poniedziałek, 26 września 2016

13. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, cz. 2



Hej!
Miało być wcześniej, ale jak zwykle nie wyszło ^^''. Poprawię się, obiecuję. 
To druga część, myślę, że ten rozdział będzie miał jeszcze jedną lub dwie. Już na początku miał być długi, bo mieliście w nim poznać wszystkich magów bliżej. Mam nadzieję, że te sytuacje pozwolą wam ich lepiej zapamiętać.
Mam dla was konkurs (bez nagród, bo biedna jestem ;)). Kto zgadnie, skąd zaczerpnęłam inspirację na scenę z samego początku tej części rozdziału? Piszcie w komentarzach swoje propozycje, a ja w następnym napiszę, kto był najbliżej prawdy :D (Mała podpowiedź, inspirowałam się którymś z tomów oryginalnego Harry'ego Pottera, ale nie powiem, którego, bo byłoby za łatwo).

^^^
- Haaarryyy
Łagodny głos w ogóle nie pasował do jego snu. Był w nim sam, siedział skulony na chłodnej posadzce jakiegoś wielkiego dworu… nie, to była piwnica. Wiedział jednak, że znajduje się w jakimś ogromnym budynku, mimo że do pomieszczenia światło wpadało jedynie przez zakratowane, brudne okna, będące tuż przy suficie. Czuł się samotny, pomimo faktu, że niezaprzeczalnie ktoś koło niego był. Słyszał zniekształcone głosy obok siebie oraz odległe krzyki dochodzące zza drzwi, a może nawet z piętra. Patrzył w kawałek rozbitego lusterka, jakby chciał za wszelką cenę zobaczyć w nim jakąkolwiek nadzieję. Chciał zobaczyć w nim coś konkretnego, nie tylko ścianę, odbijającą się w płaskiej powierzchni. Ale czy to nie jego twarz powinna się w nim odbijać…? Może powinna, ale tego nie robiła. Nie dziwiło go to, jakby lustra zawsze nie odbijały oblicz ludzi w nie patrzących.
- Harry, słyszysz mnie?
Słyszał… a może mu się zdawało? Przecież nie było ratunku. Przegrał. Umrze… Dlaczego był tego pewny? Dlaczego miał wrażenie, że znalazł się w pułapce bez wyjścia i zaraz przyjdzie mu opuścić ten świat…? Choć może nie tak zaraz? Może minuty umierania będą ciągnęły się w nieskończoność, a ból, który będzie rozsadzał mu głowę, gdy spojrzy w JEGO oczy, będzie trwał nawet po śmierci?
- Harry, dzieciaku, nie strasz mnie. Budź się w końcu, bo zawołam Lucasa. Albo Michaela, by cię skutecznie obudził.
Lucas? Michael? Znał tych ludzi? A może wariował? Wiedział jednak, że skądś musi ich znać. Ich imiona brzmiały znajomo… prawda? Oczywiście, że tak. Drgnął lekko, nagle zdając sobie sprawę, że czyjaś dłoń łagodnie potrząsa jego ramieniem, a wymawiane słowa nagle stały się wyraźniejsze. Otworzył gwałtownie oczy, wyrywając się z ciemnej piwnicy. Niemal usiadł prosto na łóżku, ale powstrzymał go od tego nieco mocniejszy uścisk na ramieniu. Spojrzał szeroko otwartymi oczami w brązowe tęczówki, teraz wypełnione ulgą.
- Merlinie, przestraszyłeś mnie. Nie dziwię się Mikey’owi, że wylał na ciebie wiadro wody – powiedział Jarred Sharon, jego nauczyciel magii ziemi. Jednak mimo słów, jego ton był bardzo zatroskany.
- Miałem dość dziwny sen – bąknął Harry i potrząsnął głową, nagle zdając sobie sprawę, że nie pamięta z niego zbyt wiele. – To nieważne. Nic mi nie jest.
- Na pewno. Jeśli chcesz, mamy tu niezłe ambulatorium i pełno eliksirów. Mogę ci przynieść uspokajający.
