Oto udało mi się ukończyć rozdział wcześniej niż planowałam ( czyt. trochę więcej czasu, brak wnerwiającego brata i rodzice w robocie :D).
Na początek:
K. - czytając różne blogi uwielbiam czytać komentarze innych, choć ja sama rzadko komentuje i jestem pewna, że gdzieś już widziałam twój podpis ( nie wiem gdzie, ale nie był to pochlebny koment). Podniosłaś mnie na duchu swoim wpisem. Mam nadzieje, że przy tym poście też zobaczę twoją opinie :)
Moriposa Madri - dziękuję ci za twojego komenta i obiecuje poprawić wypisane przez ciebie błędy. Napisałaś:""Zero reakcji. Westchnął. Ale po co?" - Haha, te zdania wywołały uśmiech na mojej twarzy. No bo, po co tak wzdychać? xD Powinnaś ułożyć je w innej kolejności. C:" "Ale po co?" tyczyło się wypowiedzi Harry'ego, a nie jego westchnięcia :D A to znicz nie zareagował. I tak będzie to blog yaoi, bo za hetero też za bardzo nie przepadam ( choć może sama kiedyś napisze). Tyle że ten wątek pojawi się dopiero w późniejszych rozdziałach :)
Przy okazji mam prośbę do blogerów z długoletnim stażem. Chciałabym zrobić menu z informacjami o blogu, bohaterach itp. Ale... nie wiem jak :( Stąd prośba: czy ktoś mógłby, krok po kroczku, za rączkę, poprowadzić mnie i wytłumaczyć jak to zrobić? Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź :)
A teraz już nie przynudzam, oto rozdział 2:
~~~~~~~~~~~~~~
Był
piękny, wrześniowy wieczór, kiedy nad brzegiem jeziora, niedaleko Zakazanego
Lasu, dało się słyszeć głośną kłótnię.
- No,
Liluś...
-
Nie!
- Ale
kochanie...
-
Zamknij się!
-
Lilka...
-
Odwal się w końcu, Potter!
- Ale
umów się ze mną!
-
Nie!
Tak
oto, w skrócie, przedstawiała się rozmowa czarnowłosego chłopaka o
czekoladowych oczach i rudowłosej dziewczyny z zielonymi tęczówkami. Patrzyli
sobie hardo w oczy, nie zwracając uwagi na rozbawionych przyjaciół, siedzących
koło nich.
Cała
siódemka (trzy dziewczyny i czterech chłopców) nie zdawali sobie sprawy, że za
chwilę całkiem niespodziewanie w ich życie wtargnie młody chłopiec o przeszywającym, avadowym
spojrzeniu.
Nagle
jeden z przyjaciół, o brązowych włosach i oczach koloru miodu, podniósł się
gwałtownie i zmarł.
- Co
jest Luniu? Dość słuchania wrzasków? - zapytał chłopak z przydługimi czarnymi
włosami.
-
Przymknijcie się na chwilę, co? - warknął na towarzystwo, które posłusznie
zamilkło.
- Ale
co się dzieje? - chciał wiedzieć młody czarodziej nazwany Potterem.
- Coś
słyszę. Od strony Zakazanego Lasu. Ktoś chyba rzuca zaklęcia.
Nim
zdążyli odpowiedzieć zobaczyli pierwszy błysk jakiejś klątwy. Wszyscy wstali
szybko wyciągając różdżki i podeszli bliżej linii drzew.
Nagle
z gęstwiny wybiegł blondwłosy chłopak ze strachem widocznym w oczach. James w
ostatnim momencie złapał go w ramiona, gdyż dzieciak potknął się i byłby upadł.
Młodszy czarodziej zacisnął dłonie na jasnej koszuli brązowookiego ucznia
Hogwartu i jęknął z bólu. Nie mógł stanąć na nodze.
- W
porządku? - zapytał James z lekkim szokiem na twarzy. Cóż, nie codziennie łapie
się jakiegoś nieznanego chłopaka, chroniąc go przed upadkiem.
- Tak,
w porządku. Dziękuję - odparł Harry Potter, podnosząc wzrok na starszego
czarodzieja. Ten zamrugał parę razy ze zdumienia. U kogo on widział ten
szczególny odcień zieleni...
-
Chyba ma coś z kostką - mruknął Remus Lupin i już chciał schować różdżkę, gdy z
lasu wybiegli zamaskowani śmierciożercy. Jeden z nich zacmokał z dezaprobatą i
wymierzył w nich różdżką.
- Oj,
oj, co wy, dzieciaczki, robicie tak blisko Zakazanego Lasu. Należy wam się, co
najmniej, szlaban. Ach! I jest nasza zguba - mężczyzna spojrzał na uczepionego
koszuli Jamesa chłopca. - Oddajcie nam go po dobroci albo inaczej pogadamy.
-
Marzysz! - krzyknął Syriusz i, z wrodzoną gwałtownością, pierwszy posłał zaklęcie
w stroną śmierciożerców. Inni poszli za jego przykładem i chwilkę później słudzy
Czarnego Pana padli nieprzytomni na trawę.
- Nie
ma to jak przewaga liczebna - zachichotał James chowając swoją broń do tylnej
kieszeni spodni. –To co z nimi robimy?
-
Hymm... Może wrzucimy ich do jeziora? - zaproponował Syriusz Black z całkiem
niewinną miną.
-
Jeszcze nie chcę być mordercą - prychnęła Lily Evans, patrząc na nieprzytomnych
dorosłych, których twarze zasłaniały białe, dość przerażające, maski. - Trzeba
powiadomić dyrektora.
- Czy
ty Liluś powiedziałaś: "jeszcze"?
- Nie
łap mnie za słówka, Potter.
- A
za co mam cię łapać? - spytał z cwanym uśmieszkiem.
Harry
spojrzał na swoich przyszłych rodziców z lekką irytacją i pewnym
niedowierzaniem. Czyli to prawda, że cały czas się kłócili.
Postanowiwszy nie dopuścić do gorszej wymiany zdań, puścił koszulę Jamesa,
której kurczowo się trzymał, z zamiarem zwrócenia na siebie uwagi. Niestety nie
wyszło. Starszy Potter, nie przerywając kłócić się z przyszłą żoną, podniósł go
i wziął na ręce. Zielonooki jęknął z frustracji, poruszając się niespokonie.
Czuł się teraz strasznie... upokorzony. Zaczął się wyrywać, ale Rogacz tylko
wzmocnił uścisk. Parsknął cicho z irytacją, gdy przyjaciele Lily i Jamesa
zaczęli chichotać w najlepsze. Nie zauważali, że śmierciożercy poruszają się
lekko, zaczynając odzyskiwać przytomność. Harry szybko sięgnął po różdżkę
Jamesa, wiedząc, że nim wyciągnie swoją, ukrytą w plecaku, który wisiał na jego
ramieniu, śmierciożercy zdążą zaatakować nastolatków. Starszy Potter nie zdążył
zareagować na jego ruch. Harry w mgnieniu oka wycelował w budzących się wrogów
i krzyknął: "Drętwota!" powalając ich ponownie na ziemię.
-
Brawo! - wykrzyknął Syriusz i uśmiechnął się wrednie do przyjaciela. - Zaimał*
ci różdżkę.
-
Zdążyłem zauważyć - burknął lekko oburzony James. - Chodźmy do zamku.
Ruszyli
posyłając przodem Petera Pettigrew, by powiadomił nauczycieli o zdarzeniu.
Harry
zauważył, że wszyscy przyglądają mu się z wyraźnym zaciekawieniem. Postanowił
to zignorować, starając się ułożyć w myślach jakąś sensowną wymówkę. To nie
jest normalne, że jakiś całkiem nieznany chłopak wypada nagle z Zakazanego
Lasu.
W
końcu odezwał się Syriusz i przedstawił mu wszystkich Huncwotów. Nie zdążył
wymienić imion dziewczyn, bo już pewniejszy Remus zapytał:
- A
jak ty się nazywasz?
Kurczę.
Na pewno nie mogę im powiedzieć, że jestem Potter.
Wymyślił
pierwsze, lepsze nazwisko i szepnął:
- Harry Willow.
- A
ile masz lat?
-
Czternaście - odpowiedział przyglądając się sobie dyskretnie.
-
Skąd się tu wziąłeś?
-
Luniu, czy on jest o coś oskarżony? Daj mu spokój - zachichotał Syriusz, choć
widocznie on też aż skręcał się, by dowiedzieć się więcej o młodszym
nieznajomym.
Lupin
mruknął coś do siebie, ale o nic więcej nie pytał. Szli korytarzami Hogwartu, a
Harry powoli zaczął ciążyć starszemu Potterowi. W końcu Rogacz jęknął i
spojrzał błagalnie na długowłosego przyjaciela.
- Weź
go, Łapo. Ciężki jest.
- Ale
ja mogę iść sam...
-
Właśnie! On może...
-
Syriusz... - złowrogi głos Lily Evans zmusił Blacka do przejęcia niewielkiego ciężaru
od Jamesa.
-
Ależ, Rogaś, on jest leciutki - i żeby to zademonstrować podrzucił zielonookiego
w górę. Harry wydał z siebie wysoki pisk i od razu zatkał sobie usta dłonią,
rumieniąc się. Mimowolnie chciał poprawić okulary na nosie, ale... nie było
ich. Spojrzał na śmiejące się towarzystwo i zmarszczył brwi. Przecież widział
całkiem wyraźnie... Widocznie podróż w czasie jakoś poprawiła jego wadę wzroku
tak, że całkiem nie potrzebował nosić okularów. Ciekawe, co jeszcze się
zmieniło.
W
końcu doszli do skrzydła szpitalnego. Syriusz położył chłopaka na najbliższe
łóżko, a James teatralnie odchrząknął, by wydać z siebie przerażony wrzask:
-
Pani Pomfley! Ratunku! - sekundę później uśmiechnął się złośliwie, widząc
przestraszoną pielęgniarkę wybiegającą z gabinetu.
- Co
tu się dzieje? Panie Potter, co to za żarty?! Myślałam, że na prawdę komuś
dzieje się krzywda.
-
Ależ, proszę pani - oburzył się Syriusz. - My tu rannego mamy.
Kobieta
natychmiast złagodniała i podeszła do chłopaka, by sprawdzić, co z jego kostką.
Przy okazji wypytała go o najważniejsze rzeczy.
-
Skręcona - zdiagnozowała i przywołała Szkle-Wzro i eliksir słodkiego snu. Młody
Potter posłusznie wypił pierwszą miksturę, ale gdy kobieta podała mu drugi zaczął
kręcić głową. Nie chciał go pić. Zaśnie, i co? Jeszcze się okaże, że to był
tylko sen i obudzi się u Wesleyów.
- No,
panie Willow, proszę wypić. To nie jest trucizna - powiedziała pani Pomfley
patrząc na chłopaka ze srogą miną.
- Ale
ja, na prawdę, nie chcę...
- W
takim razie, chłopcy, pomóżcie mi - zwróciła się do Jamesa i Syriusza.
Kazała im przytrzymać wyrywającego się chłopaka, który jęczał głośno, że nie
chce spać. Rogacz nie umiejąc utrzymać nóg pacjenta w jednym miejscu usiadł na
nich okrakiem. Black wraz z przyjaciółmi zaczęli chichotać, a pielęgniarka
wykorzystała zdumienie Harry'ego i zmusiła go do wypicia eliksiru.
-
Dobrze, a teraz wszyscy sio!
Podróżnik
w czasie zdążył jeszcze zobaczyć jak reszta z niezadowolonymi minami wychodzi z
pomieszczenia, a później zapadł w spokojny sen...
~~~~
*celowy
błąd :)
Komentujcie choćby uśmieszkiem!!! :)
Pozwoliłam sobie wypatrzyć te najbardziej rażące mnie literówki i błędy :
OdpowiedzUsuń"głośną kłótnie" - kłótnię
"przymknijcie się na chwile" - chwilę
"powalając ich ponownie na ziemie" - ziemię
"na niuch" - na nich :)
"reszta z niezadowolonymi minami wychodzą" - wychodzi
to w sumie takie drobne błędy, które się zdarzają nawet tym osobom, które już długo piszą, a twój rozdział nie był bardzo krótki, więc gratulacje ode mnie, że piszesz popełniając tak mało błędów! ;)
nie jestem już sama pewna czy dobrze napisałaś, bo u ciebie jest " na prawdę " osobno, a ja myślę, że powinno być razem, ale nie chcę cię wprowadzać w błąd. I co do nazwiska pani ... raz napisałaś "Pomley", potem "Pomfley", więc tak tylko nie wiem o kogo w końcu chodzi ;)
Mogłabym się coś tam przyczepić przecinków, ale to nie jest moja bardzo mocna strona, a wydaje mi się, że z interpunkcją u ciebie jest całkiem nieźle ;)
mam nadzieję, że będziesz poprawiać błędy w swoich rozdziałach.
Myślałam, że Harry zmniejszy się, "odmłodnieje" o wiele bardziej, a tu mówi, że ma czternaście lat ;)
Postać Jamesa jest oczywiście komiczna :D ale to naprawdę świetnie i podoba mi się, jak go przedstawiasz :) zresztą z Huncwotami pewnie będzie dużo zabawy ;)
Miło, że ten rozdział jest dłuższy, przynajmniej odniosłam takie wrażenie, że jest dłuższy, choć tym razem było sporo dialogów i naprawdę, przeczytałam rozdział w okamgnieniu!
Dalej jestem w szoku, jak mogłam ominąć ten rozdział, wydawało mi się wczoraj, że nie dodałaś nic nowego, nie wiem, moja spostrzegawczość jest straszna xd
Miło, że będzie to blog yaoi :D
Możliwe, że już gdzieś widziałaś mój podpis ;) swoją drogą, droga Mariposa Madri też się zastanawiała, czy to ja u ciebie skomentowałam ;)
czy był to niepochlebny komentarz? Być może. Staram się raczej patrzeć przychylnym wzrokiem na każde opowiadanie, ale jak mi coś nie pasuje (i dodatkowo włączę swój tryb bardzo ostrego krytyka xd ), to piszę wprost. Choć skoro trafiłaś na akurat taki komentarz, to pewnie mnie za dobrze nie wspominasz xd cieszę się, że podniosłam cię na duchu ;) lubię, jak ludzie zaczynają pisać blogi z opowiadaniami, bo to zawsze poprawia nieco styl pisania i ortografię czy interpunkcję, a im więcej piszesz, tym bardziej jesteś w formie ;)
och i miło, że odpisujesz na komentarze :) zawsze lubię czytać to, autor opowiadania odpisuje czytelnikom. Mam nadzieję, że będziesz miała jeszcze więcej czytelników ;)
Weny!
K.
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, Harry ma szanse poznać swoich rodziców, te ich kłótnie boski, no i widać, ze to Lili żądzi...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały.
Zielonooki ma szansę poznać rodziców... z ojca Harry'ego robisz postać komiczną. Hihi Lily ma twardą postawę wobec Jamesa, ciekawe jak ją zmienisz?
Czyżby Lunio coś podejżewał?
A ta scena ojciec z synem w SS!?! Feomenalna! Jak wyobraziłam sobie minę Harry'ego, to myślałam, że padne ze simiechu!
Do następnej -
Amei
No to teraz Harry pozna swoich rodziców :) ale chyba pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre :D
OdpowiedzUsuńWidać, że Lily rządzi Jamesem i dobrze!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdzia wspaniały, Harry ma szansę poznać swoich rodziców, te kłótnie boskie, i kto rządzi? Lili oczywiście...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, Harry ma szansę teraz poznać swoich rodziców jak byli uczniami, te kłótnie są boskie, i kto rządzi? Lili oczywiście...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Fajny rozdział 😀
OdpowiedzUsuń