Witajcie po tej strasznie strasznej długiej przerwie!
Jedynym moim usprawiedliwieniem jest fakt, że za dokładnie 54 dni mam maturę (zapewne większość jutro przeczyta, bo zbliża się północ, więc już 53 dni) i jestem kompletnie przerażona. Jednak zdanie prawka to był pikuś, w porównaniu do tego. A mówią, że zdanie prawa jazdy to tej najgorszy egzamin...
W związku z tym, prawdopodobnie nie będzie kolejnego rozdziału przez następne dwa miesiące... Tak wiem, teraz też była mniej więcej taka przerwa, więc być może niczym was nie zaskoczę, ale tym razem chciałam kulturalnie uprzedzić ^^
Może się zdarzyć tak, że jak już nie będę miała siły do biologii, chemii i matmy to coś tam napiszę, ale raczej przyjmijcie to, że kolejny rozdział dopiero za dwa miechy :(
Czytałam poprzednie moje rozdziały i być może ktoś zarzuci mi duży przeskok, jeśli chodzi o zachowanie Lily i pewny brak konsekwentności w porównaniu z tym, o czym wam opowie w tym rozdziale, ale ma to związek z tym, że... nie będę spojlerować :D Spróbujcie domyślić się, dlaczego w pewnych momentach Lily zachowywała się niemal obojętnie, a w pewnych prawie agresywnie, by następnie być całkiem ludzka ;) Macie czas na przemyślenia.
Zapraszam do czytania ^,^
^^^
- Chciałam z tobą porozmawiać.
Słowa matki sprawiły, że coś we wnętrzu Harry’ego
ścisnęło się z niepokoju. Skinął powoli głową, nie odrywając wzroku od oczu
Lily, która zdawała się patrzeć wszędzie, ale nie na niego. Wydawała się
niepewna nawet tego, o co zamierza zapytać. Błądziła wzrokiem po brązowych
ścianach wyklejonych kwiatami, po twarzach innych ludzi, którzy zdecydowali się
spożyć śniadanie tam, gdzie oni, przez krótką chwilę patrzyła na wiszącą obok
lady, sporej wielkości tablicę, na której były wypisane dania dnia. Cisza
przedłużała się prawie w nieskończoność, ale Harry wiedział, że nie może jej
przerwać, mimo podejrzeń, o co chce zapytać kobieta. Zdawało mu się to niemal
zbyt oczywiste, ale czuł jednocześnie, że to Lily potrzebuje zacząć tą rozmowę.
W końcu rudowłosa przeniosła swoje oczy na chłopaka i
westchnęła cicho.
- Jakiś czas temu, gdy byłeś z Remusem i Syriuszem w
Alpach, znalazłam w twoim pokoju dziwny medalik. Wiesz, że jeśli chcę się
czegoś dowiedzieć to robię to za wszelką cenę, więc udałam się do paru
magicznych bibliotek i w końcu znalazłam odpowiedź – przerwała, oceniając jego
minę. – Naszyjnik ten był uważany za legendarny i podobno potrafił przenosić z
miejsca na miejsce tylko dzięki myśli tego, kto go nosił lub choćby trzymał w dłoni.
Według książki, którą znalazłam, był on jednym z kilku egzemplarzy, które w
ciągu lat zaginęły lub zostały zniszczone przez Ministerstwo, które nie
chciało, by ktoś mógł się przemieszczać w niekontrolowany sposób. Podobno
został zaczarowany przez czarodzieja mającego powiązanie z Magią Żywiołów i
miał służyć młodym Magom, by mogli uciekać lub ukrywać się przed innymi
czarodziejami, którzy nie rozumieli Magii Żywiołów i za nią skazywali na bardzo
poważne kary.
Harry przygryzł wargę, odważnie nie odrywając wzroku od
twarzy matki. Przerwała na moment, jakby zbierała myśli, po czym przemówiła
całkiem innym, trochę niepewnym tonem.
- Kiedy miał się urodzić Harres, byłeś małym dzieckiem,
które strasznie dawało nam w kość. Szczególnie mi. Nie wiedziałam, dlaczego tak
bardzo męczy mnie twoja zabawa, twój głośny śmiech czy krzyki. Dopiero podczas
drugiej ciąży dowiedziałam się, że jestem chora na dość rzadką, magiczną
chorobę, która niszczy mój układ nerwowy – spojrzała w rozszerzające się oczy
Harry’ego i uśmiechnęła smutno. – James próbował cię uspokajać, ale byłeś
okropnie żywiołowy i nie dawał sobie rady. Poza tym, wciąż miał wielkie wyrzuty
sumienia za śmierć naszego przyjaciela, a ty bardzo mu siebie przypominałeś.
Gdy on był mały, był podobny do małego ciebie. Wszędzie było go pełno, ale jego
matka nie musiała obawiać się o własne zdrowie, więc nie był za to karany. Ja
nie miałam siły mówić mu, żeby był łagodniejszy, a gdy zobaczyłam, że to daje
efekt i stajesz się nieco cichszy, w ogóle postanowiłam mu nie zwracać uwagi.
Nie zauważyłam, kiedy jego kary stały się torturami, a upomnienia, wyzwiskami. To
zdawało mi się w jakiś sposób naturalne i normalne. Harres tylko pogłębił jego
niechęć do siebie, ale i do ciebie. Jamesowi zawsze zdawało się, że Harres jest
podobny do Willowa, naszego przyjaciela, jednak ja zawsze wiedziałam, że to nie
prawda. To ty byłeś bardziej podobny, mimo czarnych włosów i okularów. Zawsze,
gdy je zdejmowałeś, widziałam naszego przyjaciela, ale James tego nie potrafił.
Zamilkła, czując, że nieco się pogubiła. Wzięła nieco
drżący oddech i kontynuowała.
- Myślałam, że James chce dobrze i dopiero Syriusz
uświadomił mi, że coś jest nie tak. Ale wtedy już nie byłam w stanie
kontrolować Jamesa, a nie chciałam, żebyś ty i twój brat weszliście nam na
głowy, więc pozwoliłam mu na wszystko. Może to egoistyczne, ale chciałam mieć
tylko spokój. Choroba nie jest śmiertelna, ale przy dużym stresie może odebrać
mi magię i sprawić, że zwariuję. Więc pozwalałam Jamesowi na wychowywanie was
tak, jak on tego chce, by nie mieć dodatkowego obciążenia. Starałam się być
przede wszystkim dobrą żoną i czasem matką, choć wiem, że to drugie nie zawsze
mi wychodziło.
Ponownie przerwała, gdy kelner przyniósł ich jedzenie.
Nawet na nie nie spojrzała. Poczekała chwilę i znowu podjęła wątek.
- Gdy odkryłam naszyjnik i dowiedziałam się, czym jest,
od razu wiedziałam, jak bardzo James się pomylił. Harres nie jest, nigdy nie
był i nie będzie Harrym Willowem. Bo to ty nim jesteś – popatrzyła mu w oczy i
westchnęła. – Gdy to zrozumiałam, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo cię
krzywdziłam i jak bardzo robił to James. Dlatego postanowiłam, że dam ci wybór.
Jeśli będziesz chciał zamieszkać z Syriuszem i Remusem do końca wakacji, nie
będę ci robiła problemów i przekonam Jamesa, że to jest najlepszy wybór. – Gdy
Harry nie zrobił żadnego ruchu, westchnęła. – Nie wiem, czy pamiętasz to ty
byłeś Harrym Willowem i czy pamiętasz to…
Harry skinął głową.
- <Pamiętam wszystko> - powiedział jej na migi.
Mimo że znała część prawdy, jeszcze nie był pewny, czy chce przed nią odkrywać
wszystkie tajemnice.
- Więc wiesz, że twój ojciec nie zawsze był taki. Zrobię
wszystko, by mu przywrócić rozum, ale do tego czasu… Gdzie chciałbyś mieszkać?
Nie będę absolutnie zła, gdy wybierzesz Syriusza. Wiem, że jest dobrym
opiekunem.
Harry nie mógł nie zauważył słowa „gdy”, które Lily
użyła. Nie „jeśli”, ale „gdy”. Była pewna jego wyboru. Chłopak jednak pokręcił
głową.
- <Chcę zostać w domu. Syriusz i Remus zamierzają
wyjechać na kilka dni na romantyczną wycieczkę i nie chciałbym im
przeszkadzać.>
- A gdy wrócą? Będziesz chciał z nimi mieszkać?
- <Chciałbym ich tylko odwiedzać. Bo mimo wszystko to
wy jesteście moimi rodzicami, nie oni.>
Lily zacisnęła lekko wargi, widocznie powstrzymując łzy.
Niepewnie wyciągnęła rękę do chłopaka i dotknęła jego dłoni.
- Dziękuję, Harry. I tak bardzo cię przepraszam.
^^^
Gdy wrócili do domu, oboje zdążyli już nieco ochłonąć.
James był jeszcze w Ministerstwie, a Harres prawdopodobnie u któryś dziadków.
Harry niepewnie rozejrzał się po niedużym salonie, widząc rozwalone na podłodze
zabawki, które zapewnie porozrzucał jego jakże kochany brat. Wyglądało to tak,
jakby wyrzucał wszystko z pudełka tylko dla samej czynności. Harry widząc
całkiem obojętny wzrok Lily, zrozumiał, że ta nauczyła się już całkowicie
ignorować czyny młodszego z synów i nie obchodziło jej to, że chłopiec nie
zostanie ukarany. Kobieta weszła do kuchni, po drodze przechodząc nad miotłą.
Harry skrzywił się lekko. Z jednej strony rozumiał matkę.
Obawiała się o swoje zdrowie, nauczyła się żyć w takim układzie i w pewnym
stopniu nie robiło to na niej wrażenia. Być może, gdyby Harry nie miał
wspomnień z przeszłości, także patrzyłby na to obojętnie, ale nie potrafił.
Zerknął na drzwi do kuchni, gdzie kobieta przygotowywała herbatę i, upewniwszy
się, że jeszcze nie wychodzi, uniósł rękę, jego oczy zrobiły się całkiem białe,
a zabawki poderwały się z prawie każdego miejsca w salonie i poszybowały na
swoje miejsca. Opadły do pudła w momencie, gdy Lily wyszła z kuchni z dwoma
kubkami w rękach.
- Och – szepnęła, widząc całkiem czysty salon. Spojrzała
na syna, widocznie starając się rozgryźć to, jak tego dokonał, ale Harry
uśmiechnął się tylko i zabrał z jej ręki herbatę, widząc, że palce kobiety
zaczerwieniły się od gorącej filiżanki. Postawił je na stole i usiadł na
kanapie, spuszczając wzrok na dłonie, którymi objął jeden z kubków. Lily
usiadła obok niego, zachowując lekki odstęp i westchnęła cicho. – Myślałam, że
będę to musiała sprzątać – wyszeptała. – Muszę przyznać, że… - zamilkła nagle i
ponownie westchnęła. – Może powinnam była… - przerwała znowu i spojrzała na
syna z poczuciem winy. – Przepraszam.
Harry odpowiedział jej smutnym uśmiechem. Upił łyka
gorącej herbaty, która jednak nie zrobiła na nim większego wrażenia. Od czasu
szkolenia, gdy był dobrze skoncentrowany, bez problemu mógł pić wrzątek.
Czasem, gdy zapominał o swojej umiejętności zdarzało mu się oparzyć, ale zaraz
dzięki magii wody uzdrawiał poparzone miejsce.
Siedzieli w ciszy, aż Harry nie dopił herbaty. Wstał
wtedy i odniósł pusty kubek do kuchni, a gdy wrócił spojrzał na matkę pytająco,
wskazując na drzwi.
- Tak, tak, możesz iść – powiedziała, myśląc, że zamierza
przyjść się po lesie, tak jak zwykł to robić. – Tylko wróć na obiad, tak na
piętnastą, dobrze?
Potter pokiwał głową i wyszedł z domu, kierując się przez
niewielki ogród do linii drzew. Gdy nie był już w stanie zobaczyć domu, chwycił
za naszyjnik i pomyślał o Pałacu. Pojawił się w dużej sali i już miał zawołać
Doriana, by sprawdzić, czy mężczyzna nadal tam przebywa, gdy dostrzegł go na
jednej z kanap. Wyglądał jakby umierał… Oczywiście w przenośni. Leżał na wznak,
patrząc w szklany sufit, przy którym pływały mniejsze rybki, uciekające przed
jakimś drapieżnikiem, czyhającym w jeziorze. Oczy Cubice’a błyszczały
nienaturalnie, jego policzki były zaczerwienione, podczas gdy cała twarz dość
blada, a usta miał spierzchnięte i spomiędzy nich co chwilę wyrywały się
umęczone jęki. Wyglądał na chorego.
Harry pokręcił lekko głową, rozumiejąc, że Dorian należy
do tej grupy mężczyzn, którzy już widzieli światełko w tunelu, gdy temperatura
ich ciał zbliżała się do 38 stopni.
- Jak to możliwe, że nabawiłeś się jakiegoś choróbska? –
zapytał, podchodząc bliżej. Usiadł obok Doriana, uważając, by nie przysiąść mu
ręki. Westchnął cicho, gdy w odpowiedzi dostał tylko niewyraźne miauknięcie. –
Potrzebujesz czegoś, oprócz eliksiru na gorączkę?
- Pić?
- Gdzie Lennox? – zapytał Harry, wstając i kierując się
do kuchni.
- Powiedział, że zrobi mi coś do jedzenia, ale ja nie
chcę jeść – wymamrotał Cubice, a jego głos był zachrypnięty i niewyraźny od
kataru.
Potter zerknął do kuchni, gdzie elfy krzątały się,
przygotowując małą ucztę. Pokręcił tylko głową, mając nadzieję, że jedzenie nie
trafi do śmieci i odszukał wzrokiem Lennoxa. Gdy elf go dostrzegł, natychmiast
uśmiechnął się szeroko i zbliżył się, w locie kłaniając lekko.
- Przyszedłeś nam z nim pomóc?
- Aż taki jest nieznośny? – zaśmiał się Harry, zerkając w
stronę kanapy. Dostrzegł, że Dorian usłyszał jego słowa i naburmuszył się
nieco.
- Tylko trochę. Nudzi mu się, a nie jest w stanie nawet
poczytać książki. Mówi, że nie da rady jej trzymać – elf posłał mu rozbawione
spojrzenie.
Harry zaśmiał się, poprosił o coś do picia i wrócił do
kanapy. Z jednej strony bawiło go zachowanie, bądź co bądź, dorosłego
mężczyzny, a z drugiej rozumiał go. Był sam w Pałacu, towarzyszyły mu tylko
elfy i chciał, żeby ktoś zajął się nim, gdy jest chory. Potter pamiętał, jak
bardzo pragnął tego samego, gdy wujostwo nakazywało mu pracować z gorączką i
nie interesowali się jego samopoczuciem.
Usiadł na brzegu sofy i przeczesał dłonią nieco spocone,
brązowe włosy Doriana.
- Więc chciałbyś, żebym ci coś poczytał? – zapytał,
patrząc w jego kolorowe oczy.
- A mógłbyś?
Widząc niewinną nadzieję w oczach dorosłego chłopaka,
która niezwykle nie pasowała do jego wieku, zwyczajnie nie mógł odmówić.
^^^
Wrócił do lasku chwilę po czternastej. Dorian zasnął, gdy
czytał mu kolejny rozdział mugolskiej książki, bo jak się okazało, biblioteka miała
z tyłu przejście do drugiego pomieszczenia, gdzie znajdowała się literatura
mugolska. Drzwi niemal zlewały się z czarną ścianą i były umieszczone w kącie,
więc Harry nie zauważył ich podczas poprzednich wizyt. Książka była całkiem
ciekawa, opowiadała o facecie pracującym jako detektyw, który dzięki swoim wielkim
zdolnościom i inteligencji potrafił rozwikłać najdziwniejsze sprawy. Harry wciąż
nie potrafił zrozumieć, jak Dorian mógł usnąć w takim momencie opowieści.
Wszedł na ganek z tyłu domu, przechodząc przez drzwi
prowadzące do kuchni. Od razu dostrzegł, że coś się dzieje. Z salonu dochodziła
kłótnia rodziców i wściekłe krzyki Harresa. Przez chwilę zastanawiał się, czy
nie lepiej wycofać się i przeczekać, zamiast dolewać oliwy do ognia, ale wtedy
Lily warknęła głośne: „Świetnie!” i weszła do kuchni, zatrzaskując za sobą
drzwi. Oparła się o nie i podniosła wzrok, napotykając jego spojrzenie.
Westchnęła cicho, a jej ramiona opadły nieco.
- Przepraszam. Zdenerwowałam się.
- <Co się stało?> - zapytał Harry na migi.
- Dzisiaj wieczorem jest spotkanie Zakonu. Już ostatnio
posprzeczałam się z Jamesem, czy powinnam na nie iść, ale naprawdę nie chcę
siedzieć bezczynnie w domu. Może i on się martwi, ale zarazem nie potrafi
zrozumieć, że nie chcę jego litości – warknęła cicho, a jej oczy zaszkliły się
tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Harry nie wiedział, jak na to zareagować. Doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, jakie irytujące może być takie zachowanie, ale z drugiej
strony zawsze wiedział, że jego ojciec kocha jego mamę i mimo swoich wad,
troszczy się o nią jak najlepiej potrafi. Nie chcąc jednak, żeby kobieta
płakała, podszedł do niej i niepewnie przytulił się, owijając ramiona wokół jej
talii.
Lily w pierwszej chwili zamrugała ze zdumieniem, ale
oddała uścisk, po chwili jeszcze go wzmacniając i chowając twarz w jego czarne
włosy. Westchnęła cicho i uśmiechnęła lekko.
- Dziękuję – szepnęła. Odsunęła go od siebie, kładąc mu
dłonie na ramionach. – Prze…
Harry pokręcił gwałtownie głową, zanim skończyła.
Uśmiechnął się do niej uspokajająco, mając nadzieję, że to jakoś ukoi nerwy
kobiety. Wiedział, że powinien być na nią zły, że od razu powinien wyprowadzić
się do Syriusza, gdzie zawsze czuł się kochany, ale miał wrażenie, że to
właśnie tu jest potrzebny.
- Wiesz – zaczęła Lily, patrząc na niego łagodnie, - po
obiedzie idziemy do Weasleyów, gdzie ma być spotkanie zakonu. Może i nie powinnam
denerwować Jamesa i zostać w domu, ale coś mi mówi, że tam powinnam dzisiaj
być.
Harry uśmiechnął się nieco szerzej. Zdumiewające było to,
że on też miał takie wrażenie.
^^^
Gdy tylko teleportowali się do Nory, powitał ich tłumek
zebrany na podwórku Weasleyów. Wszyscy witali się ze sobą, wymieniali
doświadczeniami i zabawnymi sytuacjami, które ich spotkały od ostatniego
spotkania. Tym razem było o wiele więcej osób. Harry dostrzegł w tłumie
Kingsleya, kilku aurorów, między którymi stał jeden z najlepszych przyjaciół
Jamesa z biura, Travis Bickle, a także Tonks, która stała dziwnie blisko
Remusa. Syriusz, parę kroków dalej, opierał się o ścianę budynku, patrząc na
kochanka oceniającym spojrzeniem. Widać było, że nie podoba mu się rozmowa jego
kuzynki i jej niby przypadkowy dotyk. Po prawdzie to wydawał się okropnie
zazdrosny.
Harry uśmiechnął się tylko delikatnie i ruszył w jego
stronę, ale nim zrobił kilka kroków, za jego plecami rozległ się trzask
teleportacji. Odwrócił się i z lekkim niezadowoleniem zobaczył Dumbledore’a.
Raczej przed spotkaniem nie porozmawia z chrzestnym.
Wszyscy niepełnoletni zostali wygonieni, by poszli zagrać
w Quidditcha na polance niedaleko Nory, podczas gdy dorośli udali się do
kuchni, by omówić dalsze działania przeciwko Voldemortowi. Harry uchwycił
wzrokiem spojrzenie Woulda, który uśmiechnął się do niego delikatnie i ruchem
dłoni oznajmił, że później będzie chciał porozmawiać. Potter pokiwał lekko
głową, po czym ruszył w stronę bliźniaków, którzy zawołali go, prosząc, by był
z nimi w drużynie. Od ich ostatniego spotkania dostrzegli w nim potencjał,
który najwidoczniej chcieli wykorzystać podczas roku szkolnego.
Tym razem w Norze nie było dwójki najstarszych braci
Weasley, więc do gry musieli podzielić się po trzech, a Percy ponownie zgodził
się sędziować. Teraz, gdy Weasleyowie zrozumieli, że to Harres jest tym gorszym
bratem, odnosili się do Harry’ego dużo lepiej. Jako że Potterowie w poprzednich
latach rzadko wpadali do Nory, znali raczej chłopaków z opowieści rodziców,
którzy czasem rozmawiali z rodzicielami chłopców i odwiedzali ich w domu lub
przypadkiem wpadali na nich na Pokątnej. To zdumiewające, jak szybko można
wyrobić sobie o kimś zdanie, nawet go do końca nie znając.
Gdy wracali do Nory, cali oblepieni potem i lekko
spieczeni słońcem, Harry szedł nieco z przodu, słuchając, jak za nim bliźniacy
kłócą się z Ginny i Percym, czy aby na pewno ostatni faul był faulem. Potter
drgnął lekko, gdy dostrzegł, że zbliżył się do niego Harres, wyglądając na
wściekłego. Tak jak ostatnim razem, niezbyt dobrze radził sobie na miotle, co
skutkowało jego ograniczonym udziałem w grze. Wydawało się, że spiera się sam
ze sobą. Szedł, zerkając co chwila na Harry’ego, a w dłoniach trzymał spory
kamyk, który przerzucał z jednej ręki do drugiej. W końcu chyba podjął decyzję,
bo otworzył usta, by coś powiedzieć, ale w tym momencie do rodzeństwa zbliżył
się Ron.
- Nieźle grasz – odezwał się, patrząc na starszego
Pottera. – Będziesz startował do drużyny?
Harry wzruszył lekko ramionami, dostrzegając, jak Harres
gotuje się ze złości.
- Bliźniacy powiedzieli, że z chęcią cię polecą. Tylko
boją się, jak mają się z tobą komunikować – mruknął Ron. – Wiem, że umiesz
migowy i w ogóle, ale my nie potrafimy, a trochę głupio prowadzić monolog, co
nie? – spojrzał na niego i parsknął cicho. – Właściwie właśnie to teraz robię.
Harry zaśmiał się cicho i uśmiechnął szeroko do Weasleya,
który nagle stracił uśmiech.
- Wiesz, trochę mi przykro, że tak cię traktowałem. No
wiesz, myślałem, że jesteś niepełnosprawnym umysłowo idiotom, ale jak się
okazuje, wcale nie jesteś zły. Głupio mi, bo chyba przeze mnie Seamus i Dean
nie chcieli się z tobą kumplować. Naopowiadałem im strasznych głupot, bo
rodzice mówili, że jesteś nieznośny – parsknął cicho i spojrzał na Harry’ego. –
Okazuje się, że to nie ty jesteś nieznośny – zaśmiał się, a jego wzrok padł na
Harresa, który natychmiast oblał się rumieńcem.
- To nie prawda. Nie jestem nieznośny.
- Nie powiedziałem, że to o ciebie chodzi, a ty już się
bronisz – Ron spojrzał na niego z lekką pogardą. – I to oczywiste, że jesteś
nieznośny. Powiedziałbym nawet, że jesteś strasznie upierdliwy, męczący i
odpychający.
Harres zacisnął usta i dłonie, wbijając palce w kamień.
Kolejne wydarzenia stały się niemal w ciągu sekundy. Młodszy Potter rzucił się
na starszego brata, powalając go na trawę i uniósł dłonie, by uderzyć go
kamieniem w twarz. Wrzeszczał, że to wina Harry’ego, że przez niego nikt go nie
polubi. Nim zdążył zadać cios, Weasleyowie dopadli do nich i chwycili chłopaka,
z lekkim trudem unosząc go i odciągając od zszokowanego Harry’ego. Jeden z
bliźniaków mocno przyciągnął do siebie czarnowłosego chłopca i ruszył z nim do
Nory.
- Powiemy, co się stało, żeby nie doszło do tego, co
ostatnio – rzucił do braci, którzy walczyli z wrzeszczącym Harresem. George
spojrzał na trzymanego przez siebie Harry’ego i uśmiechnął się lekko. – Nie martw
się, nie pozwolimy, żeby znowu ci coś zrobił. Ostatnio byliśmy zbyt oszołomieni,
ale teraz nie dopuścimy do tego. Nie tkną cię, ani ten mały tyran, ani ten
wielki.
Harry uśmiechnął się w podzięce, czując, że być może
zyskał kolejnych sprzymierzeńców.
^^^
Nie zapomnijcie skomentować, bo zawsze lubię wiedzieć, co myślicie na dany temat :D W sumie to prawie jak na polskim. Takie "co autor miał na myśli" ^.^
Oh! Wreszcie rozdział! I... Oh! Dlaczego przerwany w takim momencie!?
OdpowiedzUsuńPo prostu uwielbiam to opowiadanie (ostatnio czekając przeczytałam po raz kolejny całość).
Cóż. Lily jest jaka jest. Pod groźbą utraty magii mogła wytworzyć pewien system ochronny polegający na obojętności wobec syna. Nie mówię, że to jest złe albo że rozumiem to, ale, że faktycznie mogła to zrobić.
Co do matury... Powodzenia! Ja niestety nie dałam rady z matmą i teraz poprawiam. Zabrakło mi 0,5 pkt i 1 pkt...
Mam nadzieję, że ten rok będzie lepszy.
Pozdrawiam,
Astra
Nowy rozdział! Jestem w niebie *.*
OdpowiedzUsuńAh, Lili w końcu odkryła prawdę. Cóż, tak się spodziewałam, że jeżeli ktoś miałby to zrobić to byłaby to ona.
Jest zachowanie... Może w pewnym stopniu można zrozumieć, co nie znaczy, że jest to wybaczalne. Skrzywdziła własne dziecko i była ślepa na znęcanie się James'a. Tego niestety nie da się wytłumaczyć.
Oh, w takim momęcie?!
Czekam na kolejny rozdział i życzę powodzenia na maturze :)
Wreszcie rozdział!! Wiesz, że codziennie sprawdzałam, czy będzie? Czemu ZAWSZE kończysz w takim ciekawym momencie? Jest super. Rozwiniesz wątek z Dariusem? Czekam na kolejny rozdział i powodzenia w maturze? Mam nadzieję, że Jamesowi nie uda się uderzyć Harryego. Miłego dnia ☺☺☺☺☺☺☺
OdpowiedzUsuńOch, jak dobrze, że Harry zdobył nowych sprzymierzeńców...
OdpowiedzUsuńHmm, Lily... No dobra, niby da się to zrozumieć... Ale łatwo wybaczyć na pewno nie :/
Cóż, szczerze to mam nadzieję, że jednak znajdziesz trochę czasu na naskrobanie choćby części rozdziału... Ale głównie to powodzenia na maturze życzę :)
~Daga ^.^'
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńNareszcie *.* Nie martw się ja na pewno nie jestem zła że nie było cię długo, gdyż ja zamiast do matury to przygotowuje się do egzaminu gimnazjalnego ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę duuużo weny i czasu i powodzenia na teście -.^
no no no :D widzę ze co raz więcej rzeczy się wyjaśnia... rozumiem teraz czemu Lily nie reagowała na to co James wyprawiał... jest ona usprawiedliwiona ze tak powiem... ale James'a nadal mam ochotę kopnąć a Harres'a mam ochotę nim mocno potrząsnąć ... jestem ciekawa jak dorośli się zachowają jak dowiedzą sie co przed chwilą zrobił najmłodszy Potter... jestem pewna ze od razu będzie istna burza wściekłości ^^ Pozdrawiam , życzę dużo weny oraz z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńP.S. Twoje opowiadanie znam z Wattpad'a :D dziękuję ze pozwoliłaś użytkownikowi @_karahaaa_ udostępniać swoje opowiadanie :D <3 :*
Kitsune <3
Ha!!! I trafiłam z tym wisiorkiem. Niby Lili nie mówiła tylko o tym ale wisiorek i Willow były tematem przewodnim jej mowy :) Widocznie potrafię czytać ci w myślach ;) Rozdział cudowny, nie mam mu nic do zarzucenia :D Trzymam kciuki żeby niedługo pojawił się kolejny ale chyba przed maturą będzie ciężko czegokolwiek oczekiwać... :D Trzymam kciuki i za next chapter i za maturę, żebyś ją napisała jak najlepiej :D
OdpowiedzUsuńMój poprzedni post miał paskudny błąd, który mnie raził w oczy i musiałam go usunąć :D
UsuńZ niecierpliwością bede czekać na nastepny rozdzial. Mowil ci ktos kiedyś że masz mega talent ???? Piszesz z taka lekkoscia ze brakuje mi słów żeby to opisać :D. Teraz będę cierpieć z powodu braku nowych rozdziałów ale mam nadzieje ze znajdziesz troche czasu na wrzucenie nowego rozdziału. Jeszcze raz powodzenia na maturze, na pewno wszystko zaliczysz bardzo wysoko.
OdpowiedzUsuńPowodzenia na maturze ;)
OdpowiedzUsuńBoże, kobieto litości! Wchodzę tutaj już nawet 2 razy dziennie z nadzieją, ale nie ma rozdziału... *Krzyk bólu* ���� Błagam zlituj się, nad mą zastawioną duszą i chociaż odezwij się w komentarzu... Daj znak, że żyjesz i o nas pamiętasz!
OdpowiedzUsuńPs: A tak poza tym to jak poszła matura?
Hej,
OdpowiedzUsuńno i trochę wyjaśniło się zachowanie Lili, ale nie usprawiedliwia to jednak, Harry nic nie miał, a Harres miał wszystko, no i tak Wesleiowie się przekonali, czyli Percy'ego, Georga, Freda, Rona i Ginny może nazywać znajomymi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Rozdział tak samo dobry a może i lepszy niż poprzedni
OdpowiedzUsuń