Hej, ludziska!
Cudem udało mi się wyskrobać rozdział na dziś (kompletnie zapomniałam, że dzisiaj jest sobota).
Poza tym maja Wena się na mnie obraziła i ze mną nie gada :'(
No i jeszcze okropnie zapchany tydzień (3 sprawdziany i 4 kartkówki! Kto to widział, żeby tak katować ludzi!).
Nie mam już siły odpowiadać na wasze komentarze, ale obiecuję, że następnym razem odpiszę :D
A teraz już zapraszam do lektury.
^^^
Kolejne godziny okropnie dłużyły się Harry’emu. Po tym, jak
Would poszedł na lekcje, musiał zająć się jakoś chłopcami i samym sobą. Pomfrey
nie mogła mu pomóc, bo po kolejnej lekcji przyszli do niej uczniowie, którzy
właśnie wracali z transmutacji. Paru 7-klasistów miało niesamowite kolory
włosów, oczu, dodatkowe nosy lub nie mieli ich wcale. Tak więc, kobieta była
zmuszona zostawić Pottera samego i zająć się pechowymi uczniami.
Wokół łóżka, w którym w nocy spał Harry, i czterech
kołysek nadal był rozłożony parawan, a zaklęcie wyciszające dawało poczucie, że
jest całkiem sam z czwórką rozbójników. Chcąc zając jakoś ruchliwe dzieci
rozłożył na podłodze miękki koc i ogrodził go zaklęciem, by chłopcy nie mogli
wyjść poza jego obszar. Położył na nim malców i patrzył przez chwilę, jak z
radosnymi piskami zaczynają bawić się magicznymi zabawkami, które niedawno
przyniósł Dumbledore. Na twarzy Harry’ego pojawił się zadowolony uśmiech.
Położył się wygodnie na boku, opierając głowę na ręce i patrząc na chłopców z
ich wysokości. Koc, na którym siedzieli był na tyle duży, że Willow pomyślał,
że bez problemu mógłby się jeszcze położyć obok Would. Zaraz jednak odgonił od
siebie tę myśl czując ciepło na policzkach. To byłoby skrajnie
nieodpowiedzialne, gdyby znowu zajęli się sobą nie patrząc na to, że dzieci ich
widzą. W końcu nie wiadomo, czy będą pamiętać to, co się z nimi działo przez
czas, gdy byli pomniejszeni. Co prawda, według Pomfrey, byli teraz tylko
półtorarocznymi bobasami i jak większość ludzi nie powinni pamiętać tego czasu,
ale... No właśnie, ale.
Położył głowę bezpośrednio na kocu podciągnął do brzucha
kolana i włożył pomiędzy nie dłonie. Czuł, że brak snu zaczyna na niego
działać. Powieki mu ciążyły, a ciało powoli się odprężyło. Słyszał radosne
śmiechy chłopców, ale nie był w stanie do końca ich zarejestrować. Jego umysł
zaczęła spowijać delikatna mgła. Westchnął miękko powoli odpływając, gdy nagle
kotara oddzielając ich od reszty świata odsłoniła się i do wyciszonego miejsca
wszedł Lucas. Nauczyciel uśmiechnął się ze zrozumieniem na widok jego zaspanej
miny i usiadł koło niego na kocu. Pociągnął chłopaka do siebie i
przytulił.
- Widzę, że jesteś śpiący. Może zdrzemniesz się na chwilę,
a ja zajmę się chłopcami.
- To na prawdę kusząca propozycja, ale nie ma pan czasem
teraz lekcji?
- Nie. Dzisiaj jest naprawdę spokojny dzień. Miałem jedną
lekcję przed lunchem, teraz trzy i koniec– wyszczerzył się Would i przyjrzał
dokładniej uczniowi. – Naprawdę powinieneś się przespać. Wyglądasz okropnie.
