Witam wszystkich, którym starczyło cierpliwości!
Tak, wiem, obiecałam dodawać rozdziały szybciej i w ogóle, ale jak to bywa, nie dałam rady. Koniec roku szkolnego się zbliża, nauczyciele karzą poprawiać z cztery na pięć, bo przy średniej rocznej cztery przecinek sześć nie dają pięć na koniec, no po prostu masakra. Ale trudno. Usiadłam do tego, napisałam, jest. Co prawda, króciutko, bo tylko cztery strony w Wordzie, ale przyszły rozdział będzie dłuższy... przynajmniej tak planuję.
Parę informacji na począteczek.
Można znaleźć to opowiadanie na Wattpad, dzięki uprzejmości Karahaaa, która w moim imieniu tam publikuje. Rozdziały są poprawione, co nieco dodałam, żeby brzmiało jakoś lepiej, więc jak ktoś ma ochotę i woli Wattpad, zapraszam. Na blogu również pojawiają się poprawione rozdziały. Co prawda, nadal coś mi w nich nie pasuje, ale cóż, musiałabym je cały czas poprawiać i pisać na nowo, a pewnie i tak nie byłabym zadowolona.
Drugie info; szukam doświadczonej osoby do sprawdzania tłumaczeń. Podkreślam doświadczonej, która zna się na rzeczy i wyłapie nie tylko ortografię i interpunkcję, ale też błędy językowe i stylistyczne, a właściwie te w szczególności.Zaczęłam dużo tłumaczeń, więc można sobie wybrać na zasadzie "a może tylko w tym ci pomogę, bo lubię tę parę". Zresztą po raz kolejny zapraszam do odwiedzania strony z tłumaczeniami. Pojawi się tam za niedługo miniaturka Wolfstar, która właściwie mogłaby być całym opowiadaniem, bo ma ponad trzydzieści stron w Wordzie (i okropnie dużo pisanych slangiem dialogów).
Dobra, dłużej nie przynudzam (to najdłuższy wstęp jaki napisałam, dlaczego rozdział nie jest tak napisany -_-) i zapraszam do czytania i komentowania.
Zbetowała carmendraconi
^^^
Syriusz postanowił, że od razu po obiedzie zjedzonym w
Wielkiej Sali, wraz z chłopcami wróci do domu Evansów. Widział, że coś
poróżniło nastolatków i podejrzewał, że chodzi o jego skromną osobę. Harres z
pewną zawiścią patrzył na Harry’ego, który siedział blisko chrzestnego, niemal
wchodząc mu na kolana. Black już nieraz słyszał, że Harres go uwielbia i
podziwia, a odtrącenie go w taki sposób i równocześnie akceptowanie drugiego z
chłopców, musiało bardzo zdenerwować blondyna. Jednak Syriusz nie czuł ani
trochę wyrzutów sumienia. Nie znosił Harresa i stwierdzał, że należy mu się
odrobina szkoły życia. James i Lily zrobili z niego zadufanego w sobie egoistę,
a Black nie cierpiał takich ludzi. Jeśli mógł coś z tym zrobić, to zamierzał
spróbować, nawet jeśli oznaczało to narażenie się ojcu chłopców.
Wrócili do domku dziadków niedługo po południu i znaleźli
ich grzebiących w ziemi. Harry natychmiast zaoferował się, by pomóc babci, gdyż
twierdził, że nie powinna nosić wielkich konewek z wodą. Staruszka właśnie
sadziła jakieś kwiaty i potrzebowała sporo wody. Syriusz stwierdził, że też
pomoże, co spotkało się z wdzięcznym spojrzeniem kobiety.
A więc zaczęli nosić spore, zielone konewki, podczas gdy
dziadek kopał kopaczką niewielkie dołki na poletku z tyłu domu, a babcia
sadziła kwiatki. Wielki zbiornik z deszczówką stał przy prawej ścianie domu,
pod rynną i Harry z Syriuszem musieli nieźle się nachodzić, by przynieść
odpowiednią ilość. Na szczęście, pogoda była wyśmienita do takiej pracy, bo
świeciło lekkie, nie ostre, słońce i wiał delikatny wietrzyk. Jednak koniec
końców, Harry poczuł, że nie ma już siły. Postawił kolejną, całkiem pełną
konewkę koło babci i opadł na ziemię, chwaląc fakt, że w tym momencie pole
przysłania cień pobliskiego drzewa.
- Zmęczony, kochanie? – spytała miękko babcia, zakopując
kolejną sadzonkę w ziemi.
Harry pokiwał lekko głową. Spojrzał na Syriusza, który z
głębokim westchnięciem opadł na trawę koło niego. Mężczyzna otarł czoło i
skronie od potu i spojrzał na dziadka, opierającego się o kij kopaczki.
- Możemy zrobić chwilę przerwy?
- Oczywiście. Właściwie, właśnie miałem to proponować –
uśmiechnął się Luis, a jego wzrok padł na Harresa, który siedział na tarasie i
bawił się komórką dziadka. – Harres! Przyniósłbyś nam coś do picia?
- Sami sobie zajdźcie! – odkrzyknął chłopak, nie
przerywając zabawy.
W Syriuszu się zagotowało.
- Nie bądź bezczelny, chłopcze – uprzedziła Blacka
babcia, zerkając na wnuka ze zmarszczonymi brwiami. – Dlaczego nie chcesz nam
pomóc?
- Mama mówi, że nic nie muszę robić, bo jestem niezwykły.
Syriusz parsknął. Nie potrafił się powstrzymać.
- Nie jesteś ani trochę niezwykły. Jesteś całkowicie
zwykłym, głupim bachorem.
- Syriusz! – obruszyła się mimo wszystko Mary.
- No co? Według mnie to prawda – Black wzruszył
ramionami. Harry westchnął widząc, że w chrzestnym odezwał się wredny i
buntowniczy charakter. Posłał mu lekko karcące spojrzenie. Syriusz ponownie
wzruszył ramionami i spojrzał z pewną pogardą na blond włosego chłopca, który
wyglądał, jakby chciał podejść i kopnąć go w kostkę.
- Jestem niezwykły! To Harry jest głupi!
W tym momencie i starszy Potter i Evansowie wiedzieli, że
zapowiada się Armagedon. Syriusz bardzo kochał swojego jedynego chrześniaka i
atak w stronę chłopca brał na siebie, odpowiadając z walecznością wściekłych
hipogryfów.
- Ach tak? – spytał Black groźnie. Harres nie pojął
ostrzeżenia.
- Tak! Nie umie mówić, nie ma przyjaciół, nie jest w
drużynie Quidditcha. Czyli jest głupi!
- Przeproś.
- Nie! Ty też przeproś! Ja nie jestem głupi!
- Dobrze. Nie powinienem mówić, że jesteś głupi,
przepraszam, ale ty też masz przeprosić Harry’ego – powiedział Black, a starszy
Potter lekko sapnął. Rzadko się zdarzało, by Syriusz przepraszał, nawet nieszczerze.
Harry pomyślał, że może jednak działał jakoś dobrze na chrzestnego.
- Nie!
- A to dlaczego?
- Bo mama mówi, że nie muszę!
- Nie ma tu twojej matki i to mnie masz teraz słuchać. A
ja mówię, że masz przeprosić Harry’ego!
Nerwy Syriusza puściły i Black podniósł głos. Harry
doskonale wiedział, że Harres nie lubi, gdy się na niego krzyczy i zazwyczaj,
gdy ktoś powiedział cokolwiek trochę głośniej, reakcja była jedna. Harres
wykrzywił się i wybuchnął płaczem. Syriusz jednak nie zamierzał na to reagować.
- Przeprosisz, czy nie?
- NIE! – odpowiedź była ochrypłym wrzaskiem.
- W takim razie pójdziesz do pokoju, bez zabawek i
słodyczy – Black podszedł do bachora i chwycił go za ramię, nie mocno, by nie
zostawić śladów, za które oberwałby na pewno od Jamesa, ale z taką siłą, by
chłopak się nie wyrwał. Zaciągnął go na piętro, słysząc, że dziadkowie podążają
za nimi, gotowi, by zareagować, gdyby posunął się za daleko. Nie zamierzał
jednak tego robić.
Wprowadził krzyczącego bachora do pokoju i pchnął go
lekko na łóżko. Zaczął otwierać szuflady w poszukiwaniu słodyczy i ukrytych
zabawek.
- NIE! Zostaw! Wyjdź! – krzyczał Harres zanosząc się
płaczem. Jednak widać było, że łzy są wymuszone.
Syriusz odnalazł siateczkę z czekoladowymi żabami i od
razu zauważył, że są w niej też słodycze, które przywiózł chrześniakowi ze
Stanów. Odwrócił się do Harresa i zmierzył go wściekłym spojrzeniem.
- Zabrałeś to Harry’emu?
- Są moje!!!
- Pytam, czy zabrałeś je Harry’emu? – powtórzył Black
powstrzymując się przed uderzeniem cholernego gówniarza.
- Mama pozwoliła! Są moje!
- Świetnie. W takim razie zje je sobie Harry.
- Ale nie wszystkie były jego! – krzyknął Harres
dostrzegając, że zaraz straci wszystkie słodkości, nie tylko te, które zabrał
bratu. – Pięć żab jest moich!
- Trudno – stwierdził Black, chwycił konsolę do gry i
ruszył w stronę drzwi. – Masz tu zostać, rozumiesz?
- NIE!
- Nie rozumiesz, czy nie zostaniesz? – spytał odwracając
się do blondyna. – Przemyśl dobrze swoją odpowiedź.
Chłopak zaczął jeszcze głośniej wrzeszczeć, tupiąc przy
tym szaleńczo nogami. Syriusz zignorował to i wyszedł, zatrzaskując za sobą
drzwi. Dopiero wtedy odetchnął i spojrzał na dziadków. Widział w ich oczach
lekką dezaprobatę, ale zarazem aprobatę. Podejrzewał, że mieli ochotę zrobić
coś takiego już dawno temu, ale bali się reakcji rodziców chłopca. Spojrzał
ostatni raz na drzwi do pokoju i od niechcenia rzucił zaklęcie wyciszające, by
odciąć się od głośnych wrzasków. Ruszył w stronę Harry’ego, który stał
niepewnie przy schodach i podał mu woreczek ze słodyczami.
- Dokończmy ten ogród – powiedział cicho i pierwszy
zszedł na dół.
***
Po pół godzinie udało im się dokończyć sadzenie kwiatów,
choć i Harry i Syriusz, mieli dużo gorsze humory, niż na początku. Oboje
zdawali sobie sprawę z tego, że za jakiś czas wrócą Lily i James, a wtedy nie
będzie kolorowo. Harry wiedział, że wywiąże się z tego gwałtowna kłótnia, która
na pewno odbije się na nim oraz uczuciach Łapy. Black, mimo tylu lat, nadal w
jakiś sposób liczył się z Jamesem, który przypominał mu lata beztroski w
Hogwarcie. Harry całkowicie to rozumiał, choć po części był zły, że jego
chrzestny nie stawia się bardziej jego ojcu. Z drugiej strony, to wywołałoby
między nimi jeszcze większy konflikt, więc w sumie może dobrze, że Black w
jakiś sposób nauczył się uległości.
Trzask frontowych drzwi sprawił, że Harry lekko drgnął.
Spojrzał na chrzestnego, który wyglądał, jakby czekał na to, co zaraz nastąpi.
Wszedł wolnym krokiem na taras i usiadł, niby wyluzowany, na drewnianym
ogrodowym krześle. Po paru minutach, w kuchni rozległy się kroki, które mogły
należeć tylko do Jamesa. Mężczyzna otworzył drzwi i Harry momentalnie zauważył,
że jego ojciec jest wściekły. Kipiała z niego furia.
- Harold, masz natychmiast oddać bratu słodycze –
powiedział pan Potter, specjalnie używając twardszej wersji imienia chłopca.
Nastolatek już zdążył zapomnieć, że ono w ogóle istnieje.
- Nie – powiedział cicho, ale stanowczo Black, patrząc na
byłego przyjaciela z determinacją. – Sam kupiłem te słodycze w Stanach. Należą
do Harry’ego. Harres również dostał swoje…
- Dałeś mu dwa batoniki! A Harry’emu całą torbę. Nie
dziwię się, że Harres poczuł się dyskryminowany - warknął James, zakładając
wojowniczo ręce na piersi.
Syriusz wstał z krzesła i stanął naprzeciw niego,
powtarzając jego ruch. Obaj byli wysocy i postawni, więc stojąc naprzeciw
siebie wyglądali naprawdę groźnie z identycznymi poważnymi minami. Harry skulił
się lekko, wiedząc, co zaraz nastąpi.
- Gdybyś tak nie rozpieścił tego gówniarza, nie
zachowywałby się jak wielki królewicz – syknął Syriusz, tracąc powoli
panowanie.
- Nie czepiaj się tego, jak wychowuję własnego syna!
- To ty go wychowujesz? Myślałem, że tylko mu służysz –
parsknął Black. – To, co z nim wyprawiasz, nie można nazwać wychowaniem. Jemu
by się bat przydał!
- Czyli popierasz twoich rodziców? – syknął James z
tryumfem.
Black zacisnął wargi, a jego oczy się zwęziły.
- Nie, ale jak widzisz wyszło mi to na dobre.
- A może właśnie to zrobiło z ciebie takiego dupka.
Syriusz spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Uważasz MNIE za dupka, tylko dlatego, że nie znoszę
twojego zadufanego w sobie synalka?
- Nie jest zadufany!
- Nie, w ogóle – zaszydził Łapa z pogardą. – Myśli, że
jest nie wiadomo kim. Przez twoje idiotyczne „wychowanie” na pewno nie będzie
jak Harry Willow.
Tym razem to James sapnął z niedowierzaniem.
- Wcale nie próbuję…
- Nie? Jak był mały uczyliście go z Lily śpiewać, bo
Willow to potrafił. Chcieliście namówić Lucasa, żeby użył na nim magii
żywiołów, bo Willow potrafił nią władać!
- To wcale nie tak!
- Och, daj spokój! Mnie wyśmiewasz za rozpamiętywanie
jego śmierci, a ty, co robisz? Próbujesz w niego zmienić własnego syna!
James zacisnął usta i odwrócił wzrok, spoglądając z
wściekłością, nie na Syriusza, ale na Harry’ego, jakby to była jego wina.
- Masz oddać bratu słodycze, bo inaczej pożałujesz.
Młody Potter tylko pokiwał głową, nie chcąc zaostrzać
konfliktu.
James odwrócił się i zniknął w domu. Syriusz patrzył
chwilę na zamykające się drzwi do kuchni. W jego oczach odbijał się ból i
strata po najlepszym przyjacielu.
Harry podszedł do niego niepewnie i wtulił się w pierś
chrzestnego. Syriusz westchnął i objął go mocno ramionami, chowając nos w
rozczochrane włosy chłopca.
- Oddasz mu te słodycze – szepnął Łapa miękko i z pewnym
niezadowoleniem. Nie podobało mu się to, że musi ulec. Zaraz się jednak
rozpogodził. – Napiszę list do kumpla z Ameryki, by wysłał mi dla ciebie całą
skrzynkę łakoci.
Harry uśmiechnął się mimowolnie, czując przyjemne ciepło
w okolicach serca. Mimo wszystko cieszył się, że Black jest przy nim.
W tym momencie zdał sobie sprawę, że jest sam na sam z
chrzestnym. Uniósł głowę i już otworzył usta, by wyznać mu prawdę, gdy
zrozumiał, że nie ma pojęcia, co dokładnie powiedzieć. Tak długo czekał, aż
zostanie z Blackiem bez świadków, a teraz nie wie, od czego ma zacząć. „Cześć”?
„Mówię, wiesz”?
Westchnął. Może po prostu powie jego imię. Gdy przestał
mówić Black nieraz prosił go, by powiedział tylko jego imię. Tak, Syriusz na
pewno by się ucieszył, w końcu błagał go o to niezliczoną ilość razy. Ale
również… Czy to go nie zrani? Jeśli powie mu, że przez ten cały czas mógł się z
nim porozumiewać, ale po prostu nie chciał, Syriusz na pewno zareaguje
gwałtownie, jak to on. Z innej strony, jak inaczej ma zacząć? Łapa na pewno
poczuje się zraniony, w mniejszym lub większym stopniu. Odkładanie tego nie
pomoże, tym bardziej, że Black ma jutro wyjechać.
Uniósł ponownie głowę, otworzył usta i… drzwi do kuchni
otworzyły się cicho. W progu stanęła Lily, zakładając ręce na piersi.
- Fiukał Dumbledore – poinformowała. – Prosił, by jeszcze
dzisiaj zorganizować spotkanie Zakonu u Weasleyów. Molly mi powiedziała, że
możemy u niej zostać po naradzie. Dzieciaki się pobawią, a poza tym… będzie też
Remus – powiedziała, posłała Blackowi dziwne spojrzenie i weszła z powrotem do
domu.
Harry patrzył przez moment za matką, zastanawiając się,
co miał oznaczać ten wzrok. Czyżby…? No pewnie, że jego mama zauważyła
zainteresowanie Lupina Syriuszem.
Widocznie, tak jak on, starała się zeswatać tą dwójkę. Potter przeniósł
wzrok na Blacka, który marszczył brwi w zamyśleniu. Też starał się zrozumieć
zachowanie kobiety.
Harry uśmiechnął się. Czasem Syriusz był taki
niedomyślny.
^^^
Komentarze mile widziane ^,^
Macie jakieś pytania, zadajcie je na czacie! ;) Na pewno odpiszę.
Genialne opowiadanie! Czytam je od pierwszych rozdziałów i cały czas mnie zaskakujesz. Masz tylko jedną wadę... Czemu do jasnej ciasnej publikujesz tak rzadko?!(Co z tego, że robisz to zwykle raz na tydzień lub dwa...) I teraz pytanie na koniec: Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny
Ania
P.S. Kiedy kolejny rozdział Nocnego Strażnika?
I dobrze Harresowi ! Tak ma być ! A moje pytanie to : KIEDY ROZDZIAŁ. Bo to jest boskie.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem co mam napisać, jak zwykle boskie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i na dalszy rozwój wydarzeń.
OdpowiedzUsuńWeny, weny i jeszcze raz weny!
Trudno znieść zachowanie Harresa i jego rodziców,rozpieścili go i utwierdzili w przekonaniu ,że jest pempkiem świata.Głupota ich nie zna granic i irytuje ,że złoszczę się czytając o tym.Harremu trudno porozmawiać z Syriuszem,lęka się jego reakcji.Liczę ,że jednak się odważy i wreszcie ,coś się zacznie wyjaśniać.Weny i czasu na jej spożytkowanie.Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam jednym tchem! I czekam na wiecej ;D
OdpowiedzUsuńA czy Lucas tez sie dowie kim jest Harry? Bardzo polubilam ta dwojme razem :(
I znow Harry nie powiedzial Syriemu prawdy. Czekam na to i czekam... Pozwoli nu wyjechac? Tak po prostu? I Lukas... Nie wyczul go? Jakos... Powinien cos podejrzewac.
OdpowiedzUsuńCzekam ze zniecierpliwieniem. :)
Pierwszy dowie się Lukas - tak myślę. A poza tym rozdział jak zwykle genialny. Czekam na więcej.... byle szybko ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) nie mogę się doczekać, aż Harry powie Syriuszowi...
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńHarrem mnie wkurzył, Cinpomagają a on siedzi i się bawi i jakim prawem cudzą rzeczą? no i tak mama mu pozwoliła wziąść słodycze Harrego, a potem słowa Jamesa, że Harres poczół się dyskryminowany, a Harry to co? zero miłości rodzicoelskiej, zero zabawek i tak dalej... o pięknie Remus zainteresowany Syriuszem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jestem wkurzona, jakim prawem bawi się cudzą rzeczą? no i tak mama Harresowi pozwoliła wziąść słodycze Harrego, a potem jeszcze słowa Jamesa, że Harres poczół się dyskryminowany, a Harry to co? nie poczół się źle... zero miłości rodzicielskiej... i Remus zainteresowany Syriuszem... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga