Jest i nowy rozdział :) Co prawda trochę krótszy, no ale...
Nie wiem, co wam jeszcze napisać, więc przejdę od razu do odpowiedzi na komentarze:
Anonimowy - nie za tydzień tylko za dwa :) Zawsze dodaję rozdziały co dwa tygodnie... no chyba że mam nagły napad weny :D
Nati - nie wiem, co ci odpisać xD Pomfrey na pewno będzie miała suprajsika :D
F. - masz rację, szkoda rozstawać się z małymi Huncwotami, dlatego jeszcze na jakiś czas zostaną słodcy ^_^
Gabriela Black - uwielbiam robić zwroty akcji :D spodziewaj się ich sporo
Daga - fajnie, że zaczęłaś komentować. Doceniam każdy koment :D
Panna Riddle - ochów i achów będzie jeszcze sporo, bo nie zamierzam szybko pozbyć się malutkich Huncwotów... A Zozol dostanie po głowie, nie martw się :D (szczególnie za to, że jej się nie chce komentować)
K. - racja, moja wyobraźnie nie ma granic... aż się boję, co jeszcze mi do głowy przyjdzie ;)
Miss. Slytherin - miliony sprawdzianów? Miliardy! Codziennie jakiś! Idzie się załamać... Co do mojej wyobraźni, mam nadzieję, że nie przesadzę :D
Julia - nic się nie martw, nie zamierzam porzucać bloga, nigdy w życiu! Nawet jeśli będę dodawała rozdziały co miesiąc będę to robiła ;) Jeśli nic się nie zmieni to dodaję rozdziały co dwa tygodnie ^^
A teraz zapraszam do czytania!
~~~~~~~~~~
Budził się powoli czując przyjemny ciężar na swoim
brzuchu i klatce piersiowej. Niewielka, chłopięca dłoń leżała na jego piersi, a
ciepły oddech ogrzewał jego skórę przez cienki materiał bluzki. Westchnął z
zadowoleniem i poruszył się delikatnie, by zmienić pozycję. Jednak nie otworzył
oczu. W tym momencie nie obchodziło go to, że prawdopodobnie za niedługo ma lekcje i będzie
musiał wstać, by zmierzyć się z bandą pełnych energii dzieciaków. Teraz chciał
tylko móc leżeć i rozkoszować się tym przyjemnym uczuciem odprężenia, które
trzymało każdy jego mięsień .
Harry leżący na jego klatce piersiowej poruszył się
delikatnie, mrucząc coś przez sen. Biodro chłopca otarło się o jego krocze i
nie potrafił powstrzymać cichego westchnięcia, gdy zdał sobie sprawę z tego jak
bardzo jest twardy. Już chciał uchylić powieki, zobaczyć słodką twarzyczkę
chłopca, unieść się i dotknąć go, powtarzając to, co zrobili wieczorem, gdy do
jego uszu dotarła cicha, przytłumiona rozmowa prowadzona przez dwie osoby
stojące niedaleko łóżka, w którym leżał.
- ... i nie jestem pewna czy powinniśmy się śmiać, czy
płakać.
Odpowiedział jej chichot.
- Myślę, Minervo, że najpierw powinniśmy poznać przebieg
wydarzeń. Później zdecydujemy.
Wymiana zdań umilkła na chwilę. Czuł na sobie wzrok
dwójki obserwatorów, którzy najwidoczniej czekali, aż się obudzi. Zaczęło mu
się robić zimno ze strachu. Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji. A teraz
leży w jednym łóżku ze swoim uczniem, w dość dwuznacznej... nie... w
jednoznacznej pozycji. Jak im to
wytłumaczyć? Cholera!
- Lucas
– usłyszał bliżej siebie miękki głos dyrektora. – Wiem, że nie śpisz, drogi
chłopcze.
Westchnął i uchylił powieki, bojąc się ujrzeć twarz
staruszka. Starając się
wyglądać, jakby dopiero co się obudził, podniósł wzrok na Dumbledore’a.