- Nie trzeba. Naprawdę – dodał, widząc niezbyt przekonany wyraz twarzy ciemnowłosego mężczyzny.
- No dobra, ale gdyby się coś działo…
- Nic się nie dzieje. Jest okej.
- Odpowiadamy z ciebie – powiedział poważnie Jarred, a jego wystające kości policzkowe nagle stały się jakby ostrzejsze. – Lucas, zabierając cię od opiekunów, obiecał cię chronić. A ochrona polega też na tym, że musi być pewny, że nie zwariujesz nam podczas szkolenia.
Harry przygryzł lekko wargę i westchnął.
- Jestem już przyzwyczajony do takich snów. Dziwnych i niepokojących. Naprawdę, nie trzeba mi nic na uspokojenie – zapewnił.
- Dobrze, po prostu chcę zaznaczyć, że jesteśmy za ciebie w jakiś sposób odpowiedzialni i chcemy, żebyś nam zaufał.
- Maxowi na tym nie zależy – zauważył z nieco kwaśną miną chłopak.
- Max jest uprzedzony do osób sławnych i pochodzących z lepszych rodzin. Mimo wszystko, Potterowie to niemal szczyt magicznej arystokracji. Może twoi rodzice mieszkają w niedużym domu, ale zauważ, że twoi dziadkowie mają dwór. I to pewnie nie jeden. Jesteście tak bogaci jak na przykład Malfoyowie czy Blackowie w swoich najlepszych latach.
- I dlatego mnie nie cierpi?
- Jego pierwszym uczniem był chłopak, niewiele starszy od ciebie, pochodzący z bardzo bogatej starej rodziny z tradycjami. Wiadomo, zachowywał się jak książę na włościach, był okropnie rozkapryszony i niemal wszyscy musieli mu usługiwać. I niestety to Max został jego nauczycielem, bo dzieciak władał ogniem. Nie znosili się. Po którejś z kolei kłótni, Max nie wytrzymał i niemal zaatakował chłopaka ogniem. W ostatnim momencie się pohamował, ale to nie wystarczyło. Bachor stwierdził, że skoro Max „chciał go zabić” to on powinien się odwdzięczyć. Tylko dlatego, że Michael świetnie opanował magię leczniczą, Max nie ma teraz blizn na całym ciele.
Harry spuścił wzrok, wlepiając go w dłonie, mnące właśnie kołdrę. Teraz trochę bardziej rozumiał nastawienie Liefa i to, że tak bardzo nie chciał mu pozwolić na pierwszej lekcji na używanie ognia. Może i wszystkie żywioły były bardzo niebezpieczne, ale w zwykłym kontakcie, to ogień był najgroźniejszy. Max doświadczył już tego, co to znaczy być poparzonym, a sądząc po słowach Jarreda, nawet więcej niż poparzonym, więc chciał uniknąć błędu przy Harrym i najpierw nauczyć go kontrolowania siebie, a potem dopiero ognia.
- Ja…
- Nie przepraszaj mnie. I jego też nie. To on źle się zachowuje, ale uwierz mi, koniec końców przejrzy na oczy – uśmiechnął się Jarred i wstał z łóżka. – Przebierz się i pójdziemy na śniadanie. Myślę, że większość już siedzi w kuchni, ale może załapiemy się jeszcze na jajecznicę.
Harry odpowiedział równie szerokim uśmiechem i zsunął nogi na podłogę. Jego wzrok padł na ułożone obok posłania koce i leżącego na nich szczeniaka. Suczka była zwinięta w kłębek i nadal miała zamknięte oczy. Jarred dostrzegł jego wzrok i podszedł bliżej.
- Przyniosę trochę mleka w buteleczce. Jest mała, więc pewnie nie będzie umiała sama jeść.