- Dzięki. Wiedziałem, że mogę na pana liczyć – mruknął
ironicznie Harry w odpowiedzi na ostatnie zdanie Woulda i wstał, zbierając się z
podłogi. Na twarzy Lucasa pojawił się rozbawiony uśmiech, kiedy chłopak padł na
posłanie i ukrył twarz w poduszce. Po paru minutach, Potter zasnął nie
zmieniwszy pozycji. Would westchnął. Podszedł do łóżka i ułożył wygodniej
ucznia, po czym zakrył go kołdrą. Pochylił się i delikatnie musnął jego czoło
ustami, uśmiechając się pod nosem. Nie sądził, by chłopiec kiedykolwiek przestał
go bawić.
^^^
Było już późne popołudnie, gdy do skrzydła szpitalnego
wparowała Lily, niosąc w ramionach książki i notatki z lekcji, które obiecała
przynieść Potterowi. Weszła za kotarę i zatrzymała się gwałtownie w lekkim
szoku. Harry spał zawinięty w kołdrę, jak motyl w kokonie, a Would siedział na
kocu bawiąc się z chłopcami. James siedział mu na kolanach trzymając w ręce
poruszającego głową smoka-maskotkę, Remus bawił się tuż obok latającymi koło
niego hipogryfami, które wydawały dziwne dźwięki za każdym razem, gdy udało mu
się je złapać w małą rączkę. Za to Syriusz i Severus nie byli tak grzeczni. Raz
po raz zabierali sobie zabawki z rąk, patrząc na siebie ze słodką, dziecięcą
zawziętością. Lucas próbował ich uspokoić, ale po chwili dał sobie spokój, stwierdzając
w duchu, że póki nie ma awantury, jest ok. Lily stała przez jeszcze sekundę w
bezruchu, zastanawiając się, czy nie lepiej dyskretnie się wycofać, ale w
momencie, gdy o tym pomyślała, Would odwrócił się dostrzegając jej obecność. Na
jego twarzy pojawił się miły uśmiech.
- Dzień dobry, Lily. Mam nadzieję, że przyszłaś mi z nimi
pomóc.
- Po prawdzie przyszłam dać Harry’emu notatki z lekcji,
ale z chęcią zostanę i panu pomogę – uśmiechnęła się szeroko i odłożyła torbę
koło łóżka. Usiadła na kocu naprzeciwko nauczyciela i wzięła małego Snape’a na
kolana. Po chwili zajęła go poruszającymi się za pomocą magii zabawkami, zapobiegając tym samym awanturze pomiędzy nim a Syriuszem. Would uśmiechnął się
zadowolony i po chwili zagadnął dziewczynę zaczynając z nią rozmawiać na błahe
tematy. Powoli zaczynało się ściemniać, gdy od strony łóżka doszło do nich
głośne ziewnięcie. Harry obrócił się z jednego boku na drugi kładąc się przodem
do nich. Uśmiechnął się lekko do Gryfonki nie odrywając głowy od poduszki.
- Hej – mruknął lekko ochrypłym od snu głosem.
- Cześć. Przyniosłam ci notatki z dzisiejszych lekcji. W
gruncie rzeczy nie jest tego dużo, ale na transmutacji poznawaliśmy nowe
zaklęcie, więc powinieneś to przejrzeć.
- Dzięki. Jak położymy chłopaków spać to się tym zajmę –
uśmiechnął się i wstał z posłania. Jego ubranie było pomięte, a blond czupryna
jeszcze bardziej poczochrana niż zwykle. Usiadł na kocu tuż obok Lucasa nagle
mając ochotę oprzeć się o niego i ponownie zasnąć. Natychmiast jednak odgonił
od siebie tę myśl. Nie mógł pokazać Lily, że coś więcej łączy go z
nauczycielem. Popatrzył na rozanieloną dziewczynę, która trzymała na kolanach
Severusa i z niesamowitą radością coś do niego mówiła. Przyglądał się jej przez
chwilę, gdy poczuł na swoim kolanie malutką rączkę. Spojrzał w dół i uśmiechnął
się jeszcze szerzej. Syriusz patrzył na niego szeroko otwartymi
szaro-niebieskimi oczami i uśmiechał się ślicznie. Harry posadził chłopca na
kolanach przytrzymując lekko, by się z nich nie zsunął. Chłopiec pisnął
zadowolony i wyciągnął dłonie, by zacisnąć je na koszulce Harry’ego. Chwiejnie
zaczął wstawać. Willow chwycił go z paniką pod pachami, a Syriusz zaczął
radośnie podskakiwać na jego kolanach. Potter odprężył się lekko i również
uśmiechnął z rozbawieniem. Zerknął na nauczyciela. Jego błękitne oczy
błyszczały mocno.
- Chyba cię lubi – stwierdził nauczyciel.
- Chyba cię lubi – stwierdził nauczyciel.
- Oczywiście, że mnie lubi – zachichotał Potter, starając
się ukryć zażenowanie wywołane jego wesołym spojrzeniem. – Czemu miałby mnie nie
lubić?
Would wyszczerzył się szeroko.
- Jasne. A kto cię nie lubi?
Mężczyzna podniósł się z koca, trzymając w ramionach Jamesa
i patrząc na ucznia z rozbawieniem. Podrzucił lekko trzymanego chłopca i
zerknął na Gryfonów.
- Chyba czas położyć ich spać. Dość rozrabiania na dziś.
Po paręnastu minutach cała czwórka była umyta i przebrana
w jednoczęściowe piżamki. Położyli dzieciaki do kojców i, ku ich zdziwieniu, po
paru minutach w skrzydle szpitalnym ucichło. Spojrzeli po sobie z zadowoleniem
i zabrali się za sprzątanie zabawek. Gdy skończyli, Lily westchnęła i chwyciła
swoją torbę.
- Pora na mnie. Harry? Wracasz?
- Nie. Nie chcę być w dormitorium sam – mruknął i nagle
zarumienił się. – Nie, że się boję, czy coś, ale...
- Rozumiem – uśmiechnęła i wyjęła z torby notatki z
lekcji. – Przejrzyj je i jak chcesz przepisz albo skopiuj zaklęciem.
- Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobił? – wyszczerzył się
biorąc kartki do ręki. Prawdopodobnie w
ogóle bym się bez niej nie urodził.
Gdy dziewczyna wyszła Lucas opadł na łóżko i skinął lekko
na Harry’ego przywołując go do siebie. Potter zarumienił się delikatnie, ale
usiadł na brzegu posłania. Would pociągnął go do siebie i zamknął w mocnym
uścisku.
- Co chciałbyś teraz robić? – zamuczał nauczyciel wprost do ucha chłopca.
- Hymm... Spać? – Spojrzał na Woulda figlarnie, czując, że
jego oczy zaczynają radośnie błyszczeć.
- Okej – uśmiechnął się i puścił ucznia, kładąc się obok i
zawijając w kołdrę. Harry patrzył przez moment na nauczyciela ze szczerym
zdumieniem.
- Okej? Żartuje sobie pan?
Would nic nie odpowiedział przykryty po uszy, udając, że
śpi. Harry niepewnie położył dłoń na ramieniu Lucasa, a w następnej chwili
leżał na plecach przygnieciony lekko przez silne ciało nauczyciela. Otworzył
szeroko oczy, patrząc na mężczyznę w szoku. Błękitne źrenice błyszczały
zadziornie, gdy Would schylił się i zaczął całować delikatnie Pottera. Chłopak
jęknął i wygiął się w łuk w jego stronę. Ręce profesora wślizgnęły się
pod koszulkę Harry’ego, zaczynając go delikatnie pieścić. Dłonie Willowa
zacisnęły się mocno na koszuli nauczyciela i wyciągnęły ją ze spodni. Sekundę
później przywarły do ciepłej skóry gładząc ją i sprawiając, że z ust Woulda
wyrwał się głośny jęk. Mężczyzna odsunął się gwałtownie, patrząc na chłopaka
rozszerzonymi z pragnienia oczami.
- Nie powinniśmy – wychrypiał. – Nie tutaj.
- Ale...
- Cii – Lucas pochylił się i pocałował chłopca w czoło. –
Jak dobrze ci pójdzie kolejna lekcja żywiołów to... hymm... Dostaniesz nagrodę.
Harry spojrzał na szeroki uśmiech nauczyciela z
niezadowoleniem, ale skinął głową. Would miał rację. To nie było najlepsze
miejsce na taki zabawy. Westchnął.
- Więc...?
- Idź pierwszy do łazienki – mruknął mężczyzna i wstał z
posłania. – Załatwię nam coś na kolację.
Willow ponownie skinął głową i po chwili zniknął w
łazience, stwierdzając, że gorąca kąpiel na pewno mu się przyda.
^^^
Kolejny dzień mijał okropnie wolno. Z samego rana Lily
przyszła do niego, by dowiedzieć się, czy idzie na lekcje, a gdy odmówił znowu, został całkiem sam z czterema pełnymi energii malcami. Would miał dzisiaj
więcej lekcji niż wczoraj i niestety nie mógł mu za wiele pomóc. Obiecał
jednak, że jak tylko skończy zajęcia to zjawi się w skrzydle szpitalnym i
dotrzyma mu towarzystwa.
Było koło południa, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły
się cicho. Harry uniósł zaciekawiony głowę i wyjrzał zza kotary. W drzwiach
niepewnie stał brązowowłosy mężczyzna, odwrócony do niego tyłem i rozmawiający z
dyrektorem.
- Oczywiście, że go tu zostawię, Albusie. Będzie tu
najbezpieczniejszy. Chciałem tylko zobaczyć, czy na pewno wszystko z nim w
porządku.
- Nie martw się, John. Jest w dobrych rękach.
- Wiem. – Mężczyzna odwrócił się w stronę Harry’ego i
chłopak mógł zobaczyć jago ciepłe oczy koloru miodu. Przez moment zastanawiał
się, skąd zna ten odcień brązu. Dopiero, gdy twarz bruneta rozjaśniła w uśmiechu
Willow zorientował się, kto przed nim stoi.
- Witaj – uśmiechnął się mężczyzna. – Ty jesteś Harry,
prawda?
- Tak, proszę pana – wymamrotał chłopak kątem oka
dostrzegając, że Dumbledore robi zadowoloną minę i wychodzi.
- John Lupin, miło mi.
Harry uścisnął wyciągniętą dłoń ojca Remusa i uśmiechnął
się nieśmiało.
- Mi też miło pana poznać.
^^^
Potter patrzył na starszego Lupina, uśmiechając się lekko,
gdy ten podrzucał w górę swojego jedynego syna. Towarzyszyły temu głośne piski
i śmiech maleńkiego chłopca. Harry’emu przyszło do głowy, że kiedyś, zanim
Remus został wilkołakiem, jego ojciec też musiał go tak podrzucać. Pomyślał, że
to słodkie. Po tylu latach znowu móc przytulić swojego małego syna. Nie dziwił
się, że oczy pana Lupina tak błyszczą radością. Ciekawe czy... Ciekawe czy jego
ojciec w przyszłości też go tak będzie podrzucał...
- Remus trochę o tobie pisał – rzekł mężczyzna, sprowadzając na siebie uwagę Willowa.
- Mam nadzieję, że pozytywnie – uśmiechnął się Harry
szeroko.
- Pisał, że trochę zmieniło się, od kiedy się pojawiłeś.
Twierdził, że James i Syriusz trochę zmądrzeli, ale... – zerknął na resztę
śpiących dzieciaków ze sceptyczną miną. – Jakoś chyba nie do końca mu wierzę.
- To właściwie był wypadek – mruknął Harry, czując się
zobowiązany do chronienia tyłków chłopków.
- Wiem, wiem. Wypadek z eliksirami – mężczyzna pokręcił ze
zrezygnowaniem głową. – Oni mają stanowczo za dużo energii. Nawet quidditch im
nie pomaga.
- Tacy już są – westchnął Potter. – Może kiedyś z tego
wyrosną.
- Miejmy nadzieję. Ty za to wydajesz się mi starszy niż
jesteś w rzeczywistości. Dlaczego?
Harry spojrzał zdumiony na Lupina, ale zaraz odwrócił
głowę. Skoro Remus jest taki inteligentny to czemu jego ojciec nie miałby taki
być?
- Myślę, że... trochę przeszedłem w życiu – wymamrotał.
- Nie chciałem żeby zrobiło ci się smutno. Przepraszam.
- W porządku. To nic.
Nagle drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się
gwałtownie i do pomieszczenia wtargnęła wysoka blondynka z rozszerzonymi z
przerażenia oczami. Za nią wbiegł czarnowłosy mężczyzna, na którego widok serce
Harry’ego na moment stanęło. Był łudząco podobny do mężczyzna, którego kiedyś
widział w zwierciadle Ain Eingarp, do jego ojca, do Jamesa, który w tym momencie
stał w łóżeczku trzymając się małymi rączkami poziomego szczebelka i piszczał z
uciechy na widok małżeństwa. Kobieta zalała się łzami i podbiegła do chłopczyka, biorąc go w ramiona.
- Och, Jim, maleńki, nic ci nie jest. Tak się cieszę –
zapłakała i przytuliła mocniej Pottera do siebie. Tymczasem czarnowłosy
mężczyzna patrzył na nią z ulgą. Po chwili usiadł na brzegu łóżka, już
uspokojony i dopiero wtedy zauważył Lupina, trzymającego w ramionach swojego
syna i Harry’ego, który musiał wziąć na ręce Syriusza, któremu najwidoczniej
nie podobało się to, że musi leżeć w kojcu, podczas gdy inni tego nie robią.
- Witaj, John – przywitał się mężczyzna, uśmiechając się
lekko.
- Charles – skinął głową Lupin, odwzajemniając uśmiech.
Widocznie znali się.
- Dopiero przed chwilą dostaliśmy list od dyrektora. Nie
było nas w domu – mruknął mężczyzna, jakby starając się usprawiedliwić to, że
nie pojawił się w Hogwarcie wcześniej.
- Rozumiem. Ja też przed chwilą tu przyszedłem. Miałem
strasznie dużo spraw na głowie i zapomniałem, że przyszedł list z Hogwartu. Gdy
go dostałem pomyślałem, że to pewnie znowu jakieś uwagi McGonagall na temat
kolejnego kawału chłopaków – pokręcił głową. – Kiedyś przetrzepię tyłek
Remusowi za te cholerne listy.
- Całkowicie rozumiem. Merlinie, ile razy sobie mówiłem,
że jeszcze jedna taka wiadomość i przyjdę do szkoły, by na oczach całej szkoły
dać Jimowi burę! Doprawdy, miliony! Ale jakże bym mógł zrobić to mojemu
jedynakowi?
- Tak – mruknął Lupin i zerknął na Harry’ego, który
starał się być niewidzialnym. Nie chciał przeszkadzać jego dziadkowi i babci. W
końcu przyszli tu do Jamesa, a nie do niego, nie ważne jak bardzo by chciał,
żeby było inaczej. Ale to nie były jego czasy i nie powinien za bardzo się
wychylać. Jednak to, co się powinno, a to, co się robiło, było dwiema całkiem
innymi rzeczami, których czasem nie dało się pogodzić. Nie był w stanie nie
zerkać na gruchającą kobietę, która tuliła do siebie Jamesa i na jej męża
rozmawiającego z Lupinem.
- A ty pewnie jesteś Harry, prawda? – powiedział nagle
najstarszy Potter.
- Tak, proszę pana. Harry Willow.
- Miło mi cię poznać, chłopcze – uśmiechnął się szeroko
mężczyzna.
- Mi również – wymamrotał blondyn i odwrócił się w stronę
okna lekko, podrzucając Syriusza, by go czymś zająć.
- Trochę o tobie mówiono w Ministerstwie. Pojawiłeś się
praktycznie znikąd.
- Tak, wiem. Moja ciotka nie miała zbyt dobrego kontaktu
ze społecznością czarodziei.
- Rozumiem – mruknął czarnowłosy, a Harry poczuł, że jego
dziadek przygląda mu się z uwagą. – James zawsze zaprasza chłopaków na święta i
Nowy Rok. Może... Miałbyś ochotę nas wtedy odwiedzić?
Harry odwrócił się patrząc na mężczyznę ze zdumieniem.
- Ja... Z chęcią – wyszeptał, choć miał raczej ochotę
piszczeć z radości. Będzie miał możliwość poznać swoich dziadków!
- To się cieszę. Mam nadzieję, że do tego czasu chłopcy
wrócą do swojego dawnego rozmiaru.
- Ja tam mam nadzieję, że zrobią to do końca tygodnia –
wymamrotał Willow, marszcząc nos.
Pan Potter w odpowiedzi roześmiał się wesoło, a w jego
oczach zabłysnęły iskierki.
- Pomagasz pani Pomfrey w opiece nad nimi, tak?
- Yhym. Przychodzi tu też profesor Would, jak tylko może.
- Lucas? Uczył w szkole pięć lat temu, jak chłopcy
zaczynali Hogwart. Potem zniknął i znowu się pojawił – Charles pokręcił głową. –
Jest chociaż dobrym nauczycielem?
- Najlepszym jakiego miałem – uśmiechnął się Harry.
Drzwi do skrzydła szpitalnego ponownie się otworzyły i do
środka wszedł wspominany przez nich nauczyciel wraz z Dumbledorem. Na twarzach
obu pojawiły się szerokie uśmiechy.
- Wszystko w porządku, Charles? Elizabeth?
- Tak, Albusie, dziękujemy - wyszeptała kobieta patrząc na
dyrektora z wdzięcznością.
- Chcecie go zabrać do domu?
- Do domu? – zdumiał się pan Potter.
- Tak. Czy chcecie się nim zaopiekować w czasie, gdy jest
mały. Nie jesteśmy pewni, kiedy wrócą do swojej postaci, a nie jesteśmy w stanie
im pomóc.
Małżeństwo spojrzało na siebie z niepewnością.
- Nie możemy go zabrać. Jutro Biuro Aurorów wysyła nas na
misję i nie wrócimy wcześniej niż za tydzień. Nie będziemy w stanie się nim
zająć.
- W porządku. Zostanie tu tak jak Syriusz i Severus. A ty,
John? Chcesz zabrać ze sobą swojego syna?
- Tu mu będzie dobrze. Wiem, że się nim dobrze zajmiecie.
- To ustalone – uśmiechnął się dyrektor. – Chciałbym z
wami jeszcze na chwilę porozmawiać, więc zanim pójdziecie do domu to, proszę,
odwiedźcie mnie w moim gabinecie.
- Ja już się będę zbierał – stwierdził pan Lupin, kładąc
syna do kołyski. Chłopczyk stanął chwiejnie na nogi podtrzymując się
szczebelków. John uśmiechnął się czule. Pocałował synka w czoło i ruszył w
stronę dyrektora. W tym czasie Would przeszedł przez pomieszczenie i stanął za
Harrym. Chłopak spojrzał na niego z uniesioną brwią, ale Lucas nie patrzył na
niego tylko w stronę okna. Wyglądał tak, jakby chciał coś ukryć. Willow
pokręcił lekko głową, stwierdzając w duchu, że spyta go o to jak będą sami.
Dumbledore wyszedł ze skrzydła szpitalnego rozmawiając ze
starszym Lupinem. Państwo Potter przez chwilę jeszcze bawili się z synem, gdy w
końcu stwierdzili, że też muszą się zbierać. Oddali Jamesa Wouldowi i wyszli z
pomieszczenia. Na chwilę zapanowała cisza.
- Więc... – zaczął Lucas.
- Co pana gryzie?
Mężczyzna spojrzał na chłopca zdumiony, ale sekundę
później westchnął.
- Nic się przed tobą nie ukryje, prawda?
- Niech panie nie zmienia tematu – ofuknął profesora
Potter.
- Martwię się, bo... W sobotę jest pełnia. A Remus...
Znaczy... Nie mogę ci powiedzieć.
- Wiem, że Remi jest wilkołakiem – mruknął Harry. –
Zapomniałem o tym. I co teraz?
- Nie mam zielonego pojęcia...
AAaawwwww~!!! Słodkieee~!!! No i Harry poznał dziadków!! :D (Mam wielki wyszczerz na twarzy i nijak nie chce on mi z niej zejść..) Tak czy siak, rozdział jest EXTRA!!! I tak zakończony, że już naprawdę totalnie nie mogę się doczekać następnego!!! A tu trzeba czekać!! ... Echh.. No, trzeba. Nic się na to nie poradzi. Ale..! Rozdział w każdym razie (i calu) przesłodki i uroczy!!! (Tak, tak, wiem, że się powtarzam..) No, nic. Życzę ci powrotu weny (najlepiej ze zdwojoną siłą. ;) Hihi..>.<),
OdpowiedzUsuńczasu i chęci na pisanie!!! Pozdrawiam!!!
~Daga ^.^'
Awww Huncwoci i Snape z notki na notke są coraz bardziej słodkimi dziećmi i nwm czy chce żeby wracali do normalnego wieku. No Harry poznał dziadkow. Rozdział jest świetny. Obawiam się o małego Remuska. W końcu niedługo pełnia. Mam nadzieję że wena wróci szybko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gabriela Black
Rzeczywiście dzieci z nich wprost urocze, nie mogę się doczekać co będzie dalej i jak to będzie z Remim i pełnią. Czekam na kolejne notki i być może nowe przygody :D
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńw końcu udało mi się nadrobić tutaj zaległości, opowiadanie jest fantastyczne, historia bardzo ciekawa, Harry poznał swoich dziadków, no i święta może spędzić razem z nimi, jako mali chłopcy są bardzo uroczy, niech jak najdłużej będą w takiej postaci, Harry haha jakie ty masz myśli....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńHarry poznał dziadków!
Pełnia. Rzeczywiście problem. Weny i pozdrowienia -
Amei
daję tylko znać, że czytam na bieżąco, ale brak czasu na komentowanie :/ rozdział oczywiście wspaniały i cieszy mnie to,że Harry lepiej pozna swych dziadków :) ciekawe, jak rozwiążą sprawę pełni, bo o tym nawet nie pomyślałam :D
OdpowiedzUsuńK.
Przepraszam, że wcześniej nie napisałam. Ale nie za bardzo wiedziałam, co mogę, aby się nie powtarzać, bo oczywiście rozdział mi się bardzo podoba. I mam nadzieję, że rozdział będzie w baaaardzo bliskiej przyszłości. Zakochana w twoim blogu Nati :D
OdpowiedzUsuńHeh, zabawnie się czyta komentarze, w których większość zawiera: "...poznał swoich dziadków..." xD Mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie pisane ciekawie, a rozdziały według mnie są odpowiedniej długości, gdyż ani nie zostawiają niedosytu, ani nie wleką się jak flaki z olejem, dzięki czemu wracam tu bardzo chętnie. Atutem jest w miarę realny rozwój relacji między bohaterami, szczególnie między Harrym a Lucasem. Postacie są fajnie wykreowane i widać, że nie chcesz aby były szablonowe, za co duży plus dla Ciebie.
Co do fabuły... Oryginalne podejście, jednak często się spotykam z tym, iż nasz drogi Harry musi mieć coś nietypowego. Całe szczęście nie przesadzasz z tym i nie robisz z niego ultra-super-hiper wojownika, który w połowie jest wampirem, odpornym na avadę i po za tym nie da się go zabić, bo jest cool, a wojna to dla niego bułka z masłem. Co mnie bardzo cieszy.
Jestem ciekawa co na propozycję dziadków powie James, który w chwili obecnej uważa Pottera Juniora za niemalże arcywroga, a o czym Harry zapomniał w momencie euforii.
Z drugiej strony frapuje mnie jak się skończy relacja Lucas-Harry, niby obaj uważają to za związek bez zobowiązań, ale czy na pewno? I co będzie jak H. wróci do swoich czasów?
Zostaje mi jedynie śledzenie Twojego bloga, aby zaspokoić moją ciekawość.
Życzę weny i mam nadzieję, że następny rozdział będzie niebawem :)
Rozdział świetny. Tylko matka Jamesa według książki nazywała się Dorea Potter (z domu Black). Ale całość akcji jest super.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, w końcu Harry poznał swoich dziadków, i święta może spędzić z nimi, Harry jakie to ty masz myśli....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Harry poznał dziadków i święta spędzia z nimi, och Harry jakie to ty masz myśli... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Poznanie dziadków no no całkiem całkiem 😀 weny życzę
OdpowiedzUsuń