- Albus? Co...? – ziewnął, zasłaniając sobie usta dłonią.
– Przepraszam.
- Nic się nie stało, mój drogi – uśmiechnął się dyrektor
i włożył rękę do kieszeni, wyciągając z niej małe pudełeczko. – Cytrynowego
dropsa?
McGonagall spojrzała na przełożonego ostro, mrużąc lekko,
błyszczące surowością, oczy.
- Albus – syknęła ostrzegawczo.
- Daj spokój, Minervo – uśmiechnął się radośnie siwowłosy,
chowając paczuszkę. – Jakoś nie widzę Lucasa w roli gwałciciela.
- Wyjaśnisz nam to, Lucasie? – spytała na pozór spokojnie
McGonagall, wskazując na śpiącego chłopca.
Would poruszył się lekko niespokojnie, ale zaraz
znieruchomiał, czując jak biodro Harry’ego, znajdujące się pomiędzy jego udami,
wbija się lekko w jego krocze. Stłumił jęk i zerknął na nauczycielkę
transmutacji błagając w myślach, by chłopiec leżący na nim się nie obudził i,
co ważniejsze, nie ruszał.
- W nocy śnił mu się koszmar. Strasznie się kręcił na
łóżku. Nie mogłem na to patrzeć. Obudziłem go, ale był strasznie roztrzęsiony,
więc go przytuliłem i... chyba zasnąłem – wyjaśnił, lekko mijając się z prawdą
i jednocześnie czując się tak, jakby całkiem ich okłamał.
- Rozumiem – uśmiechnął się Dumbledore. – Widzisz,
Minervo. Nic złego się nie stało.
- A dlaczego leżycie w taki, a nie inny sposób?
Nie zdążył nic na to odpowiedzieć, ani nawet pomyśleć nad
odpowiedzią, bo Harry poruszył się mocniej na jego klatce piersiowej,
naciskając sobą na jego nadal twardą męskość i wyrywając z jego ust głośny jęk.
Na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Cholera do kwadratu! Spojrzał na współpracowników mając nadzieję,
że myślą, że zareagował tak na ból, jednak gdy dostrzegł wyraz twarzy kobiety
cała nadzieja, której się tak mocno trzymał, prysła jak bańka mydlana.
- Wszystko w porządku, Lucasie? – zapytała McGonagall z
sugestywnym błyskiem w oku.
Cholera do sześcianu!
Odchrząknął zażenowany i wlepił wzrok w czuprynę chłopca.
- Tak, Minnie, wszystko ok – wymamrotał i położył dłonie
na biodrach Harry’ego, by je unieruchomić i ciesząc się w duchu, że ktoś
przykrył ich, po ramiona Pottera kołdrą.
- Lucas – Dumbledore spojrzał na niego poważnie. – Co się
stało?
Zerknął na przełożonego ze zdumieniem. Czyżby nie zrozumiał?
- Po prostu... Leży pomiędzy moimi udami. To nie moja
wina jak reaguje moje ciało – wymamrotał patrząc, miał nadzieję, szczerze w
oczy starca. Sekundę później te oczy rozbłysnęły iskierkami rozbawienia.
- Rozumiem. Postaraj się go nie obudzić. Nie chcesz chyba,
żeby się przestraszył.
Nagle Harry poruszył się znowu mamrocząc coś pod nosem i
zaciskając dłonie na jego koszulce. Nie spodziewawszy się tego, nie zdążył
przytrzymać silniej bioder chłopaka. Odrzucił głowę do tyłu wbijając ją w
poduszkę i jęcząc głucho. Jego oddech gwałtownie przyspieszył, gdy wzdłuż
kręgosłupa przebiegł mu słodki dreszcz przyjemności. Cholera! Do czwartej
potęgi. Oni mnie zabiją. Uchylił
niepewnie powieki, starając się uspokoić oddech i wyglądać na zakłopotanego.
Nie musiał się nawet bardzo starać z tym drugim. Czuł, że policzki mu płoną.
- Moglibyście... – odchrząknął cicho. – Moglibyście
zostawić mnie na chwilę samego? Obudzę go delikatnie i spróbuję ogarnąć.
- W porządku – uśmiechnął się Dumbledore, w którego
oczach nieprzerwanie błyszczały wesołe iskierki. – Właściwie Minerva już dawno
powinna być na pierwszej lekcji, a ja muszę załatwić parę spraw. Tak więc
wrócimy po lekcjach. Będziesz miał czas, by to wyjaśnić.
Chwilę później został prawie sam. Słyszał tylko jak pani
Pomfrey krząta się po swoim gabinecie, a w kołyskach cicho śpią dzieci.
Westchnął i delikatnie zaczął gładzić chłopca po miękkich włoskach. Zjechał
palcami na jego nosek, muskając go lekko, a potem rozchylił jego usteczka. Z
gardła Pottera wyrwało się ciche westchnięcie i w następnej chwili otworzył
swoje niesamowicie zielone oczka. Harry zamrugał szybko lekko zdumiony widokiem
wpatrzonego w niego Woulda, ale mimo to uśmiechnął się ślicznie.
- Dzień dobry, profesorze – mruknął sennie i z powrotem
przytulił policzek do klatki piersiowej nauczyciela.
- Jak się spało? – spytał blondyn, kątem oka obserwując
wejście do gabinetu pielęgniarki.
- Dobrze – zamruczał chłopiec z zadowolonym uśmieszkiem.
– Powtórzmy to kiedyś.
- Kiedy tylko chcesz, ale, proszę, nie w skrzydle
szpitalnym pod nosem Pomfrey i Dumbledore’a – szepnął zadziornie Lucas. Jego
oczy zabłysnęły, gdy na policzkach Harry’ego pojawił się rumieniec.
- Był tu? – zapytał przerażony, nie podnosząc głowy.
- Yhym. Powiedziałem mu, że miałeś koszmar i przytuliłem
cię, żebyś nie czuł się źle, a później zasnąłem. Mam nadzieję, że nie
wyprowadzisz go z błędu.
- Nie zamierzam – mruknął Harry czerwony na twarzy. Nagle z gabinetu pielęgniarki rozległ
się dziwny trzask. –
Co to?
- Chyba ktoś użył sieci Fiuu...
Do ich uszu doszedł przerażony głos Slughorna, który
pospieszał pielęgniarkę.
- Poppy? - zawołał
Would, kompletnie zapominając, że Harry leży na jego klatce piersiowej.
Kobieta wyjrzała szybko z gabinetu. Nie wyglądała na
zaskoczoną ich widokiem, więc mężczyzna stwierdził, że już ich prawdopodobnie
widziała. Mimo iż teraz skrzywiła się lekko, nie skomentowała. W jej oczach
błyszczał zbyt duży strach.
- Na eliksirach był wypadek. Muszę iść pomóc –
poinformowała, wkładając pospiesznie fiolki z eliksirami do kieszeni.
- Pomogę wam – zaoferował się natychmiast Would
zaczynając podnosić z posłania. Harry zsunął się z niego odsuwając na bok z
wystraszoną miną.
- Nie, Lucasie. Zostań tu z Harrym i chłopcami. Nie
wiemy, kiedy się obudzą. Damy sobie z Horacym radę. Ah, i rozłóż parawan wokół
was, na wszelki wypadek, jakbym musiała przyprowadzić tu kogoś.
- Dlaczego?
- Albus nie chce, by ktoś więcej wiedział o chłopcach.
Chce poczekać aż przyjedzie tu ktoś z ich rodzin.
- Kiedy przyjadą?
- Podobno dzisiaj. Albus powiadomił ich od razu po
zdarzeniu.