- Ja zajdę. Nie musisz…
- Ty idź się ogarnąć. Ja i tak nie mam na razie nic do roboty – stwierdził tylko Sharon i wyszedł. Harry po paru sekundach wpatrywania się w wilczka, podniósł się z łóżka i w końcu wszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, stoczył nierówną walkę z włosami, (którą przegrał) i przebrał się. Zanim wyszedł, patrzył jeszcze przez moment na swoje oblicze w lustrze, zastanawiając się, czy zawsze wyglądał tak dziecinnie. Miał wrażenie, że nie ma niemal piętnastu lat, a dwanaście. Jedynie oczy pokazywały, że jest dużo starszy niż w rzeczywistości. Czasem, gdy spoglądał w lustra i widział odbicie swoich oczu, zastanawiał się, czy naprawdę należą do niego, a nie do jakiegoś czterdziestolatka, który za dużo przeszedł. Często te oczy nie wyglądały jak spojrzenie dziecka, którym jeszcze zdarzało mu się czuć. Potrząsnął lekko głową i w końcu wyszedł z łazienki. Jego wzrok od razu padł na koce, leżące na ziemi, ale nie było na nich suczki. Chłopak rozejrzał się z lekką paniką. Przez moment chciał zawołać zwierzaka, ale przypomniał sobie, że nie wie, jak stworzonko się nazywa i czy w ogóle zareaguje na zawołanie. Jednak po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nie musi szukać. Gdy zrobił krok w głąb pokoju, dostrzegł ją, skuloną pod łóżkiem. Powoli podszedł bliżej i uklęknął, lekko niepewny, czy psina nie zaatakuje go. Zaraz też skarcił się za ten pomysł, przypominając sobie, że przecież suczka jest maleńka i na pewno nie jest w stanie zrobić mu krzywdy.
Pochylił się nieco bardziej i sięgnął po stworzonko. Ku jego lekkiemu zdumieniu, nie oponowało. Wyciągnął małą, trzęsącą się kuleczkę z pod łóżka i odwrócił ją pyszczkiem do siebie. Niemal od razu zachłysnął się powietrzem, gdy spojrzał w oczy wilczka. Miały niemal taki sam kolor, jak jego własne.
Psina popatrzyła na niego ufnie i w końcu przestała się trząść, jakby wiedziała, że nie stanie jej się krzywda z jego rąk. Chłopak przytulił ją nieco mocniej do siebie i uśmiechnął się, gdy zapiszczała lekko, wtulając się w niego.
Podniósł wzrok, gdy usłyszał otwierające się drzwi do pokoju. Jarred, stojący w progu, najpierw był nieco zdumiony, ale zaraz się uśmiechnął i podszedł do niego z małą buteleczką mleka.
- Proszę – powiedział, podając chłopcu naczynie. – Chociaż sądząc po tym, że ma już otwarte oczka, można by spróbować nalać jej mleka do miseczki. Myślałem, że jest młodsza.
- Nigdy w życiu nie miałem zwierzaka. No, oprócz sowy, ale to nie to samo. Nie mam pojęcia, co z nią zrobić.
- Spróbuj jej to włożyć do pyszczka. Może jak poczuje smak to sama zacznie pić.
I faktycznie, chwilę później, butelka była pusta, a suczka drzemała na rękach Harry’ego.
- Jak ją nazwiesz? – zapytał po chwili Jarred, gdy chłopiec odkładał stworzonko na koce.
- To suczka, więc myślałem nad imieniem Akira.
- Akira? Dlaczego?
- Nie wiem. Podoba mi się.
^^^
Harry musiał zostawić psinę w pokoju, gdy razem z Jarredem udał się do jadalni. Oboje szybko pochłonęli śniadanie i udali się do sali z ogniskiem na środku. Potter wiedział, że lekcje z Sharonem będą nieco trudniejsze od tych z Michaelem czy Lucasem z uwagi na to, że wcześniej nie przykładał większej uwagi do magii ziemi. Would opowiadał mu, że można dzięki niej wyczyniać niesamowite rzeczy, ale sam nie potrafił mu wyjaśnić, w jaki sposób.
Więc Harry przygotował się na ciężką pracę, jeśli chodziło o ten aspekt magii żywiołów. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że usiądzie z Jarredem na trawie i będzie słuchał, jak starszy mag opowiada mu o tym, co można zrobić z ziemią i jej wytworami. Słuchając tych niezwykłych rzeczy, miał wrażenie, że znalazł się w całkiem innym wymiarze, gdzie nie było wojny, zła, Voldemorta i jego sługusów. Wszystkie te możliwości, które dawała magia ziemi sprawiały, że zaczął dostrzegać w naturze coś naprawdę pięknego.
Jako że Jarred od razu go uprzedził, że na pierwszych kilku lekcjach będzie się tylko przypatrywał i starał powtarzać jego ruchy, a nie uczył ich tak, jak robił to podczas lekcji magii wody, nie czuł niezadowolenia, gdy po niemal trzech godzinach siedzenia na trawie, wracał do jadalni na obiad. Teraz czekała na niego lekcja z Lucasem i nawet nie potrafił ukryć tego, że nie umie się jej doczekać. Wiedział doskonale, jak dobrze uczy Would i jak zabawne są z nim lekcje. Niemal podskakiwał na krześle w jadalni, podczas gdy mag powietrza kończył obiad. W końcu Lucas odłożył sztućce i uśmiechnął się do zniecierpliwionego chłopaka.
- Gotowy?
- Już od pół godziny – wyszczerzył się Potter, natychmiast podnosząc z siedzenia.
- A może zjemy jeszcze deser? – zapytał Would, ale zaraz dodał: - Żartowałem, żartowałem. Możemy iść.
Harry przewrócił oczami, zadowolony, że jego mordercze spojrzenie tym razem podziałało. Zagłębili się w labirynt korytarzy i już po paru chwilach stanęli, jak mu się zdawało, przed przezroczystymi drzwiami. Jednak okazało się, że nie są one przezroczyste, czy nawet zrobione ze szkła, tylko tworzą je smugi skompresowanego powietrza, krążącego w jednym miejscu. Lucas machnął ręką i ich oczom ukazało się ogromne pomieszczenie. Harry nie był w stanie dostrzec ani bocznych ścian, ani naprzeciwległej ściany, a co dopiero sufitu. Wokół krążyła gęsta mgła. Harry zrobił krok do przodu, ale został natychmiast złapany przez mocne ramię Lucasa. Mężczyzna posłał mu rozbawiony uśmiech i gestem wskazał mu podłogę… której nie było. Tam, gdzie powinna się znajdować kamienna posadzka widniała wielka dziura, prowadząca jakby do nikąd. Harry miał wrażenie, że przepaść ma wiele kilometrów głębokości.
- Robi wrażenie, prawda?
- O tak… - wyszeptał Potter z zapartym tchem. – Ale jak mam się tu uczyć?
- Musimy dostać się na samo dno. Za mną – powiedział nauczyciel i skoczył, natychmiast znikając Harry’emu z oczu. Przez moment chłopak patrzył we mgłę z niedowierzaniem, czekając, jakby Lucas zaraz miał z niej wyjść i powiedzieć, że żartuje. Jednak nic takiego się nie stało. Po rozparzeniu wszystkich za i przeciw, Harry wziął głęboki oddech i skoczył za profesorem. Przez moment  spadał bezwładnie, ale nie wiedząc, jak daleko jest ziemia, rozłożył ręce na boki, zwalniając pęd lotu. Sekundę opadł na ziemię, lekko uginając kolana. Lucas stał kilka kroków od niego i uśmiechał się z dumą.
- No to możemy zacząć lekcję.
^^^
Harry szedł za Louie’em do klasy lekko niepewnie. Wczoraj, po sytuacji z psami, lekcja oklumencji została mu odpuszczona, ale teraz miał to nadrobić. To były jedyne zajęcia, których naprawdę się obawiał. Doskonale pamiętał swoje zajęcia ze Snape’em i, mimo że Louie nie wyglądał na osoby łatwej do zdenerwowania, bał się, że zawali i znowu poczuje tą nieprzyjemną obecność w umyśle.
Weszli do niewielkiej salki pokrytej ciemnoczerwonym dywanem. Ściany były pokryte pułkami z książkami. U sufitu wisiał sporej wielkości żyrandol wyglądający jakby był ozdobiony kryształkami lodu. Na środku stał niewysoki stolik, na którym było kilka kartek pergaminu i otwarta książka. Stały tam też fotele obite czerwoną skórą; po prawej dwa fotele naprzeciw dwóch i po lewej tak samo. Między oparciami krzeseł, a pułkami stały nieduże, prostokątne stoliki, na których znajdowały się lampy o sporej wielkości abażurach*.
Chłopak rozejrzał się z ciekawością. Louie bez słowa podszedł do foteli po lewej stronie i usiadł na jednym, wskazując ten naprzeciwko Harry’emu. Potter westchnął cicho i opadł na czerwony mebel.
- Nie ma się czego bać, Harry – odezwał się cicho i łagodnie Fiord. – Zaczniemy od teorii, żadnej praktyki. Widzę, że miałeś już jakąś styczność z oklumencją i podejrzewam, że nie są to zbyt przyjemne wspomnienia. Postaram się być bardzo delikatny, ale już na wstępie ostrzegam, że mogą zdarzyć się momenty, gdy przypadkiem wedrę się zbyt głęboko w twój umysł. Gdyby tak się stało, przestań walczyć, bo inaczej wywołam więcej bólu niż jest to tego warte.
Harry pokiwał głową, zdając sobie sprawę, że to najdłuższa przemowa, jaką dotychczas usłyszał z ust Fiorda. Mężczyzna wydawał się niezwykle zamknięty w sobie, choć może było to tylko wrażenie. Potter podejrzewał, że Louie jeszcze go zaskoczy.
^^^
*Jeśli ktoś tego nie widzi, znalazłam bardzo podobny obraz, który objaśnia moje wyobrażenia. Jednak w mojej wersji nie ma tam drugich drzwi.
^^^ 
KOMENTUJCIE!!! :*

5 komentarzy:

  1. To było cudne , opłaciło się czekanie
    Zastanawiam się o co chodzi z tym snem
    Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu crudeoil:)
    Czy inspirowalas sie czescia 5 z departamentu? Albo historii z domem riddlow? Co do tekstu- jak zwykle swietny. Mam nadzieje ze wilczyca bedzie miala wiecej do powiedzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomieszczenie ze snu kojarzy mi się z piwnicą w domu Malfoy'ów. Moim drugim skojarzeniem był dom Gauntów, coś w stylu ruiny, ale raczwj to nie to. Dwór Malfoy'ów jest pewniejszy, wspomnienie o ciemności, krat co prawda tam nie było, ale te krzyki... zupełnie, jak Hermiona, gdy Bella wytyła jej "szlamę" na ramieniu. Zresztą zbite lusterko Syriusza i zobaczenie ściany zamiast siebie jest dosyć oczywisą podpowiedzią.
    Co do rozdziału, cudowny jak zawsze. C: Szkoda mi Maxa, tyle przeżył, a jeszcze wiele przed nim. Śliczna musi być ta suczka Harry'ego, tym bardziej z Jego zielonyki oczami. :) Mam nadzieję, że r8zdział napiszesz w miarę szybko. :) Niech Wena Będzie Z Tobą! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sharon?? A to nie powinno być Fiord?? Ale mniejsza...
    Szczerze, to jak dotarli z Lucasem do pokoju i był jego opis to myślałam, że Harry będzie musiał się nauczyć chodzić w/po powietrzu, czy coś... ;P
    Biała suczka wilczka z (bardzo) zielonymi oczkami... ooch, ona musi być cudna!!
    Pozdrawiam, życzę WENY, CZASU i CHĘCI!!
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    cudnie, poznaliśmy już dlaczego Max się tak zachowuje,  Harry wytwale się szkoli w opanowaniu swoich zdolności...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń