czwartek, 28 kwietnia 2016

1. Powroty są trudne

Witam, witam, po przerwie!
Mam mnóstwo pomysłów i wenę, która mam nadzieję, nie zostawi mnie zbyt wcześnie.
Na początek parę spraw. Namber łan: Konkurs, który ogłosiłam przed przerwą. Dostałam parę odpowiedzi z czego trzy osoby odpowiedziały prawidłowo, jednak zwycięzca może być tylko jeden. Pierwsza odpowiedziała mirabella i to jej przypada zwycięstwo :D Nie powiem, jaka była prawidłowa odpowiedź, to się wyjaśni w dalszych rozdziałach. Nagrodą jest miniaturka, z wybranym przez zwyciężczynię pairingiem.
Sprawa namber tu: zapraszam na bloga z tłumaczeniami (link w menu). Dodałam właśnie miniaturkę, która w jakiś niewytłumaczalny sposób mnie urzekła. Ale ostrzegam! Stanowczo dla dorosłych! Jeśli lubicie takie pairingi jak Harry/Syriusz i Syriusz/Remus, to zapraszam, bo co jakiś czas będę dodawała takie krótkie tłumaczenia.
I w końcu sprawa numer trzy: jako, że mam problemy z motywacją do pisania, stwierdziłam, że po każdym komentarzu napiszę około 500 słów. Od teraz od was zależy, jak szybko pojawi się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że będą coraz szybciej ;)

A teraz już zapraszam do czytania :D

Zbetowane przez carmendraconi
***


Unosił się w całkowitej ciemności, lecz nie była to taka zwykła ciemność. Było w niej coś uspokajającego, dającego nadzieję, że za niedługo stanie się jasność i wszystko już będzie dobrze. Dryfował w niej nie słysząc nic oprócz spokojnego bicia własnego serca. Z niecierpliwością czekał na ten moment, gdy wszystko rozjaśni się, ale wiedział również, że będzie to koniec beztroskiego dryfowania, gdy nie musiał trudzić się, cierpieć, czy nawet myśleć.
Powoli odwrócił się, choć nie wiedział, gdzie, w którą stronę i czy w ogóle to zrobił. Wszystkie uczucia wolno zaczęły do niego wracać i instynktownie czuł, że to koniec jego krótkiego odpoczynku. Jasne światełko pojawiło się na krańcu ciemności, przywołując go do siebie, przyciągając. Płynął ku niemu, a jego umysł coraz bardziej się rozjaśniał. Wróciły wszystkie wspomnienia z czasów przed podróżą, wszystkie momenty spędzone z rodzicami i ich przyjaciółmi oraz całkiem nowe wspomnienia. Widział siebie, wiedział, że to on, ale zarazem nie miał nad tamtym sobą żadnej kontroli. Widział, jak jako dziecko zostaje skrzywdzony, jak przypadkowo zabija swojego kata i chowa jego ciało, jak cierpi i przestaje mówić. A potem doszły do niego te przyjemniejsze wspomnienia. Uśmiechnięta twarz ojca chrzestnego, jego czułe słowa i wsparcie. Wiedział, że na niego może liczyć i na razie tylko on jest jego ostoją, do której może wrócić w każdym momencie.
Odetchnął lekko, widząc, że zbliża się coraz bardziej do końca. Nowe wizje zaatakowały jego umysł. Sam jeden walczył przeciwko Quirrelowi, sam dostał się do Komnaty Tajemnic, by uratować siostrę Rona, mimo że rudowłosy chłopak nie pałał do niego przyjaźnią, sam dowiedział się, gdzie ukrywa się Peter i przez jego nieuwagę zdrajca uciekł, by dołączyć do Voldemorta.
Przez chwilę był zdezorientowany nowymi, całkiem innymi wspomnieniami, ale wiedział również, że należą do niego nie mniej, jak wszystkie inne.
Nagły rozbłysk jasności oślepił go na moment i w następnej chwili poczuł, że stoi, naprawdę stoi. Otworzył dotychczas zaciśnięte powieki i spojrzał na stojącą obok niego osobę. Na twarzy Cedrica Diggory’ego widniała determinacja.
- No bierz ten puchar, idioto! Należy ci się!
Harry nie myślał dłużej. Wszystko działo się w ciągu jednej sekundy. Chwycił puchar Turnieju Trójmagicznego i zniknął, zostawiając Puchona w labiryncie, z dala od prawdziwego niebezpieczeństwa.