- Rozumiem – mruknął, opadając z powrotem na poduszkę. Po
chwili w skrzydle szpitalnym ucichło. Lucas westchnął cicho rozkoszując się
tym. Przestał myśleć o wypadku na eliksirach stwierdzając, że pielęgniarka da
sobie radę z doświadczonym mistrzem eliksirów zapanować nad sytuacją. Po chwili
wyciągnął rękę w stronę parawanu, jego oczy zrobiły się całkiem białe, a
zasłona rozłożyła się dookoła łóżka i kołysek. Ułożył się z powrotem na plecach
i spojrzał na Harry’ego błyszczącymi z rozbawienia oczami.
- Więc zostaliśmy sami – mruknął i delikatnie przyciągnął
do siebie chłopaka obejmując go w pasie.
- Prawie sami – sprecyzował Potter, wskazując brodą na
kołyski.
- Oj tam – zamruczał i zaczął całować linię jego szczęki,
kierując się w stronę ucha. Gdy lekko je
przygryzł, z gardła Harry’ego wyrwał się cichy jęk i chłopak przywarł mocniej
do ciała nauczyciela. Potter odchylił głowę do tyłu dając znak Wouldowi, że
może kontynuować, gdy nagle obok nich rozległ się cichy chichot. Podskoczyli w
miejscu i spojrzeli rozszerzonymi oczami na źródło dźwięku. Prawie natychmiast
odetchnęli z ulgą. To James, który stał w swoim kojcu trzymając się małymi
rączkami poziomego szczebelka postanowił dać o sobie znać.
- Ale nas przestraszyłeś – ofuknął malca Lucas chociaż w
jego oczach błysnęło rozbawienie. Uśmiechnął się lekko do Willowa i znowu
schylił się całując go w szyję.
- Um... profesorze... Może... Chyba trzeba dać mu mleko –
jęknął Harry, starając się odsunąć od mężczyzny.
- Mhym – mruknął Lucas, schodząc ustami niżej, aż dotarł
do krawędzi koszulki chłopaka. Wsunął dłonie pod nią delikatnie zahaczając
palcami o sutki Pottera. Ten szarpnął się i zacisnął zęby na pięści, by nie
jęczeć zbyt głośno. – A co jak... ach!... Co jak będą pamiętać to co robimy?
Would uniósł głowę zerkając na twarz ucznia.
- Nie powinni tego pamiętać. Są maleńkimi dziećmi, ale
jak tak bardo ci to przeszkadza to kontynuujemy kiedy indziej.
Harry pokiwał głową, starając się uspokoić urywany
oddech. Would ułożył się ponownie na plecach i spojrzał na Jamesa, który zerkał
na nich swoimi wielkimi czekoladowymi oczkami. Oczy Lucasa błysnęły wesołością,
gdy uniósł dłoń i chłopiec zaczął unosić się w powietrzu. Wylewitował malca nad
łóżko słuchając jego zadowolonych pisków.
- Przejmij go ode mnie, Harry – mruknął Would, ze
skupieniem obracając dłoń trzymaną w powietrzu.
- Co? Nie, nie dam rady!
- Na trzy, Harry. Raz...
- Nie, profesorze, proszę!
- Dwa...
- Nie... Nie...
- Trzy!
Harry uniósł z paniką dłonie, nie chcąc, by jego przyszły
ojciec robił sobie
krzywdę. James opadł gwałtownie na moment, ale w następnej chwili znowu zaczął
unosić się jednostajnie powoli wirując. Willow odetchnął lekko i na jego twarzy
pojawił się zadowolony uśmieszek. Udało się? Zerknął na Woulda z radosnym uśmiechem.
Gdy ich spojrzenia się spotkały zauważył, że oczy mężczyzny rozszerzają się
mocno, gdy unosi szybko dłoń i w ostatniej chwili podtrzymuje Jamesa w powietrzu.
- Uff... – mruknął profesor i delikatnie opuścił małego
Pottera na swoją klatkę piersiową. – Było blisko.
- Przepraszam! – jęknął Harry z przerażeniem. –
Przepraszam, ja...
- Spokojnie, Harry. Nic mu nie jest. Widzisz?
Willow spojrzał na gaworzącego w swoim języku chłopca i
uśmiechnął się z ulgą.
- Trzeba go nakarmić – stwierdził nauczyciel. Wstał
powoli z malcem na rękach. Chwycił butelkę z ciepłym mlekiem, która stała na
szafce nocnej i ułożył Jamesa w swoich ramionach zaczynając go karmić. Malec
zamknął oczka, zacisnął piąstki na rękawie nauczyciela i zaczął ssać mleko.
- Smacznego, malutki – zamruczał blondyn i mocniej
przytulił chłopca.
- Lubi pan dzieci? – spytał Willow.
- Oczywiście, przecież uczę w szkole... Ale... Nigdy nie
będę mieć swoich.
- Dlaczego? Nie chce pan?
- Nie chodzi o to, że nie chcę. Ale... Drugi mężczyzna
raczej dziecka mi nie da, prawda?
Harry oblał się rumieńcem i odwrócił wzrok.
- Czyli chciałby pan?
- Gdyby tak szło – westchnął nauczyciel, kołysząc lekko
Jamesa dalej przyssanego do butelki. – Gdyby dało się być gejem i mieć z tym,
kogo się kocha gromadkę dzieci...
Profesor nie dokończył odwracając się w stronę okna i
wpatrując się w krajobraz za nim. Była piękna pogoda i dzieciaki, które nie
miały zajęć łaziły po błoniach i grzali się w promieniach słońca. Lucas
westchnął i odłożył nakarmionego chłopca do kojca. Jednak malec od razu
zaoponował na takie traktowanie. Wstał chwiejnie i złapał się szczebelka piszcząc
cicho. Would zachichotał z rozbawieniem i z powrotem wziął dzieciaka na ręce,
sadzając go sobie na biodrze. Spojrzał na Harry’ego, który zdążył położyć się
wygodnie, przytulając głowę do poduszki.
- Co teraz? – spytał go poprawiając ułożenie trzymanego malca.
- Mnie się pan pyta?
- No – wyszczerzył się Would. Po jego smutku nie zostało
ani śladu.
- Hymm... Powinniśmy go czymś zająć.
- Rajca – podrzucił lekko Jamesa, który zaczął wiercić
się z niecierpliwością w jego ramionach. – To w co się pobawimy?
^^^
Harry obudził się, mając dziwne wrażenie, że ktoś go
obserwuje. Leżał chwilę bez ruchu, słysząc tylko pielęgniarkę w gabinecie i
spokojny oddech Woulda obok swojego ucha. Gdy tylko dzieciaki zasnęły oni też
ucięli sobie popołudniową drzemkę, zasypiając tam, gdzie położyli głowy.
Okazało się, że opieka nad czwórką dzieci to jednak nie taka prosta sprawa.
- Och... Anastazja – doszedł do uszu Harry’ego zdumiony
głos pielęgniarki. – Przyszłaś sprawdzić co z twoim bratem?
- Tak... Właściwie to już wychodziłam, ale chciałam się
jeszcze zobaczyć z profesorem Wouldem. Od dawna go nie widziałam – odparł
słodki, kobiecy głos, który od razu skojarzył się Harry’emu z domem. Kobieta
brzmiała tak, jakby dopiero co wyszła z kuchni, by powitać przystojnego męża i
przytulić dzieci wracające ze szkoły.
- Rozumiem. Ale nie budź ich, proszę. Dzieciaki na prawdę
dali im w kość.
- Dobrze. Jeszcze chwilkę tu posiedzę i pójdę.
Pani Pomfrey zniknęła w gabinecie, a kobieta siedząca
koło łóżka westchnęła miękko. Nagle Harry poczuł oddech na swoim czole, a w
następnej chwili został na nim złożony delikatny pocałunek. Kobieta przesunęła
się bliżej i jeszcze trochę nachyliła, by szepnąć do ucha Woulda:
- Nie zrań go... I siebie przy okazji też.
Potter otworzył gwałtownie oczy, nie potrafiąc dłużej
wytrzymać. Zamarł, wpatrując się w czarne jak obsydian oczy, na które opadała
równie czarna grzywka. Mierzyli się przez chwilę zdumionymi oczami, aż w końcu
kobieta odsunęła się jak oparzona. Mogła mieć nie więcej niż 20 lat. Była
niesamowicie szczuła, ale mimo to zaokrąglona tam gdzie powinna. Jej włosy były
spięte w luźny kucyk, z którego uciekło parę kosmyków otulając jej twarz. W
skrócie... Była piękna.
Harry patrzył na nią chwilę w totalnym oszołomieniu. Kim ona jest? I skąd
zna Lucasa? Może... Oni... Nie. Przecież on jest gejem.
- Cześć – uśmiechnęła się. – Nazywam się Anastazja
Collins. Nie chciałam cię obudzić i przestraszyć.
- W porządku, proszę pani. Słyszałem, że chciała się pani
widzieć z profesorem Wouldem.
- Tak. Uczył mnie jak chodziłam do szkoły... To już
będzie pięć lat od kiedy skończyłam Hogwart.
Aż pięć? Nie
wygląda... Chyba, że...
- Pani... dobrze zna profesora?
- Dość dobrze. Udzielał mi prywatnych lekcji, więc
zdążyłam go poznać trochę bardziej niż inni.
- Prywatnych lekcji?
- Tak – uśmiechnęła się. – Stwierdził, że mam potencjał i
pokaże mi trochę więcej.
- Mi też udziela prywatnych lekcji – zaryzykował Harry.
Musiał wiedzieć czy ona też ma takie same niesamowite zdolności. Pani Collins
spojrzała na niego z zdumieniem, ale sekundę później znowu się uśmiechała.
- Ogień – powiedziała tylko, wpatrując się w twarz
Willowa.
- Um... wszystkie żywioły, proszę pani.
Anastazja spojrzała na niego w szoku.
- Jesteś Panem Żywiołów! – pisnęła w końcu z zachwytem.
Harry nie zdążył nic na to odpowiedzieć, bo leżący koło niego Would wziął
głębszy oddech, budząc się. Blondyn mruknął coś pod nosem i otworzył błękitne
oczy, rozglądając się dookoła.
- Anastazja? Co ty tu robisz?
- Przyszłam odwiedzić brata. I... Przy okazji ciebie –
wyszeptała z delikatnym uśmiechem. – Dawno się nie widzieliśmy.
- Tak – mruknął Lucas, przeciągając się lekko. – Ostatnim
razem jakieś 5 lat temu, jak zaczęłaś naukę w Centrum. Żałuję, że nie mogłem
być twoim nauczycielem.
- Ja żałuję, że nie widzieliśmy się po tym, jak
skończyłam naukę. Gdzieś ty się w ogóle podziewał? – spojrzała na niego surowo.
- To to, to tam – wyszczerzył się Would. – Trochę
podróżowałem...
- Ale i tak w końcu wróciłeś do Hogwartu.
- Rodd kazał mi uczyć tu, co jakiś czas i sprawdzać
uczniów. Wiesz, że jest uparty jak osioł – westchnął ze skrzywieniem.
- Eh, stary kochany Michael. Rozumiem cię całkowicie. No,
ale znowu ci się udało!
- Huh? – nie zrozumiał blondyn.
Czarnowłosa roześmiała się serdecznie i wskazała głową na
Harry’ego.
- O niego mi chodzi! Mała perełka wśród magów żywiołów.
Potter oblał się rumieńcem, a Lucas roześmiał się równie
wesoło jak Anastazja i przytulił chłopaka do siebie.
- Masz rację. Miałem niesamowite szczęście. Akurat ja
trafiłem na dzieciaka umiejącego władać wszystkimi żywiołami – Would pokręcił z
niedowierzaniem głową. – Nie sądziłem, że mam aż takie szczęście.
- Ja też – zachichotała kobieta i spojrzała miękko na
Harry’ego. – Mam nadzieję, że jak trafisz do Centrum to spotka mnie ten
zaszczyt i będę mogła cię uczyć magii ognia.
- Um... Ja też nam nadzieję, że to pani będzie mnie uczyć
– uśmiechnął się nieśmiało Harry.
Collins roześmiała się i poczochrała blond włosy
chłopaka. Chwilę później jednak zmarkotniała.
- Niestety muszę już iść. Mój mąż, Christian, na mnie
czeka. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
- Na pewno – uśmiechnął się Lucas.
- Profesorze? – zagadnął Harry, gdy zostali sami.
- Tak?
- Kiedy zabierze mnie pan do Centrum?
- Nie wiem, młody. Musisz mieć trochę więcej lat.
- Dlaczego? – jęknął Potter. – Chcę się uczyć jak władać
tymi głupimi żywiołami.
- Wiem, wiem. Musisz być trochę starszy, bo nie wiadomo
jak zareagujesz na pętlę czasową. Nie chcę, żeby stała ci się krzywda –
wyszeptał Would, przyciągając chłopaka mocniej do siebie.
- Pętla czasowa?
- Nauka trwa około półtorej roku. Ale w Centrum pod pętlą
czasową minie tylko tydzień.
- Och... Rozumiem.
Nagle od strony kołysek rozległ się płacz. Lucas i Harry
jęknęli i spojrzeli na siebie ze zrezygnowaniem.
- No, cóż... To sobie pospaliśmy – mruknął Would i wstał,
by zając się płaczącym malcem.
~~~~~~~~~
Nie zapomnijcie skomentować!!!
Uwielbiam tych chłopców! Czyli jednak ich nakryto! Biedny Lucas i jego problem po obudzeniu. Coś mi się wydaje, że jednak chłopcy będą pamiętać ten okres w końcu to ludzie! Ja na przykład nie pamiętam okresu, gdy miałam 5 lat, bo to było wieki temu, ale wiem, że wtedy też miałam wspomnienia! Zastanawiam się gdzie twój blog bardziej mi się podoba czy na telefonie (i magia tych oczu) czy na komputerze (i magia postaci, które idealnie pasują do bloga). Ja już chcę nowy rozdział po przeczytaniu po prostu mi się żal zrobiło, że to już koniec. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i z tego, co zrozumiałam w następnym tytule to Harry spotka się z dziadkami. Dlaczego to się na dziś skończyło? Życzę weny. Leniwa Nati, która ledwo wstała z łóżka i już marudzi.
OdpowiedzUsuńNo no Lucas wymyślił całkiem dobrą wymowke i gdyby nie te drobne sytuacje myślę że wszyscy by mu uwierzyli. Podoba mi się pomysł z tym Centrum które jest pod pętla czasową i nie mogę się doczekać aż Harry tam trafi. Anastazja wydaje mi się miła tylko zastanawiam się co oznaczały te słowa skierowane do profesorka. Rozdział świetny ale liczę że następny będzie troszkę dłuższy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gabriela Black
Kyaa!! Słodkiee~! Hahah, ale sytuacja z początku po prostu cudna!!! I mi tez się coś zdaje, że chłopcy to mogą pamiętać, hihi.. I też chcę już następny rozdział, bo jestem MEGA ciekawa, jak opiszesz to spotkanie.
OdpowiedzUsuńNo, nic. Przepraszam, że tylko taki, ale jest już późno, a poza tym jeszcze tata chce tu wejść, bo na drugim coś mu nie wychodzi, czy coś...
Pozdrawiam gorąco, życzę MEGA WENY, sporo CZASU i WIELKICH CHĘCI na dalsze pisanie!!!
~Daga ^.^'
Heh, super rozdział. Naprawdę, dobrze napisany i ciekawy.
OdpowiedzUsuńHaha! Przyłapali ich! No nie wiem jak wrażenia inny, ale ja prawie popłakałam się...
Jeszcze ta nieświadomość Dropsa... Haha :D
Zastanawiałam się chwile nad znaczeniem wypadku w klasie, ale w końcu doszłam do wniosku, że to zdarzenie powstało tylko dla Anastazjii :)
Weny życzę!
love. ♥
Infinity ∞
Merlinie, tak długo nie byłam na twoim blogu >< Tyle rozdziałów było do nadrobienia... *rozmarzona mina* Niestety, za szybko się skończyły i mam niedosyt. Bardzo poważny niedosyt.
OdpowiedzUsuńI taaaak, Lucas jednak nie dał rady oprzeć się urokowi Harry'ego <3 Kocham cię za te wszystkie wątki z nimi :D A ta akcja w szpitalnym łóżku w tym rozdziale... bezcenna :D Więcej takich proszę :P Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale wydaje mi się, że te małe, słodkie bobasy jednak rozumieją więcej, niż im się wydaje ^^" Byłoby ciekawie, gdyby naprawdę tak się stało.
No i, muszę ponarzekać, przepraszam ;-; Mam ochotę rozerwać Jamesa na strzępy za to jak się zachowuje w stosunku do Harry'ego. Naprawdę! Nawet nie dał mu się wytłumaczyć, Lily też nie słucha, a jeszcze jego mały móżdżek źle wszystko zrozumiał i poleciał wyżyć się na biednym Sevie (którego swoją drogą bardzo polubiłam *-* ). Jednak James też potrafi być tępy >< Ach, co ta miłość robi z ludźmi... A skoro już marudzę, to muszę wspomnieć o Syriuszu. Kurczę, przyjaciel, nie przyjaciel, ale mógłby sam użyć mózgu, a nie kierować się tym, co mówi James.
Dobra, trochę ochłonęłam, więc mogę przejść do następnej części. Mianowicie: zakochałam się w twoim opowiadaniu! Nieważne, że niedawno pojawił się ten rozdział, ja już chcę następny, a potem kolejny i tak dalej *-*
Życzę weny, trzymam kciuki i mam nadzieję, że James się w końcu ogarnie, a życie łóżko... khem, prywatne (ładniej brzmi :D ) Harry'ego i Lucasa będzie kwitło i kwitło :D
Mmm... Krótki, miły rozdział na poprawę humoru... Nice ;)
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie ta kobieta... Anastazja! Szkoda że jest jako tło... :( W Portugalii byłam i tak sobie myślałam kiedy rozdział... Wchodze przypafkirm na bloga, a tu myk! I jest notatka! Wymówka Woulda ♡ We love it! Mój 4 letni kuzyn męczy mnie po kilka godzin, a potem jeszcze żelki kradnie! (A to menda...) Więc wiem jak to jest był wymęczonym przez dziecko ;)
Weny życze!
Miss. Slytherin ♥
Kiedy następny? Nie mogę się doczekać następnego! Rozdział dobry jak zawsze weny Majka ;)
OdpowiedzUsuńNo to teraz tylko czekac na nowe rozdziały...
OdpowiedzUsuńJuz sie przyzwyczailam do romansu pomiedzy harrym i profeseorem ...:-P
Mam nadzieje ze te dzieciaki nie beda pamietać co widzieli w skrzydle szpitalnym ... Zabawnie byloby patrzeć na nich jak spią ( no nauczyciel i harry) i ta mina minewry na to ze psorek jęknął... Z pomudzenia :-)
Hahh
Ok pozdrawiam cie i życze cie weny :-)
Witam,
OdpowiedzUsuńtak te malce są urocze, ciekawe czy dyrektor coś podejrzewa w sprawie Harrego i Lucasa...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Elo,
OdpowiedzUsuńRomansidło kwitnie. Oby dzieciaki nie pamiętały co widziały. A jak one rozrabiają! Dyrektor coś podejrzewa? A może mimowolna zgoda (nie!) Pozdrowionka -
Amei
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, tak te malce są urocze, dyrektor coś podejrzewa w sprawie Harrego i Lucasa?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńmaluchy są urocze, choć zastanawiam się czy dyrektor wie o relacjach Harrego i Lucasa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Małe diabełki i Severus jako dzieci... fantazja. Wena jest z Tobą 😊
OdpowiedzUsuń