwiniesz ogólnie całą akcję i co tak właściwie jest tą misją Harry'ego. Bo kiedy była wspomniana ta legenda o władcy wszystkich żywiołów i o tym uwięzieniu, to pomyślałam, że może Harry ma go uwolnić.. a Lucas może ma mu w tym pomóc..? Chociaż jak tak teraz myślę, to ogólnie, to tamten władca powinien już raczej nie żyć. Chociaż w sumie nigdy nic nie wiadomo, w końcu mamy tu do czynienia z magią, a to jednak różnicę robi... Tak, no ale cóż, w każdym razie tego też jestem m e g a ciekawa i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, żeby chociaż trochę więcej informacji zdobyć. :D ... Noo, dobra, to chyba tyle, cóż.. W każdym razie pozdrawiam Cię serdecznie, życzę ci MNÓÓÓÓÓSSTWAAAAA GENIALNEJ WENY, CHĘCI na dalsze pisanie i CZASU na wyrobienie się ze w s z y s t k i m!!!
OdpowiedzUsuń~Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak, o tak to wspólne myślenie razem było cudowne :) Harry pomógł Remusowi z bólem związku z pełnią dzięki magii żywiołów…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bardzo dobrze, że Harry pomógł Remusowi z tym bólem związanym z pełnią dzięki magii żywiołów…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo dobrze, że Harry pomógł Remusowi z tym bólem związanym z pełnią dzięki magii żywiołów…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Leczenie wodą po prostu extra 😀 trzymaj się weny
OdpowiedzUsuń