                                                                                      ***
Harry upadł na ziemię czując okropny ból w nodze. No tak. Przecież pająk mu ją zwichnął. Uniósł głowę, od razu wiedząc, gdzie jest. Nagrobki, majaczący w oddali stary dom. Chwiejnie uniósł się do pionu, czekając na to, co się za chwilę stanie. Ktoś szedł powoli w jego stronę. Był już blisko, gdy jego blizna eksplodowała okropnym bólem. Jęknął cicho, chwytając się za głowę. Nagle został chwycony przez jakiegoś niskiego człowieka z kapturem na głowie, odwrócony i pchnięty na marmurowy kamień, na którym wyryte było nazwisko: Tom Riddle. Więzy oplotły go od ramion do kostek, nie pozwalając mu się poruszyć.
Harry nie musiał dużo myśleć, by wiedzieć, kto ukrywa się pod kapturem. Glizdogon sprawdził dokładnie wszystkie więzy, po czym wepchnął mu kawałek materiału do ust, co Harry uznał za całkowitą głupotę, bo przecież wszyscy wiedzieli, że nie mówi. Glizdogon odszedł kawałek, a ciasno zawiązany Harry nie mógł go dostrzec. Widział tylko przed sobą połyskujący puchar i swoją różdżkę leżącą koło niego.
Potem w polu jego widzenia pojawił się ponownie Pettigrew, pchający wielki kocioł. Obok jego nóg ślizgał się olbrzymi wąż, a przy jego głowie lewitowało niewielkie zawiniątko. Coś w nim poruszyło się gwałtownie, wywołując u Harry’ego nieznośny ból blizny.
Płomień buchnął pod kotłem, płyn w jego wnętrzu momentalnie zawrzał. Rozległ się zimny głos, który Harry doskonale pamiętał.
- Pospiesz się!
- Gotowe, mój panie – wymamrotał Glizdogon, po czym rozwinął lewitujący tobołek.
Wrzask Harry’ego został stłumiony przez ciemny materiał.
Potter doskonale pamiętał, jak wtedy wyglądał Voldemort. Przypominał obślizgłe dziecko, z płaską twarzą i pałającymi czerwienią oczami. Glizdogon uniósł go z wyrazem obrzydzenia na twarzy i wrzucił do kotła. Rozległ się syk i cichy odgłos ciała opadającego o dno.
Harry zacisnął powieki powstrzymując łzy. Wiedział, co teraz będzie.
- Kości ojca, dana nieświadomie, odnów swego syna! – wyrecytował Glizdogon, a powierzchnia grobu pod nogami Harry’ego pękła i wysunęła się z niej kość, która wzbiła się w powietrze i wpadła do kotła.
- Ciało sługi dane z ochotą, ożyw swego pana. – zaskomlał Peter i uniósł nóż. Harry w ostatnim momencie zacisnął powieki, by tego nie wiedzieć. Usłyszał wrzask i ohydny plusk, gdy ręka wpadła do kotła.
- Krwi wroga odebrana siłą, wskrześ swego przeciwnika. – Lśniący nóż wbił się w ramię Harry’ego i krew spłynęła po jego ręce. Glizdogon wyjął fiolkę i zebrał ją, po czym wlał go kotła. Eliksir zawirował, zawrzał i iskry wzbiły się w powietrze.
Harry zacisnął powieki i stłumił skomlenie. Ból teraz nie tylko rozsadzał jego głowę i nogę, ale jeszcze rękę. Gdy uchylił powieki mógł zobaczyć, jak odrodzony Voldemort wychodzi z kotła. Ponownie zacisnął powieki, nie chcąc patrzeć, jak Czarny Pan bada swoje ciało. Uchylił je dopiero, gdy poczuł przeszywający ból głowy, a Glizdogon wrzasnął przeraźliwie. Złośliwy tryumf widniał na twarzy Voldemorta.
- Ciekawe, ilu z nich jest na tyle odważnych, by wrócić? – wyszeptał złowieszczo. – A ilu okaże się głupcami i nie stawi się na wezwanie? – Odwrócił się nagle do Harry’ego. – Wiesz, Harry Potterze, że stoisz na szczątkach mojego ojca. Twoja matka chciała zginąć
, by cię ratować, a ja zabiłem swojego ojca i sam przyznaj, okazał się użyteczny. A tam, widzisz ten dom, Potter? Należał do mego ojca. Porzucił moją matkę, bo nie rozumiał magii. Tak głupi. Przysięgałem sobie, że go odnajdę i zemszczę się… Chyba staję się sentymentalny. Opowiadam ci moją rodzinną historię…
Nagle rozległ się łopot szat i na cmentarzu pojawili się zamaskowani i zakapturzeni śmierciożercy.
Harry słyszał, że Voldemort zaczyna coś do nich mówić, ale nie zamierzał tego słuchać. Pokręcił się lekko, szukając jakiegoś sposobu, by uwolnić się z lin. A gdyby tak… Wiedział, jak używać magii żywiołów, ale czy nadal posiadał tę moc i mógł jej używać? Nie miał pojęcia, ale stwierdził, że lepiej spróbować, niż dać się Voldemortowi torturować. Uniósł na niego wzrok, by wiedzieć, kiedy przestać i zacisnął dłoń na jednej z lin. Powoli wypuścił z siebie magię i poczuł, że jego ręka rozgrzewa się, a oczy zmieniają kolor na czerwień. Skupił się, by nie wzniecić zbyt wielkiego ognia, ale zarazem by mógł przepalić więzy.
Lina pękła w momencie, gdy Voldemort odwrócił się w jego stronę z zamiarem rzucenia na niego Crucio. Upadł przed nagrobek i momentalnie odskoczył za inny, w kształcie olbrzymiego anioła i rozłożonymi skrzydłami. Skrył się między nimi i odetchnął z jękiem. Jego różdżka leżała przy pucharze. Jeśli uda mu się dotrzeć do niej… Sapnął, gdy jakieś zaklęcie uderzyła w olbrzymiego, marmurowego anioła. Gdyby dał rady rozłożyć nad sobą tarczę z powietrza, tak jak uczył go Would, to może udałoby mu się dostać do różdżki. Potem wystarczy, że chwyci puchar…
- Wyjdź, Harry Potterze! Nie bawimy się w kotka i myszkę! – krzyknął Voldemort z całkiem niedalekiej odległości.
Harry odetchnął cicho i odepchnął się lekko od marmuru za jego plecami. Miał tylko nadzieję, że jego noga to wytrzyma. Policzył w myślach do trzech i wyskoczył zza nagrobka, mknąc w stronę różdżki. Zaklęcia śmignęły nad jego głową, więc szybko zamachnął ręką  tworząc koło siebie niewidzialną tarczę. Jeszcze trzy kroki, dwa, jeden… Sapnął, gdy potknął się nagle o płaski nagrobek. Upadł jak długi na ziemię, ale Śmierciożercy już nie mieli szans zdążyć. Chwycił różdżkę, niewerbalnie przywołał puchar i zniknął, słysząc jeszcze wściekły wrzask Voldemorta.*
                                                                                   ***
Świat ponownie zawirował i po chwili upadł na kolana u wyjścia zielonego labiryntu. Wokół niego zapadła nienaturalna cisza, po chwili przerwana pełnym ulgi okrzykiem.
- Harry!
Ktoś szybko zbliżył się do niego i podniósł jego głowę za policzki. Przed nim klęczał Cedric, wyglądający na całkiem przerażonego.
- Gdzieś ty się podziewał? Zabłądziłeś?
Harry pamiętając, że przecież nie mówi, pokręcił tylko głową. Kolejna osoba zbliżyła się biegiem i sekundę później Potter został mocno chwycony, podniesiony z ziemi i zamknięty w silnych ramionach Syriusza.
- Co się stało, dzieciaku? – wyszeptał Black w jego włosy, tuląc go z całej siły. – Cedric powiedział, że użyłeś świstoklika ponad pół godziny temu. Gdzieś ty wylądował?
W tym momencie Harry przypomniał sobie pewną rozmowę z Syriuszem, którą prowadzili, jak miał jakieś dziesięć lat. Ustalili wtedy pewny znak, który Harry miał pokazać chrzestnemu, gdyby Voldemort znowu się pojawił.
Odsunął się więc lekko, spojrzał poważnie w oczy chrzestnego i powoli dotknął jedną ręką jego klatki piersiowej, w miejscu, gdzie jest serce, a drugą przyłożył do swojej blizny. Źrenice Syriusza rozszerzyły się gwałtownie, gdy mężczyzna przypomniał sobie ich umówiony ruch.
- Nie… - szepnął. – Powiedz, że żartujesz.
Harry pokręcił głową zerkając na animaga przepraszająco. Black wciągnął ze świstem powietrze i spojrzał na Dumbledore’a, który właśnie wyszedł z pomiędzy tłumu zaciekawionych dzieciaków.
- Albusie, Voldemort powrócił.
- To niemożliwe. – Dyrektor pokręcił lekko głową, przystając o krok od nich.
- Harry tak twierdzi. To dlatego tak długo go nie było.
Młody Potter w tym momencie wyciągnął rękę do Dumbledore’a i pokazał mu ranę na ramieniu. Starzec pokiwał lekko głową, widocznie wierząc mu na słowo i odwrócił się do nauczycieli.
- Odprowadźcie uczniów do ich dormitoriów – rozkazał, po czym ponownie zerknął na Harry’ego, podczas gdy profesorowie zaganiali rozwrzeszczaną młodzież. – Syriuszu, zaprowadzisz pana Pottera do skrzydła szpitalnego, dobrze?
Łapa skinął głową, ale zanim zdążył pociągnąć chłopca za sobą, ten odwrócił się gwałtownie do ukrytego w cieniu Moody’ego. Wyciągnął różdżkę i bez ostrzeżenia oszołomił Aurora.
- Harry! Czyś ty zwariował!? – wrzasnął Black łapiąc go mocno za nadgarstki. Harry wyrwał się i utykając podszedł do nieprzytomnego mężczyzny. Nim ktoś go powstrzymał, wyjął z jego kieszeni karafkę z eliksirem. Spojrzał bystro na Dumbledore’a i rzucił mu buteleczkę. Staruszek odkręcił ją i powąchał.
- Wielosokowy – wyszeptał.
- To nie Moody – stwierdził zdumiony Syriusz i pokręcił głową. – Ale w takim razie, kto?
- Zaraz się dowiemy – powiedział Dumbledore. – Popilnuję go, a ty tymczasem idź z Harrym do skrzydła szpitalnego. Wygląda jakby miał zaraz zemdleć. Gdy będziesz wracał, przynieś, proszę, Veritaserum. Jestem pewny, że wiesz, gdzie jest.
Syriusz przez moment wyglądał jakby miał zamiar się kłócić, ale widocznie uznał, że zdrowie Harry’ego jest ważniejsze niż jego zachcianka i chwycił chłopca, biorąc go na ręce.
- Już dobrze, dzieciaku – szeptał Black, przeciskając się między uczniami. Względny spokój, który panował między studentami pokazywał, że najwidoczniej wyczyn Pottera nie został zobaczony. Harry przyjął to z ulgą, gdyż nie chciał zbytniego rozgłosu, szczególnie teraz, gdy będzie musiał uważać na to, co robi. Życie, na które nie miał wielkiego wpływu mieszało się z tym, w którym nie miał rodziców. Będzie musiał się dobrze zastanowić, co robić, zanim to zrobi.
Wtulił twarz w ramię chrzestnego, a odwracając głowę, zobaczył kątem oka zmierzającego ku nim Lupina. Uśmiechnął się do niego słabo i pociągnął lekko Blacka za włosy, by go zatrzymać. Remus dogonił ich w paru krokach.
- Jak się czujesz, Harry? Bardzo Cię boli? – zapytał z charakterystyczną dla siebie troską.
Chłopiec pokręcił głową, mimo że tak naprawdę jego noga i ręka pulsowały okropnym bólem. Oparł z powrotem głowę na ramieniu Blacka i udał, że przysypia. Zostawił lekko uchylone powieki i od razu spostrzegł, że Lupin patrzy na Syriusza. Tylko głupi albo ślepy nie zauważyłby tego, co czai się w oczach wilkołaka. Niestety Łapa należał do tej drugiej grupy i kompletnie nie zdawał sobie sprawy z uczuć przyjaciela. Harry doskonale pamiętał, że Remus wyznał mu po Sylwestrze, jakim uczuciem darzy Blacka, i również nie mógł zapomnieć tego kompletnego zrezygnowania w brązowych oczach. W tym momencie pomyślał, że byłoby naprawdę wspaniale, gdyby ci dwaj się zeszli. Miałby wtedy dwóch fantastycznych tatusiów chrzestnych.
Stłumił szeroki uśmiech, cisnący mu się na twarz i uchylił szerzej powieki. W końcu doszli do skrzydła szpitalnego. Black przeszedł na drugi koniec pomieszczenia i położył chłopca na łóżku, a w tym czasie Remus wszedł do gabinetu pielęgniarki i poprosił ją o pomoc.
- Dobrze, dzieciaku, teraz zajmie się tobą pani Pomfrey – uśmiechnął się Syriusz i już chciał odejść, by wykonać polecenie Dumbledore’a, gdy Harry chwycił go za rękaw i spojrzał w oczy. Black tylko wywrócił oczami, znając to spojrzenie. – Tak, opowiem ci wszystko jutro, gdy tylko się obudzisz. Miałeś ciężki dzień, więc jak tylko pani Pomfrey poskłada cię do kupy, masz iść grzecznie spać. Sprawdzę!
Harry uśmiechnął się szeroko i opadł na poduszkę. Był naprawdę cholernym szczęściarzem, że miał kogoś tak wspaniałego jak Syriusz. Patrzył, jak Black i Lupin ramię w ramię wychodzą z pomieszczenia, po czym skupił uwagę na pielęgniarce, która już czekała, by podać mu najohydniejsze eliksiry, jakie tylko miała w swoich zapasach.
                                                                                    ***
Następnego dnia Harry obudził się przez cichy, ale zirytowany głos Lupina, który widocznie próbował powstrzymać Syriusza przed zbyt wczesnym obudzeniem Pottera. Chłopiec westchnął miękko, w duchu stwierdzając, że Łapa nigdy się nie zmieni, i uchylił powieki. Z niezadowoleniem stwierdził, że wszystko jest zamazane. Czyli jednak będzie musiał wrócić do swoich okularów. Zdążył się już od nich odzwyczaić i teraz nie za bardzo odpowiadał mu ten pomysł. Będzie musiał coś nad tym pomyśleć.
- Harry! Nie śpisz, Kruszynko! – wyszczerzył się Syriusz, pochylając nad nim i całując go w czoło. – Jak się czujesz?
Potter wzruszył lekko ramionami, ale uśmiechnął się uspokajająco. Przez noc eliksiry zrobiły swoje i teraz tylko lekko przeszkadzał mu opatrunek na nodze.
- To dobrze – stwierdził Łapa, a jego oczy błysnęły ulgą. – Rozumiem, że chcesz usłyszeć o tym, co się stało z Moodym-nie-Moodym? Tak myślałem. A więc, okazało się, że prawdziwy Moody był przez calusieńki rok szkolny zamknięty w kufrze. Podszywał się pod niego Barty Crouch Junior, czyli syn Barty’ego Croucha, co chyba jest oczywiste. I to on zabił ojca. I wrzucił twoje nazwisko do Czary. Zdaje mi się, że opowiadałem ci o nim – Black zamyślił się na moment. – Taa, mówiłem na pewno. Był śmierciożercą, jednym z najwierniejszych.
Harry pokiwał lekko głową, by przerwać słowny potok. Doskonale pamiętał to, jak Black mu opowiadał o większości śmierciożerców, tych martwych i żywych, oraz przypominał sobie, jak wpadł do myślodsiewni Dumbledore’a. Teraz to drugie wspomnienie zdawało mu się tak dziwnie odległe, jakby było tylko snem, ale doskonale wiedział, że jest to tak samo jego przeszłość.
Spojrzał w ciepłe, szare oczy chrzestnego i uśmiechnął się lekko. Black uznał to za dobry znak i w odpowiedzi wyszczerzył się radośnie, zmieniając temat.
                                                                                 ***
Harry przeleżał w skrzydle szpitalnym kilka dni. W tym czasie mógł dużo pomyśleć, bo praktycznie nikt oprócz Syriusza i Remusa go nie odwiedzał. Raz wpadł Dumbledore sprawdzić, czy Złoty Chłopiec wraca do zdrowia, dwa razy przyszedł Neville Longbottom, by dać mu notatki z lekcji, ale bardzo szybko uciekł, jakby się bał, że ktoś go zauważy, i raz przyszli jego rodzice. Ta ostatnia wizyta wstrząsnęła Harrym najbardziej. Lily i James przyszli z Harresem, który od razu zaczął przeszukiwać szafkę Harry’ego, by zabrać mu słodkości, które czarnowłosy dostał od chrzestnego, a rodzice wcale nie oponowali, wręcz zachęcali swoją młodszą pociechę, by zjadł jeszcze jedną czekoladkę. Dorośli tylko poinformowali Harry’ego, że wracają do domu oraz że ma poprosić Syriusza, by odebrał go z peronu, bo oni wtedy będą u rodziców Lily. Black miał odstawić go do dziadków, zostać parę dni w kraju i wrócić do pracy w USA. Harry poczuł mocny uścisk w sercu, gdy tylko usłyszał, że Łapa wyjeżdża. Miał nadzieję, że będzie mógł spędzić z nim trochę czasu i sprawdzić, czy naprawdę jest taki, jak pamięta.
Gdy rodzice wyszli, nawet się nie pożegnawszy, Harry przekręcił się na brzuch, ukrył twarz w poduszce i zagryzł wargi, by powstrzymać łzy. Czasem naprawdę się zastanawiał, czy kochać rodziców, czy ich nienawidzić. Stwierdził, że musi coś na to poradzić, a co najważniejsze, zyskać jakiegoś mocniejszego sojusznika. Nie zamierzał biernie czekać, aż Harres stwierdzi, że Harry jest kompletnie niepotrzebny i każe go zabić. Co prawda, Potter wątpił, by rodzice wykonali taki rozkaz, ale na pewno zaczęliby myśleć, czy go nie oddać. I w tym wypadku będzie potrzebował kogoś, komu będzie mógł bezgranicznie zaufać. Najpierw musi przekonać Blacka, by nie wyjeżdżał z kraju. Podejrzewał, że nie będzie to trudne. Z drugiej strony, nie chciał, by Łapa czuł się w jakiś sposób przywiązany do tego miejsca, by musiał znosić docinki Jamesa. Harry, przeglądając swoje-nie-swoje** wspomnienia, zauważył, że starszy Potter często używa żałoby Blacka po Willowie, by mu dopiec. Harry czuł, że Syriusz pogodził się już ze śmiercią swojego „młodszego braciszka”, ale nadal, w głębi serca, tęsknił za nim, a każde przypomnienie o tej tragedii wywoływało u niego ból. Harry pomyślał, że dobrze by było, gdyby powiedział Blackowi prawdę, ale zarazem bał się, czy ten go nie znienawidzi. W momencie, gdy o tym pomyślał stwierdził, że jest kompletnym idiotą skoro uważa, że Syriusz za zostawiłby go za coś takiego. Owszem, będzie czuł się zraniony, zdradzony i prawdopodobnie na jakiś czas się obrazi, ale szybko wróci, by go uściskać i powiedzieć, że zawsze przy nim będzie. To skarb mieć takiego chrzestnego.
Pani Pomfrey pozwoliła mu wyjść ze skrzydła szpitalnego dopiero, gdy upewniła się, że chłopiec nie wróci do niej wcześniej niż w przyszłym roku szkolnym. Harry miał nadzieję, że nie będzie to trudne, biorąc pod uwagę fakt, że szkoła kończy się za dwa dni. Nie sądził, że nawet przy jego zdolnościach, trafi do pielęgniarki w tak krótkim czasie.
Szedł powoli w stronę Wieży Gryffindoru stwierdzając, że nie ma najmniejszej ochoty na śniadanie, które właśnie zaczynało się w Wielkiej Sali. Dotknął portretu, nie musząc wypowiadać hasła i wszedł do całkiem pustego Pokoju Wspólnego. Z pewnym smutkiem stwierdził, że nic tu się nie zmieniło, choć dużo bardziej wolałby, żeby Hogwart mniej przypominał mu czas z Huncwotami oraz z Ronem i Hermioną. Przypominając sobie przeszłość, widział, że Ron trzyma się raczej z Deanem i Seamusem, a Hermiona całkowicie odcięła się od jakichkolwiek koleżanek z Gryffindoru i pogrążyła się w nauce. W tym momencie dotarło do Harry’ego, że to właśnie dzięki niemu jego przyjaciele trzymali się razem. Teraz, gdy nie zaprzyjaźnił się z nimi, byli dla siebie praktycznie całkiem obcymi ludźmi.
Wpadł do swojego dormitorium, zastanawiając się, czy na pewno wybrał dobrze, umierając. Owszem, rodzice żyli, Lucas gdzieś tam żyje, jego moc jest większa i posiada nowe umiejętności, których nie miałby, gdyby nie podróż w czasie, ale… Zawsze to cholerne ale. Chciałby rodziców, którzy szczerze go kochają tylko za to, że jest, chciałby, żeby jego przyjaciele stali za nim murem, chciałby mieć ostoję w kimś, kogo by pokochał. Padł na łóżko i ukrył twarz w poduszce. Wiedział, że nie będzie teraz łatwo, że będzie musiał zmierzyć się z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami, że będzie musiał wymyślić jakiś sposób na pokonanie Voldemorta. Miał nadzieję, że nowe umiejętności przydają mu się, nie tylko w zabawie, jak je wykorzystywał przy Huncwotach. Pomyślał, że dobrze by było, gdyby znalazł jakąś książkę na ten temat, ale gdzie miałby szukać? Najbardziej prawdopodobne, że wiedziałby Lucas, ale przecież mężczyzna wyjechał z kraju i słuch po nim zaginął.
Harry potrząsnął głową i usiadł. Spróbuje przeszukać bibliotekę, ale nie zostało mu wiele czasu. Rok szkolny kończył się za dwa dni, a potem wyjeżdżał z rodzicami do dziadków na, co najmniej, tydzień. Co po tym, nie miał pojęcia. Parę razy, w minione wakacje, odwiedzał z rodzicami Hogwart, ale zazwyczaj na krótko, gdy Lily i James chcieli porozmawiać z Dumbledorem albo po prostu odwiedzić stare kąty. Może uda mu się poprosić dyrektora, by mógł skorzystać z biblioteki pod pretekstem nauki i odrabiania zadań na wakacje… Po części też wątpił, że cokolwiek znajdzie, bo szukał już w przeszłości, ale nadzieja matką głupich, a każda matka kocha swoje dzieci.
Wstał z łóżka i otworzył kufer, mając zamiar umyć się. Nadal pachniał skrzydłem szpitalnym. Nagle zauważył coś dziwnego na dnie kufra. Odgarnął ubrania i w szoku wziął do rąk zdjęcia, te zdjęcia, które robił razem z Lily, gdy Huncwoci byli w szpitalu pod postacią małych dzieci. Momentalnie zapiekły go oczy, gdy na niektórych dostrzegł samego siebie, patrzącego z uśmiechem w aparat. Znalazł też parę zdjęć z Winter Wonderlandu, które przedstawiały jego, Syriusza i Remusa na jakiejś karuzeli oraz samego Blacka przytulającego do policzka zezowatego pieska, którego dostał od Rogacza. Ale łzy pociekły po jego twarzy dopiero, gdy zobaczył zdjęcie zrobione przed balem Walentynkowym. Roześmiani rodzice, zadowolony Syriusz i uśmiechający się łagodnie Remus. A przy nich on. Także roześmiany, zadowolony i uśmiechnięty. Miał tak okropne wrażenie, że działo się to wieki temu i w sumie, wiele się nie mylił. Od tego czasu minęło tak wiele dni, miesięcy, że nastolatkowe na zdjęciu zdążyli już zapomnieć, co to beztroska radość i jak to jest być młodym i niewinnym.
Wstał lekko chwiejnie z klęczek i ruchem różdżki zapakował obrazy przeszłości w niepotrzebny pergamin i schował je głęboko w kufer.
Chwycił świeże ubrania i skierował się do łazienki, zastanawiając się głęboko, jak zdjęcia mogły znaleźć się w jego kufrze?
**********************************************************************************

*Opisy częściowo zaczerpnięte z książki „Harry Potter i Czara Ognia”
**Czyli te, na które nie miał żadnego wpływu

11 komentarzy:

  1. ha... jest rozdział juz nie moglam się go doczekać :-)) no i nie zawiodłam się, ten rozdzał jest świetny. Zresztą całe opowiadanie jest cudowne...:-) czekam na dalsze części:-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, bardzo, bardzo się cieszę, że pojawił się ciąg dalszy tego opowiadania :) Teraz nie będę mogła myśleć o niczym innym :P Pisz szybko kolejną część, bo padnę z ciekawości ;) Mam nadzieję, że Harry jednak opowie o wszystkim Syriuszowi - ciekawa by była jego reakcja, a młodemu przydałoby się wsparcie. I czekam na powrót Lucasa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za kicha, usunęło mi cały komentarz a rozpisała się jak głupia, no nic, zacznę od początku.
    Zajrzałam tylko po to by odświeżyć sobie stare rozdziały a tu czeka mnie niespodzianka. Nowy rozdział, początek drugiej części, hurra, juhu i co tam nie krzyczymy kiedy coś nas cieszy :D. Podoba mi się że Harry pomimo wszystko daje rade myśleć perspektywistycznie i zamierza powiedzieć wszystko Syriuszowi. Wydaje mi się że nawet z tym rozdwojeniem i zróżnicowaniem wspomnień radzi sobie nieźle. Czas chyba troszeczkę zainterweniował skoro Potter znalazł te zdjęcia, ale to chyba dobrze bo to zawsze jakiś namacalny ślad po tej dla niego dość świeżej przeszłości, jaki zdołał zachować.
    Od dziś czekam cierpliwie na kolejny rozdział i życzę czasu na współprace z weną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam!!! Dziś przesiadając się i czekając na kolejny pociąg dość przypadkowo weszłam na twój blog i patrzę i oczom nie wierze. Nowy rozdział! Jest po prostu genialny. To dobrze, że w końcu planuje powiedzieć o wszystkim Syriuszowi. Ale mnie zastanawiają teraz, jakie są relacje między Severusem a Harrym, bo o tym jeszcze nie wspomniałaś. Ogólnie to już siedzę jak na szpilkach i już czekam na kolejny rozdział!!!
    Życzę miłego Weekendu. Przesyłam pozdrowienia Nati.
    PS: Znalazłam małą literówkę "Wpadł do swojego dormitorium, zastanawiając się, czy na pewno wyrał dobrze" tobie chyba chodziło o słowo wybrał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju naprawdę świetne. Kocham twoje opko.
    Nie mogę się doczekac następnego!!
    Pozdro od jak zwykle zachwyconej
    Cans :*

    OdpowiedzUsuń
  6. We are the champions!!!! Ale się cieszę że wygrałam ���� dzięki tobie miałam świetny humor przez calutki piątek ( nawet na fizyce, i kiedy oglądaliśmy film romantyczny na polskim, straszne przeżycie, jak ja nienawidzę takich filmów )
    Ja tu się rozpisuje ale nie na temat. No więc wracając do głównej sprawy.
    Jejku rozdział jak zwykle cudo. Na ile wcześniej lubiłam Lily i Jamesa na tyle teraz ich nie znoszę. Co za okropne, zdziadziałe i niedorozwinięte barany. A ich syn Harres odziedziczył inteligencję po rodzicach, jak ja go nie znoszę, przypomina mi jedną osobę w klasie przez co jeszcze bardziej go nie lubię ����. Jak to dobrze że Syri i Remi troszczą się o mojego biednego Harrusia. Mam nadzieję że Sewuś będzie dobrze traktował Harry'ego. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. Weny życzę.
    ps. rozdziały będą nadal regularnie?
    ps.2 myślę że mój komentarz można spokojnie uznać za 2 lub 3 albo i 4 więc 2000 słów się należy tylko za mnie ����
    ps.3 to już ostatnie słowa przysięgam ���� Udanego weekendu majowego :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Już jesteś! Nie mogłam się doczekać i nie przeliczyłam się. :)
    Rozdział świetny, choć chciałabym przeczytać rozmowę z Syriuszem. Czekam na to!
    Pozdrawiam,
    Astra

    OdpowiedzUsuń
  8. JIIIIIIIIIIIIIIIiiiii~~!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Kolejny rozdział!! Szczerze muszę przyznać, że wchodziłam na bloga z raczej pesymistycznym nastawieniem, a tu proszę!! JIIIi, jak ja się cieszę~!!
    Zgadzam się z mirabellą, ja też nie znoszę tych Lily i Jamesa, a Harresa to już w szczególności, najchętniej to bym go wzięła i wykopała na drugi koniec półkuli przynajmniej (a najlepiej na Plutona albo i jeszcze dalej, hihi ;D). I ja też nie mogę się doczekać rozmowy z Syrim i w sumie to się nawet dobrze złożyło, że Harry znalazł te zdjęcia, bo ma dzięki temu dodatkowe dowody na to, że jest Harrym z przeszłości. Chociaż już samo to, że by o nim wiedział dużo by dało, no ale cóż... zawsze warto mieć jakieś dodatkowe dowody, nie..?
    A co do ilości komentarzy, to zastanawiałam się nawet, czy w takim razie nie rozbić moich wypocin na ileś-tam mniejszych części, np. jednozdaniowych(XP), ale w końu stwierdziłam, że pewnie byś tego nie uznała (lub nie przyjęła), więc zrezygnowałam... :( Ale mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział będzie dość szybko (choć też się nie zamęczaj ;p ^.^').
    Życzę Ci, żeby wena Cię nie opuściła, żebyś dalej miała chęci, no i czas na pisanie oraz żeby to nadal było dla Ciebie zabawą (bo mam nadzieję, że jest ^.^"). Pa pa~!!
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem jeszcze na etapie czytania tomu pierwszego,ale stwierdziłam,że napiszę komentarz pod tym rozdziałem jako mój przyczynek do powstania następnego rozdziału.Twoja opowieść mnie pochłonęła i czytam,świetnie piszesz ,niebanalna i ciekawa fabuła ,wciągnęła mnie w wir przeszłości i niecierpliwie czekam jak to wszystko poprowadzisz,nie czytam tego rozdziału,a uwierz nie jest mi łatwo,ale muszę być silna.Na razie huncfoci,Harry i Lilly mają noc duchów,więc jeszcze troszkę czytania przede mną.Weny życzę i czekam na nowy rozdział.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    cudownie, skąd się tam wzięły te zdjęcia, no çyba, że Syriusz podarował, aż boli mnie takie zachowanie Lilini Jamesa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    wspaniale, ale skąd się tam wzięły te zdjęcia? bardzo boli mnie takie zachowanie Lili i Jamesa...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń